Nie jestem fanem sportu (ani Euro 2012), ale z uwagi na ostatnie wydarzenia poświęcę trochę czasu na wyjaśnienie przyczyn ostatnich zamieszek pod Stadionem Narodowym.
Sprawa zwykła, tylko nieco bardziej nagłośniona ze względu na trwającą właśnie międzynarodową imprezę sportową, jaką bez wątpienia jest Euro 2012 - cytując za Maciejem Maciejowskim, radnym miasta Warszawy, PiS: "Żałuję, że policja nie zabroniła marszu Rosjan i honoru Polski musieli bronić "kibole". Brawo dla nich! Nie dajmy sobie pluć w twarz.
To znaczy, że napaść na rodzica z dzieckiem (jeden z przypadków) jest obroną honoru Polski? Czy to jakaś sugestia, że postawienie przez Rosjanina nogi na polskiej ziemi jest już obrazą naszego narodu? Zdawałoby się, że marsz upamiętniający rozpad ZSRR to powód do radości także dla Polaków, ale z jakiegoś powodu był to "marsz polityczny" (choć wbrew zapowiedziom na całym marszu była ponoć jedna flaga w barwach ZSRR, która szybko zniknęła). Problem w tym, że jedynymi osobami robiącymi z niego kwestię polityczną byli i są... polscy politycy. Nawet Tomaszewski (którego raczej nie trzeba przedstawiać) spytał przytomnie: "A niby jak mają przejść? Po dnie Wisły?". Mogę Tomaszewskiego nie lubić i jego poglądów ogólnie nie popierać, ale muszę przyznać mu rację, ostatnimi czasy zdumiewająco często - trudno od rosyjskich kibiców wymagać wykonania sceny niczym z pierwszej części "Piratów z Karaibów".
Choć byłoby to na pewno widowiskowe.
Skąd zatem bierze się ta cała agresja, skierowana właśnie przeciwko Rosjanom i (na razie internetowo) Niemcom? Z kolei reprezentacje Irlandii czy Czech witamy bardzo pozytywnie, w końcu dzielimy z nimi trudną historię lub należymy do tego samego kręgu kulturowego. Skąd zatem taka drastyczna różnica w podejściu? Uważam, że przyczyn należy szukać w najszej historii, a przede wszystkim w sposobie jej prezentowania.
Wbrew pozorom dzisiejsza sytuacja polityczna i społeczna wcale nie odbiega od normy, mieliśmy bardzo podobne nastroje po 1918, kiedy Narodowi Demokraci toczyli zaciętą walkę z Piłsudczykami po odzyskaniu niepodległości. Zamordowany został nawet prezydent Polski, Gabriel Narutowicz, ręką sympatyka endecji. (Chyba pamiętacie świeżą jeszcze akcję z zastrzeleniem Marka Rosiaka, kierującego biurem poselskim w Łodzi)
Hasła antysemickie i ostre starcia z Ukraińcami znaczą ostro tamten okres, po 1945 nie mieliśmy już problemu mniejszości żydowskiej (ktoś pewnie w duchu stwierdzi, że "został szczęśliwie rozwiązany za nas", spotkałem się nawet z opinią, że drugą wojnę światową spowodowali Żydzi... To zaskakujące, czego można się czasem dowiedzieć od, zdawałoby się, wykształconych, inteligentnych, schludnie ubranych ludzi), a resztki innych mniejszości "rozwiązała" repatriacja ludności ukraińskiej po 1944.
Problem polega na tym, że dziś wbija się do głów historię Polski na zasadzie "trzej wrogowie Lech, Niemiec i Rus", bez zbytniego zagłębiania się w kontekst, bez zastrzeżenia, że mówimy o przeszłości. Nowe pokolenie śmieszy i straszy, bo często zachowuje się bardziej zapamiętale od samych uczestników historycznych wydarzeń i zdaje się nie dostrzegać, że obecne pokolenie nie pamięta roku 1920, 1939 czy ledwie kojarzy rozpad ZSRR. Jednak media uderzają w znajomą nutę:
Franciszek Smuda poprowadził swych dzielnych żołnierzy na Bitwę Warszawską
Brakuje tylko plakatu bolszewika z nożem w zębach z napisem le bolszewizme, żeby jeszcze bardziej zdemonizować przeciwnika. Podobnie ma się sprawa z PRLem: do dziś trwają spory między osobami rozumiejącymi trudną decyzję generała Jaruzelskiego i jego przeciwnikami. Nie tylko o osobę samego Jaruzelskiego, (który nie jest postacią jednowymiarową i jego czyny można odzczytywać w różny sposób, ponieważ jest wiele argumentów za i przeciw) ale także całego tego okresu.
Sami nie jesteśmy w stanie rozliczyć się z własną przeszłością we własnym gronie, na co wskazuje m.in. sprawa Powstania Warszawskiego, w Polsce bardzo gloryfikowanego, a w Rosji praktycznie nieznanego. Bo kto normalny uczy się historii cudzego narodu, poza pasjonatami historii i osobami, którym ta wiedza jest potrzebna? I jak dobrze wspaniałą historię narodu polskiego znają sami Polacy? Międzywojnie było o wiele trudniejszym okresem, niż o tym się teraz mówi, ale dziś dyskusje na ten temat powoli wygasają, ponieważ mało komu chce się je podnosić i nie ma w niej "tych obcych", którzy zniewolili kraj.
Dla przypomnienia - w okresie PRLu i Międzywojnia to Polak bił się z Polakiem, a obcych bił, jak im weszli w paradę. Krótka wojna, spowodowana przez państwa ościenne, to była tylko drobna przeszkoda na drodze o wiele dłuższego konfliktu, który trwa aż do dzisiaj. Dlatego w temacie nie zaznaczyłem daty końcowej. Pytanie brzmi: czy chcemy tę wojnę toczyć? Czy obwinianie dzisiejszych 20-, 30-latków za grzech ich dziadów i pradziadów ma jeszcze sens? Ponieważ wojna polsko-polska trwa dalej.
Same akcje kiboli również nie są żadną nowością, to raczej smutna codzienność. Codzienność podsycana rok w rok w polskich szkołach i mediach, które tworzą atmosferę wzajemnej nienawiści i wrogości. Memento wbijane do głów do momentu aż wreszcie człowiek przestaje się nad nim zastanawiać i - wzorem teorii o Wielkim Bracie - zaczyna w nie święcie wierzyć. A napaść na dziecko z rodzicem w drodze na stadion, żeby obejrzeć mecz piłkarski staje się czynem godnym chluby i obroną godności narodu.
Boże, coś Polskę...
7 Comments
Recommended Comments