Mord Jacksona na Tolkienie
Zastanawiacie się pewnie czemu wybrałem akurat taki tytuł? "Powrót Króla" jest moją ulubioną książką i świetnym podsumowaniem Władcy Pierścieni. Po dwóch wcześniejszych filmach liczyłem, że Jackson znów odwali kawał dobrej roboty. Niestety stało się inaczej.
O ile pierwszą część oceniłbym na 10/10, drugiej dał dziewiątkę, to już ostatniej przyznałbym znacznie niższą notę. Paradoksalnie wersja z dodatkowymi scenami jeszcze bardziej mi ten film obrzydziła. Być może ze względu na jakość tych scen. Ilość pominięć dokonanych przez reżysera jest znacząca. Oczywiście wynika to z kilku kwestii, wśród których jest kilka zrozumiałych. Decyzja o chronologicznym przedstawieniu wydarzeń wymagała przesunięcia starcia z Szelobą do Powrotu Króla. Ponadto Tolkien strasznie przeciąga swoją powieść poświęcając na liczne pożegnania i podsumowania niemal połowę dzieła.
Wracaj, Sarumanie
Zacznijmy może od początku i pierwszej sceny, w której widzimy Gandalfa, Theodena i pozostałych zmierzających do Isengardu. Rozmowa z Sarumanem miała miejsce w Dwóch Wieżach, ale Jackson zdecydował się umieścić ją w trzeciej części jedynie jako zawartość dodatkową. W książce Tolkien usiłuje pokazać Czarodzieja jako przebiegłego demagoga, który potrafi uwodzić ludzi swoim głosem i przekonywać do własnych racji. W pewnym momencie Saruman odchodzi od okna i kończy rozmowę, ale Gandalf nakazuje mu wrócić. Wszyscy są w szoku, bo rzeczywiście wraca, ale w wielkich bólach, jakby niewidzialna siła zmuszała go do podejścia do okna.
Jackson tymczasem prezentuje nam parodię. W pewnym momencie Grima wyprowadzony z równowagi przez Sarumana wbija mu w plecy sztylet, a po chwili zostaje ugodzony strzałą z łuku Legolasa. Czarodziej spada z ogromnej wysokości i nadziewa się na kolce umieszczone na młyńskim kole. Z rękawa wypada mu palantir. Widząc tą scenę mam ochotę zgryzać tynk ze ściany. U Tolkiena palantirem rzucał Grima, który usiłował trafić w Gandalfa. Nie mógł się jednak zdecydować, czy nie cisnąć w Sarumana i w rezultacie chybił. Jackson tłumaczył się, że chciał zakończyć ten wątek i uśmiercić obydwie postaci tak jak to ma miejsce w książce. Sposób w jaki to zrobił woła o pomstę do nieba.
Idźmy dalej a przekonamy się jak bardzo ubogi w stosunku do książki jest filmowy Powrót Króla. Jackson nie wprowadzana żadnej nowej postaci. Mamy Denethora, ale ten pojawia się w scenach dodatkowych w Dwóch Wieżach. Reżyser usprawiedliwiał się tym, że nie chciał zamieszać ludziom w głowach dodając zbyt wielu nowych bohaterów. Nie uświadczymy Szarej Kompanii z synami Elronda i pobratymcami Aragorna. Nie ma księcia Imrahila prowadzącego posiłki dla Minas Tirith. Brakuje również strażnika wieży Beregonda, który towarzyszył Pippinowi i ratował Faramira.
This is madness? This is Denethor!
Jackson kompletnie spłycił postać Denethora, Namiestnika Gondoru. Tutaj jest to pałający żądzą władzy staruszek, który nie ma zamiaru słuchać się nikogo i cały czas "urzeka" głupotą i bzdurnymi rozkazami. Jeden z nich mamy już na wstępie, kiedy nie ma zamiaru wysłac sygnałów z prośbą pomocy do Rohanu. Dochodzi do tego, że Pippin zakrada się na wieżę i rozpala ogień, przy okazji ukrywając się przed strażnikami. Podążając dalej z postacią Denethora, to kolejne głupstwo jakie ma miejsce to szarża konnicy Faramira na Osgiliath. Nie widziałem chyba bzdurniejszej sceny. W książce rzeczywiście Faramir udaje się do zewnętrznego muru, aby go bronić przed atakiem orków. Tutaj nie ma czegoś takiego. Konni szarżują na orków ukrytych na dachach i między ruinami, którzy ostrzeliwują ich z kusz i łuków. Przypomina się atak ułanów z szablami na czołgi. Dziwnym trafem wszyscy giną, a Faramir zostaje ciężko ranny. jego koń zabiera go z powrotem do Minas Tirith.
