Atlas Chmur ? jedno z najnowszych, wielkich objawień współczesnej literatury. Mimo, że książka ujrzała światło dzienne w 2006 roku, jednak dopiero ekranizacja, która ukazała się sześć lat później rozsławiła ją jeszcze bardziej. Film, jakkolwiek ciekawy, okazał się jednak tworem dość chaotycznym i bez przeczytania książki trudno było połapać się we wszystkim. Dlatego też seans nakłonił mnie do sięgnięcia po oryginał. Co więcej powieść Davida Mitchela trafiła do mnie o wiele bardziej, niż wersja rodzeństwa Wachowskich. Przede wszystkim też przywróciła mi wiarę w światową literaturę, kiedyś pisałem, że genialne książki już w dzisiejszych czasach nie powstają ? jak się okazuje była to opinia nieco pochopna. Dlaczego?
Pierwszą przyczyną jest to, że opowieść po prostu angażuje wyobraźnię odbiorcy. Stwierdziłem, iż użycie słowa ?powieść? w poprzednim zdaniu byłoby jednak nadużyciem, bo całość dość silnie ucieka od kanonów. Na niespełna 540 stronach odnajdziemy tak naprawdę nie tyle jedną całość, co sześć cząstek ? opowiadań czy (jak kto woli) mini powieści. Każda z nich rozgrywa się w innym momencie w dziejach ludzkości, a pewne powiązania logiczne są w niej ledwie delikatnie zaznaczone. Każdego z głównych bohaterów łączy jedynie znamię w kształcie komety i znaczenie tego symbolu ma istotny wpływ dla całej historii. We wszystkim nie ma ciągu fabularnego, po prostu chronologicznie starsza opowieść jest po prostu zapisem cudzych przeżyć, które w pewien sposób poznaje inny z bohaterów Atlasu. Brzmi skomplikowanie? Postaram się trochę to uprościć przy okazji opisu fabuły.
***
Adama Ewinga dziennik pacyficzny
Całość otwiera opowieść Adama Ewinga. Bohatera poznajemy podczas pobytu w okolicach Australii, prawdopodobnie chodzi tu bardziej o Nową Zelandię, na co wskazują (choć wcale nie wprost) pewne fragmenty opowiadania. Ewing ma okazję podziwiać zgubne skutki kolonizacji oraz posłuchać historii o dawnych plemionach mieszkających w tych okolicach, niegdyś dumnych, teraz wymierających z każdym dniem posługi białemu człowiekowi. Pod koniec pobytu w tym miejscu bohater zaraża się pewnym pasożytem mieszkającym w jego mózgu, przy życiu podtrzymuje go natomiast doktor Henry Goose. Obaj wybierają się statkiem w podróż do Stanów Zjednoczonych ? Ewing targany tęsknotą za domem pisze dziennik. Po drodze okazuje się także, że na pokład zabiera się jeden czarnoskóry, nastomiast główny bohater
Listy z Zedelghem
Dalej mamy już drugą historię. Jej bohaterem jest genialny kompozytor Robert Frobisher, który wydziedziczony przez rodziców wybiera się do Belgii, by asystować genialnemu kompozytorowi i pomóc w spisywaniu dzieł. Na miejscu zdąży poznać trochę bliżej jego żonę, tak naprawdę jednak zakocha się ich córce. Nie będzie to jednak historia o miłości, dużo ważniejsza jest relacja pomiędzy kompozytorem, a jego nowym pomocnikiem. Mistrz nie do końca respektuje niezależność swojego podwładnego pożyczając od niego co ciekawsze pomysły i podpisując się pod nimi ? z zimną krwią wykorzystuje to, że bohater nie ma szansy ujawnienia światu prawdy. Jako wydziedziczony uciekinier tak naprawdę mało kogokolwiek obchodzi.
