Skocz do zawartości

Uniwersum Darnerian

  • wpisy
    24
  • komentarzy
    178
  • wyświetleń
    21983

"Wilcze stado" - rozdział drugi


Bazil

897 wyświetleń

No, wreeeszcie mam ten nowy kawałek.

Tak jak wcześniej zapowiadałem, o ile poprzedni rozdzialik miał charakter raczej informacyjny, o tyle ten prezentuje relacje międzyludzkie (gdzie "ludzkie" ma rozumienie dużo szersze, niż w szarej rzeczywistości).

Na razie nie chcę składać żadnych obietnic co do tego, kiedy pokażę ciąg dalszy, ani czego będzie dokładnie dotyczył. Póki co chciałbym się w tak zwanym międzyczasie zająć wprowadzeniem ostatecznych poprawek do mojego poprzedniego "dzieła" - "Nieba i Piekła" (nad którym, swoją drogą, zastanawiam się, czy nie podjąć próby przedstawienia go jakiemuś wydawnictwu, jednak). W tak zwanym międzyczasie ponadto coraz niżej zwisa nade mną widmo sesji letniej na uczelni, a poza tym wziąłem się wespół z innym jaszczurofanem - znanym zresztą bywalcom FA - za prace nad cross-overem naszych uniwersów.

Tymczasem...

=============================================

 

 

- II -

 

         Pomieszczenie, do którego wkroczył major Richard Matson, nie różniło się niemal niczym od innych klubów oficerskich, jakie w życiu widział. Pod jedną ze ścian znajdował się rozciągnięty niemal na całą jej długość bar, za którym krzątało się przeważnie dwóch, trzech stewardów – szeregowych żołnierzy, pełniących funkcję barmanów. Na całej wolnej przestrzeni usytuowane były zwykłe stoliki, po cztery krzesła przy każdym. Te w głębi posiadały dodatkowo wbudowane wyświetlacze holograficzne i komputery, umożliwiające rozgrywanie gier towarzyskich. Standardowo urządzony lokal, służący wygodzie oficerów, którzy mogli weń spędzać wolny czas, a nawet spożywać napoje wyskokowe.

         Klub był o tej porze niemal całkiem pusty – dopiero wieczorem, po skończeniu służby, starsi rangą żołnierze schodzili się doń. Matson nie napotkał więc nikogo poza członkami swojego oddziału – operatorzy Sekcji Gamma byli w tutejszej bazie gośćmi i nie mieli przydzielonych rutynowych zadań. Oprócz garstki poruczników, znajdowali się tu także podlegli Richardowi kapitanowie – Jaworski, Scott i Perrin – skupieni przy jednym stole. Pierwszy z nich miał typową dla niego, ponurą minę, która zdawała się doskonale oddawać jego cokolwiek pesymistyczną osobowość. Było to i tak lepsze od Scotta, który w ocenie Matsona, jak i pozostałych członków oddziału, był przeważnie gburem, skłonnym do mało uprzejmych zachowań. Na tym tle wyróżniał się Perrin, najstarszy wiekiem oficer, który na co dzień wydawał się być lekkoduchem i wesołkiem. Tylko nieliczni zdawali sobie sprawę z tego, co mu tak naprawdę w duszy gra.

         Kiedy na miejscu pojawił się major, skupiły się na nim oczy wszystkich w klubie. Pierwszy odezwał się Jaworski.

         -  No i co? – zapytał, nieco natarczywym tonem – Czego chciał pułkownik, panie majorze?

         -  O ile wcześniej się już tego nie domyśliliście – powiedział Matson, przysiadając się do kapitanów – To teraz już wiecie, że ci z góry chcą nam przydzielić pierwsze zadanie.

         -  I co wy na to, chłopaki? – rzucił Perrin z uśmiechem – Dostaliśmy misję!

         -  To co tym razem każą nam zrobić? – mruknął Scott ponuro – Urządzić zasadzkę na jakiś auveliański patrol?

         -  Jim, przestałbyś wreszcie biadolić – fuknął Matson, jednocześnie jednak mimowolnie się uśmiechając; Scott, będąc doświadczonym żołnierzem, już od dawna irytował się faktem, że on i jego oddział zmuszeni są odbywać jałowe, jego zdaniem, starcia ćwiczebne – Mamy zadanie prosto z góry i naprawdę wiele od tego zależy.

