Skocz do zawartości

Stary młody gracz.

  • wpisy
    90
  • komentarzy
    492
  • wyświetleń
    57562

Eksperyment: Lalka - The New Beginning.


XoskarsomX

494 wyświetleń

Mniej więcej trzy lata później, kiedy sprawa wybuchu w ruinach zamku ucichła, a o śmierci Rzeckiego pamiętał już tylko Szlangbaum i dwaj subiekci, świat obiegła wiadomość, że spółka paryskich uczonych stworzyła, jak to sami nazwali "metal lżejszy od powietrza", który ma pozwolić ?wynieść istotę ludzką bliżej osoby boskiej?.

Wszystkich fakt ten niezmiernie interesował, a gazety prześcigały się w wywiadach, analizach i nowych informacjach o tym cudownym materiale, i jego potencjalnych zastosowaniach. Wymyślono nawet nazwę dla rzeczy określanej dotychczas machiną latającą. Otóż ?aeroplan? pozwalałby transportować ludzi z zawrotną szybkością i bez potrzeby żadnych dróg. Wymagałby jedynie paliwa i pasa dostatecznie długiego aby umożliwiał on bezpieczne lądowanie. Możliwość podróży z Warszawy do Paryża w kilka godzin zrobiła piorunujące wrażenie na polskich salonach.

Każdy wiedział, że szefem zespołu jest niejaki Geist. Nikogo jednak nie zainteresowało, z kim we wspomnianej spółce pracował oraz skąd pozyskał fundusze na badania. Nikogo, bo ktoś skrzętnie tuszował wszystko, co go dotyczyło.

Wbrew pozorom poszło mu to łatwiej niż myślał jednak była to zasługa tylko i wyłącznie dobrze przygotowanego odejścia.

Wokulski, a jakże by inaczej, we własnej osobie. Zaczął wszystko od początku i oddał się nauce, którą tak dawno temu zmuszony był porzucić. Jednak mimo upływu tak długiego okresu czasu, ona wciąż darzyła go uczuciem.

Mogłoby się wydawać, że życie Wokulskiego po upozorowaniu samobójstwa było już tylko szczęśliwe, jednak byłoby to kolejnym, złudnym jak miłość Izabeli, założeniem. Przez prawie rok tułał się po Europie szukając sensu życia. Był w Moskwie, Wiedniu, Kraków, zahaczył nawet o Istambuł, gdzie niespodziewanie spotkał Suzina, który ustalał kontrakt na dostawę żelaza na potrzeby armii budującej flotę czarnomorską.

Suzin bardzo ucieszył się na spotkanie i zaproponował mu wspólną podróż do Paryża, gdzie miał zamknąć kilka interesów związanych z transportem broni, w którym odbiorca (?elitarne oddziały piechoty? opowiadał czerwieniąc się z dumy Suzin) odkrył uszkodzony mechanizm zapłonu i chciał wymiany towaru.

Wokulski przystał na propozycję i wyjechał do Paryża, gdzie w czasie pomocy Suzinowi spotkał przez przypadek Geista, który pracował dla armii i zajmował się materiałami wybuchowymi. Naukowiec zaproponował mu współpracę . Zostali wspólnikami.

Stanisław potrzebował czegoś co przykuje jego uwagę na dłużej. Odskoczni. Nie mógł dłużej kochać Izabeli, a jednak wciąż to robił. Wiedział, że nie jest go warta, ale uczucie drążące jego serce od tak dawna przerodziło się w swego rodzaju chorobę, na którą leku, mimo tylu miesięcy, jeszcze nie znalazł. Być może dlatego, że szukał za daleko?

?

Rozdział I

?Nowa nadzieja?

Kiedy tak siedział w jednym pokoju z Geistem, który miał zarazy wyjść na scenę prezentować ich ?cud techniki? kolejnym osobom chcącym oddać swoje ciężko zarobione pieniądze, aby pomóc w realizacji ich kolejnych ambitnych planów, przyszedł mu, nie wiedząc czemu, kolejny pomysł wykorzystania ich materiału.

-A co powiesz, żeby z kilku warstw Lighteru* skonstruować karoserię parowozu? Oczywiście odpowiednio wzmocnilibyśmy jego konstrukcję dodając do stopu więcej ołowiu, ale pomyśl jakie korzyści moglibyśmy osiągnąć! ? Mówił wyraźnie podekscytowany swoim pomysłem Wokulski.

-O jakiej oszczędności mówimy? ? spytał Geist

-Biorąc pod uwagę wagę naszego stopu zdaje mi się, że zbicie 60% wagi nie powinno być problemem. Co po szybkim przeliczeniu daje nam możliwość przejechania z Paryża do Berlina na jednym wagonie węgla.

