Przeznaczenie...
Zgrywam się na tym blogu.
Bo nie mam na coś ochoty, bo coś dla mnie jest niezrozumiałe, nie idzie po mojej myśli, bo ktoś mnie rani, ktoś nie szanuje.
To taki mój sposób na ?zło?.
Pewnie nie dla wszystkich jasny.
Dziś jednak przeczytałam tekst, wpis z czyjegoś bloga, w którym szukałam nadziei, o którym chciałam mieć coś do powiedzenia. Chciałam zaatakować, wyśmiać, albo zgodzić się?
Nie mogłam. Tekst był jakby w innym wymiarze. Nie dotyczył mnie, nie dotyczył niczego mi bliskiego, choć chciałam, by tak było.
I wtedy pomyślałam, że mijam się z przeznaczeniem, że jestem nie na swoim miejscu, że coś przegapiłam, coś straciłam, coś mi zabrano, z czegoś zrezygnowałam i nie jestem na tej drodze, na której powinnam być. I wiem, że nie jestem, ale dalej nią idę. Rozglądam się tylko z jakimś złudzeniem, że w magiczny sposób wrócę na swoją drogę. Zamknę oczy, a gdy je otworzę zniknie to co jest, a pojawi się to, co powinno być. Ale i tak nikt nie wie co i jak powinno być.
Wierzycie w przeznaczenie? W przeznaczenie lub w Boga, który nami kieruje? Czy może uważacie, że sami jesteśmy w stanie kierować swoim życiem? Nie możemy przecież wpływać na innych, na pogodę, na czas. Możemy bardzo dużo, ale w gruncie rzeczy bardzo niewiele.
A jeżeli nie od nas zależy to, co robimy to kogo mamy za to winić? Kogo mam winić za to, co robię?
Kiedyś wierzyłam w karmę, w sprawiedliwość i w równość. Jeśli nie tu i nie teraz, to kiedyś, w innym wymiarze. Czekałam.
Już nie wierzę. W nic. Wszystko mnie zawiodło.
Miałam tu pisać o tym, co przeczytałam. Miałabym wiele wspólnego z tym tekstem, zrezygnowałam z tego. Poddałam się. Byłam w innym miejscu. Miejscu, w którym jest się samotnym. Bez kontaktu. Wtedy docenia się przyjaciół, rodzinę, docenia się Boga. Czasami docenia się nawet czas księdza. Docenia się spokój, harmonię, samego siebie.
Byłam w tam i marzyłam, by się odłączyć i wyjść na słońce, by zadzwonić do kogoś i zaprosić go zapominając o tym jak wyglądam, myśląc o tym kim jestem. Marzyłam, by wrócić do domu. Liczyłam dni.
Kiedy wróciłam poczułam się oczyszczona, choć to nie do końca zrozumiałe. Poczułam się wypoczęta, mimo że dwa tygodnie leżałam na twardym materacu masując obolałe ramię. Poczułam się spokojna, mimo iż wielu miało do mnie pretensje.
Teraz chciałabym to odzyskać, ponieważ znowu czuję tą bezsilność. Wobec świata. Ja i wszystko przeciwko.
Macie tak czasami? Nie to miejsce, nie ten czas, nie ci ludzie?
Jeden mały epizod, który zmienia tak wiele.
15 komentarzy
Rekomendowane komentarze