Skocz do zawartości

Z plecakiem przez życie

  • wpisy
    7
  • komentarzy
    42
  • wyświetleń
    4007

Pieniny 23.03.13


bartpuk

434 wyświetleń

Wychodząc z domu w środku nocy, mając na uwadze jaka wiosna nam się zrobiła, przez głowę przelatywała mi właściwie tylko jedna myśl. Czy uda mi się dojechać do celu czy też utknę gdzieś nie wiadomo gdzie. Tydzień wcześniej byłem zmuszony odpuścić wyjazd w góry pomimo super pogody na weekendzie. Najnormalniej w świecie nie byłem w stanie opuścić parkingu. Dlatego też pełen obaw, po piątkowych opadach śniegu, najpierw schodziłem do samochodu, a następnie pokonywałem pierwszych kilkanaście kilometrów. Moje obawy okazały się być nie na miejscu, i tak jak moje miasto było przysypane, tak około 20 km później droga zrobiła się elegancko czarna i można było delektować się spokojną jazdą. Celem podróży były Pieniny i chęć wejścia na Trzy Korony, tym razem od strony południowej z miejscowości Sromowce Niżne.

Na miejsce dotarłem chwilkę po 6 rano i od razu zacząłem się szykować do wyjścia. Niepewność co do stanu szlaków sprawiła, że nie chciałem za bardzo tracić czasu na zbędne rzeczy. Zwiedzaniem miejscowości miałem się zająć po zejściu z góry. Inna sprawa, że nie ma czego tam zwiedzać, z ciekawszych rzeczy zauważyłem jedynie stary drewniany Kościół, do którego i tak nie zaglądałem. Jako iż zaparkowałem na pierwszym lepszym odśnieżonym parkingu (przy Kościele) to musiałem przejść przez całe Sromowce żeby dotrzeć do szlaku. Miejscowość jest dość mała i kilka minut później dotarłem do końca drogi, gdzie znajduje się punkt informacyjny, w którym można zakupić też różne mapy. Niestety, otwierają go dopiero od kwietnia więc nie jestem w stanie powiedzieć czego można tam się jeszcze dowiedzieć czy też co kupić. Tak czy inaczej przede mną pojawił się nieskażony widokiem innych budynków piękny obraz. Stałem u stóp Trzech Koron mając przed sobą ostatni punkt cywilizacji w postaci schroniska ?Trzy Korony?. Jest on tak fantastycznie położony, że w niczym nie przeszkadza jego widok w podziwianiu góry.

Po ominięciu schroniska dochodzimy do pierwszego rozwidlenia szlaków. Skręcając w prawo, szlakiem zielonym, możemy się udać przez polanę Kosarzyską, natomiast idąc prosto, szlakiem żółtym, przez wąwóz Szopczański możemy dojść do przełęczy Szopka, zwanej także Chwała Bogu. Długo się nie zastanawiając wybrałem żółty szlak i poszedłem prosto przed siebie chcąc sprawdzić zasadność tej drugiej nazwy przełęczy. O trudności podejścia prawdę mówiąc nawet nie rozmyślałem, całkowicie pochłonęła mnie otaczająca przyroda oraz szum płynącego wąwozem potoku. Pomimo sporych ilości śniegu szczelnie przykrywającego wszystko co tylko się dało zostałem urzeczony tym miejscem i wiem, że na pewno tam wrócę jak tylko zima zdecyduje się nas opuścić.

Idąc i oddając się rozmyślaniom nawet nie zauważyłem kiedy doszedłem na przełęcz Szopka, nie odczułem także jakiegoś większego zmęczenia, także ta druga nazwa jest troszkę na wyrost. Przynajmniej jak dla mnie smile_prosty.gif Tutaj też należy opuścić żółty szlak (prowadzący do Krościenka) i skręcić w prawo na niebieski kierujący nas prosto na Okrąglicę. Po dotarciu na szczyt mogłem po raz kolejny w ciszy i samotności delektować się rozpościerającym się przede mną widokiem. Całkowicie zasypane Tatry robią niesamowite wrażenie jednak jeszcze nie czas i nie pora na nie. Ciągnie tam strasznie, ale w dalszym ciągu uważam, że moje zimowe doświadczenie na dobrą sprawę nie istnieje i lepiej nie kusić losu zbyt szybko.

Po zjedzeniu śniadania w budce strażnika udałem się niebieskim szlakiem w kierunku Góry Zamkowej. Co prawda nie miałem zamiaru na nią wchodzić, jednak powrót tą samą trasą nie sprawia zbyt dużych przyjemności. Po dotarciu na polanę Kosarzyską odbiłem w prawo na zielony szlak mający mnie zaprowadzić z powrotem na Sromowców Niżnych. Tutaj spotkała mnie pierwsza tego dnia miła niespodzianka. Brak szlaku smile_prosty.gif Oznaczony na drzewach co prawda był, jednak stawiałem stopy całkowicie w ciemno. Widać było, że od kilku dni (?) nikt tamtędy nie chodził i trzeba było wytyczyć ścieżkę własnonożnie. Niezrażony, brodząc w śniegu w większości przypadków tak ciut za połowę łydki ruszyłem przed siebie. Szło się bardzo fajnie, jednak wszelkie rozmyślania trzeba było odłożyć na później a należało się skupić na tym, aby nie zgubić szlaku. Oczywiście ta sztuka nie do końca mi się udała i po wyjściu na jakąś polankę najnormalniej w świecie nie wiedziałem w którą stronę się udać. Poszukiwania odpowiedniej drogi zajęły mi maksymalnie 5 minut i można było kontynuować schodzenie. Mając za sobą jakieś ¾ drogi w dół spotkałem pierwsze osoby na szlaku. Jakaś para wspinała się na Trzy Korony, natomiast będąc już praktycznie na samym dole spotkałem Słowaków. Całość zajęła mi niecałe 3 i pół godziny i zacząłem się zastanawiać co dalej. Wybór padł na Słowację i znajdujący się zaraz za Dunajcem Czerwony Klasztor.