         -  Serio? – Scott wyraźnie się ożywił – Czyli co mamy robić?

         -  To była dobra wiadomość – osadził go major – Zła wiadomość to to, że nie będziemy sami.

         -  Mają nas niańczyć Marines? – spróbował zgadnąć Jaworski

         -  Ja z początku pomyślałem o tym samym – odrzekł Matson, znów się uśmiechając – Tak, ale nie tylko oni. Gorzej. Mają nam pomagać jaszczury.

         Oficerowie zastygli w bezruchu, jak gdyby nie od razu przyjęli do wiadomości znaczenie słów dowódcy. Także porucznicy przy osobnym stole zamilkli, skupiwszy teraz swoją uwagę na starszych rangą kolegach.

         -  Sorevianie? – Scott, który miał najbardziej niezadowoloną minę, przerwał długotrwałe milczenie – Te gadziny? Co im do tego?

         -  Czego się, kurna, dziwisz? – rzekł Perrin – Jesteśmy sojusznikami, i tak dalej.

         -  Sojusznikami, k***a, akurat – burknął Scott – Jeszcze ze trzydzieści lat temu…

         -  Jim, daj sobie na wstrzymanie – przerwał Jaworski – Skoro mamy z nimi pracować, to nie bądź dzieckiem i nie wybrzydzaj.

         -  Może on akurat nie będzie musiał – stwierdził Matson.

         -  Panie majorze? – rzekł Jaworski ze zdziwieniem.

         -  To tajna operacja – wyjaśnił dowódca – Na dodatek sił połączonych. Nie będziemy działali całą jednostką, tylko wybierzemy operatorów. A jeśli chodzi o naszego kolegę Jamesa – Matson spojrzał znacząco na Scotta – To nie ufam mu, jeżeli mówimy o współpracy z tymi jaszczurami.

         -  Sam ich pan nie lubi, majorze – zauważył Scott, jak gdyby z lekką urazą.

         -  Ale tylko nie lubię – odparł Matson – Ja się nie urodziłem na Calibanie IV.

         -  Tylko błagam, Jim – odezwał się Jaworski tonem skargi – Daruj sobie te swoje cholerne zwierzenia.

         -  Wcale nie zamierzałem się zwierzać – mruknął Scott – Kiedy o tym mówię, i tak mi się zawsze rewanżujesz tym, co widziałeś tutaj, na Aratronie…

         -  Dobra, dzieciaki, uspokójcie się – rzekł major stanowczo – Krótko mówiąc, mamy uczestniczyć w ważnej operacji, i to operacji za liniami wroga. Spędzimy tam pewnie kilka dni, zdani tylko na siebie.

         -  Co jeszcze, panie majorze? – zagadnął Jaworski.

         -  Nie tutaj – zaoponował Matson – Musimy najpierw dogadać się z Marines, no i z tymi jaszczurami, co do naszego pierwszego spotkania w cztery oczy.

         -  Nawet w więcej, niż cztery – wtrącił Perrin.

         -  Zamknij się, Jean – uciszył go major – Wiem, że dowódcą tych Marines jest kapitan McReady, więc spróbuję się z nim skontaktować i omówić…

         Matson przerwał, gdy nagle jego uwagę zwróciły stłumione okrzyki poruczników, z których kilku wskazało drzwi wejściowe. Major i trzej kapitanowie odwrócili się w tamtą stronę jak na komendę.

         Tym razem Matson zdołał powściągnąć uczucie lekkiej niechęci, przez co sprawiał teraz z pewnością o wiele lepsze wrażenie, niż wcześniej w gabinecie Yarona. Szczególnie na tle Scotta, na twarzy którego pojawił się jawny wyraz wstrętu. Trudno było się temu dziwić, gdyż do klubu oficerskiego wkroczył właśnie obiekt jego nienawiści, w postaci dwójki Sorevian. Matson natychmiast rozpoznał w nich uczestników odprawy u pułkownika – majora Akodego oraz Zhacka.

         Oba jaszczury skinęły łbami oficerom Sekcji Gamma, udając się w stronę baru. Wydawały się w ogóle nie przejmować faktem, że wszyscy ludzie gapią się na nie, jak na osobliwe zjawisko. Ze spokojem zamówiły w barze napoje alkoholowe – Zhack pozostał ze swoim przy ladzie, popijając go powoli, podczas gdy Akode podszedł do stolika zajętego przez Matsona i kapitanów.

