Cod oraz Battlefield - gry dla dzieci.
Niewiedza to błogosławieństwo. Chociaż klienci Amber Gold mogą mieć inne zdanie. No, ale w niektórych aspektach życia te powiedzenie się sprawdza. W latach szczenięcych miałem w poważaniu politykę (teraz w sumie też), podatki, i wiele innych przyziemnych spraw (jak chociaż wyrzucanie śmieci na polecenie rodziców). Nie wiedziałem też, czym jest tryb multiplayer, oczywiście z powodu braku Internetu, który wtedy dopiero w Polsce raczkował. Nawet kiedy już uświadomiłem sobie że te puste ?plansze? w Half-Life nie są do radosnego biegania i walenia z pukawek w ściany, lecz do spróbowaniu swoich sił z innymi graczami stwierdziłem że wolę jednak tryb fabularny (w sumie w tej grze nadal to się sprawdza).
No i w końcu wyszło Call of Duty . A po nim Call of Duty 2, które zaczęło powoli skupiać się także i na trybie wieloosobowym. Grało się całkiem przyjemnie. Wybierało się klasę postaci, i wpieriod, za wszystkie nieodrobione prace domowe i o(b)lane klasówki ! Nie wiem czy miałem wyjątkowe szczęście z graczami na serwerach ale wtedy jakoś mało kto lubował się w graniu snajperem, prawdopodobnie ze względu na stosunkowo małe mapy (w porównaniu do dzisiejszych gier) więc nie było za wielu radosnych camperów sprzątających ciebie z dwóch kilometrów.
W tym samym roku wyszedł także Battlefield 2. Wtedy stwierdziłem, że to jest gra, dla której chętnie kupiłbym nowy komputer, gdybym miała pieniądze. Gra, która nie posiadała żadnej kampanii, ale jej tryb wieloosobowy powodował u mnie opad szczęki.
Listopad 2007 roku, ma miejsce premiera Call of Duty: Modern Warfare. Gracze rozpływają sie w samych superlatywach nad filmowością kampanii, ale także nad, nie bójmy się tego stwierdzić, rewolucyjnego systemu klas, a raczej ich braku. Od tej pory każdy sobie sam wybiera zdolności, jakimi odznacza się w polu jego wojak oraz podręczny sprzęt. System, który według mnie okazał się ofiarą własnego sukcesu.
Obecnie customizacja jest standardem w prawie każdej grze FPS z trybem sieciowym. Oczywiście najbardziej rozwinięta jest w serii Cod, i BF. Wydawałoby się, że to całkiem fajny i dający wiele frajdy aspekt motywujący do grania. Zdobywając punkty za określone akcje w grze (pokonanie wirtualnego żywota przeciwnika, zajęcie konkretnego punktu na mapie, itp) gracz już nie tylko pnie się w rankingu zdobywając sławę absolutnego pro- uber- mastera, ale odblokowuje sobie dostęp do nowej broni, zdolności, czy też przeróżnych dodatków jak kamuflażu postaci (zwłaszcza twarzy w Cod) bądź wizytówki, która wyświetli się przeciwnikowi na ekranie po jego sprzątnięciu.
Jest jedno ale. A raczej dwa. Jedna pukawka jest lepsza od drugiej, i to samo tyczy się dodatków oraz zdolności. Wpływa to ujemnie na zbalansowanie rozgrywki czy też powoduje takowy brak. Nie mam jednak większych pretensji do developerów za to, w końcu od dawna takie przypadki miały miejsce. Przy tak dużym wyborze sprzętu coraz trudniej sprawić by dany typ sprzętu nie dawał za wysokiej przewagi nad innymi graczami (nie tak dawno w Black Ops 2 wszyscy latali z pistoletami maszynowymi, dopóki w patchu nie zwiększono ich odrzutu).
Problem jednak leży w drugiej skazie, a mianowicie czasu potrzebnego do uzbierania danej puli punktów które odblokują wymarzoną broń bądź ekwipunek który pasował by do naszego stylu grania (czytaj : pozwoli nam w końcu ubić tych drani którzy bez przerwy posyłają nam kulkę). Czasu, który również pozwoli nam zaznajomić się z mapami, zwłaszcza w Battlefieldzie, w którym są one naprawdę spore. Czasu, którego jak się później okazuje jest za mało.