Kończąc wątek Namiestnika - z jego śmierci zrobiono cyrkowy występ. Po tym jak się zapala biegnie przez 100-200 metrów, żeby rzucić się w przepaść z najwyższego poziomu miasta (którego główny plac wygląda zresztą jak pokład lotniskowca). Można tylko złapać się za głowę z niedowierzaniem oglądając tą scenę. Sam Jackson przyznał w komentarzu, że wie o kompletnym braku realizmu, ale chciał, żeby ktoś z tej wysokości spadł. Można tylko załamać ręce...
W filmie Sauron niezbyt przejmuje się taktyką. Wysyła armię, która ma zdobyć Minas Tirith. Jego wojsko zostaje zaskoczone przez Rohirrimów, którzy uderzając na oblegających od tyłu. W rzeczywistości Czarny Władca wysłał dwie armie. Jedna miała zdobyć miasto, druga zablokować trakt i uniemożliwić przybycie odsieczy z Rohanu. Mieszkańcy lasu Druadan pokazali Theodenowi ukryte ścieżki, dzięki czemu mógł wymanewrować orków i wyjść na tyły oblegającej armii. Niby nic, ale pokazuje, że Tolkien dbał o logiczne podłoże wydarzeń rozgrywających się w jego książce.
The way is shut. It was made by those who are dead, and the dead keep it
Następna sprawa, to Ścieżka Umarłych i pochód Aragorna. W filmie do namiotu króla przybywa zakapturzona postać, która okazuje się być Elrondem. Władca Rivendell przekazuje Obieżyświatowi przekuty na nowo Anduril. Jak pamiętamy w książce Aragorn dzierży już "Płomień Zachodu" od wyruszenia wraz z Drużyną do Mordoru. U Tolkiena była jeszcze jedna rzecz - synowie Elronda przywieźli flagę uszytą specjalnie przez Arwenę. Miała być sztandarem nowego króla, ale o tym za chwilę.
Sama podróż i spotkanie z królem Umarłych nie wypada źle jeśli brać pod uwagę cały film. Najgorsze dzieje się dopiero później. W książcę nieumarli pomogli powstrzymać armie korsarzy z Umbaru i Południowców uderzających na Belfalas. Pozwoliło to Aragornowi zebrać żołnierzy Gondoru i ruszyć na pomoc Minas Tirith. Na CNN powstał nawet artykuł o najlepszych i najgorszych scenach bitewnych w historii filmu. Bitwa na Polach Pelennoru została zaliczona zarówno do jednych jak i dla drugich. Moment kiedy przypływają statki, siejąc zwątpienie w sercach obrońców i nagły zwrot, kiedy na maszt zostaje wciągnięta flaga Aragorna. Jackson zupełnie z tego nie skrorzystał.
Gondor is weak
Zamiast tego mamy heroiczną, ale bezsensowną walkę z przeważającymi siłami wroga. Ze statków po prostu wyskakują Aragorn, Legolas i Gimli, a za nimi horda widm. Umarli rozpędzają orków w kilka sekund i to by było na tyle. U Tolkiena nie podeszli nawet do Minas Tirith. Aragorn puścił ich już po pokonaniu Haradrimów. Jak to wszystko wygląda w liczbach? Nie najlepiej dla Jacksona. W filmie mamy załogę miasta ok. 2,3 tys. żołnierzy, których wspiera 6 tys. Rohirrimów. U Tolkiena dochodzi dodatkowe 3 tys. jako posiłki z Gondoru i kolejne 4 tys. przyprowadzone przez Aragorna. Widać wyraźnie, że książkowy "war effort" Gondoru robi o wiele lepsze wrażenie. Tym bardziej, że Jackson prezentuje znaczne rozbieżności również w armii Saurona. Przerabia tolkienowe 100 tys. na 200 tys., żeby zrobić większe wrażenie.
Później na tej "matematyce Jacksona" cierpi bitwa o Czarną Bramę. W filmie siły Aragorna to jakiś kiepski żart. Kilkuset żołnierzy, którzy wyglądają raczej jak garstka przestraszonych chłopów, a nie kwiat rycerstwa Gondoru i Rohanu. W książce Aragorn po bitwie na Polach Pelennoru zostawia w Minas Tirith garnizon liczniejszy niż przed nią. Zabiera ze sobą ok. 7 tys. armię. Zupełnie inaczej kończy się rozmowa z "Ustami Saurona". W filmie Aragorn nic sobie nie robi z poselstwa i ścina mu głowę, w książce sługa Czarnego Władcy odjeżdża "w pokoju". Będąc przy tej scenie wypada wspomnieć, że początkowo pod Czarną Bramą Aragorn miał walczyć z samym Sauronem. Opracowano sekwencje, w których król Gondoru miał się pojedynkować z głównym szwarccharakterem, tym samym jakiego widzimy w prologu. Na szczęście ktoś poszedł po rozum do głowy i zamiast Saurona ostatecznie zrobiono olbrzymiego olog-hai. Jackson tym razem postąpił racjonalnie, przekonując, że uwaga widzów skupiłaby się na pojedynku zamiast na hobbitach i Pierścieniu.
