Ech... Wakacje. U mnie, na Śląsku chwilowo deszczowe. Nie pozostaje więc nic jak tylko poczytać, pograć, powyzywać ludzi w internecie. Znam zdecydowanie lepszy sposób na nudę, potrzeba jednak do niego kolegów(realnych), nie chodzi mi tu o spicie się, czy inne tego rodzaju zabawy. Miast tego lepiej pospiskować, podbijać, zdradzać... A to wszystko w domowym zaciszu, przy mapie krainy Westeros.
Saga Pieśni lodu i Ognia stała się już światowym bestsellerem, niewątpliwie pomógł w tym serial HBO. Nie jest to jednak jedyna próba skorzystania z licencji i wypromowania się używając dźwięcznego tytuł pierwszego tomu tej zasłużonej już serii.
Sama gra jest grą planszowo-strategiczno-towarzyską. Tych których przestraszyło towarzystwo, uspokajam, a może i rozczarowuje, gdyż by grać potrzeba minimum trzech graczy, ale prawdziwa zabawa rozpoczyna się dopiero przy maksymalnej liczbie pięciu wodzów(a nawet sześciu, jeśli gra się z dodatkiem).
Wszystko rozgrywa się przy sporej wielkości mapie Siedmiu Królestw, którą trzeba rozłożyć na dużym stole, tak by jeszcze było miejsce na żetony, karty i inne niezbędne do grania przedmioty.
Żeby grać, trzeba opanować zasady, które początkowo tłumaczone mi przez kolegę wydawały się czarną magią, jednak z pomocą instrukcji oraz jednej partii szkoleniowej, już wiesz o co biega i możesz spokojnie rozpocząć nową, prawdziwą grę.
Nie chce tu się rozpisywać na temat zasad. Napisze tylko, że celem każdego gracza jest zdobycie siedmiu miast(liczba ta zmienia się w zależności w ile osób gramy). By to uczynić, każdy na początku losuje swój ród. Grywalne rody, to znani z kart książek i serialu Starkowie, Lannisterowie, Tyrellowie, Baratheonowie, Grayjoy'owie, a w dodatku także Martellowie. Każdy dom ma określone terytoria początkowe, zasoby, pozycje oraz bonusy. Do walki oraz ruchów służą nam żetony podzielone na pięć kategorii: atak/ruch wojsk, wsparcie, napad, obroa oraz umocnienie władzy. W trakcie samej bitwy liczą się nie tylko jednostki(piechurzy, rycerze oraz statki) ale i karty rodu, które dają bonusy, do obrony, walki, lub czegoś całkowicie innego. Na tych kartach wyobrażone są postacie występujące w książkach jak Eddard Stark, Jamie Lannister i wiele innych. Fani serialu jednak nie uświadczą tam zdjęć aktorów, gdyż gra korzysta z licencji książkowej, więc w miejscu zdjęć mamy ładnie wykonane arty.
Podczas samej gry nic nie przeszkadza tworzyć sojusze z kumplami, działać na dwa fronty czy zdradzać. Wtedy też gra nabiera rumieńców, kiedy spore armie walczą o sporne tereny, zajmują punkty strategiczne, blokują morza. I tu dobra rada: warto wciągnąć się w taką wojnę, jednocześnie jednak, nie mówiąc nikomu zajmować po cichu miasta.
O zadach na tyle koniec, jeżeli ktoś jest zainteresowany gra to odsyłam do instrukcji w formacie pdf.
Z obiektywnego punktu widzenie, nie da się Grze o Tron odmówić grywalności, gdyż prowadzone przy niej posiedzenia trwają po kilka godzin, a czas mija niemiłosiernie szybko. Nie da się też jednak ukryć, że konieczność operowania żetonami(które mają dziwną czelność się gubić) może przerazić. A sam świat, wcale nie musi korzystać z tej licencji od George'a R.R. Martina. Zbliżamy się tym samym do najboleśniejszego w tym wszystkim, czyli ceny.
Na grę wydać trzeba 200 zł z okładem, co może trochę zniechęcać. Trzeba jednak wziąć pod uwagę to, że samemu nie będzie się w to grać. Oznacza to ni mniej ni więcej, że jak najbardziej słusznym jest ściąganie składek do kolegów.
Jeżeli wciąż jesteś zainteresowany, jesteś też fanem Gry o Tron i ciekawych planszówek(choć z to ostatnie wymagane nie jest, bo ja sam za takiego fana się nie uważam), to powinieneś pisać teraz do kumpli, że trzeba się składać po cztery dychy. Innego wyjścia nie widzę.
5 Comments
Recommended Comments