Skocz do zawartości

Blog imć Rączki

  • wpisy
    78
  • komentarzy
    196
  • wyświetleń
    59226

Studium samotności


konjel

1376 wyświetleń

olowiany-swit-b-iext21552184.jpg

Może powinienem tą recenzję zatytułować "Studium odosobnienia", ale intuicja podpowiedziała mi inaczej. A prawdziwy stalker intuicji słucha, bo inaczej długo nie pożyje. Dlaczego właśnie taki tytuł owa intuicja mi podsunęła? Miejmy nadzieję, że rozwiązanie znajdziemy w dalszej części tej opowieści.

Nie skupiałbym się na "technicznym" aspekcie, jakim jest fakt, że "Ołowiany świt" otwiera książkową serię "S.T.A.L.K.E.R.a" w Polsce, ale w tym wypadku może mieć to dość istotne znaczenie. Jakie? Otóż takie, że po prostu podobnego dzieła nie było mi dane do tej pory przeczytać. Owszem, przez moje oczy przeszło wiele stronic wyszperanych po sieci opowiadań i historii osadzonych w uniwersum (sam zresztą też coś-niecoś nabazgrałem), ale była to ledwie przystawka do tego, co dane mi było przeczytać jakieś dziesięć minut temu. Jest to dla mnie ważne, ponieważ żadna książka, żadne opowiadanie, które przeczytałem nie były składową tego, co znalazłem w "Ołowianym świcie". To były elementy, drobinki, które były kawałkami tortu. A ta historia jest tortem w całości.

Zacząłem tak enigmatycznie i zwykły śmiertelnik pewnie już się zgubił. Co to, jakieś "Zony", "stalkery", historie? Niestety, na streszczenie całości podwalin uniwersum "S.T.A.L.K.E.R.a" nie mam ani czasu, ani, szczerze mówiąc, ochoty. Nowicjuszów nieobeznanych z tematem zapraszam na strony, które może i lepiej by to zrobiły ode mnie. I już tu zaznaczę dla waszego zdrowia, że ta recenzja ni cholery nie będzie obiektywna. A z tego powodu, że będę ją pisał ja jako osoba z imienia i nazwiska, ale przede wszystkim ja jako Rączka. Ja jako stalker. Zacznijmy...

Skłamałbym mówiąc, że nie spodziewałem się, że "Ołowiany świt" będzie czymś niezwykłym. I pewnie nie dla mnie jednego, zresztą. A produkt końcowy wręcz przerósł moje nadzieje.

Może parę słów o głównym bohaterze historii. Zaczynamy poznawanie Misia. Miś pochodzi z Polski, co odbija się na jego kontaktach z otoczeniem, które musi znosić zlepki dialektu polsko-rosyjsko-stalkerskiego, a który nawet rodzimemu czytelnikowi może wydać się niezrozumiały. Ale, jak mawiają, Słowianie zawsze dogadać się potrafią, więc w zasadzie nie ma problemu. Dlaczego tak zaakcentowałem to na początku? Sam nie wiem. Może dlatego, że urealnia... nie, strasznie sztuczne stwierdzenie... ożywia, przybliża postać i sprawia, że jest bardziej autentyczna. Miś jest stalkerem. Najzwyklejszym stalkerem, który z początku wydaje się nie robić nic nadzwyczajnego. Ot, wyprawia się na stary kompleks, żeby odzyskać towar kumpla. Ale to ledwie kilka pierwszych stron. Bo tak, jak w legendarnym wręcz obrazie kinematografii Tarkowskiego Stalker, Pisarz i Profesor reprezentowali odmienne cechy charakteru, postawy i spojrzenia na różne sprawy, tak i Miś ma pewną cechę szczególną. Bardzo lubi samotność. Jest stalkerem, nic w tym dziwnego. Stalker nie lubi tłoku i niepotrzebnego hałasu, bo w takim otoczeniu najłatwiej w Strefie o zgon. Ale samotność staje się czymś szczególnym, co daje się zauważyć w jego wędrówce. Z pewnością nie jest myślą przewodnią, ani jakimś pseudofilozoficznym wydumanym celem, ale pałęta się jak czarnobylec pod nogami, niby nie przeszkadzając, ale jednocześnie nie dając o sobie zapomnieć. To jedna z cech. I tu już zacznę drobną polemikę, a nawet nie... nie wiem w sumie jak to nazwać, więc niech "polemika" zostanie. (Którą i tak pewnie należałoby przeprowadzić z samym autorem w towarzystwie "dezaktywatora", na co mam cichą nadzieję). Drugą cechą jest pragmatyzm. Absolutnie, nie jest to totalne odarcie z uczuć na rzecz kierowania się praktycznością. Mamy parę przykładów, jakoś nieszczególnie wyróżnionych, ale wystarczająco czytelnych, na to, że Miś wcale wyprany z uczuć nie jest i nie zawsze przemawia przez niego czysty pragmatyzm. Jednak ta cecha tak silnie powiązana jest ze Strefą, że uznałbym ją za normalny, stalkerski instynkt przetrwania, ale... no właśnie, coś mi nie pasowało. A, przypomniałem sobie! (Tą recenzję spisuję na bieżąco i pewnie nie będzie mi się chciało robić retuszu, więc za chaos i wszelkie wtręty przepraszam). Misza niepochlebnie wypowiada się na temat zaufania. Jego zdaniem w Strefie zaufaniem można darzyć jedynie siebie, gdyż zbytnie poleganie na kimś jest jednoczesnym przerzuceniem części odpowiedzialności, rozluźnieniem, poza tym towarzystwo więcej przeszkadza, niż pomaga. I to, co w jednostkach specjalnych, przy czyszczeniu budynków jest zaletą - całkowite zaufanie towarzyszowi, że "pokroi swój kawałek tortu" - tutaj staje się zgubą. Pozwolę się z tym częściowo nie zgodzić.

