Skocz do zawartości

Rozrywka bez prądu

  • wpisy
    11
  • komentarzy
    83
  • wyświetleń
    11084

Klimat, czy zwycięstwo...


CorniC

561 wyświetleń

war_we1.jpg

Games Workshop w Warhammerze wykreowało całkiem fajny świat. Co by nie mówić o powielaniu schematów, eksploatowaniu do bólu kolejnego uniwersum fantasy i czerpaniu pełnymi garściami z innych istniejących... Dla mnie to jednak opieranie się na klasycznych motywach, hołd dla ,,uznanej" fantastyki pokroju LotRa, czy Conana, fakt można zaobserwować pewną powtarzalność, ale klimat Warhammera jest całkiem niezły... taki warhammerowy :D ot klasyczne dark fantasy, które jednak czujemy przy stole gry.

Cóż jednak z tego, skoro większość graczy ma gdzieś otoczkę fabularną, ich 1100 punktowa armia (ot taki oddzialik zwiadowczy) składa się z najrzadszych i najpotężniejszych jednostek danej frakcji, które zupełnie przypadkiem spotkały się w jednym miejscu... Nie liczy się klimat, ważne by zdeptać przeciwnika, rozsmarować jego armie po stole w dwie tury i szczycić się wygraną... Tylko po co, umyka gdzieś zabawa, a z power-playerami, grają tylko inni power-playerzy (ewentualnie ci nowi nieświadomi, lub na tyle dobrzy by wymanewrować uber-iednostki). Czemu ludzie tak grają? Co powoduje, że liczy się tylko zwycięstwo? Oto jest pytanie...

war-is-coming.png

Sam dopiero zaczynam grać i całą sytuację oceniam poniekąd z boku, toteż mój osąd może być mylny, może po prostu brak mi spojrzenia fachowca, ale patrząc na turniejowych graczy pieklących się przy stołach o każdy cal, ustawienie terenu, bądź zasięgu template'u, czy też słuchając starszych i bardziej doświadczonych sarkających na obecny styl gry jestem trochę przerażony. Sytuacji nie poprawia świadomość, że Kielce nie są odosobnione w tym rozłamie, problem jest ,,globalny", a jeden ze starych wymiataczy stwierdził, że polska scena Battle'a ,,jest chora...".

Gdzie są winni? Czy problem leży po stronie chciwego GW, które potrafi handlować nawet piaskiem? Czy może graczy, którzy nad przyjemność grania w atmosferze zrozumienia przekładają bezpardonową rzeźnię... No cóż, przyczyna tego stanu rzeczy leży i tu, i tu. Games Workshop jako firma musi ulepszać zasady WFB, a przy okazji poprawia statystyki modeli, które słabiej się sprzedają, dochodzi czasem do kuriozalnych sytuacji, gdy jedną armią praktycznie nie da się przegrać, a inną zatriumfować. W najgorszej obecnie sytuacji są chyba Wood Elves, a najprościej gra się demonami Chaosu. Cóż powiedzmy sobie szczerze, zbalansowanie stronnictw to nie jest najmocniejsza strona GW. Wprawdzie dobry gracz bez problemu rozgryzie najsilniejszą armię, ale ilu jest takich taktyków? Ile kodeksów armijnych jest zdecydowanie przegiętych, a ile ma luki jak asfalt na polskich drogach? Brytyjczycy pewnie będą jeszcze długo pracować nad systemem, ale przede wszystkim będą to poprawki nastawione na zysk, wzmocnienie gorzej sprzedających się modeli, przytemperowanie tych lepszych i gdzieś przy okazji usprawnienie zasad.

