Skocz do zawartości
  • wpisy
    12
  • komentarzy
    113
  • wyświetleń
    19025

Z Pudełka Iks #7 - Western bez Eastwooda na miarę XXI wieku


daveNWN

1305 wyświetleń

red-dead-redemption.jpg

Gra roku według dziesiątek redakcji zajmujących się tematyką grową na całym świecie. Przeżycie porównywalne do pierwszego kontaktu z Avatarem w trójwymiarze, Gwiezdnymi Wojnami w latach 70. czy kartami otwierającymi sagę o Harrym Potterze. GTA na Dzikim Zachodzie. Ukoronowanie odchodzącej w glorii i chwale obecnej generacji konsol. Komplementów w stronę produkcji Rockstara można kierować bez liku - ale po co? Lepiej zasiąść przed telewizorem, wziąć do rąk wirtualne lejce i na grzbiecie porywistego mustanga, gnać do Armadillo, przy okazji podziwiając bezchmurne, gwiaździste niebo nad spaloną słońcem prerią.

Red Dead Redemption

U Hitchocka było tak, że na początku jest trzęsienie ziemi, a następnie emocje już tylko rosną. Z nieskrywaną przykrością, muszę właśnie taką małą katastrofę wywołać wśród osób, które uważają Red Dead Redemption za objaw geniuszu ludzi z San Diego. Zaczyna się - przez pierwsze godziny obcowania z tym tytułem miałem ochotę rzucić go w głąb półki i zostawić w wiecznym zapomnieniu. Wstęp, jak i późniejsze zawiązanie akcji okazały się dla mnie tak nudne i ciężkostrawne, iż nie mogłem uwierzyć w to, że ludzie, którzy wydają tylko dopracowane produkcje, odwalili kawał takiej fuszerki. Gburowaty bohater wychodzi z więzienia, dowiaduje się, że jego żona oraz syn trafili pod "czułą opiekę" państwa w czasie jego nieobecności, a jedynym sposobem na odkupienie win z przeszłości jest dostarczenie trzech największych bandziorów za Oceanem, z którymi John Marston wcześniej współpracował- Javiera Escuelli, Billa Williamsona oraz Dutcha van der Lindena. Nie ma znaczenia, czy będą oni dead or alive.

Mawiają, że szansę na wywołanie pierwszego, pozytywnego wrażenia ma się tylko jedną. W teorii RDR zaprzepaścił ją bezpowrotnie, lecz nie dałem za wygraną i po kilku dniach wróciłem do New Austin, aby jak się później okaże, przeżyć przygodę swojego życia z koltem w jednej dłoni oraz lassem w drugiej. Po niemrawym początku, który doprowadza nas na ranczo Bonnie MacFarlane i jej ojca ratujących nas przed niechybną śmiercią z rąk zakapiorów oraz uporaniu się z kilkoma stricte farmerskimi (a raczej ranczerskimi) zadaniami, pokroju ujeżdżania dzikiego konia, odstrzeleniu szkodników w postaci królików, które niszczą uprawy sałaty czy przeprowadzeniu bydła na miejsce wypasu, ruszamy w celu dorwania trójcy, która otworzy Marstonowi drogę do spokojnego, błogiego życia na uboczu z rodziną.

red-dead-redemption-pc-screenshots__4_.jpg

Na aktualne upały brodzenie po kopyta w wodzie jest w sam raz.

Właśnie takie mało kowbojskie zlecenia jak już wspomniałem, wprowadziły mnie w lekkie osłupienie - gra w konwencji westernu, gdzie muszę strzelać do jakiś szaraków? Przecież to pasuje jak wół do karety! I właśnie w tym momencie uświadomiłem sobie na czym zbudowany jest fenomen gier z CJ-em, Tommym Vercettim czy Niko Belicem na czele. Zarówno w Red Dead Redemption, jak i w GTA fabuła rozwija się w dość powolnym tempie, a nasz protagonista dopiero z czasem poznaje prawdziwe uroki życia w miejscu, gdzie przyszło mu żyć. Siłą tytułów spod R z gwiazdką jest umiejętność uśpienia czujności gracza i wprowadzenie go w stan obojętności - niby nic ciekawego i ważnego się nie dzieje, a jednak gdzieś w podświadomości zostaje myśl o tym, że wszystko w czym uczestniczymy ma jakiś konkretne założenia, które poznamy prędzej czy później.

