Komiksowo ? ?Ronin?
Scenariusz i Rysunki: Frank Miller
Tematyka samurajska to wielce ciekawy element naszej światowej kultury. Kodeks, katany, honor i niesamowite zdolności w walce bronią białą to największe zalety tego świata, który do dziś jest chętnie eksploatowany przez artystów. Nie inaczej jest z tym komiksem, który czerpie z japońskiej kultury bardzo wiele, ale zarazem tworzy coś zupełnie wyjątkowego?
Wnikliwi czytelnicy moich wypocin mogą wspomnieć któryś z wcześniejszych odcinków serii ?Komiksowo?, w którym to na warsztat trafiał komiks ?Wolverine? o znanym, zadziornym Kanadyjczyku z pazurami. Otóż to właśnie w tym dziele, wydanym na przełomie lat 70/80 z tematyką samurajską powiązano tytułowego mutanta. Cóż poza kulturą wschodu ma ten komiks wspólnego z ?Roninem?? W ?Wolverine? za rysunek odpowiedzialny był Frank Miller, wówczas jeszcze świeżak na rynku komiksowym. Jak się okazało ? człowiek ten skrywał w swym umyśle niesamowitą wyobraźnię, która wybuchła niedługo po wydaniu przygód Logana w Japonii. Mowa tu oczywiście o ?Roninie?, którego pierwsza część pojawiła się w 1983 r. Na rynku polskim możemy znaleźć album zawierający wszystkie trzy części, ale czy warto wydawać na niego (całkiem spore) pieniądze?
?Ronin? to opowieść o samuraju żyjącym wiele setek lat temu. Był on uczniem wyjątkowego mistrza, który posiadał zadziwiający miecz, zdolny do wysysania krwi. Tylko tym mieczem można było zabić największe zło tej ziemi ? Agata, zmiennokształtnego demona. Historia rozpoczyna się, gdy sprytny przeciwnik zdołał zabić mistrza, a zhańbiony samuraj zostaje Roninem ? wojownikiem bez pana, którego jedynym celem jest zemsta, albowiem niedane jest mu umrzeć w spokoju. Dzierżąc magiczny miecz wyrusza w podróż, a u jej kresu zwycięża jedynie częściowo, bowiem ranny demon zaklina swoją i jego duszę w mieczu.
Mija 800 lat?
Mamy wiek XXI, każdy ma wyjątkowo otwarty umysł. Przez Ziemię przewaliła się fala wojen, która niemal doszczętnie zniszczyła cały glob. Oczywiście głównymi stronami są USA i ZSRR, co jednak nie ma żadnego znaczenia dla fabuły, samą wojnę jedynie się wspomina kilka razy. Nowy Jork stał się ruiną pełną nazistów, ludojadów i dzikusów. Pośrodku tej żałosnej dżungli dumnie pręży się Kompleks Aquarius ? biotechnologiczne cudo, w którym żyją pod dostatkiem wyższe klasy. Kompleksem steruje komputer o twarzy poczciwej babci ? Virgo, szefową ochrony jest natomiast ciemnoskóra Cassey. Wspominam o nich nieprzypadkowo, bowiem odgrywają w tej historii ważne role, ale główną postacią jest tak naprawdę Billy ? kaleka ze zdolnościami telekinetycznymi. Jak to ma się do samurajskiej Japonii? Ano dociekliwi naukowcy znaleźli ten miecz, przecięli go na pół, a dusze Ronina i Agata uciekają w świat. Demon przyjmuje własną postać, a Ronin opanowuje ciało Billy?ego. No i zaczyna się zabawa.
Od pana Millera otrzymujemy więc niegrzeszącą dziś oryginalnością przyszłość (przedłużona Zimna Wojna dominowała w s-f już w latach 60.) z średniowiecznym Roninem i demonem na pokładzie. Ronin, jak każda ofiara skoków w przyszłość przeżywa szok czasowy i długi czas dostaje niezłe cięgi, aż wreszcie dopina swego i znajduje katanę. Wtedy też poznaje przypadkowego Hipisa, a jego tropem rusza szefowa ochrony Aquariusa ? wspomniana Cassey. Na brak różnorodnych postaci pierwszo- i drugoplanowych nie możemy narzekać, jedynie kilka z nich ma boleśnie płaskie charaktery. Fabuła to pierwsza klasa, ten komiks czyta się z zapartym tchem, ma kilka zaskakujących zwrotów akcji, choć motywacja antagonisty jest przynajmniej ?przewidywalna?. Ważne jest to, że komiks się nie nudzi.
Jak wygląda sprawa rysunku? Cóż, znawcy z pewnością kojarzą wybitnie surowo-szczegółowy styl Franka Millera, który maluje głównie przy pomocy szybkich i krótkich pociągnięć ołówka. W żadnym wypadku nie jest to wada, gdyż mimo pierwszego kiepskiego wrażenia, to te rysunki z postępem czytania zdają się ożywać na oczach czytelnika. Szybkie, cienkie kreski tworzą niesamowicie plastyczne oświetlenie, a twarze i dynamiczna walka to prawdziwe perełki. Wypada też pochwalić kilka monumentalnych stron, na których znajdujemy narysowane z niesamowitą pieczołowitością najważniejsze zwroty akcji. Ostatnie strony to trzy połączone kartki, składające się w urokliwy krajobraz.
Nie jestem wielkim fanem samurajów. Owszem, ich kultura jest dość nietuzinkowa, a walka na miecze nigdy nie wygląda lepiej, jak gdy walczą dwaj przedstawiciele tej klasy. To istny balet naostrzonych brzytew. ?Ronin? charakteryzuje się bardzo dobrą fabułą i piękną kreską, którą doceni każdy miłośnik komiksów. Warto się z tym albumem zapoznać, choćby dlatego, doczekał się luźnej adaptacji serialowej pt. ?Samurai Jack? Tartakovsky?iego , a kto ją widział ten wie, czego się spodziewać.
Bimbrownikus
1 komentarz
Rekomendowane komentarze