"Jestem łysy, nie mam włosów! Zostały tylko wspomnienia..." Choć piosenka wykonawcy "Stan Tutaj" nie ma nic wspólnego z opisywaną w tej częścią grą, to jednak niektóre słowa wyrażane w niej kojarzą się z czymś. Faktycznie, bohater jest łysy i nie ma włosów, jednak jego wspomnienia nie są już tak wesołe. Za dużo dusz zapłaciło za nie życie, aby odkupić grzechy. Masa sposobów na wykonanie misji, niezła grafika, znakomity scenariusz. Numer 47 powraca w czwartej już części serii z podtytułem Krwawa Forsa. Czy warta uwagi? Oczywiście!
PRZYCZAJONY ZABÓJCA, UKRYTE ZWŁOKI
Mało jest gier tak bezwzględnie okrutnych jak Hitman - ale w niewielu grach wcielamy się w płatnego zabójcę. Numer 47 jest najlepszy w swoim fachu. Najtrudniejsze zlecenia, to dla niego pikuś, a jeśli robi to dyskretnie, zarabia więcej szmalu, którego przeznacza na ulepszenia swojego sprzętu. W tej części historię naszego bohatera poznajemy przez retrospekcje jednej z jego niedoszłych ofiar, która opowiada wścibskiemu dziennikarzowi o kolejnych akcjach numeru 47. W tle rozwija się skomplikowana intryga obracająca się wokół wyborów prezydenckich oraz istotnej poprawki do Konstytucji USA dotyczącej klonowania. Ale nic tu nie jest podane wprost. Samodzielnie musimy klecić wątki, wychwytując istotne informacje z rozmów spotykanych ludzi, nielicznych przerywników filmowych czy tekstów odpraw przed misjami. Dopiero wtedy zauważamy, ze zadania pozornie zupełnie ze sobą niezwiązane w rzeczywistości tworzą spójną całość.
Autorzy wzięli sobie do serca uwagi fanów serii i tym razem postarali się, aby konstrukcja i gry, i samych misji była najlepsza z możliwych. Przed wykonaniem zadania wybieramy broń: początkowo nasz arsenał jest niewielki, ale z postępami w grze powiększa się o modele wynoszone z misji. Pojawiają się karabiny snajperskie, karabinek szturmowy, czy potężny rewolwer, ale to tylko zabawki. Prawdziwe bronie zabójcy to zestaw przerabianych giwer. Nasz poczciwy silverballer po kilku dodatkach zmienia się nie tylko zewnętrznie, ale też zyskuje na mocy i skuteczności. Podobnie postępujemy z pistoletem maszynowym, karabinem szturmowym itd. tworząc z nich narzędzia ostatecznego zniszczenia. Broni jest dużo, strzelają jak armaty, nosząc trafionych po ścianach. Tylko tyle że w Hitmanie prawdziwy kunszt poznajemy po tym, że cele giną w sposób wyglądający na naturalny, świadkowie mogą przysiąc, że nie widzieli nikogo podejrzanego, a w trakcie misji nie zostanie wystrzelony ani jeden pocisk. Jedyne bronie, z jakimi możemy spokojnie paradować, to te, które mieszczą się pod ubraniem albo dają się ukryć w specjalnej walizce. Z karabinów raczej nie postrzelamy, bo gdy ktoś nas widzi, zaraz zbiegają się wszyscy ochroniarze w okolicy. A wtedy misja przeważnie kończy się katastrofą. Niestety strzelaniny nie należą do emocjonujących, bo przeciwnicy tłoczą się, starając jak najszybciej nas zastrzelić i wygląda to głupio. Na szczęście same misje są genialnie zaprojektowane. Każdą z nich możemy przejść na kilka lub kilkanaście różnych sposobów, korzystając ze sprzętu wcześniej przyniesionego lub znalezionego w okolicy. W jednym z zadań mamy na przykład pozbyć się śpiewaka operowego oraz zabić jego fana ( i zarazem kochanka, a fuj!) oglądającego próbę generalną opery Tosca z loży. Daje się tutaj oczywiście wystrzelać wszystkich, ale znacznie lepiej podłożyć aktorowi prawdziwy pistolet w miejsce repliki, a możemy nawet samemu wcielić się w kata. Sposobów jest masa, a ich wyszukiwanie to zabawa sama w sobie. Każda misja to potężna łamigłówka, którą rozwiązujemy, posługując się sprytem i spostrzegawczością. Przyglądamy się trasom strażników, wychwytujemy nietypowe i charakterystyczne zachowania celów i wykorzystujemy ich słabość przeciwko nim.
