Z miłości do kobiety i hobby
Zewsząd docierają do nas przykre wiadomości, a przecież wiadomo, że nie tylko z takich świat się składa. Moją uwagę przykuła historia pana Mieczysława Parczyńskiego, który od 50. roku życia, początkowo z przymusu, później z pasji, jeździ na rowerze. W tym czasie (dziś ma 88 lat) przejechał 216 tysięcy kilometrów, odwiedził wszystkie miejscowości w Polsce, które mają prawa miejskie oraz zwiedził większość polskich muzeów, zamków i obiektów sakralnych.
Wszystko zaczęło się, gdy miał 50. lat. Wtedy to lekarz kazał mu kupić rower i rozruszać nogi, gdyż kolejne lata spędzone w siedzącym trybie życia grożą niedowładem. Przestraszona żona zdecydowała się kupić mu dwukołowy pojazd.
Obowiązkowa jazda dla zdrowia szybko przerodziła się w pasję. Gdy jakiś czas później sam kupił sobie rower, wyrabiał już od 150 do 200 kilometrów dziennie. To dosyć niesamowite, zważywszy na jego wiek i warunki. Dalibyście radę przejechać tyle w jeden dzień? ; )
To jednak tylko wstęp do tego, co emerytowany rowerzysta z Gdańska uczynił później. Po śmierci ukochanej małżonki w 1986 roku postanowił połączyć miłość do zmarłej żony i pasji.
Dokonał rzeczy niesamowitej i niespotykanej. W wieku 65. lat narysował na mapie Polski napis "Jadzia" (imię żony), po czym wyruszył w rowerową podróż, tak aby ślad przejechanych dróg ułożył się w owy napis. Trasa miała 5730 km, a rowerzysta dokonał tego w 95 dni.
Ta historia udowadnia, że aby coś osiągnąć i czerpać radość z życia, dobrze się bawiąc i spełniając swe marzenia, trzeba wyjść ze strefy komfortu, a przede wszystkich przezwyciężyć strach. Nie trudno bowiem jest wsiąść na rower, ciężej jest wyruszyć samemu w długą podróż, radząc sobie bez pomocy kogokolwiek z napotkanymi problemami.
Chciałoby się kiedyś rzucić wszystko i porwać na podobną przygodę.
-----------
3 komentarze
Rekomendowane komentarze