Francji zawdzięczać możemy wynalezienie i stworzenie wielu fenomenalnych rzeczy m.in. cudownych bagietek, serów pleśniowych, Citroenów z wyłącznością na x0x w nazwie modeli i Peugeotów oraz Ubisoftu. Wiele można również temu narodowi zarzucić, zwłaszcza w kontekście historycznym, ale nie będę rozwodził się w tym wpisie na ten temat. Osobiście chciałbym podziękować *Davidowi Belle'owi za swój wkład w stworzenie jednej z najlepszych gier Electronic Arts w ostatnich latach. Gdyby nie on, w napędzie mojego Xboksa nigdy nie zawitałaby historia pewnej Faith i jej siostry.
Mirror's Edge
EA Dice, które do 2009 roku znane głównie było z wydawania światu kolejnych odsłon Battlefielda, w pewnym momencie postawiło wszystko na jedną kartę i odważyło się stworzyć grę, jakiej jeszcze nigdy nie było. Połączenie parkouru wraz ze swobodą walki wręcz miało przynieść Szwedom uznanie w oczach milionów graczy na całym świecie oraz wytyczyć nową ścieżkę dla ludzi, zajmujących się tworzeniem wirtualnej rozrywki. Pierwszy cel poniekąd osiągnęli (gra stała się sławna i sprzedała się w zadowalającej ilości), z drugim zupełnie się minęli. Już nigdy nikt nie stworzył gry podobnej do Mirror's Edge.
Nie daleka przyszłość - może za 5 lat, nie więcej. Dalekowschodnia wyimaginowana metropolia, która na pierwszy rzut oka przypomina nowoczesne dzielnice japońskich lub południowokoreańskich miast. Zero przemocy, zero przestępczości, gdzie tylko wzrok zdoła sięgnąć, a to wszystko za sprawą reżimu totalitarnego rządu, który za pomocą najprostszych środków - przymusu, propagandy i korupcji, próbuje mydlić oczy mieszkańców i robi to nader skutecznie. Na szczęście są jeszcze ludzie, którzy nie mają zamiarów patrzeć na groteskową utopię i biorą sprawy w swoje ręce. A dokładniej nogi. Jedną z takich niezłomnych Sprinterek jest główna bohaterka o personaliach Faith Connors.
Pięć trzynastek za styl z powodu podpórki. Następnym razem będzie lepiej.
Nie chciałbym zbytnio zdradzać fabuły osobom, które nie miały jeszcze okazji zapoznać się z tym tytułem, lecz zdradzę tylko, że wszystko toczy się głównie wokół śmierci kandydata na objęcie stanowiska burmistrza w mieście - niejakiego Pope'a. Aby dodać pikanterii całej zabawie, w morderstwo wmieszana zostaje siostra Faith - Kate, która wstąpiła do policji, gdyż jak sama twierdzi "chce chronić miasto". Dzięki takiemu rozwojowi akcji, naszym celem jest oczywiście rozwikłanie zagadki śmierci szychy w mieście i dowiedzenie się tego, kto chciał umyć ręce od całej tej sprawy. Intrygom i knuciom każdego wobec każdego w tym tytule wierzcie mi - nie ma końca.
Linia fabularna poprowadzi nas do zakończenia, które poznajemy po około 9 godzinach, przez mnóstwo lokacji - od posterunku policji, która nieustannie walczy z posłannikami wiadomości czyli Sprinterami, poprzez siedzibę firmy ochroniarskiej współpracującej ze służbami porządkowymi, na biurze urzędującego burmistrza Callaghana kończąc. Jak na **traceuse przystało, Faith nie ogranicza się do hasania po wnętrzach budynków, lecz swój potencjał pokazuje dopiero na zewnątrz, gdzie może teoretycznie bez żadnych ograniczeń wspinać się i przeskakiwać tam gdzie tylko tego sobie zapragnie.
Słowem kluczem w poprzednim akapicie jest teoretycznie, które pięknie odzwierciedla zamkniętą strukturę każdego etapu gry. Rozpoczynamy przygodę na dachu jednego z wieżowców, a naszym celem jest dotarcie do budynku, który znajduje się kilka przecznic dalej. Rozglądamy się wokół oczyma Faith (gra to FPP) i wybieramy trasę, która odpowiada naszym gustom. Więc, zamiast przeć przed siebie w najkrótszej linii, biegniemy w prawo i przeskakujemy na blok mieszkalny obok. No właśnie problem w tym, że tak się nie da. Twórcy nie umożliwili nam eksploracji miasta i droga, którą możemy dotrzeć do celu jest tylko jedna. Każda próba odstępstwa od wytyczonej ścieżki, kończy się natychmiastowym upadkiem na jezdnię z 30 piętra, choćby była możliwość przeskoczenia na taras lub zewnętrzną klatkę schodową innego budynku. Strasznie mnie to irytowało, gdyż tak klimatycznie odwzorowana metropolia, aż prosi się o jej zwiedzenie i zajrzenie w każdy komin czy okno.
Balansowanie na krawędzi może skończyć się różnie. Można nabawić się na przykład kuku.