Okresy półtrwania. Pierwsza zagadka Luisy Rey
Trzecim bohaterem okazuje się Luisa Rey ? amerykańska dziennikarka. Podczas, gdy jej koledzy wolą zapełniać gazetę różnymi pierdołami, kobieta zaczyna interesować się pewną sprawą związaną z okoliczną elektrownią atomową. Niedawno uruchomiono tu nowy reaktor, jednak jeden z naukowców napisał bardzo nieprzychylny raport wytykający reaktorowi uchybienia technologiczne. Szczytne cele swoją drogą, ale bez otwarcia budowli ktoś straciłby mnóstwo pieniędzy. Węsząca wokół dziennikarka to z pewnością osoba niewygodna w dobie tak ważnego interesu, więc potajemnie zaczyna działać trzecia ręka ? ktoś próbuje skrócić życie Luisy.
Upiorna udręka Timothy?ego Cavendisha
O ile jednak Luisa walczy z korporacją, o tyle Timothy Cavendish, brytyjski wydawca ma problem z gangsterami. Pewnego dnia przychodzi do niego pewien adept sztuki pisarskiej z gotową książką, jednak poziom utworu jest (delikatnie mówiąc) dość mało górnolotny. Cavendish nie daje powieści dużych szans na sukces, jednak? nie jest nowiną, że trup napędza sprzedaż. Autor, wywodzący się z przestępczego środowiska, w trakcie uroczystej gali dosłownie spycha z balkonu krytyka, który ośmielił się zniesławić jego utwór. Po natychmiastowej śmierci recenzenta powieść odnosi wielki sukces na fali tej okrutnej reklamy, a autor trafia za kraty. Idealna sytuacja dla Cavendisha ? jest kasa, a autora nie ma. Niekoniecznie. Pewnego dnia odwiedzą go bracia pisarza z żądaniem wypłacenia gigantycznej zaliczki. Bohater pryska przed nimi i pewien zbieg wydarzeń sprawia, że ląduje ostatecznie w domu spokojnej starości. Kto oglądał ?Lot nad kukułczym gniazdem? może już wyobrażać sobie podobną historię tylko nieco złagodzoną, niepozbawioną szczęśliwego finału i opisaną w innych realiach.
Antyfona Sonmi ~451
Piąta historia przenosi nas do świata przyszłości ? Seulu z XXIII wieku. Bohaterką historii jest Sonmi ~451, robot, na co dzień pracujący jako usługująca w barze zwanym Papa Songiem. Dodatkowo wszystkie pracujące tam istoty są karmione specjalną substancją, która sprawia, że bez jej dopływu zginą. Każda żyje ze świadomością, że czeka ich kilkanaście lat pracy, po czym firma wysyła wysłużone roboty na zasłużony odpoczynek w rajskie miejsce ? jeżeli ktoś oglądał film ?Wyspa? to podpowiem, że występuje tu pewne podobieństwo do raju przedstawionego w tamtej produkcji. Wszystkie bohaterki żyją według wpojonych im zasad bez jakichkolwiek szerszych potrzeb. To właśnie odróżnia główną bohaterkę ? pewnego dnia odkrywa, że istnieje coś więcej, pojawia się w niej swego rodzaju świadomość, wadliwa cecha robota. Po pewnym czasie ucieka z tego miejsca.
Bród Slooshy i wszystko co potem
Ostatnie opowiadanie to historia Zachariasza, chłopca z dolin. Pewnego dnia jego wioskę odwiedza tajemnicza Meryonym. Chłopak początkowo podchodzi do niej bardzo nieufnie, myśli o przegnaniu kobiety z wyspy. Ta bowiem bardzo się wszystkim interesuje, chce dokładnie poznać to miejsce. Nie mniej istotna jest również różnica technologiczna ? oto bowiem tajemniczy przybysz przylatuje nowoczesnym statkiem o napędzie terojądrowym. W pewnym momencie ciekawskie zbiorowisko pyta jak okręt jest napędzany. Co prawda nie zrozumieli odpowiedzi, ale nie drążyli tematu dalej, by nie wyjść na totalnych ignorantów ? tak naprawdę żyją w zbudowanych bez użycia skomplikowanych narzędzi chatach, w których centralny punkt to palenisko. Meryonym pewnego razu zyskuje jednak zaufanie bohaterów ratując siostrę Zachariasza, Bazię. W zamian za to chce, by główny bohater zaprowadził ją na szczyt pobliskiej góry ? droga będzie walką bohatera z pewnymi skłonnościami, jakie się w nim obudzą (nie chodzi tu o wykorzystanie panienki ). Ze szczytu bohater będzie miał okazję obserwować śmierć swoich bliskich zgładzonych przez plemię Kona. Barbarzyńcy są w tej historii symbolem władzy, która doszczętnie degraduje resztki cywilizacji tak pieczołowicie budowanej przez człowieka całymi latami. Zagadką jest również los innych plemion ludzkich ? książka opowiada na ten temat w sposób niejasny. Tak naprawdę tematyką powieści jest władza, w każdej historii jest przedstawiona w pewien sposób ? poczynając od form łagodniejszych, do coraz bardziej drastycznych: od kolonizatorów, przez korporacje aż po barbarzyńców. Tak naprawdę ta historia jest pewną osią symetrii ? pierwsze pięć opowiadań jest podzielonych na pół, najpierw poznajemy ich początki. Następnie dostajemy szóstą historię w całości i zakończenia rozpoczętych historii w kolejności odwrotnej. Brzmi niezrozumiale? Wystarczy spojrzeć na kompozycję tego tekstu, bo częściowo nawiązuje do oryginału.
