Skocz do zawartości

Dziura w ścianie

  • wpisy
    74
  • komentarzy
    377
  • wyświetleń
    45419

Młot, Rozdział 1: Nim zawyje syrena, cz.1


Kordgorn

683 wyświetleń

MŁOT

Prolog

Zanim przejdziemy do sedna sprawy, mam obowiązek przedstawić Ci kilka ważnych faktów na nasz temat. Jesteśmy Młotem, elitarną jednostką specjalną, dysponującą najnowszym i zarazem najlepszym sprzętem w całym pieprzonym kosmosie. To nas wysyłają pierwszych do walki, to my decydujemy czy wybuchnie krwawa wojna, czy skończy się na jedynie kilku ofiarach. Jesteśmy jak pancerne duchy, wnikamy po cichu by na koniec rozsadzić bestię od środka. Na mnie mówią Shark, jestem starszym zwiadowcą. W jednostce służę już parę dobrych lat i widziałem wiele ciekawych rzeczy. Siedzę też w dziale rekrutacyjnym i to ja ustalam kto ma wystarczająco zrytą psychikę aby móc do nas dołączyć. Aktualny skład będę przedstawiał podczas opowieści o tym jak zostaliśmy wysłani na misję na planecie Korvin II, zimowym skurwielu ? jak to ktoś pięknie określił. Teraz jednak życzę miłych snów, nowy. Jutro mamy do zniszczenia kilku czerwonych popaprańców.

Rozdział I: Nim zawyje syrena, cz.1

Złowieszczy podmuch zimna poprzedziło głuche otwarcie się ciężkich, magnetycznych drzwi. Wyjątkowo rozdrażniona postać wtargnęła do środka pomieszczenia, stawiając demonstracyjnie kroki obitymi, wojskowymi butami, powodując przy okazji nie mało hałasu. Twarz, czerwona od mrozu, zdradzała oznaki zdenerwowania a wyłupiaste oczy przeczesywały pokój w poszukiwaniu winowajcy tego całego bajzlu.

- Czy wy nigdy, do jasnej cholery, nie możecie sobie dać rady bez mojej pomocy? Rozumiem, że instrukcji obsługi nie dorzucają do każdego elektronicznego ustrojstwa na tym zadupiu, ale na litość boską, trochę kreatywności! ? Wyrażając swoje bogate i różnorodne emocje, mężczyzna w szaro-niebieskim uniformie z naszywką klucza francuskiego, zauważył, że automat od wejścia zadziałał dopiero po dłuższej chwili i na płytki na około jego stóp zdążyła nalecieć już porządna warstwa śniegu. Poirytowało go to jeszcze bardziej i pytającym wzrokiem świdrował jedyną osobę w przedsionku baraków w których właśnie się znalazł, przy okazji nerwowo bębniąc w stalową futrynę.

- Rozumiem twoje zdenerwowanie, Prezes, ale mógłbyś, [beeep], być troszeczkę milszy. W końcu to nie ja, ani nikt inny z naszej ekipy nie jest mechanikiem tylko właśnie ty. ? Młoda kobieta nawet nie odwróciła się w stronę przybysza. Najwidoczniej była zajęta czymś co znajdowało się na stalowym stoliku przed nią. Wyjątkowo szczupła, o ostrych ale zarazem delikatnych rysach twarzy i czarnych jak węgiel włosach. Zielony, militarny sweter, dodawał jej tylko uroku i gdyby nie elementy karabinu snajperskiego właśnie przez nią rozkładanego, wielu mogłoby powiedzieć, że jest jakąś sympatyczną kobietką z którą można miło spędzić czas. ? Jakbyś jeszcze nie zauważył, jest tu pieruńsko zimno. ? Dodała po chwili marszcząc brwi i wskazując jedną ręką na drzwi z napisem informującym o zakazie wstępu osobom nieupoważnionym.

