Złamany Batman czyli Mrczny Rycerz Powstaje
Oto i on Bruce Wayne... złamany upokorzony, upadły bohater, utracił wszystko szacunek, sojuszników, utracił swoją tożsamość... a w cieniu czai się Bane...
Ostatnia część Nolanowskiej trylogii wyczekiwana była przez fanatyków którzy przeczesywali wszelkie portale w celu odnalezieniu strzępków informacji na temat nowych przygód Nietoperza. Nie rozsadzała ich niepewność, wiedzieli że twórcą filmu można zaufać, kierowała nimi raczej chorobliwa ciekawość, ciekawość którą jak na ironie podsyciła tylko wiadomość o ty kto będzie antagonistą Batmana...
Nolan wiedział co robi, pod uszatą maską ukrył twarz Christiana Bale'a znanego z poprzednich części, Anne Hathway stała się Catwoman, a Tom Hardy zagrał (genialnie z reszta Banea. Film miał fajne efekty specjalne, niezłe kadry... ale o tym wszystkim przeczytacie w każdej recenzji, mi bardziej chodzi o to by zwrócić uwagę na klimat, pomysły twórców i na to ja zręcznie operowali oni mitem. Ponadto ciekawie zostały przedstawione postacie Robin, bez kostiumu i maski, Catwoman, o której nikt nie wspomina że to Catwoman, Alfred który jest bardziej zdeterminowany od Btmana i wreszcie wisienka na torcie, przyczyna upadku Batmana w komiksie, pokrzywdzony przez los nemezis...
Bruce'a jest tu załamanym po śmierci... a z resztą p co spoilerować, jeśli chcecie w pełni zrozumieć dramat bohatera musicie sięgnąć po poprzednie części, aby ,,poczuć klimat MRP po prostu trzeba zagłębić się w preludium upadku. Tutaj mamy już zgorzkniałego, nieogolonego Wayne'a, który nie chce już przywdziać uszatej maski, że już o wyleczeniu starych ran nie ma co wspominać... Po wpływem kobiety, ba złodziejki (chyba nie muszę tłumaczyć o kogo chodzi ), oraz próby przeęcia Wayne Enterprice łamie swoje postanowienie. Tu na scenę wypływa Bane, najemnik, morderca i kawał skurczybyka. W filmie dużo jest wprawdzie okładania po mordach, co nie zmienia faktu, że jest to okładanie moralnie umotywowane. Batman i Bane są jak dwa różne bieguny, podobni, ale jednocześnie diametralnie inni. jeden pławił się w luksusie, drugi w rynsztokach, jeden pozostał sam, drugi ma ze sobą bandę fanatyków, jeden jest niepewny, nie wie co ma robić, drugi uparcie dąży do swoich chorych celów.
Do kilku rzeczy można się w tym filmie doczepić, ba można nawet nie dostrzec całej jego głębi bez dobrego zaplecza (polecam poczytać batmanowego tasiemca ,,Knightfall" wydanego u nas przez TM-Semic), można mówić że powstał obraz dobry, ale nie genialny jak chcieli fani... Co z tego skoro powstaje dzieło o gościu w lateksowym wdzianku, które wywołuje coś więcej niż uśmiech, pokazuje jak środowisko może zmienić człowieka, jak on sam potrafi się odnaleźć w kryzysowych sytuacjach i jak bardzo to kim się urodziliśmy, definiuje kim będziemy...
Polecam wszystkim ten film, nie jest on lekki i przyjemny jak ,,Avengers", nie jest brutalnymy jak ,,Watchmen", ale jest czymś bardzo dobrym, czymś co może skłonić do zadumy, czymś co ma swój styl, własne ja. Oto jeden z niewielu filmów który demitologizuje bohatera komiksu, ukazuje jego upadek i powstanie... a może to powstanie Mrocznego Rycerza Bane'a? A może to Catwoman, Alfred, Gordon,Robin? Tu każdy walczy sam ze sobą, toczy heroiczny bój z rzeczywistością, wszyscy są tu rycerzami, którzy upadają by powstać...
1 komentarz
Rekomendowane komentarze