Motorem napędowym produkcji, które podpięte są pod sandboksy, jest oczywiście wykonywanie zadań, które zlecane zostają przez wszelkiej maści postaci - czasem takich obok, których spotkamy gdzieś na drodze i za sprawą ich nijakiej osobowości, po paru minutach zapomnimy, że ktoś taki w ogóle istniał i coś chciał od nas. W tym konsolowym westernie nie ma najmniejszych szans na to, aby przejść obojętnie obok kogokolwiek. Nigel West Dickens - starszy jegomość, który jeździ po wszystkich amerykańskich wioskach ze swoim obwoźnym sklepem i wciska tamtejszym ludziom trefne rzeczy, których nigdy nie potrzebowali i nie będą potrzebowali. Niespełniony rockefeller to nie jedyna barwna persona, która zleci nam parę zadań po drodze do krwawego finału. Kapitan meksykańskiej rebelii - Vincente de Santa, który w nosie ma honor i braterstwo, Edgar Ross - szef federalnego biura śledczego, które w XX wieku było odpowiednikiem dzisiejszego FBI, wodzący nas ciągle za nos czy szalony socjolog - Harold MacDougal to tylko kilka z postaci z którymi przyjdzie nam się policzyć w sposób humanitarny lub niekoniecznie. Osobiście najbardziej w pamięci zapadła mi cmentarna hiena imieniem Seth, która wraz z Marstonem grabiła groby na cmentarzach w okolicznych wioskach. W towarzystwie takich czubów i dupków nie można było się nudzić.

Red-Dead-Redemption-People-Of-The-West-Screens.jpg

Pan Dickens to protoplasta dzisiejszego telemarketera. Wciśnie Ci wszystko to, czego nie potrzebujesz.

Los tak chciał, iż nasz główny bohater przez większość czasu nie może usiedzieć przez dłuższą chwilę na jednym miejscu i za sprawą tego możemy poznać różnorodność Dzikiego Zachodu, który znamy dotychczas wyrywkowo z filmów, książek czy gier, pod wieloma względami. Teren, który możemy zwiedzić na wierzchowcu, dyliżansem, pociągiem czy w ostateczności pieszo, podzielony został na 3 główne terytoria. New Austin to południowo-wschodnia część Stanów Zjednoczych, która ściśle przylega do meksykańskiej granicy. W jej skład wchodzą terytoria, które przypominają coś w stylu dystryktów. Są to m.in.: Cholla Springs, Gaptooth Ridge czy Rio Bravo. Na wschód dotrzeć możemy do West Elizabeth, do którego dostęp otrzymujemy pod koniec zabawy. Sporo czasu spędzimy również w Meksyku - Nuevo Paradiso. Jeśli komuś wydaje się, że to co ukazane zostaje naszym oczom przez prawie 40 godzin obcowania z Red Dead Redemption, to tylko stepy, kępy traw spalone żarem słońca oraz saloony to ma rację - tylko mu się tam wydaje. Rockstar zaserwował nam fascynujący miks lokacji, które cieszą oko za każdym razem, gdy do nich wracamy. Od wspomnianych kamienistych hektarów ziem, które ciągną się w nieskończoność przed nami, poprzez zarośnięte bujną roślinnością bagna nad brzegiem rzeki San Luis, wyznaczającej granicę pomiędzy USA a ich południowym sąsiadem, kończąc na zaśnieżonych lasach w okolicy Gór Nekoti, gdzie o spotkanie trzeciego stopnia z niedźwiedziem grizzlie nie trudno.