- Ślicznie, [beeep], dziękuję, Zero. ? Już wyraźnie uspokojony Prezes pomaszerował w kierunku pomieszczenia technicznego zostawiając snajpera samego. Mechanik był człowiekiem spokojnym, o ile nie przerywało się mu jego ulubionych zajęć. W każdym wypadku wychodziło na to, że nie ważne kiedy - miał zły humor i najlepiej rozniósłby wszystko w drobny mak. Co prawda, potrafił się rozpromienić, najczęściej rzucając jakimś chamskim żartem i dokopując innym ale na szczęście nie gardził wyższymi rangom i nie chciał stracić porządnej choć tak znienawidzonej przez niego pracy.

? Głupi dureń ? wymamrotała po cichu Zero, rozkładając na części pierwsze swoją osobistą broń. ZX2 ? lekka, mobilna snajperka, o nie małym kalibrze, która potrafiła rozwalić nawet opancerzone cele z dużej odległości. Gdy otrzymała meldunek o tym, że za kilka minut jest potrzebna w centrum, obawiała się jakichś kłopotów, więc wolała sprawdzić wszystko jeszcze raz, dokładnie ? detal za detalem. Stolik przed którym siedziała, sprawiał teraz wrażenie małego warsztatu. Nakrętki, przekładnie i śruby leżały równo ułożone z największą możliwą precyzją. Każda część była idealna, bez żadnych rys czy zadrapań, wszystko w jak najlepszym porządku. Żółta szmatka co chwilę brała udział w tej paradzie bohaterów, dopatrując by żaden pyłek nie przeszkodził mechanizmowi broni. Praca pochłonęła ją bez reszty i dopiero po dłuższej chwili uświadomiła sobie, że temperatura spadła daleko poniżej tolerowanej granicy i otuliła się ciaśniej swoim swetrem.

Tymczasem w pomieszczeniu obok, w pokoju technicznym, cały zlany potem siedział Xin. Już od godziny klęczał przed tą durną maszyną próbując ją naprawić. Rozkręcał i skręcał, przekładał przewody i wymieniał płytki elektroniczne ale bez jakichkolwiek efektów. Pełnił tutaj funkcję medyka, oraz zabezpieczał tyły jako szturmowiec drugiej klasy. Z racji swoich medycznych umiejętności, a więc ogromnej przydatności w jednostce, cieszył się ogólnym szacunkiem. Czasami można było wyczuć w tym nutkę grzeczności, nie szczerości, jednak każdy wiedział, że lepiej z medykiem nie zadzierać bo później nie będzie miał kto [beeep] po postrzale wyleczyć. Xin, najmłodsza osoba w zespole, bo dwudziestoczteroletnia, był niezwykle opanowanym człowiekiem. Ręce nigdy mu nie drżały, nawet podczas najcięższego ostrzału potrafił doskonale opatrzyć, zatamować krwawienie czy zszyć ranę. Teraz jednak, całkowicie poirytowany, musiał zajmować się czymś co nigdy nie przyszłoby mu do głowy. Upaprany kurzem, z podwiniętymi rękawami, starał się robić cokolwiek, żeby tylko chociaż sprawiać wrażenie zapracowanego. Chciał być przydatny, więc próbował pomóc. Brak standardowej pracy bardzo go drażnił i pchał się wszędzie tam gdzie dodatkowa para rąk była jak najbardziej na miejscu. Nawet gdy na robocie się nie znał.

- Niezły tutaj burdel urządziłeś, Xin. ? Warknął już uspokojony Prezes, wchodząc do środka pokoju technicznego.

? Ano ? odpowiedział medyk. ? Próbowałem to naprawić, ale nawet nie wiem od czego zacząć, układ wydaje się nienaruszony. Może szkodniki?

? Szkodniki? Na tej pieprzonej, lodowej planecie? Jeśli są tutaj jakieś szkodniki które przeżyją w temperaturze poniżej 50 stopni Celcjusza to owszem, może i jakieś szkodniki. Choć stawiam 200 kredytów na płytę obwodową, widzę, że jej nawet nie ruszyłeś.

- Jestem medykiem, nie mechanikiem, Prezes ? Xin zmarszczył brwi co przy jego łagodnej i młodej twarzy wyglądało bardziej jakby się rozpromienił niż poirytował.

