Skocz do zawartości

O książce słów parę

  • wpisy
    9
  • komentarzy
    25
  • wyświetleń
    6425

Z Czarną Kompanią na południe


Nessaja

500 wyświetleń

Powracam po wyjątkowo długiej przerwie, ale tak to jest, jak ktoś sobie wymyśli, że będzie się próbował dostać na uczelnię medyczną. Tyle poza tematem.

Do czego zmierza tytuł? Być może niektórzy rozpoznają pewnego jegomościa, niejakiego Glena Cooka, którego dzieckiem jest dość pokaźny cykl o zgrai nieprzyjemnych typów spod ciemnej gwiazdy. Pisarz to urodzony w 1944 roku były żołnierz, pracownik fabryk, którego literackie dzieło uzyskało pewną pozycję na półce z fantastyką. Jego ukochana Czarna Kompania to zbiorowisko bohaterów jak na fantastykę nietypowych. Nie grają po stronie dobra, można ich kupić za parę sakiewek srebrników, a moralność to słowo, którego znaczenie już dawno wywietrzało im z głowy. Czy więc jest to grupka czarnych charakterów, którymi częstuje nas choćby zwykle Piekara lub Komuda? A no nie do końca...

Wojna to zjawisko, które wbrew pozorom jest źródłem wielu odcieni szarości. Zazwyczaj trudno tu o tego dobrego i tego złego, szczególnie pośród żołnierzy wykonujących swoje rozkazy. Cook, który sam w wojnie uczestniczył jako marine, w przekonujący sposób przeniósł te niepewne nastroje i moralną huśtawkę do swojej książki - Kronik Czarnej Kompanii. Wojna stanowi tu nieustające tło dla przygód żołnierzy ze wspomnianej formacji, którzy już od pierwszych stron wpędzają się pod sztandary wielkiego zła i ostoi egoizmu - Pani, istoty nieśmiertelnej, łaknącej władzy i absolutnej dominacji nad znanym światem. Trudno jednak oddać tę atmosferę, która odróżnia tych bohaterów - Konowała, Jednookiego czy Kruka, od zwykłych, tradycyjnie niedobrych mordek fantastyki. Zapewne sedno sprawy tkwi w tym, iż Cook przedstawił ich w taki sposób, aby byli godni naszego zainteresowania, ale też współczucia. Możemy łatwo dostrzec zarówno jasne, jak i ciemne strony duszy tych złożonych, pełnych sprzeczności postaci. Szybko dostrzeżemy, jak autor operuje naszymi sympatiami i jak łatwo zbliża nas emocjonalnie do zwykłych najmitów, upuszczających krew komukolwiek na odpowiedni brzęk monet. Wszystkie te niuanse pisarz wprowadza w nieustannym ferworze walki stanowiącym oś książki.

Postacią, która oprowadza nas po świecie jest kronikarz i lekarz Kompanii - Konował. Z racji swojego zajęcia, nie pozwala on nam na przeoczenie żadnego manewru, planowania strategii, opisu potyczki czy też całej bitwy, której ofiary sięgają prawie miliona, nie żałując też swoich subiektywnych odczuć. Wspominam wciąż o walce - a no właśnie, tu jest pies pogrzebany. Ciągoty wojskowe pisarza mają swoją zaletę, gdyż pozwalają mu świetnie oddać panującą atmosferę, jednocześnie na drugi tor spychając język czy finezję prowadzenia fabuły. Niekiedy zwroty akcji bywają dość toporne, podobnie jak próby wychwycenia idei autora. Staje się to tym bardziej zauważalne, im dalej postępujemy w lekturze, a tę mamy zapewnioną przez około 900 stron. Co więcej, to dopiero pierwsza część przygód Kompanii.

Warto też wspomnieć, że Kroniki to zestawienie tekstów funkcjonujących niegdyś osobno, gdyż Cook wydawał swoje dzieła jeszcze w ubiegłym wieku. W tej odsłonie znalazły się pierwsze trzy - Czarna Kompania, Cień w ukryciu oraz Biała Róża. Sprawne zagranie wydawnictwa, gdyż unikamy efektu tasiemca. Z drugiej strony to zwykły spryt, skoro ostatni tekst wręcz zmusza do sięgnięcia po kolejny tom cyklu... lecz to można śmiało Rebisowi wybaczyć. Dlaczego? W gruncie rzeczy tekst wciąga mimo swej słusznej wielkości cegły, jest perełką wśród współczesnej paplaniny pisarzy fantastyki serwujących odgrzane kotlety. Od zera do bohatera zostaje tu pogrzebane pod warstwą czarnego humoru i wojennej zawieruchy, nieoszczędzającej zmysłów. Cook zadbał też o niebanalną kreację bohaterów i utrzymywanie jednakowego poziomu przez cały tekst, o co często trudno w dziełach o takiej objętości. Jeżeli więc ktoś lubuje się w fantastyce z odrobiną mrocznego zabarwienia - nic, tylko czytać.

Kroniki-Czarnej-Kompanii-bn22481.jpg

2 komentarze


Rekomendowane komentarze

Ach! Najlepsze militarystyczne fantasy ever, choć podobno Malazańska Księga Poległych Eriksona lepsza, ale to się przekonam za jakiś czas, bo ów wielki cykl czeka w kolejce. Ale Czarna Kompania (o czym pisałem też u siebie na blogu) to absolutny kanon i klasyk gatunku, u mnie pierwsza trójka fantasy, zaraz po tryloguu Lyonesse i Ziemiomorzu (tak, wolę to od Tolkiena):)

Link do komentarza

Ach! Najlepsze militarystyczne fantasy ever, choć podobno Malazańska Księga Poległych Eriksona lepsza, ale to się przekonam za jakiś czas, bo ów wielki cykl czeka w kolejce. Ale Czarna Kompania (o czym pisałem też u siebie na blogu) to absolutny kanon i klasyk gatunku, u mnie pierwsza trójka fantasy, zaraz po tryloguu Lyonesse i Ziemiomorzu (tak, wolę to od Tolkiena)smile_prosty.gif

Cóż, akurat jeśli o Tolkiena chodzi, to dla mnie chyba z sentymentu pozostanie wyznacznikiem... A co do Eriksona, to czytałam jedno z jego opowiadań i zraził mnie wyjątkowo brakiem logiki i tworzeniem mało realistycznych, przesadnie epickich scen. Silverberg wydaje się być ciekawszy, jego tekst był w tym samym zbiorze co Eriksona.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...