         -  Przepraszam za śmiałość – rzekł, dostawiając sobie krzesło i przysiadając się – Ale nie zajmę dużo czasu.

         Jaszczur przez krótką chwilę wymieniał spojrzenie ze Scottem i na kilka sekund zwęził oczy, nim kontynuował.

         -  Powinniśmy jak najszybciej wszcząć opracowywanie planu – oznajmił rzeczowo – Rozmawiałem już z kapitanem McReady’m i mam nadzieję, że pan również nie będzie miał nic przeciwko, aby pierwsze spotkanie odbyć w mojej kwaterze, w cztery hadelity i osiem alitów po… – Akode urwał, kręcąc głową – Przepraszam, punktualnie w południe lokalnego czasu.

         -  Będę tam – oświadczył Matson beznamiętnie.

         -  Świetnie – odrzekł Akode.

         Sorevianin jednym haustem wychylił całą porcję whiskey, przytykając naczynie do czubka pyska tak, by trunek spływał do gardła przez całą długość szczęki.

         -  A zatem… – zagaił major – To pan będzie dowodził operacją.

         Akode uśmiechnął się lekko. Nie był to uśmiech satysfakcji – raczej przepraszający, jak gdyby jaszczur informował Matsona, że nie chce mu robić przykrości.

         -  Teoretycznie, tak – odparł – Mimo wszystko, liczę na współpracę z panem, a nie na stosunek jak przełożonego z podwładnym.

         -  Również mam taką nadzieję – rzekł major, nieco przyjaźniej – Yaron mówił, że jest pan najstarszy stażem… ile czasu pan służy w waszej armii?

         -  To już pięćdziesiąty trzeci rok – wyznał Akode, wciąż nie sprawiając wrażenia zadowolonego z siebie.

         -  Jest pan jeszcze w OSA? – Matson uniósł brwi – Myślałem, że po tylu latach wstępujecie już do Sarukeri albo Genisivare.

         Major usilnie starał się przebić przez maskę dobrych manier jaszczura, ale ten pozostawał skromny, co budziło niechętne uznanie człowieka.

         -  Może kiedyś – odparł Akode – Myślę, że nie jestem jeszcze gotowy. I proszę, niech pan mi mówi po imieniu, skoro mamy ze sobą współpracować. Jestem Akode.

         -  Richard – odrzekł Matson, wskazując następnie na swoich oficerów – A to są kapitanowie Jaworski, Perrin i Scott.

         Spojrzenie Sorevianina po raz kolejny zatrzymało się na Jamesie, który nawet nie próbował ukrywać swojej skrajnej niechęci do jaszczura.

         -  Proszę wybaczyć – dodał Richard po dłuższej chwili – Kapitan Scott pochodzi z planety Caliban IV.

         W oczach Akodego pojawiło się zrozumienie. O ile jaszczury były na ogół łagodnymi okupantami terrańskich kolonii, o tyle na tej jednej zaprowadziły trwające kilka lat rządy terroru. To właśnie tam wybuchła pierwsza zakończona sukcesem rebelia na globalną skalę, a nastroje lokalnej ludności do dziś były szczególnie antysoreviańskie.

         -  Przykro mi – rzekł krótko suvore.

         Słowa te wywarły skutek odwrotny zapewne do zamierzonego – szczęki Scotta drgnęły, a palce wpiły się mocniej w blat. Major jaszczurów uznał to prawdopodobnie za sygnał, aby się wycofać – odsunął krzesło i stanął na nogi.

         -  Do zobaczenia na spotkaniu – rzekł, przybierając ten sam beznamiętny ton, którym jeszcze przed chwilą przemawiał Matson.

         Opuściwszy Terran, Akode – odprowadzany wzrokiem przez większość obecnych w klubie ludzi – podszedł do swojego pobratymcy, wciąż pijącego alkohol przy barze. Położył dłoń na jego ramieniu i powiedział coś w obcym języku, na co Zhack pokręcił jedynie głową. Skierował się następnie w stronę wyjścia i po chwili zniknął wszystkim z oczu.

