Śnił mi się kiedyś sen, który wyglądał mniej więcej tak :
Całość widzę w rzucie z boku, jednocześnie wiedząc, że ta osoba na koniu ta ja.
Siedzę na czarnym koniu w czarnej uprzęży.Jestem ubrana w czarną, skórzaną kurtkę, czarne ,długie, skórzane buty z prostymi klamrami (tzw.oficerki) .
Ogólnie cała jestem na czarno i mam zakrytą twarz kapturem, z lejącego się materiału i nie widzę swoich oczu, jedynie kawałek podbródka i usta. Mój koń nie stoi w jakimś konkretnym miejscu, widzę jedynie tło które jest przenikającymi się barwami (na początku snu jest to jednolite tło ciemnoszare spokojne, potem zaczyna wirować w kreski w różnych odcieniach szarości, białego i czarnego). Mam przypasany miecz u boku i kołczan na strzały przewieszony przez plecy, ale łuku nie widać.
Potem mam tak jakby najazd kamery na górną klamrę, srebrną , zapinaną tuż przed kolanem. Po chwili powraca do rzutu izometrycznego, po czym pokazuje z bliska moja zakrytą kapturem twarz. Znowu wraca do tego samego rzutu, ale tylko na dwie sekundy, bo po chwili pokazuje z bliska jak chwytam lejce, po czym w trakcie momentu końcowego, gdy je już prawie złapałam, całość powraca do rzutu izometrycznego i koń rży w tym samym momencie postępując delikatny krok w bok i przechylając łeb w moją stronę (tzn.mnie obserwatora z boku). Pod koniec snu zauważam , że koń ma klapy na oczach, a to na czym stoi to raz nicość, a raz klif ,z którego zlatuje co jakiś krótki czas trochę klifowego piasku w stronę morza w dół (takie urwisko). Sen się kończy i wtedy się budzę.
Co to może znaczyć ? Szukałam w internecie jakiejś interpretacji, ale wszystkie sobie same zaprzeczały. Pomóżcie mi! Proszę!
17 komentarzy
Rekomendowane komentarze