? Dobrze, już, dobrze! Tylko mnie nie bij! ? Mechanik roześmiał się dziarsko i ruszył w stronę pompy. Tymczasem Xin ustąpił mu miejsca i wyszedł w stronę głównego pomieszczenia. Oprócz Zero, która wciąż czyściła swój karabin, znajdowało się tam kilka metalowych szafek, dwa stoliki ustawione pod zaśnieżonymi oknami oraz okrągły, tykający zegar, wiszący na przeciwległej ścianie. Pomieszczenie, można powiedzieć, było sterylnie czyste ? ot, żadnych militarnych akcentów. Z zewnątrz światło, przenikające przez zaśnieżone szybki, było słabe i mdłe, dlatego oświetleniem zajmowały się lampy wbudowane w sufit. Bezbarwne, czyste i nieprzyjemne promienie rozlewały się po pomieszczeniach odbijając się od metalowych i stalowych elementów. Od dłuższego przebywania w takich warunkach robiło się niedobrze, dlatego większość osób dekorowała swoje prywatne pokoje różnymi narzutami, plakatami i w sumie czymkolwiek się dało. Niestety ? tylko prywatne, budynki nie należały do nich, dlatego nie mogli za bardzo ingerować w ich strukturę. Niektóre palanty ze sztabu potrafiły przyczepić się nawet do głupiej doniczki z kwiatkiem. W sumie, do wszystkiego idzie się przyzwyczaić.

- [beeep] z niego, co Xin? ? Zagadała do medyka Zero, nie odrywając oczu od karabinu. ? Nooo, czasami miałbym ochotę go porządnie zdzielić...

? Słyszałem! ? dobiegło ich wprost z pokoju technicznego, choć wydawało się, że Prezes był raczej rozbawiony i pełen entuzjazmu.

? Eh, na chamstwo już nic nie poradzimy, Xin. ? Kobieta uśmiechnęła się w stronę medyka i poklepała go po ramieniu, zmieniając tym samym uwagę z broni na niego. ? Shark chciał Cię widzieć u siebie, jest w swoim pokoju.

? Nie wiesz o co może mu chodzić tym razem? Jestem trochę zmęczony. ? Powoli, z udawanym ziewnięciem zapytał medyk.

? Marudził coś o tym, że potrzebuje strzelca do osłony na jutrzejszy zwiad, a Ty jeszcze nie działałeś tutaj w terenie ? powróciła wzrokiem do karabinu i znów zaczęła go rozkładać na części pierwsze.

? Owszem, nie byłem. I jakoś wcale mi się do tego nie śpieszy. Mam lepsze rzeczy do roboty...

? Oglądanie pornoli! ? wtrąciła ze śmiechem Zero.

? Chociażby... - odpowiedział wesoło Xin, po czym nieśpiesznym krokiem udał się w kierunku sektora dziennego, w którym to z kolei znajdowały się osobiste pokoje i po chwili zniknął za magnetycznymi drzwiami.

Silne magnesy napędzane energią szklaną, jak większość rzeczy zresztą, stanowiły podstawę budulca wykorzystywanego przy różnych mechanizmach. Magnesy były zbudowane tak, że nie potrzebowały już zewnętrznego zasilania, choć dało je się w różny sposób zaprogramować i dowolnie konfigurować. Wykorzystywano je począwszy od drzwi właśnie, poprzez karabiny i ogólnie rzecz biorąc broń, na pojazdach kończąc.

- On Ci się chyba podoba, ty mój mały snajperze! ? Prezesa najwidoczniej trzymał się dobry humor.