Brutalnego playboya spędzającego czas w jacuzzi w towarzystwie kilka pań lekkich obyczajów możemy zlikwidować, strzelając w szklane dno i powodując jego upadek z urwiska, nad którym zawieszona jest wanna. Ale możemy też dolać mu afrodyzjaku do drinka, poczekać, aż uda się w towarzystwie jednej z pań do miejsca odosobnienia, a następnie, gdy wychodzi ochłonąć, zepchnąć go z balkonu. Rozwiązania dyskretne są premiowane większymi kwotami za ukończenie zadania, więc warto trochę pokombinować, zamiast strzelać do wszystkiego, co się rusza. Inaczej w takim wypadku po misji rośnie nasza rozpoznawalność, co utrudnia nam wypełnianie kolejnych zleceń, a jej obniżenie kosztuje nas masę pieniędzy wydanych na łapówki. Tak więc, warto?
WCIĄGAJĄCA ROBOTA
Autorom udało się dokonać rzeczy niemal niemożliwej - każda misja w grze jest przynajmniej fajna. Jedynie słabsze zadania to wprowadzenie, w którym jesteśmy prowadzeni po sznurku. Później od razu trafiamy na głęboką wodę i musimy radzić sobie sami. Podróżujemy po Ameryce, odwiedzając winnice w Chile, Nowy Orlean w trakcie parady Mardi Gras czy ślub w ostępach Luizjany. Każda misja ma nieco inny klimat, inni są przeciwnicy oraz oświetlenie. Od strony graficznej gra prezentuje się się naprawdę dobrze. Widać wysiłek pracy w zaprojektowanie terenów, po którym się poruszamy, czy są to pomosty nad bagnami czy sterylny ogród kliniki w Północnej Karolinie. Niektóre miejsca są niesamowite, jak na przykłada parada. Gdy pierwszy raz widzimy kłębiący się na ulicach tłum, po prostu nie możemy uwierzyć własnym oczom. Na naszym ekranie porusza się więcej niż 100 osób i jednocześnie gra nie straci liczby klatek wyświetlania! Trochę to dziwne, gdyż w niektórych miejscach gra potrafi zwolnić, a liczba detali tak nie szokuje, jak tam. Hitmana ogląda się z przyjemnością, ale niestety nie sposób nie dostrzec też denerwujących wad. Taka sobie animacja, błędy w wykrywaniu kolizji (przenikanie się obiektów), a także AI przeciwników w trakcie strzelanin rzucają cień na całość. Z jednej strony wrogowie są wyjątkowo czujni i potrafią być dociekliwi, gdy zobaczą porzuconą broń czy ślady krwi, ale z drugiej strony zdarza im się spokojnie przejść obok sceny morderstwa, nie zatrzymując się ani na chwilę. Jeśli jednak zależy nam na wysokich ocenach misji (a to przekłada się na większą ilość zarobionej kasy), nie zauważamy tych braków, bo dotyczą one z paroma małymi wyjątkami sytuacji, w której wszyscy otwierają do nas ogień.
PODSUMOWANIE
Hitman: Krwawa Forsa to gra tylko i wyłącznie dla dorosłych. Jej główny bohater jest w końcu bezlitosnym mordercą, a do tego autorzy powrzucali do scenariusza wiele niepokojących wątków, z którymi dzieci nie powinny mieć wcale styczności. Jedna z lepszych części jakich grałem (po kiepskich Kontraktach). Jeśli skończyliście Rozgrzeszenie, a jakimś cudem nie graliście w tą część, to powinniście szybko nadrobić zaległości.
WYMAGANIA PC
PROCESOR: 1,5 GHz
PAMIĘĆ RAM: 512 MB
KARTA GRAFICZNA: 64 MB
ROK WYDANIA: 2006
22 komentarzy
Rekomendowane komentarze