Wspomniałem już o zabójczo niebezpiecznych futrzanych bestiach, więc wspomnę jeszcze o ogromnej ilości zwierząt, które możemy spotkać na każdym kroku. Bać nie musimy się pancerników, jeleni, skunksów czy kojotów, gdyż to chyba one są bardziej przerażone naszą obecnością, za to przed wilkami czy dzikami możemy nieco drżeć, jeśli nie dzierżymy przy sobie jakiejś potężnej strzelby. Strzelb, rewolwerów, karabinów snajperskich i innych narzędzi, dzięki którym możemy przetrwać w tych niesprzyjających warunkach jest sporo, lecz niestety wiązała się z tym pewna niedogodność, która towarzyszyła mi do samego końca historii Marstona. Pomimo tego, że na moim wyposażeniu było grubo ponad 15 różnych broni, to każdą strzelało mi się identycznie i zupełnie nie czułem różnic pomiędzy nimi. Każda tak samo niemiłosiernie dziurawiła oponentów niczym ser szwajcarski z pomocą trybu spowalniającego czas, choć tak być nie powinno. Przecież strzał ze strzelby myśliwskiej, a rewolweru bębenkowego z odległości 50 metrów powinien dać różne efekty. Oj, ktoś tu się nie postarał i niedoszlifował tak ważnego elementu.

RedDeadRedemption-01-04-10-003.jpeg

Jeśli się pospieszymy, to na Zakopiance nie będzie jeszcze korków.

Jak wiadomo nie samą pracą oraz głównymi zadaniami, bohaterowie "piaskowych" gier żyją, więc aby urozmaicić graczom czas spędzony w cyfrowym El Dorado, do dyspozycji oddano kilka interesujących aktywności. Bohater kierowany przez nas może siłować się na rękę z wioskowymi osiłkami, spróbować swoich sił w rzucaniu podkową do celu, zatrudnić się na noc jako stróż, przepuścić swoje zarobione pieniądze w partyjce kości, blackjacka lub pokera. Dwoma najciekawszymi odskoczniami od dnia codzienne są jednak pojedynki rewolwerowe na śmierć i życie - takie jakie znamy z westernów oraz polowania na bandytów, za którymi wystawiono list gończy wraz z nagrodą pieniężną. Natrafić również możemy na krótkie, kilkuetapowe zadania poboczne, które nie raz okazywały się bardzo interesujące - wspomnę tylko o mężczyźnie, który za pomocą "różdżki" szukał wody oraz o potomku mitologicznego Ikara. Ponadto możemy pomóc komuś odzyskać skradzionego konia czy pieniądze w czasie losowo załączających się sekwencji, lecz nie wzbudzały one we mnie pozytywnych odczuć, gdyż powtarzały się tak często, że za trzecim czy czwartym razem nużą. O ile zajęcia, którymi parać się może bohater po godzinach są ciekawe i pasują klimatycznie do tematyki gry, o tyle jest ich zbyt mało w porównaniu do choćby GTA IV, czy "piątki", która wprowadzi ich multum, jak obiecują twórcy i pod koniec odpuściłem je sobie, brnąc do przodu z główną osią fabularną, gdyż miałem wrażenie, że "wszystko co mogłem, już zrobiłem".

Historia, którą mi zaserwowano rozwijała się bardzo powoli, lecz w momencie, gdy przestałem być prowadzony za rączkę przez samouczki, ujrzałem otwartość oraz absolutną nieliniowość i jest to jedna z największych zalet tytułu. W pewnym momencie mogłem udać się nawet do trzech zleceniodawców w różnych zakątkach mapy lub zapoznać się z zadaniami pobocznymi od nieznajomych, którzy zaszyli się gdzieś w knajpie. Nic nie stało na przeszkodzie, aby po drodze wziąć się za polowanie lub dopaść w końcu jakiegoś Martina, który terroryzuje wraz ze swoją szajką wioskę na północ od Perdido. Pod tym względem Red Dead Redemption to istna maestria.

