Kryzys twórczy. Rachunek sumienia
*ostrożnie wygląda zza kurtyny*
Wszystko dobrze? Nikt nie trzyma pomidorów? Mogę wyjść na scenę? Tak? Bardzo się cieszę.
Nie ma co ukrywać - zawaliłem. Od marca nie zamieściłem na blogu żadnego nowego kawałka prozy i nie mam nic na swoją obronę. Chociaż nie, połowicznie mam. Nie dość, że przeszedłem na studiach przez trudny rok, to jeszcze parę innych rzeczy skutecznie zajmowało mój czas.
Nie mam nic do ukrycia.
Ale coby nie żartować - stanąłem przed problemem. Okazało się, że złapałem kryzys twórczy i próby jego zwalczenia na razie skończyły się fiaskiem. Próbowałem dociekać jego przyczyn i zdaje się, że coś mi przyszło do głowy. Przede wszystkim mam przed sobą dwie opcje, co robić dalej, i nie wiem, na którą się zdecydować.
1) Dokończyć "Dzicz".
2) Odstawić "Dzicz" na zupełnie nieokreślone "kiedyś" oraz zająć się krótkimi opowiadaniami.
Skąd taki pomysł? Może zacznę od początku. Krótko po zamieszczeniu trzeciego rozdziału tej mikropowieści postanowiłem ją zawiesić, ponieważ okazało się, że popełniłem kilka poważnych błędów (bodajże zaprzeczyłem sobie w dwóch miejscach) i ogólnie całość fabuły zaczęła mi się wydawać nieprzemyślana. Chciałem zastanowić się nad historią jeszcze raz, a do tego zrobić dokładniejsze przygotowanie tematyczne (czy, jak to Anglicy nazywają, "research"), tak by świat przedstawiony rzeczywiście sprawiał wrażenie żyjącego, a nie tylko stanowiącego tło dla wydarzeń. Teoretycznie mógłbym kontynuować pisanie tego. Pomysł na fabułę nadal siedzi mi w głowie, a wcześniej nawet napisałem sobie streszczenie (wprawdzie sporo wątków potem bardziej sobie rozbudowałem, ale jako podstawa dla opowieści może być). No i wiadomo - skoro już zacząłem to zamieszczać, to przerwanie tego, zanim zakończenie nie ujrzy światła dziennego, byłoby z mojej strony niewłaściwe. Gdybym więc poprawił najbardziej rażące błędy w dotychczasowych rozdziałach, a część spraw wyciął lub rozbudował, jak najbardziej byłbym w stanie to pociągnąć.
Ale tu tkwi pewien problem: odnoszę wrażenie, że zapędziłem się w kozi róg.
Po pierwsze, tekst ten urósł w mojej głowie do takich rozmiarów, że tak naprawdę powinienem "Mikropowieść" w tytułach przemianować na "Powieść". Chodzi tu jednak bardziej o środki. (Mikro)Powieść pisze się bowiem bardzo długo i znacznie trudniej jest zapanować w niej nad całością - zarówno fabułą, jak i stroną językową - niż w przypadku opowiadania. Jeśli nie ma się tekstu napisanego od razu, to łatwo też popaść w tendencję do robienia przerw, czasem nawet kilkumiesięcznych (swoją drogą, wiecie, że w pierwszym roku, w którym zacząłem umieszczać tutaj prozę, zamieściłem aż 16 kawałków, a w drugim - tylko 4? Poprawionej wersji starszego opowiadania nie liczę). Nie wspomnę o tym, że nie wiem, czy w takim układzie dam radę "Dzicz" dokończyć.
Po drugie, to nieszczęsne przygotowanie tematyczne. Nie będę się oszukiwał - odkąd tylko zawiesiłem swoją mikropowieść, nie zrobiłem w tym kierunku nic. I nie wiem, czy w ogóle zrobię, bo okazało się, że chciałem brać się za tematy, które tak naprawdę interesują mnie tylko dlatego, że są mi akurat potrzebne do prozy - w przeciwnym wypadku pewnie nigdy bym o nich nawet nie pomyślał. Ostatnio chciałem poprawić opowiadanie, które wcześniej wysłałem na konkurs "Nowej Fantastyki", a jego główną bohaterką jest (nie będę robił z tego tajemnicy) młoda treserka gryfów. W maju wypożyczyłem książkę dotyczącą jeździectwa, bo między ujeżdżaniem koni a tresowaniem gryfów (w kierunku m.in. też jeździectwa) widziałem sporo analogii. Przeczytałem całą. Zapamiętałem stamtąd jedną (!) informację i może jeszcze jakieś strzępki. Jak mnie nie interesował ten temat, tak nie interesuje nadal, a do opowiadania - w sumie jak się spodziewałem - nie przydało mi się za bardzo (dość powiedzieć, że i tak nie mam dość pomysłów, żeby je sensownie przerobić, bo ja właśnie chciałem je poprawić i wstawić na kilku forach. Wszystko wskazuje na to, że nic z tego nie wyjdzie, bo zapał do tematu tresowania gryfów opadł mi tylko niewiele wolniej, niż się pojawił). Co to ma wspólnego z "Dziczą"? Ano to, że tak naprawdę jestem dyletantem i że nie potrafię się zmusić do czytania o czymś, co na dobrą sprawę mam w nosie (chyba że jest mi to naprawdę potrzebne do fabuły). Kiedy biorę do ręki powieść, najbardziej interesuje mnie opowieść, a otoczka to tylko tło dla wydarzeń.
Gdybym więc chciał się wziąć teraz za dalsze pisanie "Dziczy", dopełniłbym starań, aby powieść ta była tylko poprawna, a nie jak najbliższa ideału.
Jest jeszcze jeden powód, najważniejszy. W pewnym momencie stwierdziłem, że piszę, ponieważ to jest dla mnie świetny pretekst do poznawania zarówno języka, jak i świata. Bzdura. Pisałem, bo to lubiłem. Kryzys twórczy nastąpił właśnie dlatego, że przestało sprawiać mi to przyjemność. Nie zrozumcie mnie źle - staram się do pisania wrócić. Czuję jednak, że powinienem spróbować zająć się tym w sposób inny niż dotychczas, inaczej prawdopodobnie wciąż będę się czuł niezadowolony z efektów.
Teraz popatrzcie znowu na dwa punkty, które podałem wcześniej w tym wpisie, dotyczące tego, co dalej robić w kwestii pisania. Chciałbym Was - jako czytelników bloga i umieszczanej przeze mnie prozy - zapytać o coś: co mi radzicie, żebym wybrał?
4 komentarze
Rekomendowane komentarze