Czyli jak wychować dziecko karne, stojące na baczność w obawie przed sankcjami cielesnymi (albowiem tylko takie dają rezultaty) i przekonane o potrzebie posłuszeństwa bez względu na to, czego nakaz/zakaz dotyczy.
Jak wiadomo - a prawda to uniwersalna i ponadczasowa - dziecku trzeba czytać! Ale nie jakieś tkliwe bajki, jak te Andersena, który przekonuje że brzydki kaczor zamienia się w łabędzia; ani tym bardziej współczesnych pseudo-pisarzy podejmujących tematy fekaliów i feminizmu w pięknie ilustrowanych książeczkach dla młodego odbiorcy. Aby wychować dziecko odpowiednio ułożone, polecam znakomity, XIX-wieczny zbiór wierszowanych opowiastek niemieckiego (natürlich!) klasyka literatury dziecięcej Heinricha Hoffmanna: Der Struwwelpeter oder lustige Geschichten und drollige Bilder, czyli Złota różdżka.
Zaczyna się niewinnie - mały Struwwelpeter vel Staś Straszydło - kategorycznie odmawia czesania i obcięcia długich na dwa łokcie paznokci. Z tego powodu szybko staje się obiektem szyderstw i niewybrednych żartów ze strony przechodniów. I to jak dotąd cała kara, która młodego chłopca spotyka. Historia następnego hoffmanowskiego łobuziaka jest znacznie bardziej brutalna ? za gniew i łobuzerstwo, krnąbrny Józio, zostaje pogryziony przez psa. Rodzice chłopca, nie tylko nie karcą agresywnego pupilka, ale wręcz dano obiad ? piesek siadł / i za Józia wszystko zjadł. / Oj! od złości strzeżcie się, / bo złym zawsze bywa źle! Takie to były smutne dla pedagogiki czasy?
Zdecydowanie najciekawsza wydaje się opowiastka o Juleczku, co miał zwyczaj ssać kciuk. Na tę plagę, z którą opiekunowie borykają się do dziś, radzono sobie w XIX wieku za pomocą gróźb: Sprawujże się tu przykładnie. / Nie ssij palców, bo nieładnie. / Bo kto palec w buzię tłoczy, / Zaraz krawiec doń wyskoczy / Z nożycami zły okrutnie, / I paluszki temu utnie. Na groźbach się nie kończy ? Juleczek (w oryginale Konrad) nadal zawzięcie ssie palec, gdy enigmatyczny krawiec wpada i? odcina go niewychowanemu gnojkowi. Krwawo, ale efektywnie. Amputacja palców z pewnością ukróciła karygodne wybryki Juleczka (bo jak tu ssać kciuk, którego nie ma ).
Renesansowo utalentowany Hoffmann ozdobił opowiastkę własnym rysunkiem.
Najbardziej pouczająca w zbiorze jest niewątpliwie historia Michasia, chłopczyka tłustego, zdrowego najzupełniej, z buzią okrągłą jak księżyc w pełni. Rzeczony Michaś, pewnego dnia, ni stąd, ni z owąd, postanowił odmówić jedzenia zupy. Protest gówniarza spotyka się w utworze z niesamowitą wręcz obojętnością opiekunów, nie ma tu mowy o dogadzaniu niejadkowi, jak ma to miejsce w dzisiejszych domach. Chłopczyk przez kolejne dni otrzymuje porcje tej samej zupy, lecz konsekwentnie odmawiał jej zjedzenia przez pięć dni. Szóstego dnia umarł.
I znów obrazowe przedstawienie Hoffmanna plus rysunki z wersji polskiej.
Kolejną ofiarą hoffmanowskiej pedagogiki jest Kasia. Jej niewybaczalnym przewinieniem są skłonności piromańskie. Kasia bawi się zapałkami pod nieobecność mamy; właściwa kara może być tylko jedna ? spalenie żywcem. Wtem na suknię iskra pada, / Z iskry płomień wnet wybucha / I podskoczy do warkoczy; / Pali rączki, nóżki, włosy / (?) I zgorzała Kasia cała, / Garść popiołu pozostała / I trzewiczki jeszcze stoją, / Smucą się nad Kasią swoją!
Polskim Hoffmannem był Stanisław Jachowicz. Jednak jego bajki nie zawierały takiej dozy okrucieństwa. Kary dla nieposłusznych dzieci pochodziły z katalogu kar naturalnych, konsekwencji samych czynów. Przykładowo ? Rózia mimo zakazu mamy bawiła się różami, ukłuła się w palec i krwawiła. Niemiecki mistrz pewnie doznałby szoku: zerwanie róży powinno się zakończyć przynajmniej wyrwaniem jednej z kończyn nieszanującej przyrody dziewuchy. Właściwie trudno w literaturze dla dzieci znaleźć przykłady tak oczywistego psychicznego terroru, fizycznej przemocy czy ograniczania racji żywnościowych, jak miało to miejsce u Hoffmana. Pedagogiczny koszmar, który stał się udziałem niemieckich dzieci sprzed dwóch stuleci, skomentował w swoim felietonie O brzydocie Czesław Miłosz:
Wdałem się tutaj w rozważania o naszej cywilizacji i słyszę głos odsyłający mnie do mego dzieciństwa, kiedy cywilizacja była zupełnie inna, a książeczki dla dzieci uczyły karności z okropnymi sankcjami. Na przykład ssanie palca było zagrożone przez mitycznego krawca, który ?zły okrutnie i paluszki tobie utnie?, po czym rzeczywiście wpadał krawiec, obcinał kciuk, krew tryskała fontanną; albo za wybredzanie przy stole groziła kara śmierci, jak wskazuje opowieść o Michasiu, który nie chciał jeść zupy. Był coraz chudszy, aż wreszcie następowała konkluzja: ?Kto nie je zupy, ten umrzeć musi?. No i macie tę cywilizację dzieci tak wychowanych, w karności i posłuszeństwie. Ona dała nam I wojnę światową, wzajemne mordowanie się w wojnie okopów, ona dała nam ślepe posłuszeństwo ludzi opętanych wiarą w wodza-szczurołapa w II wojnie światowej.
Jeżeli bajki Hoffmana sprzyjały kształceniu się gestapowskich charakterów, należy się zastanowić do czego zmierza dzisiejsza cywilizacja. Jakieś pomysły?
17 komentarzy
Rekomendowane komentarze