-To rzeczywiście imponujące, ale należy pamiętać o tarciu między kołem, a szy?

-PANIE GEIST SZYBKO! ZOSTAŁY 2 MINUTY! ? wbiegł, krzycząc prowadzący całego pokazu ? A Pan kim jest!? ? od razu zwrócił uwagę na Wokulskiego, który z jasnych przyczyn nie figurował nigdzie w papierach.

-Spokojnie. Ten Pan to mój stary przyjaciel. Studiowaliśmy razem na Université de Paris. ? odparł szybko Geist przygotowaną wcześniej kwestią.

-W razie czego ochrona zareaguje na Pańskie wezwanie ? zapewnił prowadzący nieufnie patrząc na przyzwyczajoną już do tego typu sytuacji twarz Wokulskiego.

-Dziękuję za informację ? skwitował uczony, po czym zamknął mu drzwi przed nosem ? Jak ja nie lubię takich palantów. No nic. Komu w drogę temu czas. Czekaj na mnie w laboratorium. Omówimy plany tego pociągu. To może być dobry pomysł. Mam kuzyna w zarządzie kolei francuskiej. Przejdziemy się do niego.

- Zrobię jak mówisz. Powodzenia na prezentacji. ? Wokulski i Geist uścisnęli sobie dłonie po czym jeden udał się w stronę sceny, drugi w stronę tylnego wyjścia. Nie lubił ryzykować. Po powstaniu zrobiło się tutaj bardzo? ?polsko?.

Jak zwykle nie wziął dorożki. Spacery pomagały mu zachować równowagę. Lubił obserwować jak żyją szczęśliwi ludzie. W takie letnie wieczory jak ten uwielbiał nadkładać drogi do laboratorium na Rue de Suez, idąc przez Pont de Sully.

Bulwar Saint-Germain wyglądał o tej porze olśniewająco. Wokulski nie wiedział czemu, ale miał do niego sentyment. Zawsze, kiedy nim szedł, odczuwał wewnętrzny spokój. Działo się tutaj zawsze tyle, że problemy nękające go na co dzień ulatniały się niczym gaz z wody sodowej. Swoją przechadzkę wieńczył zawsze krótkim postojem na wspomnianym moście.

Wpatrywał się w wody Loary, która była jego jedynym łącznikiem z ojczyzną. Za każdym razem przypominał sobie identyczną chwilę. Tylko? 40 lat wcześniej. Na ojczystej ziemi. Nad Wisłą.

Zapewne dzisiaj byłoby tak samo, gdyby nie wydarzenia, które miały nastąpić.

Zupełnie zwykle nieśpiesznym krokiem udał się do swojego ulubionego miejsca na samym środku mostu, jednak jego myśli zakłócił obraz płaczącej dziewczyny stojącej kilka metrów dalej. Czemu wydała mu się znajoma?

-Może warto by podejść i zapytać, co się stało? Może potrzebuje pomocy? ? pomyślał, jednak jego introwertyczna natura wzięła górę i postanowił nie mieszać się w cudze sprawy. Sam dość już miał własnych problemów.

Nie dawało mu to jednak spokoju i kiedy tak myślał, czy interweniować, obrócił głowę w stronę dziewczyny, po czym zamarł w bezruchu.

Młoda kobieta stała po drugiej stronie barierki i w każdej chwili mogła skoczyć.

-STÓJ! NIE RÓB TEGO! NIE WARTO! ? zaczął krzyczeć i podbiegł w jej stronę.

-Nie zbliżaj się bo skoczę! ? odpowiedziała tonem zbyt zdecydowanym, żeby go zlekceważyć. Zamarł więc w bezruchu na kilka kroków przed nią.

-To nie jest warte twojego życia! Jakoś damy sobie radę! Nie musisz tego robić!

-Nic nie rozumiesz- odparła, cały czas szlochając ? Tego nie da się zmienić! Rzucił mnie i popełnił samobójstwo! Rozumiesz! NIE WRÓCI! NIE ŻYJE! ? rozpłakała się jeszcze bardziej.

-Spokojnie. Na pewno jest jakieś rozwiązanie. Skoro Cię rzucił to nie był Ciebie godzien! Oszczędził Ci późniejszych smutków. Pamiętaj, TY jesteś najważniejsza! Teraz już niczego nie zmienisz. ? starał się jak mógł. Próbował znaleźć punkt zaczepienia na byle błahej sprawie. Nagle wydarzyła się kolejna niespodziewana tego wieczoru rzecz. Z małych do tej pory chmurek zaczęła padać delikatna mżawka. To mógł być dobry znak. Miał kolejny punkt zaczepienia.