Red-dead-redemption-playstation-3-ps3-236.jpg

Amerykański gang Ziutków rodem z Pruszkowa przeszedł właśnie do historii. Już go nie ma.

W dwóch zdaniach muszę jeszcze wypowiedzieć się w kwestii oprawy audio-wizualnej. O ile modele postaci czy otoczenia są nijakie - widać to szczególnie, gdy patrzymy na korony drzew lub ośnieżone miejsca, którym ewidentnie brakuje ostrości, o tyle pejżaże, które malują się co rusz to istny miód na serce. Wschodzące słońce prześwitujące przez liście czy rwący strumień - to trzeba samemu zobaczyć. Oskar należy się osobom, które odpowiedzialne są za ścieżkę dźwiękową oraz udźwiękowienie dialogów. W rolę Johna Marstona wcielił się Rob Wiethoff, którego charakterystyczny zmęczony głos robi piorunujące wrażenie i z wielką chęcią słucha się jego kwestii. A propos rozmów, które prowadzą pomiędzy sobą bohaterowie w czasie podróży z jego końca mapy na drugi. Wiem, że za ich pomocą tworzona jest cała otoczka gry i za ich pośrednictwem poznajemy historię, lecz jak dla mnie były one często zbyt rozbudowane i długie, a co za tym idzie męczące. Nie raz wolałem "przeskipować" podróż, a i tak wiedziałem o co chodzi w całym zleceniu. Ścieżka dźwiękowa, a właściwie jej dwa kawałki - pierwszy, który słyszymy pod koniec gry, gdy bohater odzyskuje to, na czym mu tak zależało oraz drugi w czasie napisów końcowych, spowodowały, że zamknąłem na chwilę oczy i napawałem się nimi aż do samego końca ich odtwarzania.

Jeśli ktoś kiedykolwiek obudzi mnie w środku nocy i spyta o najlepsze gry, w które miałem okazje grać na moim Xboksie przez ostatnie lata, grzechem byłoby nie wymienić Red Dead Redemption. W moim odczuciu jest to najlepszy tytuł z otwartym światem z jakim kiedykolwiek przyszło mi się zmierzyć. Kusi rozmachem, kusi historią, a przede wszystkim wabi klimatem, którego namiastkę do tej pory znalazłem tylko w starusieńkich filmach, gdzie Pewnego razu na Dzikim Zachodzie Niesamowity Jeździec pognał w siną dal W samo południe. RDR to dziesiątki fenomenalnej, pomimo kilku błędów i niedociągnięć, na które przymykam oko, gdy celuje do sępa, który krąży nade mną.

Co na plus?

+ Klimat Dzikiego Zachodu wylewający się litrami z konsoli

+ Postaci, które zapadają głęboko w pamięci

+ Bajecznie piękne lokacje

+ Ciekawe i interesujące atrakcje oraz misje poboczne, które czekają na Marstona

+ Fabuła i zakończenie obok, którego nikt nie przejdzie obojętnie

+ Mistrzowska ścieżka dźwiękowa

+ Głos Roba Wiethoffa

Co na minus?

- Początek nudny jak flaki z olejem

- Zbyt mała liczba aktywności pokroju pokera czy rodeo

- Każdą bronią strzela się identycznie

- Dialogi są często zbyt długie, nudne i do przeklikania

Ocena: 9/10

Pozdrawiam daveNWN, aye!

17 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Witam ! Całego tekstu jeszcze nie przejrzałem, gdyż nie mam czasu, zerknę jak wrócę. Nie spodobał mi się jednak jeden minus.

- Dialogi są często zbyt długie, nudne i do przeklikania

Przecież to jest największa zaleta tej gry. Dialogi są fantastyczne, idealnie zagrane i to one budują ten niesamowity klimat. Jak można w ogóle chcieć je przeklikać ?!?!

Link do komentarza

Recka jak zawsze świetna, jak Ty to robisz :D?

