Syndrom Hollywood i okres przedreleasowy
Ostatnio rozglądając się po internecie i odkryłem przyczynę, dla której nie potrafię się cieszyć wieloma grami: straszliwa ilość informacji ujawniana przed premierą gry.
W dzisiejszych czasach jesteśmy bombardowani szczegółami na temat każdego bossa, poziomu, przedmiotu i mechaniki ponad rok przed wydaniem gry. Zespoły marketingowe karmią nas trailerami i filmikami, na których pokazuje się nam gdzie został umiejscowiony każdy promień padającego światła, jak myśli to AI, jakie motywy kierują tamtym bossem itp. itd. To już standard nawet w przypadku first-person shooterów, które przez miesiąc pozostają na etapie bety.
Do czego to doprowadziło? Myślenia typu 'należy mi się' i poziomu toksycznej atmosfery na forach, przy którym Czernobyl wygląda czysto. Mamy graczy wrzeszczących na oficjalnych forach jak rozpuszczone dzieci, bo developer ośmielił się nie ujawnić wszystkich sekretów w grze zanim w ogóle wyszła. Takie bachory wpadają w szał jeśli minie tydzień bez updatu (patrzę w kierunku Starbound).
Moim zdaniem takie praktyki odbierają grom wiele magii. W ciągu ostatniego roku zauważyłem, że najbardziej jarałem się grami, które ignorowałem do dnia premiery, lub odkryłem jakiś czas po niej. Pomyślcie jak było powiedzmy ponad dekadę temu: przeczytałeś zapowiedź w jakimś magazynie, może pograłeś w demo, może obejrzałeś pudełko w sklepie, żeby sprawdzić, czy wygląda interesująco. Jeśli miałeś szczęście może przeczytałeś recenzję na swoim 56k łączu. Ale na pewno nie spędzałeś 6 miesięcy dywagując na temat balansu jakiejś broni w grze, w którą nawet nie grałeś.
Polecam przekonać się na własnej skórze - odejść na krok od rozpatrywania pod wszystkimi kątami każdej drobnostki, którą zaserwowali marketingowcy, i sprawdzić, czy przyjemność z gry nie stanie się większa, a ocena gry bardziej obiektywna.
2 Comments
Recommended Comments