War of the Vikings - pierwsze wrażenia
Swoją przygodę z alphą War of the Vikings zacząłem od kupna Humble Weekly Sale, w którym to Paradox wystawił swoje produkty. Szczerze, to nie wiedziałem nawet o tym, że dostanę tę grę w zestawie, bo kupiłem go dla zupełnie innej produkcji, ale gdy tylko odpaliłem kontynuację War of the Roses zakochałem się w niej.
Na samym wstępie dodam, że nie jestem fanem pierwszej części, przestałem w nią grać równie szybko jak zacząłem. Ucieszyłem się, gdy po pierwszych dwudziestu minutach spędzonych w War of the Vikings zobaczyłem, że większość z rzeczy, które nie przypadły mi do gustu, zostały w tej produkcji zmienione na lepsze.
Cała rozgrywka polega na walce pomiędzy Wikingami, a Saksonami i toczy się tylko przez multiplayer. Każda ze stron ma do wyboru te same klasy postaci, czyli tarczownik, topornik i łucznik. Jest to moje własne tłumaczenie z angielskiego i mam nadzieję, że nie brzmi głupio, a obrazuje wygląd tych trzech specjalizacji. Mi osobiście najprzyjemniej grało się tym pierwszym, ale na nie zdarzyło mi się, żeby na serwerze nie było przynajmniej paru reprezentantów danej profesji.
Tarczownicy mają do dyspozycji miecz jednoręczny i drewnianą tarczę, a za pasem trzymają dwa toporki do rzucania. Ich atutem jest to, że często mogą używać specjalnego ciosu, czyli długiego pchnięcia i są szybsi, jeśli kogoś gonią, a potem przy użyciu tarczy mogą ich przewrócić i dobić. Topornicy używają wiadomo jakiej broni, a na podorędziu mają aż sześć noży. Dobrze sprawują się w walce z tarczownikami, których mogą unieszkodliwić uderzeniem z wyskoku. Łucznicy zwalczają przeciwników ze sporych odległości, ale są również bardzo zabójczy w walce w zwarciu. Do obrony na krótki dystans mają mały toporek, który nie zadaje dużych obrażeń, ale można uderzyć z obrotu i jeśli ktoś nie sparuje tego ciosu, to czeka go szybka śmierć, a często też dekapitacja.
Z rzeczy zmienionych względem War of the Roses chyba najbardziej mnie ucieszył zmieniony system dobijania. Jak w pierwszej odsłonie trzeba było robić jakieś tajemnicze wygibasy nad powalonym przeciwnikiem przez pięć sekund, tak w War of the Vikings wystarczy chwila na zatopienie ostrza w ciele leżącego wojownika. Wyrzucono też poddawanie się, teraz gdy zdecydujemy się na natychmiastowy respawn zamiast czekać na pomoc zwyczajnie umrzemy. Dzięki temu na polu walki nie ma takiego chaosu, bo nie widać za każdym rogiem klęczącego rycerza. Dodany został też system grup, ale póki co ogranicza się on tylko do podświetlania na zielono ludzi, którzy są z tobą w jednej ekipie, ale ma to zostać bardziej rozbudowane.
Na uwagę zasługują również animacje i wygląd wojowników. Chociaż jest to dopiero alpha, to modele postaci są dopracowane i nie zauważyłem jakiegoś znaczącego błędu. Czasem tylko szwankowały hitboxy i spotkałem paru brodaczy z toporkami wbitymi w czerep, ale nie wątpię, że zostanie to niedługo poprawione. Żeby nie było tak dobrze, muszę też ponarzekać na parę błędów i niedogodności, których nie udało się uniknąć. Przede wszystkim po zakończeniu rundy nie da się jej opuścić, tylko trzeba czekać, aż kolejna bitwa się zacznie. To jest kompletny nonsens i nie wiem czemu nie zostało to poprawione jeszcze przed early access. Chciałbym też mieć możliwość zobaczenia na tabeli wyników, kto ma jaką klasę, żebym mógł łatwiej dostosować swój wybór do całej drużyny, co jest aktualnie nie możliwe. Jeśli chodzi o sam wybór postaci, to niestety nie da się przeczytać umiejętności danych klas, ponieważ gdy się zjedzie myszką z nazwy profesji, to automatycznie wyrzuca nas do tarczownika.
Jeśli teraz miałbym oceniać War of the Vikings, to gra dostałaby ode mnie dobrą ocenę. Chociaż jest to jeszcze alpha to już jest diabelnie grywalna, chociaż powtarzalność map i klas po jakimś czasie sprawia, że nie ma się ochoty do tego wracać. Póki co jednak produkcja zapowiada się dobrze, więc będę czekał z niecierpliwością do premiery i mam nadzieję, że uda mi się dostać ją do recenzji!
3 komentarze
Rekomendowane komentarze