Kiedy po raz pierwszy oglądałem "PMMM"* nie spodziewałem się niczego ponad standardowe Mahou Shoujo. Było miło, przyjemnie, trochę cukierkowo i... nudno? A potem nadchodzi zakończenie trzeciego odcinka, pierwszy opad szczęki i tak jakoś nagle zrozumiałem skąd wzięła się klasyfikacja R-17...
Ale hola, hola! Wielu z was prawdopodobnie nawet nie wie czym jest to całe "Mahou Shoujo", śpieszę więc z tłumaczeniem.
Jest to termin określający podgatunek mang i anime. W wolnym tłumaczeniu znaczy tyle co "Magiczna Dziewczyna". Ci trochę starsi pewnie pamiętają "Czarodziejkę z Księżyca", jest to prawdopodobnie najbardziej kojarzona z tym terminem marka. Gatunek ten cechuje lekka fabuła skierowana do dziewczyn, przerysowana, ocenzurowana i nieeksponowana przemoc, oraz pokazanie jak to potęga przyjaźni potrafi zniszczyć całe zło tego świata. Pierwsze odcinki "PMMM" zdają się potwierdzać ten trend, ale uwierzcie... to pułapka!
Zaczynamy od poznania naszej tytułowej bohaterki, Madoki. Jest ona typową nastolatką, tak zwyczajną i niczym nie wyróżniającą się jak się tylko da. Pewnego dnia do jej klasy dołącza tajemnicza Homura, która zdaje się w dziwny sposób interesować dziewczyną.
Kiedy Madoka towarzyszyła swojej najlepszej przyjaciółce Sayace nagle niesłyszalny przez nikogo innego głos zaczął błagać ją o pomoc. Okazało się, że należy on do pewnego kotowatego stworzenia, nad którym znęcała się nie kto inny, tylko Homura. Anyway. Z pomocą Sayaki, dziewczynom udaje się uciec z tej niezręcznej sytuacji, niestety przy okazji lądując w jeszcze gorszej. Wbiegły bowiem w pole działania wiedźmy Gertrud. Z opresji ratuje ich blond dziewoja Mami, która pokrótce tłumaczy im zaistniałą sytuację.
Uratowany przez Madokę stworek ma na imię Kyubey i potrafi spełniać życzenia. Haczyk jest taki, że jego wypowiedzenie wiąże się z "podpisaniem" kontraktu, na mocy którego dziewczyna zobowiązuje się do walki z wiedźmami jako jedna z Mahou Shoujo. Choć moc, którą otrzyma w przypadku takiej przemiany jest ogromna, musi liczyć się z możliwością śmierci w walce.
Dlaczego Mahou Shoujo walczą z wiedźmami? Otóż są one odpowiedzialne za zło na tym świecie. Wojny, kataklizmy, skłonności samobójcze... Wszystko to i jeszcze więcej spowodowane jest działaniem czarownic. Kyubey wyczuwając ogromny potencjał Madoki oferuje jej możliwość zawarcia kontraktu, wręcz nalega i ją pośpiesza. Ona jednak postanawia zastanowić się nad potencjalnym życzeniem w międzyczasie towarzysząc Mami w jej "pracy".
Dalszej części fabuły zdradzać nie będę, bo zaskoczenie jakie towarzyszy kolejnym plot twistom jest czynnikiem, który przykuł mnie do ekranu i nie wypuścił aż do obejrzenia ostatniego odcinka.
Mogę wam za to zdradzić, że nie mamy tu do czynienia z typowym Mahou Shoujo. Jest to raczej opowieść o dziewczynach, które próbują zachować człowieczeństwo pomimo trudności losu. Historia bardzo szybko pokazuje swoją mroczną stronę zaczynając od, wymienionego już we wstępniaku, zakończenia trzeciego odcinka, po którym zmienia się ending, sugerując tym samym nieodwracalną zmianę klimatu - z przesadnie cukierkowego
Będziemy odkrywać kolejne, niekoniecznie miłe sekrety stojące za życiem czarodziejek i wiedźm, oraz za postacią Kyubeya. Nie będzie miło, nie raz poczujemy smutek, może nawet uronimy łzę. Duża w tym zasługa samych dziewczyn, których łącznie jest pięć. Każda ma inny charakter i reprezentuje sobą inne poglądy.