Sami gracze zaś wydają krocie na jednostki za, które mogli by kupić pół innej armii, no cóż faktem jest, że czasem to zasługa świetnych modeli, ale proszę was; demoniczny rydwan wyglądający jak Harley Davidson ze skrzywioną ramą, który funkcjonuje na polu bitwy jak działo, elficki powietrzny (!) rydwan, czy parowy czołg imperialny (który ma niezły design, ale pasuje do skądinąd ładnej armii Imperium, jak pięść do oka). Jak to się zaczyna? A no rozprzestrzenia się niczym morowe powietrze. Najczęściej pojawia się jedna osoba z mega-super-giga doładowaną jednostką, a potem następuje efekt domina, inni gracze również zaopatrują się w sprzęt, który spłyca walkę do strzelania z dwóch krawędzi stołu (ludzie to nie 40-ka!), ,,bo z tamtym nie da się inaczej grać...". Faktem jest jednak, że taka jednostka nie służy im tylko do grania z ,,tamtym", ale też z każdym innym. Wszyscy więc z armią obładowaną czołgami, legendarnymi monstrami, magami których na całej planecie jest trzech lub dwóch ( a na stołach dziesięciu...) i różnym tałatajstwem, którym kiedyś grało się ponoć na wyższe punkty są wielkimi generałami, a problem zaczyna się kiedy przegrywają. Oczywiście minimalizują prawdopodobieństwo przegranej jeszcze przed bitwą wykłócając się o każdy płotek, drzewko, czy wzgórze na stole, o jego działanie, ustawienie, krztałt, cokolwiek! Wszystko to tak, aby broń boże nic nie zakłóciło dziania ich super broni, kupionej przez nich za grube pieniądze od GW i nie zmusiło ich do opracowania jakiejkolwiek innej strategii... Gdzieś w tym wszystkim ginie koleżeński kontakt graczy i piękno samej zabawy, kłótnie wybuchają dosyć często, a według tego co mówił mi Weteran (przez duże W) Battla, kiedyś spory miały miejsce rzadziej i nie były rozpętywane przez ludzi, którzy czasem są na bakier z zasadami, a przez prawdziwych wyjadaczy, grających na poważnych turniejach. Trudno się gra z ludźmi, którym zależy tylko na zwycięstwie, ale na szczęście nie są oni jedynymi graczami.

tombkings011.jpg

Co więc z tym zrobić? Zaopatrzyć się w jeszcze lepszą armię, zgnieść power-player'ów, rozbić ich w pył i sprawić, by płakali skuleni obok stołu. Deptać ich zastępy oddziałami jeszcze potężniejszymi, jeszcze bardziej unikatowymi, morderczymi i zupełnie nie pasującymi do klimatu Warhammera... Nie, nie tędy droga, tak stałbym się kolejnym z nich. A są przecież ludzie z uporem maniaka grający na swoich klimatycznych rozpiskach, bez dziwnych i niepasujących do niczego stworzeń, bez armii najeżonych unikalnymi jednostkami, których w całym uniwersum są dwie lub trzy na całe uniwersum. Oni grają taktycznie, czasem obrywają, ale miło popatrzeć, gdy ich przemyślane działanie kreuje grę, którą aż przyjemnie ogląda się z boku. Apeluje więc do was gracze starzy i nowi, nie twórzcie armii najsilniejszej, najlepszej do gry, twórzcie klimatyczne komanda wykreowane w waszej, lub cudzej wyobraźni, czerpcie doświadczenie z innych książek, innych światów, niech wasza armia będzie unikalna przez jej barwy, lub historię jaką jej wymyślicie, a nie przez posiadanie obłędnie drogich i przegiętych jednostek...

Warhammer_slayer_fanart_by_Tygodym.jpg

Może na turniejach tym nie zaszalejecie, ale jeśli traficie na dobrych graczy naprawdę poczujecie klimat. Nie będzie dla was istotne ułożenie terenu (wszak to rzadko zależy od dowódcy), będziecie mieć jednostki które będą się wam podobać, nie ze względu na statystyki, ale na model, czy historie, a ludzie będą chcieli z wami grać, bo będą mieć gwarancję, że po planszy nie rozsmarują ich działa... no chyba, że gracie krasnoludami...ale to inna sprawa. Z czasem nauczycie się taktyki i powerplayowe zagrywki nie będą was ruszać, a wy z dziką i zimną satysfakcją będziecie wpatrywać się w pieniacza wyjącego po drugiej stronie stołu gry, lub zamyślaną minę prawdziwego gracza, który odpowie manewrem na manewr.

6 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Rozwiń wątek krasnoludzki. :D

Nie mówię, że mam jakąś ogromną wiedzę na temat bitewniaków GW, ale znam nieco sytuację i stwierdzam, że tam nie ma już chyba żadnej pasji. :/ Rozumiem i jestem świadom tego, że wszystko robi się głównie dla pieniędzy, ale w GW nie ma już chyba nic oprócz chęci zysku. ;_;

Link do komentarza

Odnośnie treści mam do napisania trzy wymowne słowa...IMPERIALNY CZOŁG PAROWY!. Dwa razy zdarzyło mi się, że przeciwnik niespodziewanie wystawił do walki to pancerne bydlę...a ja najzwyczajniej w świecie nie miałem na stole nic, co mogło by mu zrobić w miarę konkretne "kuku". Trochę to irytujące gdy co turę lub dwie odkłada się własne jednostki do pudełka z napisem "cmentarz", a rywalowi za każdym razem rośnie na twarzy banan od ucha do ucha...

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...