? Spadaj, buraku... ? odburknęła ze złowieszczym grymasem. ? Dokopię Ci kiedyś! Zobaczysz! ? Dodała po chwili a następnie zawinęła już złożoną snajperkę w cętkowany, materiałowy futerał i powoli, nie śpiesząc się, wyszła na zewnątrz. Postanowiła, że zanim skieruje swe kroki do centrali, przemyśli kilka spraw, więc poszła okrężną drogą. Korzystając z chwili czasu zaczęła sobie przypominać jakieś informacje na temat misji oraz tej cholernej planety. Z całego serca nienawidziła zimna i gdyby nie to, że potrzebowała pieniędzy, wygrzewałaby się gdzieś na słonecznej plaży mając głęboko w nosie co sobie o niej szefostwo pomyśli. Skupiając całkowicie swoje rozmyślenia na odprawie którą uraczył ich przed odlotem z Ziemi Shark, zaczęła fakt po fakcie odkopywać w swojej głowie, niczym jakąś szkolną notatkę.

- Korvin II jest planetą ? Zaczęła w myślach - na której większość terenów pokrywają lodowe pustkowia, gdzie jedyne schronienie stanowią wielkie, pokrętne, i w zasadzie zabójcze, szczeliny lodowe lub grupy skąpo występujących skał. Inteligentną formę życia stanowią Tritoni. Z wyglądu podobni do ludzi, jednak stanowczo wyżsi, szczuplejsi i o niezwykle bladej skórze w odcieniach błękitu, wystarczająco przezroczystej, żeby zdrowe oko z łatwością mogło zauważyć przez nią pulsujące żyły. Miejscowi prowadzą głównie koczowniczy tryb życia, polują na wielkie, jaszczuro-podobne, lodowe monstra ? Tarnuty; zdobyte mięso wykorzystują jako pożywienie a kości na budulec i broń. Chodzą słuchy o udomawianiu i możliwym osiodłaniu tych bestii. Tritoni stanowią przeszkodę do cennego surowca tej planety ? kryształów Wersjalnych, które są wyjątkowo ekonomicznym napędem do wszelkich ogniw energetycznych produkowanych obficie na Ziemi. Dla mieszkańców Korvin II uchodzą one za święte ? miejsca ich występowania to miejsca kultu a sam surowiec wykorzystywany jest w wielu różnych ceremoniach. Tritoni może i stanowią dość dziką oraz nieokiełznaną rasę, ale nawet z bronią białą, potrafią nieźle dokopać pokaźnemu oddziałowi szturmowemu. Tak, dlatego wkroczyliśmy my, Młot. Global Production Departament, uznał za stosowne wykurzyć całkowicie Tritonów i utorować sobie dostęp do bardzo dużego i pokaźnego miejsca zarobków. Początkowo sprawa wydawała się banalnie prosta, jednak gdy pierwszy zespół wojaków został wyrżnięty w pień, a baza doszczętnie zniszczona, przedsięwzięto wszystkie możliwe środki bezpieczeństwa i sprowadzono jednostkę specjalną. ? skończywszy temat, przyklasnęła demonstracyjnie w dłonie zadowolona z faktu, że pamięta co ważniejsze i kontynuowała wędrówkę. Już po chwili wyszła na główny plac bazy Ferb, gdzie aktualnie stacjonowała jednostka Młot. Całość zabudowań stanowiły koszary, centrum dowodzenia, wieża nadawcza, węzeł sanitarny oraz cztery działka strzelnicze. Te ostatnie ? całkowicie zautomatyzowane, stanowiły jedyny i zarazem doskonały element obronny bazy. Wichura oraz gęsto wirujący śnieg nie przeszkadzał im w namierzaniu wroga, wiązki lasera ciągle przeszukiwały teren w celu znalezienia domniemanego okupanta. Zero owinęła się ciaśniej wojskowym, długim płaszczem i przyśpieszyła kroku. Wezwano ją jakieś pół godziny temu do centrali, jednak ze względu na problemy z ogrzewaniem koszarów, musiała poczekać aż przekaże informacje Prezesowi. Podczas tych bardzo ciężkich śnieżyc nie działała telekomunikacja interpersonalna i interkom którym dysponował każdy z żołnierzy, był praktycznie bezużyteczny. Minęła dwa opancerzone wozy transportowe uzbrojone w potężne działka automatyczne na energię szklaną. Ich podwozia stanowiły gąsienice umożliwiające im podróż po najmniej przyjaznym, lodowym terenie. Zanim dotarła do centrum dowodzenia, spostrzegła jeszcze Pitera ? szturmowca pierwszej klasy i zarazem jedyną czarnoskórą osobę w zespole. Piter miał rosyjskie korzenie, jak powiadał, i końskie dawki alkoholu nie potrafiły go położyć na łopatki. Aktualnie Piter pomagał przy rozstawianiu zapór z żelbetonu ?na wszelki wypadek?. Przeważnie jednak zajmował się systemami informatycznymi, chociażby programował wieżyczki strzelnicze czy poprawiał konfigurację broni. Był w tym naprawdę dobry i jeszcze, zanim na stałe przyłączył się do Młotu otrzymywał wiele propozycji pracy w różnych organizacjach informatycznych, programistycznych a także i prywatne zlecenia... innego rodzaju.