Gdy doszedłem pod bramę Klasztoru zacząłem się zastanawiać czy tak naprawdę chce mi się tam wchodzić. Wstęp to 3 euro, ale bardziej kusząca była perspektywa wdrapania się na jakąś górkę po słowackiej stronie Pienin. Szybki rzut okiem na drogowskaz oraz na mapę i już wiedziałem, że idę w teren. Zastanawiałem się czy robić jakąś pętlę, czy też wejść najpierw na pierwszą górę i tam na miejscu ocenić sytuację. Nastawiłem się na drugą opcję, jednak i tak wiedziałem, że w momencie jak tylko wejdę na górę to pójdę po szlaku dalej.

Pierwszą górką, na którą zdecydowałem się wejść był Sedlo Cerla (605m. npm (Przełęcz pod Klasztorną Górą). Prawdę mówiąc nigdy wcześniej nie chodziłem po słowackich górach, byłem przekonany, że jest tam tak jak u nas, że oznakowanie szlaku jest dobre, że co kilka drzew jest ładnie namalowany znak. A tu niespodzianka. Oznaczenia pojawiają się rzadko i w momencie gdy wszystko przykryte jest bardzo dokładnie grubą warstwą śniegu poruszanie się sprawia sporo kłopotów. I tak jak po polskiej stronie śniegu było do połowy łydki, tak tutaj tego śniegu miałem już po kolana co w połączeniu z koniecznością przecierania szlaku sprawiło, że moje tempo spadło drastycznie. Nie zrażając się jednak za bardzo uparcie dążyłem do celu idąc praktycznie w ciemno mając za towarzysza jedynie mapę w tradycyjnej papierowej wersji. Po części błądząc, po części idąc na wyczucie udało mi się dotrzeć do znaku informującego mnie, że zadanie wykonałem na 5. I tylko moje siły stwierdziły, że zostają na dole i czekają na mnie w samochodzie. Mimo iż szedłem niecałą godzinę to nie pamiętam kiedy ostatnio byłem aż tak zmęczony. Mimowolnie zacząłem myśleć o chłopakach, którzy nie mieli siły żeby zejść z Broad Peak. Jak strasznie oni musieli być tam zmęczeni, że nie dali rady zrobić kroku.

Wracając jednak do mnie i do Słowacji. Tabliczka z napisem Vapennik 40 minut była na tyle kusząca, że szybko zapomniałem o zmęczeniu i podjąłem decyzję, że mimo wszystko idę dalej. Tak jak na tym krótkim odcinku dostałem w tyłek to była masakra. Tyle inwektyw co poleciało w stronę tych co są odpowiedzialni za oznaczenia szlaków na Słowacji to rzadko kiedy można ode mnie usłyszeć. Na dobrą sprawę to mapa z rąk już mi nie wychodziła, szedłem na orientację, bez kompasu mając tylko nadzieję, że idę dobrze. I szło mi całkiem nieźle do momentu, w którym wyszedłem na polanę. I tutaj tego typa od malowania szlaku na drzewach nabiłbym na pal i rozkoszował się jego cierpieniem. Ponad pół godziny błądziłem szukając odpowiedniego zejścia z polany do lasu i za cholerę nie udało mi się trafić na odpowiednią ?ścieżkę?. Zmarnowałem grubo ponad godzinę czasu, a nie byłem jeszcze w połowie drogi na Vapennik gdy podjąłem decyzję o powrocie. Miałem najnormalniej w świecie dość przedzierania się w śniegu po kolana nie wiedząc nawet czy dobrze idę. Gdyby było jakieś oznaczenie, w którym miejscu należy skręcić z polany do lasu to na pewno bym się nie poddał i poszedł dalej, ale w takim przypadku jaki był straciłem wszelką ochotę na włóczenie się po górach.

Z perspektywy fotela, tak na spokojnie, jestem jednak bardzo zadowolony z tej przygody na Słowacji. Na pewno zdobyłem tam doświadczenie w przebijaniu się przez śnieg, teraz widząc szlak w takim stanie wiem mniej więcej ile jestem w stanie przejść, jak zaplanować dalszą drogę. Urodziło mi się sporo pytań, a także sporo wniosków, które mam nadzieję przyniosą odpowiedni skutek. Oby jak najszybciej.

Tradycyjnie zdjęcia można zobaczyć tutaj: https://plus.google....8625?banner=pwa

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...