Hollywood jest do bani, czyli co robić dzień przed
Cześć,
kilka komentarzy do ostatniego wpisu na Facebooku (https://www.facebook...&type=1) zachęciło nas do utworzenia tego małego bloga.
Ze względu na ogólny brak czasu podczas targów (spotkanie za spotkaniem, wieczorem kolejne spotkania, a w nocy trzeba pisać już oficjalne relacje oraz zapowiedzi) wrzucać tu będziemy głównie luźne przemyślenia i spostrzeżenia. No i oczywiście zdjęcia - żebyście mogli zobaczyć również tę stronę imprezy, której zwykle nie pokazuje się w oficjalnych relacjach, bo po prostu nie ma na to miejsca.
Na początek więc trochę typowej prywaty. Lecieliśmy z enkim przez około 21 godzin. (Swoją drogą: w tych samych samolotach co ekipa Techlandu). Czasu na przesiadkę we Frankfurcie mieliśmy bardzo mało, więc o ile my zdążyliśmy dotrzeć do samolotu, to nasze bagaże już nie. A może i dotarły, ale do zupełnie innego, a teraz gdzieś błąkają się samotne po świecie. Tak czy inaczej zaraz musimy się udać na poszukiwanie ubrań do kupienia, bo coś czuję, że linie lotnicze szybko mogą naszych toreb nie odnaleźć, jeśli te np. bawią teraz w Kapsztadzie czy innej Osace.
Niedziela przedtargowa to czas na załatwianie akredytacji, zapisywanie się na konferencje itp. Odwiedzimy już więc niebawem Convention Center, ale na pewno nie pojedziemy do Hollywood. Serio, serio, nie ma w tym odrobiny przesady: to najbardziej przereklamowane miejsce na świecie. Jest beznadziejne i smutne, poza odbitymi na chodnikach łapami znanych ludzi nie ma tam zupełnie nic ciekawego do oglądania. No, chyba że ktoś gustuje w tandeciarskich sklepach, których półki uginałyby się od oscarowych statuetek ("dla najlepszego taty", "dla wzorowego jeża"), gdyby nie to, że statuetki są zrobione przez Chińczyków z najtańszego plastiku.
Ogólnie: Los Angeles to nie jest ładne miejsce, a jego centrum to w ogóle dziura, która nie umywa się do jakiegokolwiek większego miasta. Ciekawie i efektownie jest tylko bliżej oceanu, przy Venice Beach (kto grał w Tony Hawks Pro Skater? Pamiętacie zadanie: przeskocz żula? Na żywo faktycznie niełatwo chodzić tam czasem po chodnikach, nie potykając się o bezdomnych), ale nie chce nam się jechać tych kilkunastu mil.
To tyle na początek. Dajcie znać w komentarzach, jakie macie życzenia (tylko nie piszcie: "przywieź mi Kindle'a Paperwhite'a", bo już musimy ich kupić sporo kolegom z redakcji i więcej nie damy rady;) - co chcielibyście wiedzieć, co mamy sfotografować itp. Nie obiecuję, że uda nam się spełnić życzenia, bo czasu mało, ale jeśli tylko będziemy w stanie - postaramy się.
21 Comments
Recommended Comments