(tu, w trakcie pisania, zrobiłem jakieś cztery dygresje - bo wszystko się konsekwentnie zazębia!)

Osobiście uważam, że w Strefie zaufanie do drugiej osoby nie jest... złem koniecznym. Chodzi tu też o to, że lżej jakoś umierać, wiedząc, że ktoś chciał nam pomóc, że nie zostawił, może nawet dobił, nie pozwalając na męczarnie. Ale nie tylko. Przede wszystkim chodzi o to, że człowiek to stadny zwierz i nawet ja, który uchodził niegdyś a sam do dziś uważa się za samotnika, nie zniesie tego za długo. Że można wyżalić się przy wódce kompanowi, że można pożartować, powspominać, można pomilczeć i dodawać sobie wzajemnie otuchy. Oczywiście, wszelkie argumenty temu przeciwne nie są bezpodstawne, ale zbyt samotne życie także nie zawsze prowadzi do dobrych sytuacji. Żeby nie przedłużać wywodu - Miszka jest zbyt... neutralny, nie... oschły, też nie... taki bezceremonialny(?) w stosunku do innych stalkerów.

*Po chwili zastanowienia:

Bljadź, znowu nie. Cofam poprzednie... ileś akapitów. Dotarło do mnie, że Miszka to Red Shoeheart naszych czasów! Wraz z całym swoim obyciem. I jeśli chodzi o wykreowanego bohatera, to chyba niczym nie ustępuje pod względem "ilości stalkera w stalkerze" bohaterowi "Pikniku na skraju drogi". Amen.

Dochodzimy do kolejnego koła zębatego, którym jest sama Strefa. Dostałem potężnego kopa w jaja przy okazji czytania, gdyż jest to Strefa tak podobna, a jednocześnie tak inna od znanej z serii gier...

"Nie ma klanów, nie ma zgrupowań, nie ma telewizora ani muzyki w barze na opuszczonej fabryce Rostok. Nie wiem, czy w całej bez mała osiemdziesięciokilometrowej Zonie zebrałaby się nas, stalkerów, setka - szczerze mówiąc, poważnie w to wątpię."

Od razu zaznaczę, że nie uważam się za "niedzielnego stalkera", który ogranicza się do bycia stalkerem w wirtualnej rzeczywistości, jak "fan militariów", który całą wiedzę wyciąga z kolejnych zagrywanych części "Call of Duty". Był to kopniak mocny, ale jednocześnie otrzeźwiający. Bo przecież Strefa to nie tylko to, co widzimy dookoła my. To przecież też spojrzenie wielu pozostałych! I to jest piękne. Bo nie ma żadnych twardych granic, oczywistości, klapek. Wiele rzeczy jest umownych, a jeszcze więcej płynnych, ruchomych, elastycznych i pozwalających na swobodne spojrzenie na moją własną Strefę. Bo każdy taką ma. I każda będzie się trochę różnić od poprzedniej.

A jaka jest ta Strefa? Pusta. Odludna, rozległa, niezamieszkała. Poruszamy się po obszarze zupełnie nowym - mamy bazę wypadową Nową Jołczę, Pogranicze, Most na Dnieprze, opuszczone wioski, lasy, bagna. Dla chciwego czytelnika-stalkera teren dziewiczy. Chętnie go oglądałem i poznawałem oczyma wyobraźni. Czy tak samo postąpiłbym, gdyby w moje ręce trafiła inna książka uniwersum? Możliwe. Ale w "Ołowianym świcie" cały obszar, który mogliśmy eksplorować ramię w ramię z głównym bohaterem, był doskonale poukładany i opisany.

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że opis terenów, po których porusza się protagonista jest bardzo plastyczny i z łatwością można mniej więcej rozłożyć sobie określone punkty w przestrzeni. Mi osobiście proeblem sprawiały opisy niektórych wnętrz, po prostu nie nadążałem i gubiłem się w korytarzach i pomieszczeniach. Ale poza tym, opis terenu jest wzorowy.

