Odpowiedzialność. To słowo-klucz kryje w sobie kwintesencję problemu który postaram się poruszyć w tym wpisie.
Odpowiadać możemy za różne rzeczy, jednak niezależnie od piastowanego urzędu czy stanowiska, nasze decyzje będą wpływać na losy innych ludzi. Zawsze wpływają.
Nie wolno w związku z tym postępować pochopnie i w pośpiechu. Nigdy nie wolno nam zapominać o ludziach, którzy na nas polegają. O krwi, którą przelano za wolność, która umożliwia nam dokonanie tej decyzji.
Wielu ludzi o tym zapomina i tym samym przyczynia się do zaistnienia niezliczonych osobistych tragedii. Zawsze trzeba sobie zadać to samo pytanie: czy będzie warto? Czy przez swoją lekkomyślność nie doprowadzę do czyjegoś cierpienia lub śmierci?
Po tym krótkim wstępie myślę że mogę już przejść do rzeczy i napisać bardzo głęboką i niezaprzeczalnie prawdziwą sentencję.
Wybór salcesonu to nigdy nie jest lekka sprawa.
Dlaczego znowu zacząłem pisać na blogu po długiej przerwie? Bo stojąc dzisiaj w kolejce w mięsnym po raz kolejny coś mnie zirytowało. Coś, czego doświadczać muszę na własnej skórze każdego dnia.
Ludzkie niezdecydowanie przy wyborze chędożonych wędlin i mięs! Na litość boską, błędny wybór pomiędzy salcesonikiem babuni, a ozorkowym nie spowoduje katastrofy naturalnej z setkami ofiar! Kupno nie tej pasztetowej co trzeba nie wywoła epidemii, a wybór złej kiełbasy nie rozbije rodziny i nie przyczyni się do upadku Kościoła Katolickiego.
Zawsze ten sam schemat. Zawsze ten sam typ ludzi.
'A ten salcesonik to dobry?'
(Nie, paskudny - odpowie każdy normalny sprzedawca)
'A ta parówka drobiowa to z wieprzowiny jest?'
'Ta szyneczka to wytrzyma mi do niedzieli?'
Po otrzymaniu twierdzącej odpowiedzi na niemal każde pytanie, moher-hurtownik przystępuje do zakupu ogromnej ilości wędliny, do której miał więcej pytań niż studenci po wykładzie z mechaniki kwantowej.
'To ja poproszę dwa plasterki tego salcesoniku...'
Lekko zaczynam się irytować.
'Albo nie, wie pani co, niech pani mi da ten kawałeczek który pozostał'
>_<
'Ojej, to waży aż dwanaście deko? To wie pani co, ja wezmę jednak dwa kilo tej ogonówki...'
FFFFFUUUUU-
'Och, nie widziałam że ta ogonówka ma tyle tłuszczyku... to wie pani co, pani da tej wątrobianki jednak'.
<pół godziny później, zabiera się do płacenia>
'Och, jaka ładna polędwiczka! Wie pani co, poproszę jeszcze dwa plasterki...'
Uff.. na szczęście to już koniec. Chociaż... czy aby na pewno?
Niestety tego typu panie polują na mięsa zazwyczaj grupami, i muszę jeszcze przeczekać aż dwie koleżanki babuni dokonają dalszych zakupów...
Dziesiątki minut. Po to, żeby zrobić zakupy za 10 zł. Ja rozumiem, że niektórzy muszą liczyć każdy grosz - jako studentowi zdarzało mi się to robić nie raz. Ale moje zakupy w mięsnym są wtedy krótkie i szybkie, bo doskonale wiem na ile mogę sobie pozwolić...
Dlaczego, dlaczego w tym kraju wszyscy ludzie kupujący cokolwiek przede mną muszą się zastanawiać dłużej i więcej niż saper przed przecięciem kolejnego kabelka w bombie?!
15 komentarzy
Rekomendowane komentarze