Antyfona Sonmi ~451
O ile jednak losy Zachariasza zostały przedstawione w konwencji ogniskowej opowiastki upstrzonej licznymi sprośnościami, o tyle Antyfona Sonmi ~451 to reprezentant innego gatunku. Jest to swego rodzaju wywiad rzeka, choć brzmi to trochę ironicznie biorąc pod uwagę okoliczności. Sonmi po zbadaniu świata na powierzchni trafia do celi śmierci i tytułowa ?antyfona? to tak naprawdę specjalne urządzenie, które zarejestrowało rozmowę o jej życiu (swoją drogą plemię Zachariasza żyjące po wydarzeniach z Seulu czci ją jako bóstwo). Opowieść odnosi się do przeszłości, ale tak naprawdę szydzi ze współczesności i obnaża jej słabości (choćby nowymi słowami tworzonymi przez autora: reklawizja, fordostrada itp.). Człowiek to tak naprawdę istota, która pochłonięta w konsumpcji napełnia kieszenie wielkich koncernów ? władza, mimo, że teoretycznie niższa stopniem od państwa, jest od niego o wiele okrutniejsza. Całość przedstawia też problem braku akceptacji, co widać szczególnie, gdy Sonmi próbuje żyć wśród ludzi. Jakieś podobieństwa literackie? Na pewno można zauważyć tu wpływy Huxleya, choć ponownie trudno nazwać całość kopią ?Nowego Wspaniałego Świata?.
Upiorna udręka Timothy?ego Cavendisha
Timothy Cavendish okazuje się tak naprawdę bohaterem filmu, który w pewnym momencie trafia w ręce Sonmi ~451. Jak napisałem, całość odnosi się w pewnym stopniu do ?Lotu nad kukułczym gniazdem?, ale w złagodzonej formie. Główne miejsce akcji, czyli dom starców to wcale nie miejsce, gdzie kocha się poczciwych staruszków. Personel traktuje ich jak ludzi niepełnosprawnych umysłowo i czasami wyraźnie daje do zrozumienia, że fajne życie już za nimi. Teraz muszą żyć według grafiku, o wyznaczonej porze przyjmować pigułki i nie sprawiać problemów. Część z nich zgadza się na to, Timothy Cavendish jednak woli wrócić do domu i zmierzyć się z kłopotami. Problem niestety w tym, że to nie on pociąga za sznurki tego miniaturowego raju. Historia, choć pozornie prosta zawiera nawet elektrowstrząsy, choć w skali mikro i trochę inaczej przedstawione.
Okresy półtrwania. Pierwsza zagadka Luisy Rey
Historia Luisy Rey to natomiast książka, która trafiła na biurko wydawcy. Ze wszystkich historii zachwyca najmniej, głównie sposobem napisania, bo fabule nie można wiele zarzucić. Opowieść o Cavendishu miała naśladować film, więc tam wyrugowanie bardziej złożonych opisów świata było do przyjęcia, tu jednak nie jest fajne. W przypadku Luisy władzę reprezentują wielkie korporacje, jednak chronologicznie wystąpiła przed Timothym Cavendishem, gdyż obie organizacje trochę się różnią. O ile firma posiadająca elektrownię jest z definicji przedsiębiorstwem poszukującym zysku, o tyle los brytyjskiego wydawcy pokazuje, że nawet przedsiębiorstwa mające z definicji pomagać ludziom wcale nie są litościwe.
