8 lat z socjapatą - czyli o Doktorze Housie
8 lat. Tyle trwała telewizyjna przygoda pewnego ekscentrycznego pana doktora. 8 lat. Przez tyle czasu miliony ludzi na świecie a także i w Polsce fascynowały się pewnym nieprzystosowanym społecznie lekarzem, geniuszem który najbardziej na świecie kocha samego siebie. 8 lat. Właśnie tyle trwała emisja jednego z najlepszych seriali telewizyjnych wszechczasów House M.D.
Telewizja rządzi się swoimi prawami, przez ostatnie 10 lat seriale wyrwały się spod jarzma Mody na Sukces. Odrzuciły stereotyp rozrywki dla kury domowej, rozpoczęły opowiadanie historii na poziomie i z przesłaniem. W takiej rzeczywistości żyjemy aktualnie, ale 8 lat temu było trudniej. A i owszem na świecie królował Lost który powoli zaczynał zdobywać serca i polskich widzów. Ekscentrycznie szukano w branży sukcesu na miarę Friends czy ER. I poszukiwania te definitywnie się udały. David Shore to jemu wszyscy hausomaniacy powinni słać listy dziękczynne za zajęcie im 8 lat z życia. David Shore to on jest twórcą postaci Gregorego House?a, ekscentrycznego geniusza, uzależnionego od silnych środków przeciwbólowych zawierających narkotyki, egocentryka nieprzystosowanego społecznie uważającego że wszyscy kłamią i nie zasługują na kontakt z nim. Pamiętam jak dziś kiedy usiadłem do odbiornika telewizyjnego włączyłem znany nam wszystkim kanał oznaczony cyferką 2 i? zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Główna rola jakiś nieogolony gość który (Hugh Laurie) który? jedzie po wszystkich. Housa oglądało się wtedy jak komedie czekając na kolejny dziwny tekst głównego bohatera, wyczekując momentu w którym udowodni komuś innemu, że jest głupcem. Potem pod pierwszą komediową skórką zaczynało się dostrzegać coś innego. Mój ulubiony lekarz domowy jest tak naprawdę nauczycielem, przez swoje działania uczy ludzi racjonalnych rozwiązań, wychowuje pełniejsze jednostki, wyciąga ich problemy z głowy i niczym łamigłówki stara się je rozwiązać. Czy w takim razie to był serial o pomocy? Nie nigdy. Przede wszystkim House M.D. to serial o tragicznym bohaterze, o człowieku który tak bardzo nie rozumie świata iż staje się dla niego wrogiem. Aż do końca wystawia nie tylko swoich przyjaciół na próby, aż do końca sprawdza czy może żyć w tym świecie, czy potrafi się choć odrobinę przystosować. Swój ból nie tylko fizyczny koi specyfikiem Vicodin, nie zna norm moralnych za co zresztą trafia do więzienia, stara się kochać choć okazuję się, że miłość jest nie dla niego. Z czasem przez te 8 lat Gregory House stał się bardziej ludzki, dostrzegł prawdę o tym, że jest jednak osobą nieszczęśliwą. W takim właśnie tonie żegnamy się z tym lekarzem. Jaki będzie finał? Mam nadzieje że godny.
House stał się pewną epoką w życiu telewizji, stał się medium o którym słyszeli wszyscy, ja chyba nie znam osoby która nie oglądała by choć jednego odcinka tego serialu. House stał się w końcu szansą na poznanie aktorskich nowych twarzy (Olivia Wilde). I już 21 maja 2012 Housa nie będzie, mi kręci się łezka w oku i chyle czoła za ukradzenie mi kilku lat uwagi w każdy poniedziałkowy wieczór kiedy to zasiadałem do obejrzenia kolejnych przygód geniusza medycyny diagnostycznej.
A wy jak wspominacie Housa? Oglądaliście? Co sądzicie o tym serialu? Zapraszam do komentowania.
13 Comments
Recommended Comments