Madoka uważa siebie za niczym nie wyróżniającą się nastolatkę. Cały czas polega na innych. Sayaka jest jej przeciwieństwem, chce wręcz stać się tarczą, która przyjmie na siebie zło wymierzone w innych. Mami jest dziewczyną o tragicznej przeszłości, której życzenie uratowało jej życie. Aż do poznania Madoki i Sayaki była samotna i jak twierdzi, to właśnie to spotkanie sprawiło, że znowu znalazła powód do życia. Trochę później do "drużyny" dołącza Kyouko. Jest ona weteranem walk z wiedźmami. Jej początkowy egoizm zostaje wyjaśniony, gdy ta opowiada historię swojego dzieciństwa.
No i pozostaje Homura... Niestety, cokolwiek bym nie napisał i tak to będzie sporym spoilerem, więc najlepiej sami ją "poznajcie"! Albo przeczytajcie spoilery na MAL, co ja wam bronię... hue.jpg
Oczywiście jest też i Kyubey. Spotkałem się z wieloma zarzutami pod adresem tego niepozornego stworka. Obrywa "on" głównie za swoje dosyć specyficzne podejście do wartości życia ludzkiego. Potrafię się z tym zgodzić, ale pamiętajcie [light spoilers ahead] rasa Kyubeya nie odczuwa żadnych emocji, a co za tym idzie nie odróżnia dobra od zła w "ludzkim" znaczeniu. Patrzą na sprawę ze swojej perspektywy i w ich mniemaniu ratują wszechświat od degradacji.[end of spoilers] Nie usprawiedliwia to oczywiście jego czynów, ale przynajmniej rzuca trochę inne światło na całą sprawę.
Z drugim popularnym zarzutem, czyli jego teoretycznym łgarstwem, już zgodzić się nie mogę! QB, jak sam to z resztą powiedział, nie kłamie. Dziewczyny są same sobie winne tego, że nie dopytały się dokładnie o warunki swojego kontraktu. "Zwierzak" wzięty na spytki ostatecznie wyjawił wszystkie sekrety. Z drugiej strony trochę za późno...
Są serie, które nachalnie narzucają symbolizm (vide Evangelion), because ART! "PMMM" na całe szczęście do tej kategorii nie należy. Symbolizm, choć istnieje i to w bardzo dużych ilościach, jest sprytnie poukrywany i przez większość czasu widz nie zdaje sobie sprawy z jego istnienia. Nie mówię tu też o typowo religijnym bullshicie (Evangelion again...). "PMMM" nawiązuje najczęściej do legend, baśni i postaci historycznych. Po obejrzeniu serialu warto odwiedzić Puella Magi wiki. Zawarte na jej stronach fakty i spekulacje dają do myślenia.
"PMMM" wyróżnia się swoim unikalnym podejściem do animacji. Już ta "podstawowa" jest co najmniej świetna. Co prawda początkowo przeszkadzały mi charakterystyczne "płaskie" twarze, ale ostatecznie się do nich przyzwyczaiłem.
Prawdziwa zabawa zaczyna się jednak podczas pojedynków z wiedźmami. Każdy z nich reprezentuje swój własny styl. Elsa Marie żyje w czarno-białym świecie sporadycznie "zakrapianym" czerwienią, wewnątrz bariery Elly rzeczywistość wygląda jak namalowana akwarelami, a w przypadku Gertrud jest to wycinanka.
Obraz mówi jednak więcej niż tysiąc słów, sami więc przekonajcie się jak to wygląda w akcji na przykładzie walki Mami z tą ostatnią. Scena ta nie jest jakimś szczególnie wielkim spoilerem, bo znajduje się w pierwszej części, jeszcze przed pierwszym plot-twistem.