- Zbyt mała liczba aktywności pokroju pokera czy rodeo

No tutaj się nie zgodzę, ludzie z R* i tak dużo dali, można wejść sobie do baru, nachlać się, zagrać w pokera itp. Gra nie stawiała na pokera czy rodeo, więc nie rozumiem tutaj tego minusa.

Co do początku gry, to się troszeczkę zgodzę :P Nie lubiłem gdy była misja z tymi krowami, nie mogłem do końca zrozumieć jak to mam zrobić, dopiero jakoś po 10-15 minutach zrozumiałem. Gra jest naprawdę fajna, nie ma żadnego takiego dobrego westernu, a ja kocham western!

Link do komentarza

Mi się ten spokojny początek podobał, można było polubić Bonnie MacFarlane i porobić coś, czego zazwyczaj w grach nie ma, tj. WCZUĆ SIĘ. Nudziłem się za to w Meksyku, może to przez to, że nie polubiłem nowych postaci i niezbyt chciałem dla nich pracować.

@venomizzy o dialogach - otóż to. Szkoda, że jak grałem, nie znałem dostatecznie dobrze angielskiego i pewnie dużo mi umknęło, ale nigdy nie miałem ochoty ich pomijać :dd.

Link do komentarza

Red Dead to super gierka, miałem z nią taki sam początek jak Ty, czyli pograłem chwilę, odłożyłem, a później wsiąkłem na długo:) bardzo fajna recenzja częściej bd tutaj zaglądał

pozdrowienia

Link do komentarza

inb4 PC only fags hating this game

Miałem identycznie jak ty, bo przez pierwszy miesiąc posiadania RDR na PS3 właściwie wcale nie mogłem się wciągnąć, ale gdy pewnego dnia poczułem klimat dzikiego zachodu już nie mogłem się oderwać. Cholera, aż zacząłem się zastanawiać czy nie warto by tam wrócić i porobić kilka rzeczy na ''stówkę"

Rockstar króluje w kreacji postaci, więc i dialogi są świetne. Musze jednak przyznać, że częste podróże z jednego końca mapy na drugi często były dla mnie dosyć nużące, nawet mimo rozmów.

Link do komentarza

Doceniam RDR bo wiele elementów bardzo mi się podobało, ale podobnie jak niektórzy jakoś nie mogę się przemóc by ten tytuł ukończyć.

Podchodziłem do niego już 2 razy, najpierw nawet się wciągnąłem, ale "biały" wywalił pierścień śmierci i zakończyłem przygodę szybciej niż chciałem, stosunkowo szybko zaopatrzyłem się w Slima, jednak gdy zacząłem od nowa to w pewnym momencie mi się po prostu odechciało.

Nie wiem, może tak jak pisał Abyss, też przyjdzie taki moment, że jednak załapię chęć do przejścia gry. Aktualnie gram w RDR tylko z doskoku i w krótkich sesjach, wkrótce wychodzi też GTA V więc jeśli nie skończę gry przed premierą to najpewniej ukończenie odwlecze się jeszcze bardziej.

Link do komentarza

inb4 PC only fags hating this game

No raczej nie w tym wypadku, bo RDR jest jedną z niewielu gier których Mustard Race otwarcie zazdrościła konsolowocom i do dzisiaj co niektórzy chcą zportowania tejże przez R*(good luck).

A skoro już w temacie mustard race jesteśmy; pamiętam jak Yahtzee dość surowo(nawet jak na jego standardy) ocenił to, według wielu, magnum opus Rockstara...

Ech, chyba czas sobie odświeżyć Trylogię Dolarową.

Link do komentarza
Gra nie stawiała na pokera czy rodeo, więc nie rozumiem tutaj tego minusa.

W porównaniu do GTA IV, czy choćby GTA V, które pojawi się lada moment, w RDR pod względem innych atrakcji niż główna linia fabularna jest marnie. W sumie można by lecieć na łeb na szyję z misjami głównymi i ukończyć grę w ok. 15 godzin, ale czy o to chodzi w tego typu produkcjach?

bardzo fajna recenzja częściej bd tutaj zaglądał

pozdrowienia

Miło mi :) Zapraszam ponownie!

