Kino domowe - Co ja paczę? Znaczy patrzę.
Siedzę w salonie i oglądam pogodę, która mówi mi o słonecznym popołudniu, mimo że burza za oknem raczej nie świadczy o wiarygodności ich słów... Niestety przestało już padać. Szkoda. Byłaby idealna pogoda do obejrzenia filmów, o których chcę napisać.
Tak się składa, że w ostatnich dniach miałem w końcu okazję zapoznać się z dwoma świetnymi filmy, które z pewnością na trochę w mojej głowie zostaną. Dwoma filmami które nie mają ze sobą wiele wspólnego, a mimo to pozostawiają podobne uczucia. Katharsis bym tego nie nazwał, ale FTW serwują tak porządne jak student 4 roku psychologii duże frytki w McDonaldzie.
Pierwszym z nich był "Watchmen". Film z 2009 roku, reżyserowany przez Zacka Snydera. Fachowca, który miał wtedy na koncie tylko "300". Spartanie byli świetni, teraz już wręcz kultowi, ale jak dla mnie nie mieli takiego ostatniego pociągnięcia pędzlem. Tej malutkiej cząstki, którą po prostu się czuje kiedy coś trafia w twój gust. "Strażnicy" mieli tego tak dużo, że w czasie oglądania mój umysł czuł się jak przeciwnicy Muhammada Ali za lat jego świetności. Nie wiedział z której strony zostanie uderzony. Od dobrych kilku lat nie miałem takiego wyrazu twarzy jak po obejrzeniu ostatnich minut filmu. Dla mnie to absolutne 10/10. Najlepsza ekranizacja komiksu jaka powstała.
Tyle rzeczy w tym filmie zrobiło na mnie takie wrażenie, że trudno zacząć od czegokolwiek, żeby nie umniejszyć znaczenia pozostałych elementów.
Doskonale napisani i zagrani bohaterowie, prawdziwe zwroty akcji i poważna głęboka fabuła poruszająca problemu społeczne i tematy tabu. Zapewne po części jest to zasługa doskonałego komiksu, ale potrzeba nie byle jakich umiejętności, żeby uchwycić to tak jak zrobił to Zack.
Drugi film to "Wyspa Tajemnic" z Leonadro DiCaprio w roli głównej. Drugim gwarantem jakości tego przedsięwzięcia było nazwisko reżysera - Scorsese. Martin Scorsese. Już po tym można się spodziewać, że to nie byle co, a świetny i dopracowany film. Nie zawiodłem się ani trochę.
Martin kolejny raz dowiódł swojego kunsztu, a Leoś dopełnił dzieła (ktoś go musi bardzo, bardzo, bardzo w Hollywoodzie nie lubić, jeśli do tej pory nie dostał Oscara; kiedyś gdzieś słyszałem, że po Titanicu, Leonardo uważany jest za taką Hollywoodzką Justinę Bieber).
Zaskakująca historia ze świetnymi twistami i mocnym zakończeniem. Do ostatniej chwili nie wiedziałem kto mówi prawdę. Film świetny, ale istnieją lepsze, więc dostanie 9+/10.
Ogólnie w te wakacje postanowiłem nadrobić zaległości ze srebrnego ekrany, który nazbierało mi się strasznie dużo. To tej pory zobaczyłem już: Watchmen, The Game, 7 dusz, The Lovely Bones, Hunger Games, Wyspa Tajemnic. Jeśli znacie więc jakieś filmy, które niosą więcej niż strzelanie, totalną rozwałkę albo sztampową fabułę to wpisujcie tytuły w komentarzach.
11 komentarzy
Rekomendowane komentarze