Skocz do zawartości
  • wpisy
    12
  • komentarzy
    113
  • wyświetleń
    19025

Z Pudełka Iks #1 - Wróciłem. Żyję. Rihannę zaliczyłem.


daveNWN

926 wyświetleń

battleshipvideog_20794.nphd.jpg

Od jakiegoś czasu trawiła mnie nieprzejednana myśl, aby rozpocząć ponownie blogowanie i po kilku nieprzespanych nocach, które spędziłem na rozważeniu za i przeciw - jestem.

Kto mnie zna z forum, to mnie zna. Kto nie - będzie miał okazję, ażeby zmienić ten stan rzeczy. Koniec zbędnego pitu pitu, czas na konkrety czyli egranizację jednej z najbardziej klasycznych gier planszowo-kartkowo-długopisowych - gry w statki.

Battleship: Bitwa o Ziemię

Na wstępie pragnę zaznaczyć, że nie miałem okazji do zapoznania się z zapewne wątpliwej jakości "arcydziełem" Petera Berga o tym samym tytule, więc ciężko będzie mi nawiązać w jakikolwiek sposób do fabuły filmu i nie stwierdzę czy to, z czym miałem do czynienia w grze w choćby najmniejszy sposób odzwierciedla wydarzenia ukazane na dużym ekranie. Fakt jest faktem i to się nie zmieni. Średnia nieco ponad 6 na Filmwebie, 5,9 na IMDb oraz niezbyt pochlebne opinie wśród znajomych. Dziękuję, postoję. A Rihanna? Kategoryczne nie. I basta.

Czy w Bitwie o Ziemię naprawdę walczymy o naszą kochaną planetę? Nie. Walczymy o kilka hawajskich wysepek na Pacyfiku, których nazw już nie pamiętam (z resztą jak wielu innych rzeczy odnośnie tego tytułu), nie za bardzo wiedząc po co i na co. Chociaż gdyby przyjrzeć się na to z drugiej strony, to czarno na białym wiadomo po co fatygujemy swój tyłek i ładujemy karabiny, broniąc skrawków ziemniaka(określenie wprost proporcjonalne do jakości gry) - kosmici wylądowali na naszych terenach. A jeśli są gdzieś kosmici, to kultura i historia nakazują strzelać bez pytania. Myślałeś, że zrobi to ktoś inny?

Battleship-1.jpg

Pierwotna wersja okładki na X360 i PS3. Bobby się jednak wściekł i stwierdził, że nie przyniesie ona hajsu.

Fabularnie Battleship to nie Black Ops, ani Modern Warfare, choć tytuł również wyszedł poniękad spod ręki Bobby'ego Koticka. Z resztą nie będę was oszukiwał. Battleship pod względem fabuły nie może się mianować tytułem choćby "1/30" tego, co zaserwowało nam którekolwiek Call of Duty. Nad Pacyfikiem unoszą się statki obcej rasy, a zadaniem Cole'a Mathisa, w którego rolę się wcielimy w czasie gry, jest odprawienie ich z kwitkiem, tam skąd przybyli i nic więcej. Nie ma żadnych zwrotów akcji, ani jednego momentu chwytającego za serce w czasie 5 godzin, które zajęło mi ukończenie gry na normalnym poziomie trudności. Miałkość nad miałkościami.

Aby móc podratować opinię o tej grze, muszę ją najpierw zmieszać z błotem i to porządnie, więc najwyższy czas, ażeby wyrazić to, co czułem, gdy dochodziło do starć z najeźdźcami z innego wymiaru - "CO ZA KRETYNI!". W ręką na sercu stwierdzam, że jeszcze w żadnej grze nie spotkałem się z tak idiotycznym i zupełnie niemyślącym AI wrogów. Sojuszników również, ale o tym za chwilę. Jak mawiał klasyk: "Trzymajmy się kupy, bo kupy nikt nie ruszy", ale z przykrością dla kosmoćwoków muszę stwierdzić, że taka taktyka oponentów doprowadziła mnie do obłędu i przekonania, że pogłoski o tym, jakoby obce cywilizacje swą inteligencją przewyższały nas - ludzi, o głowę są wyssane z palca. Przykładowa scenka: Na lekko podwyższonym placyku o powierzchni mniej więcej studenckiej kawalerki, znajduje się 5 niemilców z dość potężnymi broniami - karabinami plazmowymi. Mój bohater bez jakiegokolwiek zastanowienia wbiega pomiędzy zielonych, którzy w grze są niebiescy i czeka, czeka... czeka. Zero reakcji. Dopiero w momencie, gdy jeden z nich traci łeb strzałem z karabinu, do reszty dochodzi bodziec, który daje im do myślenia, że może należy się bronić. Podobnie wygląda sytuacja z oddziałami, które dość często wspierają nas w działaniach ofensywnych. Dopóki nie oddałem strzału w kierunku wroga, moi kompani dreptali w miejscu i podziwiali tłukące się w oddali okręty na tafli oceanu. Gdy już doszło do wymiany ognia, okazywało się, że tak naprawdę nie ma to "coś" z wymianą ognia nic wspólnego, gdyż żaden z moich kompanów nie potrafi celnie strzelać. Nawet z odległości około 15 metrów. Kocham skrypty.

Battleship-Game-Screenshot-Missouri.jpg

Jeden z okrętów pojawiających się w grze - USS Missouri, ze stoczni w Gdańsku. Solidarność!