No właśnie, wszystko jest tu bardzo konsekwentne i trzyma się kupy. Wszystko, co dzieje się wokół, wszystkie miejsca, wydarzenia, napotkane postacie, są bardzo autentyczne. Zresztą chyba sam autor korzystał z map i miejsca oraz nazwy wybierał nieprzypadkowo, a już z pewnością ich nie zmyślał. No i możemy się też dowiedzieć, że przecież w naszych ciepłych domkach mamy Zonę praktycznie na jedno kliknięcie, a i tak większość z nas do CzAES rwałaby się na PÓŁNOC od Prypeci i to koniecznie przejazdem przez STADION. (BTW. Świetny pomysł z nazwaniem wzgórza po koordynatach, od razu dostałem impuls, by go znaleźć na mapach Google i cały tamten fragment wydał mi się jeszcze bardziej autentyczny!). Ale autor bynajmniej nie mami nas naszą nieznajomością terenu, to nie iluzja kontrolera, to najprawdziwsza Strefa, której po prostu dotąd nie znaliśmy.

Lecz czymże byłaby książka stalkerska bez tajemnicy? Stalkerzy żyją ze zbierania artefaktów, ale niektórym to nie wystarcza i próbują wydrzeć Strefie jej sekrety. Oczywiście, Strefa dłużna nie pozostaje i co mniej rozważni zasilają szeregi zombiaków, tudzież konto ofiar mutantów, ale niektórym udaje się ujść z życiem. A stawka jest wysoka. I nie chodzi tyle o zysk, ile o czystą ciekawość i chęć poznania. To samo, co kieruje urban exploratorami - dreszczyk emocji związany z odkryciem dawno zapomnianych miejsc i przedmiotów. W tym przypadku tajemnica jest pierwszorzędna - Miś natrafia zupełnym przypadkiem na kilka miejsc, które zaczyna podejrzewać o jakieś powiązanie ze sobą. Nitka tajemnicy prowadzi go w różne, ciekawe miejsca i na brak wrażeń z pewnością nie można narzekać. "Finalny" element zagadki został skonstruowany po mistrzowsku, klimat mrocznych podziemi udzielił mi się tak bardzo, że natychmiast przypomniałem sobie uczucia, które mnie ogarnęły, kiedy po raz pierwszy oglądałem "Obcego". Nastrój zasługuje na pochwałę!

Łyżka dziegciu się jednak znalazła - kobieta. O ile samo wprowadzenie epizodycznej bohaterki było jak najbardziej konsekwentne. Poza tym, kiedy się pojawiła, miałem deja vu - facet grający obojętnego drania najpierw zostawia babkę, by chwilę później ocalić ją z opałów? Miałem przemożne wrażenie, że gdzieś to już widziałem/czytałem (i to nie raz). Moment, gdy Misza przebywa na "urlopie", z nowo poznaną kobitką był dla mnie... dziwny. Podkreślał, że poza Strefą był "odmieńcem" (dokładniej to "syndrom Afganu", jak mnie pamięć nie myli), ale poza tym było mu różowo ze swoją kochanką. Stalker przestał być stalkerem! Wcześniejsze podkreślanie przywiązania do Zony, by tak ją zdradzić? Czyżby drobna niekonsekwencja? Powiem tak - nie bez powodu w obrazie Tarkowskiego wszystko poza Strefą jest pozbawione koloru.

Na koniec zwrócę prywatną uwagę na narrację, która jest pierwszoosobowa. Udany zabieg, który pozwala nam zżyć się z bohaterem i czyni akcję bardziej dynamiczną. Zmieniłem totalnie swoje postrzeganie tej narracji, którą do tej pory postrzegałem za nieatrakcyjną.

Kończę mój wywód, bo czym dłuższy, tym mniej składny mi się wydaje. Zdecydowanie polecam "Ołowiany świt", nie tylko ze względu na jego otwierającą rolę w serii "S.T.A.L.K.E.R." w Polsce. Pomimo naprawdę drobnych zgrzytów, jest to świetna książka. Klimat budowany doskonałym opisem otoczenia, językiem, nazewnictwem i przemyśleniami Misia jest iście stalkerski i chyba nic lepszego nie można o nim powiedzieć. Styl nie męczy oka, a proste i wyraziste rysunki pozwalają dodatkowo się wczuć. Dla stalkerów pozycja niemal obowiązkowa, dla fanów postapokaliptyki - zalecana, dla miłośników tajemnic i mroczniejszych klimatów też coś się znajdzie.

Na sam finisz notka, którą poczyniłem na Facebooku, jeszcze w trakcie czytania:

"Ołowiany świt" mnie naprawdę pozytywnie zaskakuje! Może nie... nie zaskakuje, ale zaciekawia, przyciąga i wsysa niczym "grawikoncentrat."

Mam nadzieję, że nie zamęczyłem na śmierć i przynajmniej trochę pokazałem, czego można się spodziewać po książce Michała Gołkowskiego.

Dobrej Zony!

...i Wam nie chorować.

Rączka

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...