Listy z Zedelghem
Kompozytor Robert Frobisher spotyka się z władzą na jeszcze mniejszą skalę ? kompozytor, który czerpie z jego talentu w pełni świadom, że nieznany pianista nie obroni się przed światem sztuki. Historia bohatera jest spisana w formie listów, które w wolnych chwilach czytuje Luisa. Skąd je posiada? Weszła w ich posiadanie dzięki Rufusowi Sixmithowi ? naukowiec, który opracował ów tajemniczy raport o stanie technicznym reaktora. Frobisher swego czasu był bowiem w bliskiej zażyłości z wspomnianym naukowcem. Całość w pewnym sensie przypomina powieść epistolarną i trochę nawet śmieje się z Wertera wprowadzając drobną zmianę ? kochanek pisze do kochanka. Tak naprawdę jednak nie ma tu nudnego, romantycznego biadolenia o miłości, to ponownie coś więcej, opowieść o tym, jak ciężko jest Frobisherowi zabłysnąć w cieniu wielkiego geniusza. Czy kompozytor również postanowi wycelować sobie pistoletem w łeb? Nie powiem?
Adama Ewinga dziennik pacyficzny
ratuje mu życie i? historia trochę się komplikuje. Adam Ewing przekonuje się o brutalności władzy kolonizatorów. To w istocie wandale, którzy kierowani chęcią zysku rozjeżdżają wszystko jak walec. Są oni przykładem władzy, ale znajdzie się tu także przestroga, żeby nawet jednostkom nie wierzyć święcie na słowo. Zwrot akcji w końcówce zapisanej w formie dziennika historii jest naprawdę znakomity i trochę głupio byłoby go tu zdradzić. Naprawdę warto dotrwać do końca, a to niestety dla współczesnego czytelnika proste nie będzie ? język tej opowiastki jest dość archaiczny, widać w nim też inteligenckie pochodzenie głównego bohatera. Nieczęsto zdarzają się tak bogate książki.
***
Jedno jest pewne: dawno nie czytałem tak dobrze napisanej książki. Każda historyjka jest pisana innym językiem, najbardziej stylizowane jest opowiadanie pierwsze i środkowe. Każdy, poza Ewingiem (ktoś musi być pierwszy, o czym mówi końcówka), narrator Atlasu Chmur ma w innym wzór, według którego działa. Na tym jednak kończą się powiązania między historiami. To jedna z tych książek, którą trzeba najpierw przeczytać, koniecznie od początku do końca nie bawiąc się w przestawianie rozdziałów, a następnie siąść i zastanowić się dlaczego całość spisano tak, a nie inaczej. Atlas Chmur autentycznie zachwyca bogactwem fabularnym, a także zaskakuje morałem. Przez pierwsze 300 stron czujemy jedno wielkie poplątanie, ale po przekroczeniu środkowego rozdziału książka nagle składa się znaczeniowo w jedną całość wywołując zachwyt. Niestety takich tworów powstaje dziś już bardzo niewiele. Lecz czymże jest każdy ocean, jeśli nie morzem kropel?
PS. Tekst był gotowy na wczoraj, jednak w bardziej wypieszczonej formie. Atlas Chmur autentycznie mnie zachwycił i próbowałem nawet oddać w tekście stylizacje językowe tam zawarte. Coś mnie jednak tknęło, dałem całość do obejrzenia osobie, która książki nie czytała i? tekst był praktycznie nie do przeczytania bez znajomości całości, a powstał po to, by promować tytuł wśród tych, którzy nie czytali. Ostał się zatem tylko podobny układ akapitów, jak historie w książce. Aha, trzeci akapit urywa się w połowie zdania ? to nie błąd, a zamierzony zabieg.
PS2. Wersja hardkorowa tekstu może trafi tu za jakiś czas w ramach ciekawostki
PS3. Film dla odmiany mi się nie podobał...
5 komentarzy
Rekomendowane komentarze