W shooterach kluczową kwestią jest to, czy w danej grze jest do kogo strzelać i czy jest czym. Bez obwijania w bawełnę stwierdzam, że modeli wrogich postaci jest aż 3! (klasyczny kosmołuch, wypasiony i hiperarmorem kosmołuch i wybuchają kula, która wyskakuje spod ziemi). Jeśli chodzi o broń to maluje się to w lepszych barwach, choć nie do końca optymistycznych. Do wyboru mamy klasyczny karabin, pistolet oraz shotguna. Gdy już powalimy któregoś z naszych przeciwników, możemy podnieść dość potężny karabin plazmowy (KRAV) oraz coś a la karabin snajperski. Nie mogło również zabraknąć kanonicznych granatów. Pięć czy sześć to zawsze więcej niż trzy, ale nadal słabo to wygląda.

To co mnie bolało w tej grze, zostało już wymienione. Teraz czas na jakieś pozytywy. Zastanawiacie się czy znajdą się jakiekolwiek? Znajdą i to nawet w ilości większej niż jeden. Zacznijmy od warstwy graficznej.

Jak nie trudno sobie wyobrazić, wyspy wchodzące w skład Hawai są dość bogate w florę i faunę, która może dostarczyć naszym oczom nie lada widoków, które nadają się wprost na widokówki. Co prawda w Battleship nie uświadczymy żadnych zwierząt, ale bogactwo roślin nadrabia to z nawiązką. Różnego rodzaju palmy, zarośla, bujne dzikie trawy czy narośla na skałach wyglądają bardzo dobrze i sprawiły, że czułem się, jakbym był właśnie na jednej z takich wysepek. Do pełnej "wczuwki" w egzotyczne klimaty, swoje trzy grosze dołożyła gra świateł w jaskiniach, a zwłaszcza słońca, które nie raz dochodziło do nas w postaci kilku promyków, przedzierających się przez liście palm. A i jeszcze widok słońca, które chowa się za horyzontem oceanu. Bezcenne. Aby mocniej wam uzmysłowić jak dobrze pod względem wyglądu plansz wygląda tytuł Activision, przypomnijcie sobie pierwszego Crysisa i jego etapy z bujną roślinnością, a następnie odejmijcie jakieś 10% i macie obraz Battleship.

Rihanna-Battleship-900-600.jpg

Rihanny w grze nie spotkamy. A szkoda, bo dałbym 5 na szynach

smile_prosty.gif

Bezsprzecznie największą zaletą tej produkcji jest wspomniana już przeze mnie na wstępie gra w statki. Dokładnie taka jaką znacie z nudnych lekcji biologii, chemii czy czego tam nie lubiliście w szkole. Na początku każdej z sześciu misji, otrzymujemy coś w rodzaju tableta, za pomocą którego wydajemy rozkazy dla okrętów, które toczą batalię na tafli Pacyfiku wraz ze statkami obcych. Przenosimy się wtedy na planszę 12x10 pól i wydajemy rozkazy ataku lub ruchu dla naszych maszyn bojowych. Pod nasze rozkazy twórcy oddali okręty podwodne, ogrome lotniskowce wraz z niszczycielami oraz mniejsze krążowniki i korwety. W każdej misji możemy dowodzić maksymalnie 4 statkami, których celem jest unicestwić wrogie wehikuły lub działa przeciwokrętowe. Gdy w czasie walki naszym bohaterem na polu bitwy odnajdziemy niebieski lub żółty żeton, możemy błyskawicznie przełączyć się na mapę bitwy morskiej i za pomocą bonusów ulepszyć nasze okręty w mocniejsze działa, torpedy lub udoskonalić ich tarczę ochronną. Najwięcej frajdy jednak sprawia przejęcie na 15 sekund bezpośredniego sterowania nad danym okrętem i możliwość w pojedynku "1 na 1" w kilka chwil obrócić statek najeźdźców w stertę żyletek, które wylądują na dnie oceanu.

Smaczkiem, który podnosi nieco poziom grywalności tytułu jest fakt, iż często nasze okręty nie będą mogły się przenieść w dane miejsce, jeśli nie wyłączymy z poziomu FPS-owego pola magnetycznego, które rozciąga się po Pacyfiku.

Na plus przemawiała również cena, gdyż Battleshipa kupiłem w krakowskim Media Markcie za 19 zł w ubiegłoroczną Wigilię. Za słaby, krótki i dość irytujący tytuł, choć z przebłyskami można dać niecałe 2 dyszki. Problem pojawia się w momencie, gdy ktoś chciałby kupić tę grę np. na Allegro. Najtańsza oferta na X360 to 69 zł, a na PS3 - 35 zł. Fani Sony mają lepiej, choć to nadal dużo za ten tytuł. Za friko możecie pograć z rodzeństwem, rodzicami lub drugą połówką w klasyczne statki i z radością krzyczeć: "Trafiony! Zatopiony!".

Co na plus?

+ Hawaje i ich roślinność

+ Minigra w statki

+ Jeśli się komuś uda to cena

Co na minus?

- Długość (niespełna 6 godzin)

- Bieda w liczbie wrogów i broni

- Tekturowee AI wrogów i kompanów

- Fabuła, która umyka z pamięci po 5 minutach

Ocena: 4/10

* Rihanny nie zaliczyłem (bo jak? Wirtualnie?), więc jeśli ktoś ma ochotę, to może sobie jej posłuchać. Moim zdaniem jeden z jej najlepszych kawałków ->

Pozdrawiam, daveNWN. Aye.

5 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Cytuj

Od jakiegoś czasu trawiła mnie nieprzejednana myśl, aby rozpocząć ponownie blogowanie

A jak wyglądało poprzednie podejście? Hm? biggrin_prosty.gif

Powiedzieć, że było nieudane, to jakby nic nie powiedzieć smile_prosty.gif

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...