Nim Zero się spostrzegła, trafiła pod śluzę hangaru która została otworzona z hukiem przez kogoś wylegującego się w ciepełku przed obrazami z kamer. W holu stanowiącym, oprócz korytarza, linię obronną, panował półmrok przez który przebijały się rdzawe, pomarańczowe światła lamp sygnałowych. Na końcu sali stały standardowe lampy elektryczne oświetlające pole w którym przebywali żołnierze GPD. Brak szczodrości szefostwa w całej okazałości odbijał się na ich podkomendnych. Ich oddział mający na celu obronę bazy przed opcjonalnym atakiem Tritonów składał się głównie z młodych rekrutów, prawdopodobnie, pierwszy raz w życiu trzymających broń w ręku. Ekwipunek również nie był zbyt ciekawy ? oprócz standardowego szarego uniformu, na który składały się spodnie-bojówki oraz grube kurtki w białe plamy, charakteryzowały ich hełmy ?uszanki? w których po bokach wystawały warstwy materiału zakrywające uszy. Broń staroświecka i przestarzała, na standardową amunicję. Co prawda, karabiny były nowszej generacji, jednak przez duży mróz ciągle zawodziły a przenoszenie naboi zdawało się prawdziwą katorgą. GPD jednakże wiedziało co robi, obiecywało szeregowym pokaźne sumy za udział w misjach na innych planetach, stąd też rekrutacja cieszyła się dość dużą popularnością. Szkopuł polegał na tym, że często ci wojacy na ojczystą planetę nie wracali w ogóle a jeśli już to ostro poturbowani lub okaleczeni. Firma, jak zwykle określano GPD, potrafiła wycisnąć każdy grosz ze wszystkiego i wszystkich. Na ziemi objęła już praktyczną władzę i nikt nie mógł sprzeciwić się potędze zastępów finansowych komarów, wysysających brudną kasę z każdego możliwego miejsca.

Dotarcie do pomieszczenia narad zajęło Zero trochę czasu. Oprócz tego, że musiała zatrzymywać się dwa razy na przymusową kontrolę przez żołnierzy Firmy, co swoją drogą niezwykle ją zdenerwowało i klnęła na nich dość pokaźnie, to jeszcze pogubiła się na klatce schodowej. Baza była ciągle w trakcie budowy i niektóre wejścia raz na jakiś czas blokowano, dlatego należało szukać okrężnej drogi w tym labiryncie ze stali. Na szczęście, jakiś miły inżynier wskazał jej odpowiednią ścieżkę i po pokonaniu dwóch pięter w dół była już w śluzie weryfikacyjnej ? ostatnim punkcie obronnym stacji. Stamtąd droga prowadziła do najważniejszych miejsc w całej placówce ? magazynu zasobów, sali strategicznej czy głównego generatora energii.

