Realny czas gry?
Witam wszystkich po dłuższej przerwie, dzisiaj będzie coś o grach, bo w końcu jesteśmy forum poświęconym grom, a to zoobowiązuje
Czytanie wpisu czas zacząć
.W każdym bądź razie, aby nie przedłużać wstępu, bo wszak nie w tym kierunku ma zmierzać ten wpis, zamierzam przejść do meritum. Do jego napisania zmotywowała mnie powstanie stron typu ?na ile wystarczy ci gra?(przykładowo sklep gram.pl i odnośnik do zaprzyjaźnionej strony tego typu, pod każdą grą). Może i jest to pewnego typu udogodnienie, ale jak jest to zawarte w ostatnim TipsoManiaku, traktowanie i ocenianie gry/gier za pomocą tabel, wyliczeń czy innego typu wykresów jest dosyć płytkie i choć do mainstreamowego odbiorcy trafiają informacje o długości rozgrywki, dodatkowej zawartości, czy atutach, które sprawią, że dłużej się utrzymamy przy danym tytule, to jednak faktycznie w mojej opinii nadają się jedynie do kosza. Według mnie niepotrzebne są te wszystkie DevDiary, czy reklamy w telewizji, bo jeżeli gra jest dobra to potrafi sama się obronić! Bardziej zaś, że im bardziej się nakręcamy na dany tytuł, tym czasem może być większy zawód, a miłe niespodzianki każdy przecież lubi. W cieniu tych wszystkich CoD?ów i BeeFów, mogły powstać i odnieść sukces, mniejsze produkcje, takie jak Torchlight, rodzimy Sniper: Ghost Warrior, a z tych posiadających ?nieco? większy budżet, lecz z nieznanego wcześniej studia mógłbym wymienić Batmana: Arkham Asylum, Metro 2033, czy nawet nadającego mały powiew świeżości wśród FPS?ów World of Tanks. Firmy tworzące te tytuły teraz pracują kontynuacjami, bądź innymi grami, także uważam że, lepiej zostawić w spokoju, te wszystkie mocno promowane tytuły z wielkich firm i zainteresować się tymi początkowo niepozornym pozycjom.
Pomimo licznych wad, Czołgi mogą pochwalić się posiadaniem 40milionami zarejestrowanych graczy.
Powracając do głównego przesłania, pomimo że utarło się w środowisku graczy mówić, na ile konkretna gra starcza, bądź też jak ktoś szybko ją zaliczył, to jednak, przynajmniej dla mnie jest połowa prawdy, zwłaszcza, że bardzo często powracamy do danego tytułu, utrzymuje nas w nim multiplayer, czy nawet przechodzimy na wyższym poziomie trudności. To ostatnie jest najciekawszym zjawiskiem, bo zarazem bardziej wczuwamy się w grę, jak i to, że znamy niemal każdy jej zakamarek, także możemy poczuć się jak swoisty ?narrator wszechwiedzący?, a czasem udaje nam się odkryć jakiś szczegół, lub smaczek, który nam wcześniej umykał. To jak z czytaniem książki, ja przeczytawszy trzy razy Sagę o Wiedźminie, jestem niemalże pewny, że nie zrozumiałem w pełni wszystkich wątków i relacji. Nie wspominając nawet o cytowaniu całych fraz z pamięci. Od siebie dodam, że każdą produkcję staram się zaliczyć przynajmniej dwa razy, zazwyczaj drugim razem podwyższając poziom trudności i obierając inną ścieżkę/drogę do celu, co polecam również innym, gdyż pozwala wyciągnąć pełnie frajdy z danej gry i wydłuża jej żywotność.
Arcanum, jedna z gier do których lubię powracać i przechodzić "na inny sposób".
Granie w gry i wynikłe z tego poświęcenie czasu i sam gameplay, jest czymś więcej niż tylko zaliczeniem od A do Z, w celu zabicia czasu którego podczas wakacji jest aż nadmiar. Często wywoływane przez nie emocje i wypowiedziane kwestie, pobrzękują nam w głowie, nawet długo po ukończeniu danej gry(?Would you kindly??, zakończenie StarCrafta 2?). Już sam ten fakt powinien świadczyć o jakości rozrywki, że tak dobrze ją zapamiętaliśmy. W związku z tym, recenzje gier, choć czytam dokładnie, to z przymrużeniem oka traktuje ocenę końcową, bardziej zaś zwracając uwagę na tekst i to czego doświadczał redaktor, starając się podczas lektury wczuć w jego ?rolę?. Wszelkie reklamy i zapewnienia nie powinniśmy brać do siebie, zwłaszcza, gdy są negatywne, bo często, po prostu jednej osobie konkretne aspekty mogą się nie podobać oraz nie przypaść do gustu, a drugiej wręcz przeciwnie(pozdrawiam Grega i jego recenzję Divinity 2 09/09, mi gra się spodobała i nie żałuję niedawno wydanych na nią 20zł).
Sam w zaciszu swojego domu w wolnym czasie zagrywam się w Krater, zaś w mojej bibliotece gier Legend of Grimrock, puszcza do mnie oko, zachęcając do powtórnego spenetrowania podziemi. Przy zamówionym w promocji polskim Hard Reset, również zamierzam mile spędzić czas. I choć samymi grami człowiek nie żyje, to moim skromnym zdaniem, bawiłem się(i bawię!) równie dobrze, jeśli nie lepiej, jak w produkcjach AAA, o znacząco większym budżecie. Mi do immersji i czerpania pełni radości z rozgrywki niepotrzebne są efekty specjalne, mocap, czy licencja znanego silnika graficznego. Ważny jest przede wszystkim solidność wykonania, nietypowość w konwencji, czy innowacyjne rozwiązania. Aczkolwiek, gdy widzę uczciwą, rzemieślniczą robotę, a rozgrywka nie wprowadza niczego nowego, to również daję takiemu tytułowi szansę, choćby ze względu na oferowany klimat.
Do szczęścia brakuje mi tylko polskiej wersji językowej.
Czasem gra opracowana przez jednego człowieka bądź mały zespół zapaleńców(Braid, MineCraft) może przebić sprzedażą niejeden upatrywany hit roku. Wszystko zaczyna się od pomysłu, a gdy ten pomysł nie opiera się przede wszystkim na planowanej sprzedaży kolejnego sequela, to twierdzę, że warto takiej pozycji kibicować. Patrząc na rokrocznie pobijane wyniki sprzedaży jedynie się uśmiecham, powracając do swoich niezależnych i ciągle rozwijanych gier(tu warto zaznaczyć, że często nieodpłatnie, co jest już niestety rzadkością w branży).
Greedy BioWare/EA
2 komentarze
Rekomendowane komentarze