-Widzisz! Ktoś na górze nad tobą czuwa! Bóg zesłał deszcz, żeby Cię oczyścić ze smutku. Naprawimy wszystko! Razem!

-To nie jest takie proste ? odparła już mniej desperackim tonem. ? Zabił się z mojej winy. Zaręczyliśmy się, a ja go zdradziłam. ROZUMIESZ! ZDRADZIŁAM!

- Tylko spokojnie. Na pewno nie jest to warte życia! Musimy iść dalej, nie rozpamiętuj przeszłości! ? wykrzyknął. ? Cholera, czemu wygląda mi to coraz bardziej znajomo? ? dodał w myślach.

-Nie będę spokojna! Zniszczyłam mu życie! Byłam głupia i niewychowana! Boże, jak ja bym chciała to zmienić ? ponownie się rozpłakała.

-A kiedy to było?

-Trzy lata temu?

-To zaczyna się robić dziwne. Bardzo dziwne. ? myślał Stanisław. Muszę wyciągnąć od niej więcej. ? W takim razie nie ma już co płakać. Stało się. Przeszłości nie można zmienić, ale przyszłość należy do Ciebie. Nie możesz się poddać.

-Ale co z nim? Zabił się z mojego powodu. Wysadził się w powietrze ? odparła wyraźnie załamana.

-O CO TUTAJ DO JASNEJ CHOLERY CHODZI! ? powtarzał gorączkowo w myślach Wokulski. ? Czas zapomnieć. Niczego już nie zmienisz. Podaj mi rękę. Wyjdziemy z tego ? powoli i ostrożnie przysunął się do niej, nie spuszczając oczu z jej sylwetki

-Dobrze. Obiecaj mi tylko, że mnie z tym wszystkim nie zostawisz ? dodała.

-Obiecuję ? odrzekł Stanisław, który stał już za nią z wyciągniętą ręką.

-Dam radę? - dziewczyna złapała Wokulskiego za rękę i odwróciła twarzą do niego?

-IZABELA!? ? wykrzyknął Wokulski. Przerażona dziewczyna zachwiała się, a deszczyk, który jeszcze przed chwilą był objawieniem odegrał swoją rolę, którą widocznie ktoś u góry zaplanował. Poślizgnęła się i poleciała do tyłu.

-NIEEE!!! ? wydarł się Wokulski, prawie wypadając za barierkę, kiedy próbował złapać ją za rękę. Wydawało mu się, że chwila trwa wiecznie, a obraz spadające ku tafli wody przerażonej dziewczyny tkwił w jego głowie niby scena wyryta dłutem na marmurowej płycie.

-IZABELA!!! ? poderwał się z łóżka ciężko sapiąc. ? O matko. To był tylko sen. Tylko sen. Ona nie zginęła. Jezu. Ja już dłużej nie mogę. Trzy lata, a jej obraz wciąż mnie dręczy -położył się - Przecież nie mogę z nią być...

-Z kim kotku?

-Aaaaaa! ? Wokulski znów się obudził. Tym razem już ostatecznie. Sprawdził szybko czy śpi sam i obszedł wszystkie pokoje aby się o swojej samotności upewnić. Tej nocy już nie zasnął.

Ubrał się w swój znoszony, ale, jak sam to określał, ?wystarczający? płaszcz i udał w stronę Pont de Sully.

Chociaż był pewien, że to był tylko sen, musiał tam iść. Musiał to sprawdzić. Uważał, że musi.

Trzy długie lata uciekał przed nią. Zjeździł pół Europy, poznał setki pięknych kobiet, ale ona wciąż mu się przypominała. Wystarczył symbol, szklanka podobna do tej z jakiej pijał w jej domu, szyld sklepu podobny do tego niedaleko miejsca ich spotkania.

Im bardziej chciał zapomnieć, tym gorzej mu to wychodziło.

W dni takie jak ten nawet tego nie próbował. Szedł przygnębiony swoją ulubioną Saint-Germain i oglądał bogato ozdobione wystawy sklepowe, które paryskim zwyczajem pozostawały oświetlone całą noc.

Próbował analizować całą tę sytuację, ale nie był w stanie. Po części nawet nie chciał tego robić, a zmęczenie, którego te kilka godzin złego, jakby nie patrzeć, snu nie zdołało zetrzeć z jego powiek dawało się we znaki, utrudniając logiczne (swoją drogą Wokulski od dawna uważał to słowo za zupełnie puste) myślenie.