Jak już wcześniej wspomniałem chciałbym trochę rozpisać się o muzyce. OST, tak jak i wiele innych rzeczy, zazwyczaj dzielę na trzy kategorie: "shit tier" - czyli nie da się go słuchać, ">normalfag tier" - gdzie nazwa powinna mówić sama za siebie, oraz "God tier" - prawdziwie boskie dźwięki.
OST "PMMM" w moim prywatnym rankingu znajduje się w trzeciej kategorii, tak wysoko, że lata obok dzieł Joe Hisashiego, Hansa Zimmera i Johna Williamsa. Jest tak dobry! O jego sile może świadczyć fakt, że został wydany na trzech płytach studyjnych, pięciu singlach i jednej "The Best Of". Mało która seria może pochwalić się tak bogatym dorobkiem, a pamiętajcie, że całość zamknęła się w dwunastu odcinkach!
Dobry soundtrack nie jest tylko tłem dla akcji, on jest jej integralną częścią! Yuki Kajiura, kompozytorka wszystkich utworów (pomijam OP i ED), zdaje się bardzo dobrze o tym wiedzieć, bo stworzyła dzieło, które po prostu oddziałuje na nasze emocje.
Zaczyna się lekko i przyjemnie, choć jednocześnie trochę naiwnie. Utwory wręcz zdają się zapowiadać przygodę. "Sis puella magica!", lub "Credens justitiam" są tego doskonałymi przykładami. Następnie, gdy serial pokazuje już swoją prawdziwą twarz, muzyka poważnieje wraz z nim. Dźwięki stają się mocniejsze, zmieniają się też wykorzystane instrumenty. Zauważcie, że choć "Signum Malum" bazuje na tej samej melodii, co pierwszy wymieniony utwór, to klimatycznie znajduje się na drugiej szali klimatycznej wagi.
Mała ciekawostka. Teksty piosenek są rozpisane w nieistniejącym języku. Fani nadali mu nazwę "Kajiuran" od nazwiska kompozytorki.
Moim ulubionym utworem z całego OST będzie temat muzyczny wiedźmy Oktavii von Seckendorff, znany jako "Symposium magarum". Kiedy pozna się tło fabularne mu towarzyszące, już nigdy nie usłyszy się go w ten sam sposób.
"Puella Magi Madoka?Magica" nie spodoba się każdemu. Po pierwsze trzeba przebrnąć przez pierwsze odcinki, które choć niezłe i całkiem urocze, to nawet do pięt nie dorastają kolejnym. Z kolei ciężki klimat reszty serialu wymaga od widza dogłębnego zrozumienia co i dlaczego dzieje się na ekranie. To nie jest anime, przez które po prostu się "przelatuje"! Ci, którzy lubią akcję też poczują niedosyt, bo walki, choć fantastyczne, są tu mimo wszystko rzadkością.
Dajcie jednak tej serii szansę. Ja sam podchodziłem do niej sceptycznie, a odszedłem wręcz wniebowzięty! Jeżeli macie opory, to zainteresujcie się filmami pełnometrażowymi, które streszczają fabułę, poprawiają błędy i dodają przy okazji parę "smaczków".
*Choć oryginalnie seria nosi tytuł "Mahou Shoujo Madoka?Magica", to w Europie jest wydawana jako "Puella Magi Madoka?Magica".
@FUN WITH SCREENSHOTS!
@Takie tam na kuniec
WEEEEEEE! W końcu skończyłem! Miało być krótko, a skończyło się najdłuższą recenzją w mojej karierze. Mam nadzieję, że wam się spodobała, w szczególności, że jej istnienie było zagrożone błędem 404. Całe szczęście często robię backup w notatniku
Dostałem się na studia na najwyższym miejscu wśród moich znajomych mimo, że opieprzałem się cały rok. Rozszerzony Inglysz powahh!
Teraz nie wiem co dalej z tym fantem uczynić...
??? ?? ???
Contract?
Dalej nic już nie ma!
Move along citizen!
38 komentarzy
Rekomendowane komentarze