Samo przemieszczanie się po dachach czy piętrach wewnątrz byłoby oczywiście zbyt trywialne i monotonne, więc Faith nie raz, ani nie dwa przyjdzie zmierzyć się z oddziałami policji czy nawet jednostek na podobieństwo SWAT. W razie bliskiego spotkania ze służbą porządkową, możemy rozwiązać to w trojaki sposób. Po pierwsze - wziąć nogi za pas i pruć przed siebie. Taka taktyka sprawdzi się, gdy na naszej drodze stanie znaczna liczba rywali. Po drugie - wjechać wślizgiem w nogi takiego niemilca i następnie zdzielić go dwoma prostymi w trybie zwolnionego tempa (choć można również zrobić to w czasie rzeczywistym). Po trzecie - wjazd w nogi, gleba oponenta, but na ryj, zabranie karabinu i rozprawienie się z resztą posiłków w stylu Battlefielda. Właśnie w stylu BF-a, a nie w jakości tego shootera, gdyż strzelanie z broni zostało słabo wykonane i nie jest to absolutnie najprzyjemniejsza czynność w grze. Zupełnie nie czuć siły rażenia pistoletu czy karabinu. Lepiej z policjantami rozprawić się wręcz, gdyż ten element szwedzkie studio opracowało niemal do perfekcji.
Kwintesencją Mirror's Egde jest nieustanne przemieszczanie się, które wiąże się z pokonywaniem przez bohaterkę często nie raz karkołomnych przepaści czy różnić wysokości danych obiektów, lecz wiąże się z tym pewien mankament, a mianowicie nie zostawienie gra dla gracza praktycznie żadnego marginesu błędu w odbiciu się czy próbie lądowania po skoku. Zdaje się, że twórcy wymierzyli co do milimetrów miejsca w których Faith musi się odbić od jakiejś deski czy ściany, aby próba nie skończyła się na krwawej miazdze na chodniku u podnóży wieżowców. Ta dokładność niejednokrotnie doprowadzała mnie do furii, gdy musiałem po raz któryś podchodzić do tego samego skoku. W grze, która stawia na intensywność akcji i nieustanne "coś się dzianie", takie przystanki są solą w oku dla tego tytułu.
Kilkugodzinna posiadówka przed konsolą razem z Faith nie uraczyła mnie pięknymi teksturami, ani zapierającymi dech w piersiach widokami - są one na przyzwoitym poziomie, nie odstającym od większości tytułów z tamtego okresu na maszynce Microsoftu. To co wywarło na mnie piorunujące wrażenie to paleta barw, której użyli graficy. Ściany w biurach czy na korytarzach są tak intensywnie zielone czy czerwone, iż uświadomiłem sobie, że w naturze takie natężenie barw nigdzie nie występuje. Jedyne z czym mogę to porównać, to kolor farb z puszek malarskich - absolutna nienaturalność i sztuczność, która jednak pasowała do tego tytułu jak ulał. Biel jest bielsza niż śnieg, błękit bardziej błękitny niż można to sobie wyobrazić. Czyżby to ukłon w stronę utopijnej wizji, gdzie wszystko jest jak od linijki?
Duszenie za pomocą nogi. Feith do UFC!
Nie wiem jak wygląda to w wersji na PC, ale konsolowa wersja potrafiła niemiło chrupnąć w momentach przejścia pomiędzy odmiennymi lokacjami na danym poziomie. Bardzo wiele ciepłych słów należy skierować w stronę osób odpowiedzialnych za animowane przerywniki, które wyglądały niczym małe dzieło sztuki. Prosta kreska, surowość tła i zarysów postaci oraz wspomniane już intensywne barwy stworzyły interesujący efekt. Głosy postaci brzmią bez większych zarzutów i jedynie mógłbym się przyczepić do aktora, który ogrywał rolę Merkurego - zleceniodawcy Sprinterki, który brzmiał nie co sztucznie i miałem wrażenie, że połknął kij od miotły.
Zabawa na krawędzi lustra, którą zaserwowało mi EA Dice wciągnęła mnie całego - od stóp do głów, głównie za sprawą frapującej fabuły i chęci odpowiedzenia na pytanie: Czy w świecie, w którym żyjemy przełożenie bezpieczeństwa nad prywatnością jest konieczne? Kto chce znać odpowiedź, musi zagrać w Mirror's Edge.
* David Belle jest pionierem parkouru w Francji, jak i na całym świecie. Wystąpił w filmach 13 Dzielnica i 13 Dzielnica - Ultimatum.
** Traceuse to żeńska forma słowa - traceur, które określa osobę zajmującą się parkourem.
Co na plus?
+ fabuła
+ nowatorski pomysł na grę z elementami parkouru
+ intensywność akcji
+ walka wręcz daje mnóstwo satysfakcji
+ piękne i aż nienaturalne barwy
+ świetnie wyglądające przerywniki filmowe
Co na minus?
- strzelanie nie sprawia frajdy
- liniowość etapów
- potrafi chrupnąć i zwolnić na X360
- przy skokach gracz nie ma marginesu błędu, co doprowadza do wielokrotnego powtarzania fragmentów
Ocena: +8/10
Pozdrawiam daveNWN, aye!
12 Comments
Recommended Comments