Yo-ho yo-ho a pirates life for me!
Wracając jeszcze do Korsarzy z Umbaru. W wersji kinowej mamy załamanego Aragorna patrzącego na statki łupiące Gondor. Później scena się urywa, więc nie wiemy co się dzieje. W wersji rozszerzonej pojawia się Lich King, ekhem... Król Umarłych deklarujący pomoc. Następnie trójka przyjaciół stoi na plaży i czeka na zbliżające się okręty. Dochodzi do krótkiej wymiany uprzejmości i Legolas ma posłać strzałę ostrzegawczą. Gimli trąca lekko jego łuk i w efekcie strzała trafia bosmana prosto w pierś. Następnie na piratów rzucają się nieumarli. Przynajmniej tutaj Legolas zrobił to co powinien i uśmiercił Petera Jacksona. Chyba nie ma wielu reżyserów uśmiercających się na ekranie własnego filmu. Tym nie mnie biorąc pod uwagę całą trylogię, ta scena aż razi biedą. Zupełnie jakby nie można było wymyślić ciekawszego rozwiązania.
Przejdźmy wreszcie do pozytywnych momentów, bo takie niewątpliwie i ten film posiada (co mogłoby być dziwne dla czytających ten wpis). Bardzo spodobały mi się sceny kręcone w Dunharrow. Piękne krajobrazy i król Theoden zbierający armię na ratunek Gondorowi. Ponadto sceny z Eowiną i Merrym w obozie. Nabijanie się Eomera i Gamlinga, aż wreszcie dołączenie przebranej księżniczki Rohanu do rycerzy. "Nie wątpie w siłę jego ducha, ale w zasięg ramienia". Szczera i dość bolesna opinia Marszałka Rohanu o biednym hobbicie.
Do not come between the Nazgul and his prey
Osobny akapit należy się walce z Królem Nazguli vel Czarnoksiężnikiem z Angmaru. Cieżko coś zarzucić tej scenie, bo jest zarówno emocjonująca jeśli chodzi o walkę, jak również potrafi wycisnąć łzy z widza. Ciekawym pomysłem było odwleczenie śmierci Theodena. W książce władca ginie nieświadomy tego, co się dzieje z Eowiną. Wydaje mu się, że jego bratanica jest bezpieczna w Dunharrow. W filmie jest świadkiem jej walki z Czarnoksiężnikiem. We wpisie dotyczącym "Drużyny" wspominałem o przepowiedni Glorfindela, jakoby przywódcy Nazguli nie mógł zgładzić żaden mąż. Już na początku walki Eowina odrzuca hełm i na słowa wypowiadane przez przeciwnika odpowiada, że "nie jest mężem". Czego zabrakło w filmie, to fakt iż Król Nazguli przez pewien czas po tej wypowiedzi był mocno skonfundowany. Czyżby strach i przeczucie własnego końca? Żal, że zostało to pominięte, bo widzowie mieliby świadomość iż także stwory Cienia odczuwają lęk. U Jacksona Eowina pozbywa się hełmu dopiero przed zadaniem ostatecznego ciosu. Oczywiście następnie mamy scenę z wersji rozszerzonej, gdzie ranna Eowina ucieka przed ścigającym ją Gothmogiem. Tego dopadają Aragorn i spółka, ale są tak niewidomi, że w ogóle nie zauważają córki Eomunda. Nie mam zielonego pojęcia, po co umieszczano tam tą scenę, bo niczego nie wnosi i jedynie psuje wrażenie samej bitwy.
Death!
Moim ulubionym momentem filmu jest przemowa Theodena do swoich żołnierzy. Z każdą kolejną kinową produkcją coraz trudniej wymyślić coś nowego. Tutaj aż mnie samemu chce się krzyknąć "Ride to ruin, and the worlds' ending!" Świetnym pomysłem, który wyszedł od samego Bernarda Hilla było uderzanie mieczem o włócznie swoich rycerzy ustawionych w szeregu przed szarżą. Dodawało to trochę klimatu i podnosiło morale wojska. Miło było wreszcie zobaczyć zdecydowanego króla, który w drugiej części miał częste momenty zawahania. Do sceny, w której 6 tys. Rohirrimów uderza na oddziały Mordoru udało się Jacksonowi pozyskać ponad 200 statystów na koniach. Ogromna część z nich była wolontariuszami, którzy przyjeżdżali z własnymi końmi. Używając odpowiednich programów komputerowych udało się pomnożyć tę liczbę, dzięki czemu rzeczywiście wygląda to na szarżę sześciu tysięcy konnych.
May the best dwarf win!
