I killed a man, cause he killed my goat..."
Nie, nie będzie o Euro. O grach nie będzie również. Mało tego, nie będzie nawet narzekania. Wręcz przeciwnie. Będzie to tekst pochwalny. Mniej więcej.
Naszą cechą narodową, którą nosimy z widoczną dumą, jest malkontenctwo. Narzekactwo, mówiąc prościej. Narzekamy, gdy jest źle (z oczywistych powodów), narzekamy również gdy jest dobrze ( bo mogłoby być lepiej). Nawet gdy jest wspaniale - narzekamy ( bo to jakies podejrzane). Większość z nas to wie i ,co najzabawniejsze, większość się do tego narzekactwa nie poczuwa. Znaczy, to inni tylko narzekają na prawo i lewo, ale my sami to nie. A jak już, to mamy ważny powód, nie to , co inni. A że mam już nieco dość otaczającego mnie narzekactwa i wykrzywionych, zdegustowanych Wszechświatem mord, nie zamierzam sie do nich dołączać i narzekać, nawet na owych narzekaczy.
Przynajmniej dzisiaj.
W pierwszych trzech dniach czerwca miał w Polsce miejsce uroczy festiwal jakim były Ursynalia. W teorii festiwal studencki. Piszę w teorii, bo wiek wielu amatorów złej, szatańskiej muzyki, wskazywał że matura jeszcze daleko przed nimi a być może i egzamin gimnazjalny. Ale to i dobrze, frekwencja duża, wstydu nie będzie.
Gusta można mieć różne, ale patrząc obiektywnie, w przeciągu 3 dni można było posłuchać kapel formatu światowego i to za naprawdę przystępną cenę. Ba, podział na 2 sceny sprawił że Ursynalia były festiwalem zarówno dla fanów Slayera ( pierwszy dzień) jak i Bennego Benassiego (wybaczcie, ale za cholere nie wiem, który dzień). Całego line-up'u podawać nie będę z wrodzonego lenistwa, ale nazwy jak Limp Bizkit, Nightwish, Mastodon, In Flames czy nasz rodzimy Illusion gdzieś się tam większośći mniej lub bardziej o uszka obiły. To nie jakaś impreza w remizie to poważna sprawa. Szczególnie ze cenę ok. 100 złotych. Tak więc brawa dla organizatorów...ale czy na pewno?
Cóż, być może w innym kraju. Może w parallelnej rzeczywistośći ( znaczy takiej jakby równoległej do naszej, rozumiecie) Ale narzekacze czuwają! I nie ma zmiłuj.
Można przyczepiś się, że gwiazda wieczoru gra krótko. Oczywiście, powinni grać 3 godziny. Jak wszyscy na każdym festiwalu gdzieś na świecie. Można się przyczepić że dojazd do domku trudny, bo ludzi dużo wraca i tłoczno i źle i w ogóle kto to tak wymyślił. Też sądze, że organizatorzy festiwalu powinni kazdemu załatwić samochód z szoferem. No ale Polska, Dzicz.
Można wreszcie narzekać, że ochrona coś robi a nie tylko stoi i modli sie o przeżycie wśród tlumu żadnych krwi fanów Slayer'a. Ba ,że przywalić komuś mogą, o zgrozo, porządku pilnują. I że jedzenie drogie, nie to co zawsze na festiwalach. I nagłośnienie nie takie. W kiblach śmierdzi, jakby kto nasrał, zamiast fiołkami pachnieć. I tak dalej w tonie podobnym, z mordą wykrzywioną na okrucieństwo Wszechświata i złośliwość organizatorów.
Jest taka opinia, że ciągle odstajemy poziomem naszych imprez muzycznych od poziomu reszty Europy. Ze tacy Czesi to lepiej oraganizują o Niemcach nie wspominając. Że gwiazd więcej, kibli więcej, jedzenie tanie, a kobiety piękne (no dobra, nie u Niemców). Faktem jest, często pewne elementy organizacji u nas ciągle zawodzą. Ale co rok jest lepiej, ba duzó lepiej. Ceny są niższe, zespołów więcej, organizacja zaczyna przypominać coś więcej niż pożar w burdelu, jak już sie kiedyś zdarzało. Idziemy do przodu, bo są ludzie którym na tym zależy. Szkoda tylko, że nasze narodowe narzekactwo sprawia, że nie zawsze sie tych ludzi wspiera.
Zacznijmy patrzeć na to, że jest lepiej. Że coś się dzieje. Bo na wszystko można pokiwać paluchem, mordę skrzywić, i znależć wadę. Krytykować jest zawsze łatwiej niż tworzyć. Mniej wysiłku, mniej ryzyka, a i własne poczucie wartości się podpompuje. Tylko koniec końców to trochę smutne.
Tak na zakończenie, takie te festiwale europejskie wspaniałe i cudne, tęcza srające a tymczasem... Wyobraźcie sobie, że jesteśmy jednym z nielicznych krajów, w którym ochrona zachowuje sie porządnie. Mam na myśli ochronę pilnująca barierek tuż przed sceną, oddzielająca szturmujących z obłedem w oku fanów od muzyków. Na większośći europejskich "światowych" festiwali, w sytuacji gdy "płynący" na łapkach tłumu osobnik miałby wylecieć poza barierkę...wrzucają go do środka. Nie siląc się na delikatność. Kto kiedykolwiek pływał, wię że to najlepsza droga ażeby coś sobie uszkodzić. Tymczasem u nas ochrona ładnie przenosi ludka przez barierkę i tyle, Fakt, że przy setnym osobniku widać po nich że kark by chętnie takiemu skręcili, ale cóż... tak mają przykazane i tak robią. U nas. W złej, dzikiej Polsce.
PS. Tytuł wpisu pochodzi z utworu "Curl Of The Burl" niejakiego Mastodona. Z tekstem ma właściwie niewiele wspólnego. Ale fajnie brzmi.
3 Comments
Recommended Comments