         -  Właśnie dlatego – rzekł dobitnie Richard, kiedy Akode już odszedł – nie sądzę, żebyś mógł z nami polecieć, Jim.

         Scott zrozumiał, że chodzi o jego napad złości w chwili, kiedy jaszczur wyrażał swoje kondolencje.

         -  Przecież nic mu nie zrobiłem – odparł z irytacją.

         -  Podczas akcji umiesz nad sobą lepiej panować – pouczył go Matson – Nie jesteś chyba piep****ym żółtodziobem?

         Scott milczał przez dłuższą chwilę, nim odpowiedział, siląc się na rzeczowy ton głosu.

         -  Nie, panie majorze – rzekł oficjalnie.

         Matson uśmiechnął się nieznacznie.

         -  Nic nie jest jeszcze postanowione – oznajmił – Więc tak czy inaczej powinieneś się zjawić na tym spotkaniu o dwunastej.

         -  Tak jest, majorze – odparł James, trochę mniej sztywno.

         -  I walnij sobie jeszcze setę – dodał Richard swobodnie – Może to ci poprawi humor.

         -  Chętnie.

         -  Za pozwoleniem, majorze – wtrącił Perrin z dużo szerszym niż u Jamesa uśmiechem – Czy mógłby pan w takim razie postawić kolejkę?

         Matson uniósł brwi.

         -  Widzi pan, może pan oszczędzić Jimowi kłopotu – wyjaśnił Jean – Tamten gad wciąż jest przy barze, więc lepiej, żeby się on tam nie zbliżał…

         -  Stul dziób – uciął gniewnie Scott – Sam możesz…

         -  Czemu nie? – rzekł Richard z uśmiechem, łagodząc sytuację – Ale tylko jedną. Czym się trujecie?

         -  Wódką, panie majorze – odezwał się Jaworski.

         -  Whiskey z lodem – rzekł Perrin.

         -  Dla mnie też whiskey, panie majorze – powiedział Scott.

         -  To ja chyba też wezmę whiskey – oznajmił Matson, wstając – Jean, chodź i pomóż mi z tym, skoro już miałeś taki pomysł.

         Kiedy major skierował się w stronę baru, zdał sobie sprawę, że jaszczur-zabójca, który siedział przy ladzie, cały czas ich obserwował, przysłuchując się rozmowie. Głowę miał obróconą w prawo, dzięki czemu spoglądał swoim ozdobionym blizną okiem na zbliżającego się Matsona. Kiedy Richard był już przy samym barze, Zhack ponownie skupił się na swoim drinku, pociągając szczodry łyk. Major przestał zwracać nań uwagę, przystępując do zamawiania trunków u barmana.

         -  Caliban IV, tak? – niespodziewanie odezwał się jaszczur – A pan, majorze? Co pana tak trapi? Spotkało pana również coś złego?

         Matson nie od razu odpowiedział, zaskoczony bezpośrednim pytaniem.

         -  Czy zrobiliście coś złego mnie? – odrzekł chłodno – Nie, ale byliśmy przecież nie tak dawno wrogami. Zabijaliście naszych.

         -  Tylko wtedy, gdy oni zabijali nas – zauważył Zhack – Chyba nie muszę panu przypominać, kto z nas zaczął tamtą wojnę?

         -  Nie – wycedził ponuro Matson – Ale wiem też, kto ją skończył.

         Sorevianin wzruszył ramionami.

         -  To nie musiało się tak skończyć – stwierdził, jakby ze smutkiem, po czym pokręcił głową – Chyba nie ma sensu tego roztrząsać. Chciałem po prostu zwrócić uwagę, że oskarża pan swojego podwładnego o brak opanowania… tymczasem pan sam nam nie ufa.

         -  Nie wątpię w wasze umiejętności – mruknął Matson – I wiem, że nie sabotowalibyście takiej operacji.

         -  Dobrze pan wie, że nie o to chodzi – rzekł jaszczur ironicznie.

         -  Panie majorze – odezwał się cicho Perrin.

         Richard zauważył, że barman postawił już wszystkie zamówione trunki na tacy, zaś Jean stoi obok, najwyraźniej czekając na dowódcę.

         -  Idź z tym do nich – Matson machnął ręką – Zaraz z wami będę.