Oczywiście jak to było w poprzednich filmach jesteśmy świadkami rywalizacji pomiędzy Gimlim, a Legolasem. Być może krasnolud co chwila jest stawiany na straconej pozycji, ale kradnie niemal każdą scenę w jakiej się pojawia. Choćby starając się rozdmuchać widmowe ręce krążące na Ścieżce Umrałych, zabawnie podsumowując szanse na zwycięstwo siedząc na namiestnikowskim tronie lub konkludując negocjacje. Sceną dodaną w wersji rozszerzonej był konkurs piwny, który dla odmiany zwycięża Legolas. Biorąc pod uwagę pozostałe zawartości dodatkowe, ta wyróżnia się in plus. Chyba najbardziej dobitnym przykładem rywalizacji jest uśmiercenie Mumakila przez elfa, które zezłoszczony Gimli komentuje: "wciąż liczy się jako jeden!".
Oh, Sam!
Wiele osób narzekało na wątek Froda i Sama. Często słuchając rozmów pomiędzy nimi wydaje się jakby byli kochankami. Wielu złośliwych mawiało: "We Władcy nie brakuje wątku miłosnego. Są przecież Frodo i Sam." Tutaj musimy brać pod uwagę czasy w jakich żył Tolkien. Związek hobbitów powstał na zasadzie powiązania oficera i jego ordynansa w brytyjskiej armii. Nie mam tu wiele zastrzeżeń do samego wątku. Momenty w Kirith Ungol prezentowane są w sposób ciekawy. Zmiana w finalnej scenie podczas walki z Gollumem, w mojej ocenie na plus. Smeagol skaczący i potykający się na krawędzi ociera się trochę o pastisz, a przepychanka pomiędzy nim a Frodem wydaje się o wiele bardziej wiarygodna. Niestety mam wiele zastrzeżeń do gry Elijaha Wooda. W książce Frodo jest postacią inteligentną i roztropna. Tutaj mamy zniewieściałego, wpadającego w panikę płaksa, którego szybko ma się dość.
Podsumowania nadszedł czas
Wreszcie wypadałoby wspomnieć co nieco o zakończeniu. Jackson wielokrotnie wspominał, że musiał wyciąć wiele scen, gdyż brakło mu czasu. Jednak postanowił zrobić najpierw scenę ze ślubem króla Elessara (Aragorna), aby następnie urządzić powrót do Shire'u i pokazać jak Frodo wraz z elfami i Bilbem udaje się za morze do Valinoru. Żadna z tych scen pożegnalnych mnie nie przekonuje. Można było wykreślić przynajmniej część i poświęcić choć trochę czasu Domom Uzdrowień. W wersji rozszerzonej mamy spotkanie Eowiny i Faramira, później widzimy ich razem na ślubie Aragorna i na tym koniec.
Podoba mi się przemowa Aragorna skierowana do żołnierzy pod Czarną Bramą. Choć wcześniej wspomniałem o sporych niedostatkach wynikających z zaniedbań Jacksona. Fajnym motywem są Orły atakujące Nazgule. Zdziwiła mnie obecność na polu walki Merry'ego. Odniósł on podobną ranę co Eowina i w książce został w Minas Tirith, przyczyniając się poniekąd do nawiązania znajomości księżniczki i Faramira. Wreszcie sposób zniszczenia Barad-duru i "śmierć" Saurona, którego biedne "oczko" do ostatniej chwili stara się odwlec nieuchronne. BTW, zastanawiało was czasem czemu Czarny Władca nie postawił chociaż oddziału orków przed wejściem do Orodruiny? Wysyła lekką ręką setki tysięcy, gdzie popadnie, a tam nawet jednego nędznego orka. Tutaj jednak trzeba pamiętać o jednym. Do ostatniej chwili Sauron nie ma pojęcia, że jego wrogowie zamierzają zniszczyć Pierścień.
Podsumowując całą historię moich wpisów trzeba przyznać, że po dwóch świetnych częściach "Władcy" Jackson zalicza bolesną wtopę. Powrót Króla swoją epickością miał przycmić poprzednie filmy i oczywiście ma dobre momenty, bitwa na Polach Pelennoru zachwyca swym ogromem. Niestety sposób realizacji poszczególnych scen totalnie mnie odrzuca i nastawia negatywnie do tego, co widzę. Brak wprowadzenia choćby jednego czy dwóch dodatkowych bohaterów (Imrahil, Beregond) zubaża adaptację w stosunku do książkowego oryginału. Spłycenie Denethora również. Człowiek zastanawia się jakim cudem Gondor wytrzymał tyle lat mając kogoś takiego za Namiestnika. Bez scen dodatkowych oceniłbym trzecią część na 7 w dziesięciostopniowej skali. Po obejrzeniu wersji rozszerzonej obniżam notę do 5 oczek.
8 Comments
Recommended Comments