Apel do nauczycieli, nie dajmy się zwariować
Polską edukację znam z autopsji. Nie ja jeden, zapewne większość Polaków w moim wieku i nieco starszych może spokojnie nazwać się znawcami tematu. Części z nich przysługuje nawet tytuł doktora habilitowanego leserstwa... Hmmm... Wpiszę to sobie na Fejsa, pasuje do mnie jak ulał. Otóż nie tak dawno dotarł do mnie link do obrazka z Kwejka. Wiem, wiem. Kwejk to kiepskie źródło, jednak nie da się ukryć że strony tego typu są w czasach obecnych potężnym medium, notującym setki tysięcy wyświetleń dziennie i często pojawia się na nich wiele takowych apeli, mniej lub bardziej poważnych. Oto ostatni, traktujący o polskiej edukacji.
Pod obrazkiem rozpoczęła się bardzo ciekawa, choć nie zawsze merytoryczna dyskusja na ten temat.
Uczeń też człowiek - zgoda. Salvador Dali rzekł nawet kiedyś żebyśmy nie bali się doskonałości, gdyż nigdy jej nie osiągniemy. Ale też doskonale wiem jak wygląda to zapominanie prac domowych, książek i tak dalej. Można zapomnieć raz, dwa - od tych razów są nieprzygotowania. Ale nie dwadzieścia, lub codziennie na każde zajęcia. Brzmi trochę jak hipokryzja, w końcu sam często miałem z tym problemy, ale miałem wówczas pewne obowiązki(noszenie książek, prace domowe) i wiedziałem że nie wykonując ich nie mam prawa niczego wymagać od nauczyciela.
Nauczyciel - zada i ma wolne. No nie do końca. Zapytajcie o to swojego nauczyciela, każdy z nich ci powie że jego praca nie kończy się po tych kilku godzinach w szkole. Potem musi zająć się rodziną, przygotować się na zajęcia, sprawdzić klasówki i jeszcze dodatkowo dostaje od ustawodawcy mnóstwo papierkowej roboty, która niczemu nie służy, ale ma być zrobiona i już. A weźcie jeszcze pod uwagę że jeśli nauczyciel przygotowuje dodatkowo olimpijczyków to już w ogóle ma grafik wypełniony na całą dobę, nie rzadko nie mając nawet czasu żeby się położyć.
Dlaczego w ogóle nauczyciele zadają pracę domową? Żeby przyśpieszyć program. Gdyby nie to nauczyciele realizowaliby program do gimnazjum nie trzy, a co najmniej pięć lat. A przecież nikt nie ma tyle czasu żeby siedzieć pięć lat w gimnazjum i kolejnych pięć potem w liceum. Tym bardziej że przecież większość materiału w liceach to, trochę tylko rozszerzona, powtórka z gimnazjum, nie ukrywajmy.
Jesteście po to by nam wytłumaczyć. Nie ukrywajmy, wszyscy uczniowie, nawet ci u których cecha ta jest dość wątpliwa, uważają siebie za osoby inteligentne. Otóż osobie inteligentnej wystarczy wytłumaczyć coś raz, może dwa. Natomiast weźmy też poprawkę na to że uczniowie rzadko kiedy proszę nauczyciela o ponowne wytłumaczenie czegoś i w tym cały jest ambaras. Osobiście nigdy nie spotkałem się z sytuacją w której prośba "proszę pana, mógłby pan powtórzyć, bo nie zrozumiałem" spotkała się z negatywną reakcją nauczyciela. Dlatego tytułuję się wciąż debilem matematycznym, gdyż jest to jedyny przedmiot, z którym miałem problemy a poświęcałem jego nauce nawet pięć razy więcej niż całej reszcie razem wziętej.
Chcąc być kimś nie potrzebuję czegoś. To akurat argument z komentarzy. I to błąd, ponieważ nie zawsze jesteśmy w stanie zaplanować swoją ścieżkę kariery. Doskonała riposta znalazła się z resztą tuż poniżej
na cholere uczyc mi sie krajow, stolic, miast na geografii... a potem zostalam spedytorem miedzynarodowym.
Pada tu też nazwa zawodu: weterynarz. Otóż moje dziennikarstwo to przy studiach medycznych (również weterynarii) prawie jak wakacje. Tym bardziej że ja dziennikarzem zostać raczej nie zamierzam, a student medycyny raczej celuje w zawód lekarza. Mimo to zdaję sobie z tego sprawę, że to co mnie czeka przez najbliższe pięć lat sprawi że będę chciał wrócić do szkoły. A to tylko przedsionek do dalszego życia.
Ale że uczeń nie chce się uczyć to w porządku - niech się nie uczy. Rąk nam trzeba do układania kostki, obsługi zagęszczarki i zamiatania świeżo położonego chodnika. Robota niezbyt ambitna, ale dycha za godzinę to godziwy zarobek.
Byłem w gimnazjum, byłem w liceum, narzekałem że za dużo zadają, ale zdaję sobie też sprawę że byłem patentowanym leniem i przy odrobinie wysiłku cały ten program mógłbym wciągnąć nosem. I dziś żałuję, że taki byłem, bo zdaję sobie sprawę że mógłbym teraz być na Oxfordzie, Harvardzie, Toudai, czy gdzie tam bym sobie chciał.
Ale nie, jestem na cholernym UW i czekam czy przeżyję odsiew pierwszorocznych, czy zostanę bezrobotnym, lub gościem do łopaty.
Ale żeby nie było tak źle, mam pewien patent dla uczniów. Jutro rano, gdy wejdziecie do szkoły po prostu podejdźcie do nauczyciela i podziękujcie mu za to że poświęca swój czas, za swoją marną pensję, usiłując was czegoś nauczyć. Wiele może nie da, ale wielu nauczycieli dobrze patrzy na takich ludzi. Spróbować nie zaszkodzi
A tymczasem ja wracam do chorowania, nie ma to jak się wyłożyć tydzień przed rozpoczęciem studiów, nie?
26 komentarzy
Rekomendowane komentarze