Potrzebował oczyścić się z emocji. Skręcił więc w Rue de Pontoise, aby nie czekać dłużej na Loarę, która oprócz wspomnień dawała mu spokój duszy. Dalej podążył Quai de la Tournell, przyglądając się w milczeniu spokojnie płynącej wodzie.

Wszedł na most, zajął swoje ulubione miejsce, szum delikatnych fal ukoił jego uszy, spojrzał w lewo i?

-STÓJ! NIE RÓB TEGO! ? wykrzyknął prewencyjnie biegnąc w stronę stojącej tam kobiety ? Nie warto tego robić! Twoje życie nie jest tego warte. Nie martw się jakoś to naprawimy, ale nie skacz. Na Boga nie skacz!

- A-a-ale ja nie zamierzam skakać! ? odparła wyraźnie zdenerwowana całą sytuacją kobieta.

-Na pewno!? NA BOGA! NA PEWNO!?

- OCZYWIŚCIE, ŻE TAK! Oszalał Pan!? ? odpowiedziała z lekkim poirytowaniem.

-Przepraszam. Miałem dzisiaj sen. W tym samym miejscu stała Iz? znajoma i nie zdołałem jej uratować. Skoczyła. ? zapewnił nieznajomą i uświadomił sobie głupotę swojego zachowania.

-Nic nie szkodzi. Rozumiem. Tym bardziej, że mówił pan prawdę. ? odparła już całkowicie spokojna.

-Ale jak to? Skąd pani?

-To proste. Obserwowałam pańskie źrenice i mikrodrgania mięśni twarzy. Mówił pan prawdę ? a po chwili dodała - musiała być dla Pana bardzo bliska.

Oszołomiony Wokulski stał jak wryty i patrzał się na nowo poznaną kobietę.

-Tak. Była mi bliska? Ale jak Pani to robi?

-Jestem psychologiem. Badam te zjawiska już od dłuższego czasu. Kto wie? Może kiedyś rozwinie się to jako osobna gałąź medycyny? Na razie pozostaje mi praca z moimi pacjentami.

- Eee?

-Cóż. Rozumiem twoją reakcję. Nie zawsze poznaje się kobietę będącą prekursorką jakiegoś działu medycyny, a już na pewno nie pomysłodawcą całej nowej gałęzi pracy z człowiekiem, więc? - przez chwilę utrzymywała się niezręczna cisza. Stanisław niczego już nie rozumiał. Czyżby coś (albo gorzej ktoś) chciało, żeby spotkał tutaj tę kobietę?

-Jestem Stanisław, Stanisław Morue ? wycedził bezceremonialnie, specjalnie zmieniając swoje nazwisko.

-A ja Jenna Błaszczak

-Błaszczak? To nie jest zbyt francuskie nazwisko. Skąd pochodzisz? ? zapytał zdziwiony Stanisław.

-Masz rację. Mało francuskie. To po dziadku. Był imigrantem z Polski. Przyjechał tutaj czymś to Polacy nazywają ?Powstaniem Listopadowym?. Z tego co jednak wyczytałam w książkach to był zbrojny bunt przeciwko uczciwie panującym władcom.

-TO TAK NIE BYŁO!

-Niemożliwe. Sugerujesz, że moje książki mogły kłamać?

-Może lepiej się na razie nie ujawniać, przecież nie wiem nawet kim ona tak naprawdę jest ? pomyślał i szybko odparł ? Opowiadał mi naoczny świadek. Tak. Rozmawiałem kiedyś z pewnym starym żołnierzem. Mówił, że musieli zaatakować. Chcieli odzyskać niepodległość.

-I wrócić do źle zarządzanego państwa kiedy nowi władcy mogli przywrócić tam porządek? No proszę Cię. Jestem psychologiem. Wierz mi. Ten żołnierz musiał przesadzać. Uczucia przysłoniły mu umiejętności logicznego myślenia. ? Stanisław słuchał tego w milczeniu. Mógłby się z nią pokłócić, ale czuł, że to sprawa większej wagi.

-Może masz rację? Po co nam rozpamiętywać stare dzieje, które nas nie dotyczą.

Jeśli masz nazwisko po dziadku to wnioskuję, że nie masz jeszcze męża.

-Wow? 5 punktów dla ciebie. Nie potrzebuję przedstawiciela płci przeciwnej, który będzie zapewniał mnie o mojej ułomności jako kobiety. Potrafię dać sobie radę sama ? powiedziała dumnym głosem.

