Shoot Many Robots - recenzja
Chyba najpopularniejsza wizja apokalipsy, zaraz po zarazie zombie, to bunt maszyn. W popkulturze jest tego od groma, najlepszym przykładem jest film Terminator. W Shoot Many Robots twórce zaserwują nam tę samą wizję. Jako ciekawostkę warto dodać, że jest to pierwszy samodzielny projekt tego studia, jednak wcześniej dołożyli coś od siebie w produkcjach takiego pokroju jak Borderlands, Mass Effect, czy Titan Quest.
Gdybym miał opisać tę grę w paru słowach wystarczyło by podyktowanie tytułu i dodanie możliwość kupowania nowych gadżetów i losowe dropy z pokonanych wrogów. W trakcie inwazji robotów wcielamy się w typowego rednecka o imieniu Walter Tugnutt, a obecność blaszaków widocznie mu nie przeszkadza, gdyż ma czym się zająć, a jedyne jego zmartwienie to gdzie zaparkować swoim wozem kempingowym.
Rozpoczynamy rozgrywkę i przeprowadzeni przez krótki tutorial zaczynamy bój kierując się w prawo i niszcząc po drodze wszystko, co spotkamy. Modele postaci i obiektów są w 3D, ale wszystko widzimy z rzutu z boku co daje efekt 2,5D, czyli coś podobnego co prezentuje Shank. Dziwię się, że Tugnutt nie zanudził się na śmierć w trakcie swojej wędrówki, ponieważ strzelanie do tych samych robotów w tych samych miejscach może stać się nudne. Jak widać nie dla wszystkich. Czasem tylko będziemy mogli stoczyć walki z bossami (którzy też się powtarzają), czy powalczyć na arenie i odeprzeć nieskończoną ilość fal maszyn. Sytuacje ratują jeszcze wślizgi, czy zapaśnicze rzuty, które sprawiają więcej frajdy niżeli byśmy mogli tylko używać pukawek. Muzyka w tle również wpada w ucho i tworzy klimat związany z przygodami rednecka.
Pora opisać mechanikę, która daje najwięcej zabawy w tej grze, czyli masę przezabawnych i zarówno morderczych broni, czy części ubioru. Najpierw jednak trzeba mieć jak za nie zapłacić, a walutą są tu nakrętki, które dostajemy za każdego pokonanego blaszaka. Gdy już zajrzymy do naszego arsenału możemy wyposażyć się w zabawkę mniejszego kalibru, ale z nieskończoną ilością amunicji oraz w coś mocniejszego, ale z ograniczeniami, dlatego lepiej jest tego używać w sytuacjach podbramkowych. Do tego dochodzą różnego rodzaju dodatki, od portek do robienia wślizgów, przez paski z dodatkowymi apteczkami (oczywiście mowa tu o zimnych piwkach), kończąc na jetpackach.
Nie zabrakło też zdobywania poziomów doświadczenia w grze, a jest ich pięćdziesiąt. Dużo osób znajduje radość w zagrywaniu się w multiplayerze po zdobyciu tego poziomu, a sam tryb kooperacji jest dostępny po sieci i przez LAN. Czasem z przeciwników wypadają też power-upy, na przykład większe obrażenia zadawane przez twoje pociski, czasem są też rzeczy złe, czyli na odwrót. Nie grałem na konsolach w to, ale z różnych źródeł wiem, że nie przyjęło się jedno rozwiązanie zastosowane przez twórców, czyli użycie jednego triggera do chodzenia i celowania, póki żaden robot nie znajdzie się kondygnacje wyżej nic złego się nie dzieje, ale gdy dojdzie do takiej sytuacji musimy się zatrzymać i dopiero wtedy wycelować, narażając się na oberwanie, gdyż stoimy wtedy jak kołek. Twórcy bronią tego pomysłu, a graczom on się nie podoba.
Gra jest taka, jak przewidywałem, dużo liniowości, powtarzające się lokacje, robotów jest mało, główni przeciwnicy zwyczajnie za słabi, frajdę sprawiają za to bronie i przedmioty, którymi możemy się bawić, a kooperacja przedłuża żywotność produkcji i na dobrą sprawę, dopiero wtedy zaczyna być naprawdę zabawnie. Jeśli lubicie sobie bezstresowo postrzelać albo macie kumpli do grania, to warto spróbować, a jak nie? Znajdziecie coś lepszego.
Plusy: Bronie, tryb co-op, klimat, oprawa audio-wizualna, gameplay
Minusy: Powtarzające się poziomy i bossy, ogólna monotonia
Ocena Końcowa: : 3 / 5 -
0 Comments
Recommended Comments
There are no comments to display.