Kickstarterze, chciałbym cię zrozumieć.
Kickstarterze, chciałbym cię zrozumieć.
Ale mi nie wychodzi.
Co jest celem ludzi, którzy zbierają pieniądze na kickstarterze? Gdy zaczynałem pisać ten tekst zadałem sobie takie pytanie, i ? ponieważ nie znałem odpowiedzi ? zapisałem je na papierze. Z nadzieją, że stawiając ostatnią kropkę będę już wiedział, jaki jest sens w zbieraniu całej tej kasy. Czy udało mi się uporządkować myśli? I tak, i nie.
W domyśle, jak powinna działać kickstarterowa machina? Przypuszczając, że jestem programistą. W mojej głowie zrodził się genialny pomysł na grę, jakiej jeszcze nie było. Albo była. Wrzucam swój pomysł na kickstarter, i czekam na swoje pieniądze. Dwa lata później zostaje wydana rewolucyjna gra mojego autorstwa, jakiej jeszcze nie było (albo była, lecz nie mojego autorstwa). Wszyscy są szczęśliwi, albowiem powstała gra komputerowa, która mogłaby nie powstać, gdyby nie kickstarter.
Wniosek: niezależnie od tego, czy twórcy mieli już pieniądze na produkcję swojej produkcji, czy też nie, teraz są bogatsi o ten milion czy dwa. I raczej się nie dowiemy, czy po prostu podzielili się łupem, czy naprawdę zainwestowali te pieniądze w stworzenie lepszej gry.
Ale zaraz, przecież większość darczyńców za pomocą kickstartera po prostu kupuje sobie grę, która zostanie ukończona dopiero za parę lat. Taki oryginalny preorder. I teraz już zupełnie nie ogarniam.
Przypuśćmy że ludzie stojący za Project Eternity nie mieli pieniędzy i szans na zrealizowanie produkcji przed kickstartem. Teraz je mają, jakieś trzy miliony na stworzenie wymarzonej gry. I w zestawie ze swoją kasą, otrzymali wierną grupkę kilkuset tysięcy ludzi, którzy zamówili swoje kopie gry. Ci ludzie nie wygenerują już żadnych zysków po premierze,bo wtedy dostaną już swoje egzemplarze. Pytanie, ilu graczy poza nimi zainteresuje się dwuwymiarowym erpegiem z rzutem izometrycznym? Bo moim zdaniem większość zainteresowanych już zamówiło swój ?preorder?.
Zebrana suma pieniędzy pozwala na utrzymanie ekipy programistów, grafików, scenarzystów itd., aż w końcu, w dniu premiery ich dziecko trafia do wspomnianych tysięcy graczy-darczyńców, nie generując żadnych zysków. Oczywiście, przy założeniu że cała kwota z kickstartera została przeznaczona na produkcję, i że była ona jedynym źródłem finansowania twórców.
Być może to nie brzmi jak idealny pomysł na biznes, a pozostawia o wiele większe wątpliwości. Czy 3.9 miliona dolarów pozwoli na wykreowanie tak wielkiej gry, jaka stara się być Project Eternity, albo Torment: ToN? Czy kickstarter nie stał się miejscem, w którym więksi gracze po prostu robią sobie reklamę i zbierają preordery?
Gdybym kilka miesięcy temu wsparł swoim portfelem proces powstawania np. Wasteland 2, dziś zastanawiałbym się, jak bardzo moje pieniądze przyczyniły się do sukcesu tej gry. Sukcesu, oczywiście, marketingowego.
Ostatecznie, jestem ciekaw, czy w 2014, po pierwszej fali dużych gier ufundowanych przy pomocy serwisu, twórcy nie dojdą do wniosku, że cały ten biznes im się nie opłaca. A może to gracze zbuntują się przeciw dorabiającym sobie na boku programistom? Wtedy dopiero będzie można podjąć skuteczną próbę zrozumienia, czym jest i czym będzie dla nas kickstarter.
5 Comments
Recommended Comments