Musze jednak przyznać, że częste podróże z jednego końca mapy na drugi często były dla mnie dosyć nużące, nawet mimo rozmów.

Trafiłeś dokładnie w sedno tego, co chciałeś przekazać w minusie odnośnie dialogów i długaśnych podróży.

Link do komentarza
Trafiłeś dokładnie w sedno tego, co chciałeś przekazać w minusie odnośnie dialogów i długaśnych podróży.

No to jest diametralna różnica, pomiędzy dialogami do przeklikania, a zbyt długimi podróżami pomiędzy zadaniami.

Co do dialogów absolutnie nie mogę się zgodzić, co do dłużących się podróży całkowicie się zgadzam. Człowiek chce chłonąc główny wątek, a tu mi każą 10 minut jechać kuniem na drugi koniec mapy.

Nie zgadzam się również co do innych aktywności w grze, niezwiązanych z głównym wątkiem.

W porównaniu do GTA IV, czy choćby GTA V, które pojawi się lada moment, w RDR pod względem innych atrakcji niż główna linia fabularna jest marnie.

Po pierwsze, nie bardzo wiem jak możesz porównywać RDR do GTA 5 w które nie grał jeszcze nikt.

Po drugie, w porównaniu do GTA 4 jest marnie ? Co takiego można było robić w GTA 4 pomiędzy misjami ? W RDR wydaje mi się, że jest z tym lepiej. Masz różnego rodzaju gry hazardowe, masz dość ciekawe rzucanie podkową ( do tej pory nie umiem w to wygrać), łapanie bandziorów, szukanie skarbów, wyzwania myśliwego (żeby odblokować wszystkie stroje), poboczne zadania, zbieranie roślinek, wyścigi konne i powozami. Uważam, że pod tym względem jest dużo dużo lepiej niż w GTA 4. No i jest to chyba jedyna gra od Rockstara w której wiecznie brakuje mi pieniędzy.

Link do komentarza

@venomizzy - Ok, ale jedno wiąże się z drugim. Długa podróż nieinteraktywna (np. gdy wsiadaliśmy na wóz) nudziła mnie, a jakoś nie czułem potrzeby, aby jej nie pomijać, bo z tego co zorientowałem się w dialogach gdzieś dalej niż na początku gry, to nie były dla mnie one zbyt interesujące. Wolałem je pominąć niźli czekać 5 minut, zanim Marston dojedzie do celu.

Co do pobocznych atrakcji w GTA V - wnioskuję, że będzie ich mnóstwo na razie tylko po trailerach i jakiś gameplayach. Ot co.

Link do komentarza

Wnioskując z ilości dialogów, wolałbym jednak poznać ich "głębszy i bardziej dosadny" sens, aniżeli "rozumieć większość wypowiadanych kwestii". Kolejne pytanie: Czy możliwe jest włączenie angielskich napisów?

Link do komentarza

Z tego co pamiętam, to tak. W większości tytułów z angielską wersją językową gram z napisami, gdyż często trudno zrozumieć wypowiedzi bohaterów za sprawą ich specyficznych akcentów. Dobrym przykładem może być angielski z mocno hiszpańskim akcentem Meksykanów - bez podpisów nie idzie zrozumieć o co im chodzi :)

Link do komentarza

@BD - sam jestem za tym, aby w piśmie nie było ocen, bo one tylko tworzą sztuczny obraz danej produkcji. A dlaczego je daje? Hm, może dlatego, że lubię sobie katalogować rzeczy na słabe, średnie, dobre i bardzo dobre, więc dzięki nim mam jako taki wewnętrzny spokój :P

Link do komentarza

@BigDaddy - skoro chcesz je zrozumieć głębiej, to przecież nie ma innego sposobu, niż zapoznać się z dialogami w oryginalnym języku ;d.

A obrazek, który dałem, to zdjęcie Irisha, jednej z postaci w RDR, która mówi w tak specyficzny sposób, że nie da się tego przełożyć na polski.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...