Filmy science fiction zwykle przestrzegają nas przed przyszłością, przed skutkami naszych działań. Przestrogi te są bardzo zróżnicowane: uważajcie na technologię, brońcie się przed zagrożeniem z kosmosu. A co powiecie na ziemię zamienioną w ogromne, niezdatne do zamieszkania wysypisko usypane przez człowieka, najbardziej ekspansywną istotę w znanym nam wszechświecie. Wizję tego rodzaju przedstawia nam WALL-E. Do tego jest piękną opowieścią o miłości między dwoma robotami. Uczucie między blaszanymi robocikami brzmi mało romantycznie? Może i tak, ale zrozumienie między nimi okaże się na tyle głębokie, że nawet słowa będą zbędne. Miłość ta nieproste będzie miała zadanie: uświadomić człowiekowi lata błędów i skłonić go do ich naprawy. Panie i panowie, oto WALL-E, niech mi będzie dane to napisać, jedna z najlepszych animacji Pixara.
WALL-E to film dość młody, bo niespełna pięcioletni, jeżeli jednak jakaś animacja od Pixara ma się we wspomnieniach pojawić to właśnie ta jest moim pierwszym kandydatem, następne teksty tego typu też są niewykluczone. Dzisiejszy dzień na jego przypomnienie został wybrany nieprzypadkowo, gdyż animacja w tym właśnie tygodniu świętuje swoje piąte urodziny. Wiem, bo niedawno znalazłem w biurku stary bilet z kina?
Pan Człowiek
Był pewnego razu człowiek i człowiek ten na własność ziemię całą dostał w nadziei, że stanie się mądrym wodzem, który nie pozwoli zginąć tym pięknym lasom, tym górom skalistym, tym rzekom spadającym stromo jako górskie potoki, następnie zaś wijącym się wśród zielonych dolin. Człowiek jednak opiekunem stał się jedynie samemu sobie, a swe ofiarowane królestwo wykorzystał jako stado poddanych, nie zaś jak dzieci potrzebujące ochrony. Zaczęło się niewinnie, od upadających na ziemię papierków. Później zaś proces ten ruszył w lawinowym tempie i katastrofa zbliżała się nieubłaganym krokiem. Nie jest prawdą, że ludzie kiedykolwiek prowadzili osiadły tryb życia. Od zarania dziejów byli koczownikami, z biegiem czasu jednak spędzali w kolejnych obozach więcej chwil, ale jednocześnie postęp technologiczny doprowadził do tego, że ten czas osiadłego życia znów się skrócił.
Ostatecznie ludzie zaśmiecili ziemię do tego stopnia, iż życie na niej stało się niemożliwe. Człowiek dogasił ogniska i wsiadł na statek, który zabrał go na wakacje (dla niektórych wieczne), a te miały się skończyć, gdy Wysypiskowe Automaty Likwidująco Lewarujące wykonają powierzone im zadanie. Te miniaturowe roboty zostały skazane na długie, żmudne oczyszczanie powierzchni planety, by ludzkość mogła tu pewnego dnia wrócić. Każdemu z nich doskwierała samotność. O ich losie wiemy niewiele, tak naprawdę poznamy tylko jednego z nich. Ten akurat będzie miał trochę więcej szczęścia i odnajdzie swoją miłość, do przypominającej duszka EVE. Następnie oboje spróbują zmienić oblicze dzisiejszego świata.
Miłość, która ma zmienić ludzkość
To film piękny choćby z tego powodu, że relacja między bohaterami została zbudowana ? bez użycia słów. W tle słyszymy jedynie jakieś tam dźwięki po robociemu, a najczęściej powtarzane nawzajem imiona bohaterów. Oczywiście film nie jest pozbawiony dialogów, w tym wątku jednak słowa są zbędne. Akcja toczy się początkowo na zrujnowanej planecie, jednak i w kosmos bohaterowie trafią. Ludzie dryfują bowiem na pięknym statku wycieczkowym już od wielu lat wypoczywając na przymusowych wakacjach. Całe ich życie kręci się wokół basenu oraz drinków z palemką, powrót na oczyszczoną ziemię nie będzie możliwy jeszcze bardzo długo.
Jak to wygodne, zostawić całą planetę nie przejmując się konsekwencjami swoich czynów, by kiedyś wrócić, kiedy ktoś uprzątnie ślady po wielu latach niszczenia, zbyt władczej postawy. WALL-E jest opowieścią o konsekwencjach naszych czynów. Śmieci można co prawda uprzątnąć, jednak wiele pokoleń i tak musi się pożegnać z widokiem Ziemii. To i tak łagodna kara za wszystkie krzywdy wyrządzane przyrodzie. Król nie powinien być tyranem, a raczej troskliwym opiekunem, który dla swojego królestwa chce dobrze. Nawet wysprzątanie świata przez innych nic nie zmieni, skoro człowiek nie będzie znał tego trudu. Pusty gest, po którym dalej ruszy na podbój planety.
Na nic nie jest jeszcze za późno
Może i fabuła animacji jest nieco absurdalna. Przysypanie całego świata odpadami wydaje się zwyczajnie niemożliwym, prędzej możemy spodziewać się wybuchu jakiejś elektrowni, wojny atomowej czy wyczerpania zasobów ropy naftowej. To prawda, te problemy są poważniejsze. Film jednak skierowany jest bardziej do młodego odbiorcy, który nie wie jeszcze zbyt wiele o problemach wiążących się z globalizacją, a wizja świata zgładzonego przez ludzkie decyzje jest zbyt odległa. Po co myśleć o tych wielkich problemach? Lepiej zawsze pamiętać, że można zgnieść ten papierek po cukierku i wrzucić do kosza, a nie porzucić na chodniku. Może ten jeden papierek nie skaże nas na lata banicji, ale lepiej zadbać o takie drobne rzeczy. Od tych najmniejszych czynów wszystko bierze swój początek?
PS. Po długim obcym troszkę krótsza forma dzisiaj. Następne wspomnienie najprawdopodobniej dopiero w sobotę 29 czerwca, bo są dwa ważniejsze teksty przede mną czyli Szybcy i Wściekli 6 oraz Kac Vegas III, być może (już mniej pewne) dojdzie jeszcze coś trzeciego z kina No i Company of Heroes 2 już za niecały tydzień
6 komentarzy
Rekomendowane komentarze