Bazgroł cz. 3
Lot nad Krakowem w piękny słoneczny dzień mógłby być bardzo miłym przeżyciem... Mógłby, gdyby nie było się lżejszym niż piórko, dwuwymiarowym Bazgrołem, zdanym na łaskę i niełaskę wiatru, tylko awionetką, lub przynajmniej użytkownikiem paralotni. Niestety. Bazgroł nie był ani jednym ani drugim. Cały kłębił się z podekscytowania, zarazem drżąc z przerażenia. Rzucał na wszystkie strony nerwowe spojrzenia czarnych ślepi i próbował łapać się różnych rzeczy swoimi nibynóżkami.
Lecąc myślał o swoim krótkim życiu. Zwiedził wiele ciekawych miejsc i nieraz najadł się do syta. Pogodzony ze sobą i ze światem przyrżnął w znak drogowy i powoli zsunął się na ziemię. Zsuwał się długo, gdyż lekki zefirek wgniatał go w powierzchnię słupa, na którym ów znak był zawieszony. Leżał, mamrocząc do siebie jedyne słowo, które poznał i nadawało się w tej sytuacji '...łauauauaua...'. Jednak przygoda wzywała. Podniósł się na nibynóżki i rozejrzał. Świat otwierał przed nim tak wiele możliwości. Gigantyczne samochody ryczały na ulicy wyrzucając w powietrze tony kurzu i produkując duszące spaliny. Ludzie kroczyli przed siebie ogromnymi susami, nie zwracając uwagi na mały kłębiący się kształt, który w świetle dnia wydawał się jeszcze bardziej wątły niż zwykle.
Bazgroł wędrował przed siebie oglądając wszystko okrągłymi ze zdziwienia oczami. Nagle, ni stąd ni zowąd zjawiła się przed nim przerażająca bestia. Olbrzymim wilgotnym nosem obaliła Bazgroła i zaczęła go wciągać. Potem ryknęła ogłuszająco. Nie dobiegły do ogłuszonego Bazgroła słowa z góry 'Pimpuś! Zostaw bruda, bo pańcia ci da po pupie!', ale gdyby jednak je usłyszał pewnie by zmarł od natężenia decybeli w damskim, z pewnością, głosie. Bestia spróbowała wciągnąć go jeszcze raz, ale zniechęcona ruszyła dalej.
Bazgroł podniósł się chwiejnie na nibynóżki i odetchnął z ulgą. '...kilometry...matma...13:00...paleolit...' powiedział do siebie i zaczął wędrować dalej. Zaczynał już się czuć nieco głodny, więc zaczął szukać czegoś do zjedzenia. Na ziemi natrafił na ulotkę szkoły języka angielskiego. Zakłębił się z obrzydzenia, gdyż tusz drukarski zdecydowanie go odrzucał, ale zaczął jeść. Powoli zaczynało mu smakować, gdy nagle kolejny podmuch wiatru oderwał go od ziemi i wyrzucił wysoko w powietrze.
Niósł go ponad drzewami plant, w stronę restauracji McDonald's. Bazgroł nie wiedział, że zmierza w tej chwili dokładnie w tym samym kierunku co ja. Stwierdziłem, że jak znajomi idą to ja też się wybiorę. Shake'a zawsze można wypić...
2 Comments
Recommended Comments