Homo et machina
Homo et machina
Niedawno Janusz K-M. swoim wpisem na blogu pt. "Para-olimpiada czyli paranoja" poruszył niebo i ziemię. Nie poczułem się specjalnie obrażony jego przemyśleniami, ponieważ już od dawna obserwuję, że znakomita ich większość jest zwyczajnie bezzasadna. Muszę zauważyć, że nie jest rolą telewizji przyczynanie się do rozwoju cywilizacji. Rolą telewizji jest rozrywka i informacja, a tak naprawdę dostarczanie takiej zawartości, którą ludzie będą chcieli oglądać, czyli takiej, która się sprzeda. Oglądanie zdrowych, pięknych i silnych sportowców w żaden sposób nie sprawi, że widz stanie się zdrowy, piękny i silny, ponieważ zdrowie i siłę (a do pewnego stopnia i piękny wygląd ciała) można osiągnąć tylko poprzez ćwiczenia fizyczne, a nie poprzez oglądanie sportu w TV. Prościej jest jednak oglądać niż samemu się męczyć i popijać piwo. Nie mam nic przeciwko temu, ponieważ nikomu nie każę być zdrowym, pięknym i silnym. Szczególnie, że na dobrą sprawę uprawianie sportu zawodowo... jest bardziej wyniszczające. Interesujący paradoks wynikający z chęci bicia rekordów, bycia najlepszym, sięgnięcia po medal. Sport już dawno przestał oznaczać zdrowie w naszym kręgu cywilizacyjnym.
Para-olimpiada nie jest dla mnie wcale lepsza od zwykłej olimpiady czy fenomenu oglądania sportu w ogóle. Sam jestem ciekaw ilu ludzi ogląda olimpiady po to, żeby popatrzeć na zdrowych, pięknych i silnych. W dobie rozwoju technologii równie dobrze można wpisać te terminy w Google, więc chyba nie chodzi tylko o podziwianie ludzkiej fizjonomii. Oglądalność widowisk sportowych wytłumaczyłbym raczej rywalizacją między narodami i identyfikacją widzów z własnymi reprezentantami. Widz nie ma w żaden sposób wpływu na wynik, ale to nie czyni dla niego widowiska mniej emocjonującym, ponieważ najbardziej liczy się dla niego czy "jego" reprezentant wygra, czy nie i czy będzie mógł się z tego sukcesu cieszyć i podbudować opinię o samym sobie, być może rolę pełnią też emocje związane z samą akcją, gdy walka toczy się do ostatnich chwil, a napięcie ? z powodu nieprzewidywalności wyniku ? rośnie. Gdyby przyjąć i taką zasadę to para-olimpiada nie jest w niczym gorsza od zwykłej olimpiady, posiada te same mechanizmy, może co najwyżej odstręczać estetów, którzy nie chcą oglądać ludzi brzydkich.
Chciałbym zwrócić jednak uwagę na coś innego, na to, że technologia, nawet ta jeszcze stosunkowo prymitywna, pomaga człowiekowi robić to, czego bez niej człowiek nie byłby w stanie. Celem protetyki jest, przede wszystkim, pomoc ludziom niepełnosprawnym w powrocie do względnie normalnego życia. Inwalida jest inwalidą, gdy nie jest w stanie robić tego, co osoba pełnosprawna, ale właśnie tutaj wkraczają protezy oraz implanty: przywracając człowiekowi sprawność. Na tyle, że umożlwiają samodzielne funkcjonwanie. Inwalida z protezą/implantem przestaje być inwalidą w chwili, gdy jest w stanie robić to, co inni ludzie. Owszem, mniej sprawnie, ale to wynika wyłącznie z niedoskonałości implantów w stosunku do naszych naturalnych, wyspecjalizowanych organów. Jake Sully w "Awatarze" to doskonały przykład tego, jak bardzo człowiek okaleczony pragnie wrócić do (względnej) normalności. Człowiek w pełni sprawny nie jest w stanie zrozumieć problemów osoby niepełnosprawnej.
Człowiek łamie bariery. Osiąga nieosiągalne. 37-letni Jakub Halik z powodu braku innej alternatywy zdecydował się na wszczepienie sztucznego serca. Nie on pierwszy i na pewno nie ostatni. Dosłownie na naszych oczach rozwija się cała dziedzina, której celem jest ? przynajmniej na razie ? poprawa jakości ludzkiego życia. Na obecnym etapie nie musimy się jeszcze obawiać problemów etycznych związanych z zastosowaniem protez czy implantów, ale seria "Deus Ex" porusza bardzo ciekawe nuty w tym temacie: co w sytuacji, gdy sztuczne odpowiedniki staną się lepsze od naturalnych? Ilu ludzi będzie chciało się w ten sposób "ulepszyć" i ile będzie wtedy człowieka w człowieku? Kiedy będzie można jeszcze powiedzieć "Ecce homo", a kiedy będzie to już "Ecce machina"?
8 Comments
Recommended Comments