W całej Polsce deszcz...
Żartowałam. Chociaż?
Muszę zniknąć, uciekać, ukryć się?
Nie pytajcie dlaczego. Zwyczajna paranoja. Jak człowiek ma pecha, to ma pecha na całej linii. Nieszczęścia chodzą parami się mówi, a pary się przecież rozmnażają, co nie?
Swoją drogą znacie ten mit o tym jak to się stało, że są dwie płcie i skąd się wzięło mianowanie ukochanej/go drugą połówką? Nie? Mi osobiście bardzo się podoba, bo ktoś musiał wziąć coś mocnego, by to wymyślić, a w starożytności wszystko było utrudnione ? z ćpaniem na czele. Ciekawe czy było legalne??
Wracając do tematu owego mitu dawniej, bardzo dawno, gdy bogowie żyli na Olimpie, ludzie byli obojnakami. Narysowałbym jak wyglądali, bo mam bardzo obrazowe wyobrażenie, lecz wasza niedola ? nie mam skanera i nie włożę tego czarodziejską mocą do mocarstwa Internetu. W związku z tym opiszę ich jak najlepiej mogę. Ludzie ci zawierali w sobie pierwiastek męski i żeński, więc mieli dwa te typy narządów płciowych. Oprócz tego byli jak bliźnięta syjamskie ? mieli wszystko podwójne: cztery nogi i cztery ręce, tak samo dwie pary uszu i dwie twarze podobne do siebie (to mi się bardzo podoba ;>) Nie chciałabym być osobiście takim stworzeniem, ale im to dawało pewną przewagę. Na czterech nogach szybciej się przemieszczali (grunt, że się zgadzali), czterema rękoma też mogli więcej zrobić, patrzeć mogli w dwie przeciwne strony równocześnie i myśleli dwa razy szybciej mając dwa mózgi. Byli oni niezwykle zwinni, silni i pomysłowi. Pewnego dnia zapragnęli dostać się na Olimp i zaczęli budowę schodów. Bogowie uznali to za problematyczne, ale nie mogli znaleźć rozwiązania, bo ludzie się ich nie słuchali, a Zeus nie chciał wybić ich wszystkich, jak to było z gigantami? W końcu wpadł na znakomity pomysł, jak ich osłabić nie zabijając, a przy okazji jeszcze mieć korzyść. Postanowił poprzecinać ich wzdłuż na pół tak, że jedna istota miała dwie nogi, dwie ręce, jedną twarz i jeden mózg. Zeus uważał, że to genialny pomysł, bo zarazem liczba ludzi się podwoiła. Więcej ludzi ? więcej ofiar, świątyń i tym podobnych rzeczy, które lubią bogowie. Po wprowadzeniu swego pomysłu w życie kazał Apollinowi, który był bodajże szewcem czy krawcem (proszę o podpowiedź tego, kto lepiej zna się na mitologii), poobracać twarze ludzi tak, by mieli przed sobą miejsce po przecięciu i zawsze pamiętali o karze. Apollo zrobił tak, przy czym pozszywał ludziom skórę naciągając ją na miejsce dziś zwane brzuchem i związując na środku w węzeł, który do dziś mamy w postaci pępka. A co zrobili ludzie? Tęsknili za sobą i zaczęli przytulać się, jakby chcieli zrosnąć się z powrotem tak, jak byli. Nie robili nic innego, więc osłabieni umierali i nie składali ofiar. Zeus zmartwił się i znalazł dla nich pocieszenie. Poprzenosił im okolice intymne do przodu, jak przedtem twarz, dzięki czemu mogli zaspokajać swoją tęsknotę płodząc się. Wiem, że to jest dziwne, ale twórcy tego mitu pewnie przestawały już działać halucynogeny. W każdym razie konkluzja jest taka, że Eros został powołany do opieki nad okaleczonymi ludźmi, którzy od tej pory musieli szukać swojej drugiej połówki. Zdarzało się, że czyjaś umarła, a wtedy bóg miłości strzelał z łuku, by nakierować takiego nieszczęśnika na inną samotną połówkę. Od tego czasu ludzie mają jeden cel ? szukanie miłości. Pozytywna puenta jest taka, że każdy taką drugą połówkę posiada. Chyba, że nie, bo tamci ludzie już dawno nie żyją, a my jesteśmy tylko ich potomkami? Ale nad tym nie ma co się zastanawiać.
To była taka dygresja, bo ogólnie miałam o prześladowaniu pisać. Prześladuję sama siebie, uciekam przed sobą, nie poznaję się?
Nie ufam sobie. Sprawdzam co robię. Śledzę się i pilnuję. I czytam co napisałam i zapisuję co przeczytałam.
Myślę, że mam dolegliwość. Psychiczną. Albo metafizyczną. Dolegliwość dla tej abstrakcyjnej cząstki człowieka, jaką nie jest ani świadomość, ani dusza. Niektórzy mówią serce.
Zwariuję zaraz.
Znowu?
Są ludzie, których nigdy nie zapomnimy choćby umarli, choćby nas znienawidzili czy uciekli na drugi koniec świata. Ich twarz będzie stawać nam przed oczami za każdym razem, gdy na ulicy zobaczymy kogoś podobnego, wspomnienia wspólnych chwil zaleją nas, gdy usłyszymy ulubioną piosenkę, będziemy tęsknić za ich ramionami, gdy tylko zrobi nam się zimno. Są gesty, w przebłyskach świadomości, które zawsze będą nam się z kimś kojarzyć. Za rok, za dwa, za sto lat. Zawsze.
Kiedy z całego serca będziemy starali się zapomnieć, te obrazy będą coraz wyraźniejsze i coraz bardziej uporczywe.
Pewnego dnia jednak zorientujemy się, że już nie pamiętamy.
Nie pamiętamy przejrzyście, nie pamiętamy wyraźnie, nie pamiętamy całości, a fragmenty i wtedy będziemy marzyć, by pamiętać. To nic, że boli. Można przyzwyczaić się do bólu. Ból wcale nie jest zły, gdy jest znajomy. To co nowe jest złe, tego się boimy. Braku bólu też, jeżeli ten ból jest nam znajomy i zawsze był przy nas. Najtrudniej jest coś skończyć.
Nie chcemy kończyć. Boimy się kończyć. Boimy się zaczynać. Boimy się ruszyć.
Najlepiej nie robić nic. Nie działać. Niech samo się stanie.
Tak. Tak będzie najbezpieczniej. Coś lub ktoś zdecyduje za nas, coś się stanie, a my to zaakceptujemy lub nie stanie się nic i będziemy zadowoleni. Nic nie zyskamy i nic nie stracimy. To sprawiedliwe. Niech inni żyją i podejmują decyzje, niech biorą na siebie odpowiedzialność, działają, ryzykują i ponoszą skutki. My zaczekajmy. Ja zaczekam. Kiedyś się coś stanie. Może nawet podejmę ku temu jakieś kroki. Ale bardzo naokoło. Bardzo nie po linii. By nikt się nie zorientował dokąd idę. Może pojadę do Włoch przez Grecję, żeby było, że przejeżdżam przypadkiem. Albo po drodze wpadnę do Irlandii. Tak, tam i nazrywam koniczyny. Milion listków na jedno szczęście.
Na te pary nieszczęść.
43 komentarzy
Rekomendowane komentarze