-Ekhm... Rozumiem. W takim razie bez obaw o urazę zapraszam pannę Jennę na kawę przypieczętowującą naszą znajomość. Znam świetny lokal niedaleko stąd. Barista jest wyśmienity. Podobno uczył się parzyć kawę aż w Indiach. Zaraz powinni otwierać.

-Nie widzę przeszkód. Chodźmy więc. Mam dzisiaj jeszcze sporo zajęć.

Rozdział II

?A gdyby tak??

?La joie du matin?, lokal, o którym wspomniał Wokulski, leżał kilka minut drogi od mosty. Na skraju Rue Beautreillis. Rzeczywiście kawiarnia ta słynęła z wyśmienitej kawy, ale czy barista rzeczywiście uczył się w Indiach, Stanisław nie wiedział. Nie miało to większego znaczenia.

-A więc jesteś z wykształcenia lekarzem? ? zaczął, po czym wziął łyk doskonale zaparzonej kawy.

-W gruncie rzeczy tak. Mogę rzec, lekarzem umysłów ? odparła patrząc przez ogromne okno na ruchliwą ulicę.

-A skąd u młodej kobiety taka pasja? Nie słyszałem do tej pory o kobiecie psychologu, a co dopiero psychologu beha? behawio?

-Behawioralnym. Tak. Masz rację. Też mnie to dziwi, że tak mało kobiet się kształci. Żyjemy w XIX wieku, a czuję się jakbyśmy mieli czasu inkwizycji.

-Bardzo światłe myślenie. W zupełności się zgadzam.

-Psychologią zainteresował mnie mój dziadek. Nie był żadnym uczonym czy coś z tych rzeczy, a doskonale znał się na ludziach.

-A ty, Stanisław, czym się zajmujesz?

-Ja? Trudno to nazwać jednym słowem. Spawacz, chemik, fizyk, mechanik, handlowiec.

Ogólnie rzecz biorąc prowadzę badania naukowe i jestem wynalazcą. Słyszałaś o ?Lighterze??

-Kto nie słyszał. To ten metal lżejszy od powietrza.

-Dokładnie. Pomagałem jego twórcy go dopracować i wprowadzić do produkcji.

-Skoro tak, to dziwne, że nigdzie nie widziałam twojego nazwiska. Media bardzo szeroko się o tym rozpisują. Jeśli chcesz mnie oszukać to pamiętaj, że zauważę to wcześniej niż Ci się wydaje.

-Nawet nie próbuję. Po prostu, żeby nie skłamać, rozgłos mi nie służy.

-Nie chcesz być sławny? ? zdziwiła się młoda pani psycholog.

-Nie lubię sławy. Wystarczy mi satysfakcja, że się do tego przyczyniłem ? powiedział najspokojniej jak tylko umiał, uważnie obserwując Jennę.

-Cóż. Tak też można.

-Chyba się udało, a więc nie jest aż tak dobra ? pomyślał z lekkim zadowoleniem Wokulski.

-Ale skoro pomagałeś Geistowi przy tworzeniu to musicie się dobrze znać ? powiedziała odrywając usta od filiżanki z kawą.

-Tak? - przez chwilę zawahał się czy użyć ich standardowej bajeczki o tym, że razem studiowali, ale wymyślił coś lepszego ? znamy się od całkiem dawna.

-To znaczy?

-Kto by to zliczył. Może chcesz go poznać?

-Naprawdę? Byłoby świetnie! Zawsze chciałam poznać kogoś wyjątkowego.

-To żaden problem. Jak chcesz to możemy iść nawet teraz. Powinien już tam być. Zwykle zaczyna chwilę po 8.

Oczywiście to nie jest koniec tej opowieści. Piszę ją w takim stylu, że da się ją rozwinąć na setki stron. Ogólnie to planuję wprowadzić trochę intrygi politycznej, steampunk, podróże w czasie (prawdopodobnie), inne ciekawe rzeczy. Ogólnie to w formie spoileru zasadzę, że Pani psycholog będzie odgrywać sporą rolę bo zacznie z nimi współpracować. Oczywiście wszystko zgodnie historycznie, a wojen wtedy nie brakowało wink_prosty.gif

* - Nazwa handlowa ?materiału lżejszego od powietrza??

:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

Cześć. Jakby się komuś chciało to może przeczyta. Ostatnio Pani pozwoliła nam na dodatkową ocenę napisać zakończenie Lalki, a ja postanowiłem się tym pobawić. biggrin_prosty.gif

Co o tym sądzicie? Kto pierwszy odgadnie pod wpływem jakiej gry to pisałem? wink_prosty.gif

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...