Za mało, ponieważ po odejściu od gry na głupie dwa tygodnie nagle lwia część graczy osiągnęła ostatnie lub przedostatnie poziomy postaci, znają na wylot każdą mapę, i pewnie potrafiłaby wytropić Osame bin Ladena szybicej od CIA, gdyby tylko dać jegomościom zdjęcia satelitarne jego potencjalnych kryjówek. Łażą ci takie zmutowane gekony, które odstrzelą ciebie z końca mapy z precyzją ?Białej Smierci? i Zajcewa razem wziętych, bądź zadźgają nożem biegnąc z prędkością społeczności lokalnej na posezonowe wyprzedaże w najmniej spodziewanym momencie. Próbowałem to negować, wmawiając sobie, że to ja jestem za słaby w te klocki, zwykły noob ze mnie, gra jest dobra, itp., ale nie... to się sprowadza przecież do tej samej rzeczy. Żeby zaznajomić się z grą, mocnymi i słaby stronami sprzętu, bądź danej lokacji na mapie trzeba po prostu grać, ergo, mieć na to sporo czasu. Sporo, bo inaczej odstajesz od innych. Bo nagle okazuje się że te wszystkie zwiastuny nowej gry na której pokazują jak to fajnie się młóci nie mają pokrycia w rzeczywistości, gdyż po paru sekundach od respawnu gryziesz piach. Leżysz i kwiczysz, bo najwidoczniej tylko Ty musisz zasuwać do pracy żeby zarabiać kasę na utrzymanie, wyskoczyć w końcu z dziewczyną na miasto, spotkać się ze znajomymi, przetkać ten sedes...
Przesadzam? Myślę, że jeśli tak, to niewiele, przypominając sobie widok wielu graczy, którzy 3 dni po premierze BF3 mieli już 28-32 level (mi to zajęło prawie dwa tygodnie przy średnio 18 godzinach grania na każdy). Dochodzę do wniosku iż tacy ludzie muszą być albo bezrobotni, albo mieć ukończone 13 lat a tym samym sporo czasu wolnego. Po prostu w głowie się nie mieści jak szybko potrafią oni zdobyć nade mną przewagę w grze. Dopiero teraz rozumiem, że ostatecznie balansowi sprzyjała jednak dawna forma klas. Cały arsenał od razu do dyspozycji, jak coś nie pasowało nam, próbowało się innej spluwy. Mapy były mniejsze, więc szybciej się je ogarniało, a zabawa była w niektórych przypadkach większa niż obecnie.
Niestety, mamy tu jeszcze innego rodzaju mankamenty, typu idiotyczny dobór startowych umiejętności bądź dodatków w niektórych produkcjach. W BF Bad Company 2 w wersji PC medyk domyślnie NIE miał na starcie wyposażenia w postaci defibratora (respawnował nim poległych graczy). Przez to grało się parę godzin bezużyteczną klasą! Innym razem w grze Future soldier w dodatkach do broni trzeba było zastępować jeden z nich... przełącznikiem trybu ognia, który jest elementarną częścią budowy broni automatycznej, jak lufa, czy spust! Dlaczego więc wchodzi w skład sprzętu który trzeba odblokować, zastępując w ten sposób inny !?
W tym miejscu mogę wskazać obecną wyższość pod tym względem gier strategicznych. Że niby nieadekwatne, bo to różne gatunki? Cóż, w obu występuje tryb wieloosobowy a gry oddają nam także masę sprzętu, tyle że w postaci poszczególnych jednostek którymi się dowodzi. Tyle że w takim Wargame Air Land Battle w kampanii (w którą można grać z innym graczem) od razu mamy je wszystkie do dyspozycji ! Nie ma żadnych medali, tytułów, dodatków do lufy czy kolorowych zawieszek do drzwi. Dostajesz pełny arsenał z możliwością posiłków, pełny opis każdej jednostki, jej wad i zalet, i bardzo dobry widok na mapę. Jeżeli zawalisz bitwę, to w wyniku własnej niekompetencji, i błędnych decyzji, bo to się nie doczytało, że mimo dobrej celności i penetracji pancerza batalion czołgów danego typu ma za mały zasięg, a to olało się jednostki zwiadowcze, przez co własne oddziały wpadły w zasadzkę, itp. Nie ma mowy o tym że nie miałeś do dyspozycji najlepiej wyszkolonej piechoty czy też wsparcia lotnictwa. Dojrzała gra, i dojrzałe decyzje, bez całej maskarady z Coda. To samo było w World in Confict. Wybierasz mapę na której są punkty do zajęcia, oraz typ jednostek którymi dowodzisz (piechota, lotnictwo, wsparcie, wojska pancerne) i idziesz do bitwy. Jeśli przegrasz to albo z niewłaściwego doboru jednostek, bądź złej komunikacji z pozostałymi graczami w drużynie (w tej grze współpraca ma ogromne znaczenie)
Być może jestem po prostu zwykłym noobem, albo po prostu się postarzałem i niczym stary wilk powinienem odejść od stada i zdechnąć na uboczu by nie przeszkadzać pozostałym w dalszej egzystencji i zabawie. No, ale przecież nie tak dawno to ja byłem tym masterem, który wraz z innymi dobrymi graczami decydował o wyniku starcia na danym polu bitwy.
Co poszło nie tak !?
13 komentarzy
Rekomendowane komentarze