Zero wystukała kod zabezpieczający i magnetyczne drzwi prowadzące do pomieszczenia konferencyjnego ospale się otwarły. W sali przebywały tylko trzy osoby. Drewniany, długi stół, zwieńczony był wielkim piecem grzewczym przypominającym nowoczesny kominek. Markus Loren, głównodowodzący bazy, nerwowo bębnił palcami o blat stołu a obok niego, po lewej, siedział Cenus, który był jego pomocnikiem. Markus był bardzo nerwowym i niespokojnym człowiekiem. W każdym błędzie, pomyłce czy przeliczeniu doszukiwał się zdrady i podejmował chore środki które dość często skutkowały użyciem plutonu egzekucyjnego. Człowiek choć masywnej postury był wiecznie przygarbiony i wydawało się, że to już tylko skorupa która prawdopodobnie nigdy nie pęknie. W skrócie: wiecznie zły Conan Barbarzyńca. Cenus stanowił natomiast jego odwrotność, szczupły, o ostrych rysach twarzy i włosach przystrzyżonych do minimum. Cały czas coś notował a jego ciekawskie oczy wędrowały nieustannie z papierów na Markusa i z powrotem. Rzadko kiedy się odzywał a jeśli już to zazwyczaj szeptem i tylko do wyższych stopniem. Plecami do nich, zapatrzony w zaśnieżone okno stał Tosar, lider Młotu i przyjaciel Zero zarazem. W pełnym, ciężkim opancerzeniu, z rękami założonymi z tyłu wyglądał jak kapitan statku który oczekuje na niemożliwe do uniknięcia zderzenie z lodowcem. Całkowicie pozbawiony emocji, ze srogą, wrogo nastawioną miną ? bez mrugnięcia wpatrywał się w ich największego wroga na tej planecie. Lód i zamieć.

- Spóźniłaś się, cholera. ? burknął siarczystym głosem Markus.

? Mieliśmy problemy w koszarach, sir. Nie mogłam wcześniej. Obowiązek obowiązkiem ? służę głównie dla własnego oddziału. ? Dodała, zastanawiając się nad tym dlaczego ma ochotę skopać tego jegomościa.

? Tak, tak, wy i ta wasza hierarchia. Rzygać mi się tym chce. Mamy cholerny problem, a o ile wiem, jesteś zaraz pod Tosarem, więc się nim zajmiesz. Za godzinę wyruszacie. Ty, dowódca, oraz Piter, ten szturmowiec. Banda dzikich kręci się gdzieś w pobliżu, ze szczegółami zapozna Cię Tosar. ? Tak jest, Sir ? w pewien sposób urywając zdanie zleceniodawcy, dodał donośnie stojący pod oknem mężczyzna.

###############################################################

1) Opowiadanie zostało napisane bo wpadło do głowy. Widziałem, że na blogosferze takowych trochę jest więc pomyślałem, że wrzucę. Komentarze i oceny bardzo mile widziane :3

2) Wersja bez beepów oraz ogólnie oryginał dostępny jest na stronie http://polpatryk.wordpress.com

7 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Fajne, miło się czyta, niemniej jak dla mnie za dużo nagromadzenia postaci w jednym chapterze, spróbuj je trochę rozłożyć na większą, że tak się wyrażę, powierzchnię. Ale to tylko moje zdanie, czekam na drugi rozdział. Nie zniechęcaj się i pisz dalej.

Link do komentarza

Nie jestem znawcą, nie czytam ostatnio zbyt wiele, ale, kurcze to jest dobre. Kapka lore, kapka bohaterów, kapka wydarzeń i sensowne relacje, rozmowy, kłótnie. Oby tak dalej. :)

Link do komentarza

@Rumbur, na szczęście dalej mam to już trochę zaplanowane. Chciałem tutaj wyjaśnić i wprowadzić jak najwięcej, żebym później mógł się skupiać na mniejszych "zakresach" i co najwyżej wprowadzać nowe rzeczy "jedną na raz".

@Bruzdaj, dzięki za pozytywny komentarz :)

@Drangir, takich zwrotów jest więcej, czytaj, czytaj :3

Link do komentarza

"Jeśli są tutaj jakieś szkodniki które przeżyją w temperaturze poniżej 50 stopni Celcjusza(...)" - chodzi Ci chyba o minus 50 stopni Celsjusza. Nie czepiam się - to są błędy, które często przeoczamy. Podoba mi się i przeczytałem z zainteresowaniem. Czekam na ciąg dalszy.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...