         Perrin oddalił się po chwili wahania, oglądając się na majora i Sorevianina.

         -  Jeśli się pan martwi… – zaczął Richard.

         -  Mów mi Zhack – wtrącił zabójca.

         -  Jeśli się martwisz o to, jak się nam będzie współpracowało w tej operacji – podjął ponownie – To nie zapominaj, że my też jesteśmy profesjonalistami. A ja i tak nie znoszę Auvelian o wiele bardziej, niż was.

         Matson wygłosił ostatnie zdanie z sardonicznym uśmiechem, jednocześnie obserwując Zhacka. Sorevianin wydawał się nie reagować, jak gdyby był wyprany z emocji. Jedynym uczuciem, jakie człowiek mógł odczytać z jego twarzy, była melancholia. To go dziwiło – nie było to coś, czego spodziewałby się po zawodowym zabójcy.

         -  Rozumiem – powiedział jaszczur krótko.

         W chwilę później uwagę majora przykuła dwójka nowych przybyszy – ci również byli Sorevianami i podobnie jak Zhack, należeli do Genisivare. Jeden z obcych wydawał się należeć do płci żeńskiej – w porównaniu do pozostałych, był bardziej wysmukły. Matson nabrał co do tego jeszcze większych podejrzeń, gdy obcy, zbliżywszy się do Khesariana przy barze, odezwał się do niego wysokim, dźwięcznym głosem – całkiem innym niż ten, jakim przemawiali Zhack czy Akode.

         Sorevianka – wyróżniająca się plamą ciemnych łusek wokół lewego oka, nadającej jej taki wygląd, jak gdyby nosiła na nim opaskę – zamieniła z Khesarianem zaledwie kilka słów, po czym zwróciła się do barmana w esperanto.

         -  Pewnie nie macie tutaj ivarenu? – zapytała.

         -  Nie mamy – odrzekł barman, sprawiając wrażenie lekko zaniepokojonego – Tylko to, co produkujemy my.

         -  Szkoda – odrzekła jaszczurzyca – No to daj mi whiskey z lodem.

         Matson jeszcze przez dłuższą chwilę stał w miejscu, obserwując Soreviankę i jej milczącego towarzysza. Wciąż nie był w stanie się wyzbyć niechęci do obcych. W pewnym momencie zabójczyni Genisivare odwzajemniła jego spojrzenie i – ku jego zaskoczeniu – wyszczerzyła kły w złośliwym uśmiechu. Wydawało się, że dostrzega, iż wzbudza u niego negatywne uczucia i że bardzo ją to bawi.

         Major stłumił prychnięcie i odwrócił się od baru, mając zamiar dołączyć wreszcie do niższych rangą oficerów ze swojej jednostki. Rzucił tylko przelotne spojrzenie drugiemu ze świeżo przybyłych Sorevian, który wciąż nic nie mówił i stojąc przy barze, spoglądał w kierunku stołu, zajmowanego przez kapitanów z Sekcji Gamma. Kiedy już Matson miał zająć swoje miejsce przy owym stole, jaszczur niespodziewanie się odezwał.

         -  Jean Perrin? – powiedział, bardzo wyraźnie, choć ze zdumieniem w głosie.

         Wszyscy odwrócili się jak na komendę, w tym sam zainteresowany. Z początku na jego twarzy był jedynie wyraz ogromnego zaskoczenia, który szybko jednak ustąpił miejsca szerokiemu, serdecznemu uśmiechowi.

         -  Kilai? – rzekł pytająco, równie zdumiony, jak Sorevianin.

         Kapitan zerwał się od stołu w tym samym momencie, w którym uśmiechnięty zabójca Genisivare odstąpił od baru, wychodząc mu naprzeciw. Wszyscy zastygli w osłupieniu, gdy człowiek i jaszczur uściskali się jak bracia. Bracia, z których jeden wyglądał na starszego od drugiego – Sorevianie przewyższali ludzi tak pod kątem wzrostu, jak i ogólnych rozmiarów.

         -  Cholernie dobrze cię widzieć! – powiedział Perrin uniesionym głosem, zadzierając lekko głowę, by móc spojrzeć obcemu w twarz – Nie sądziłem, że się jeszcze zobaczymy!

         -  Przyznam, że ja też – odrzekł Sorevianin, uwalniając z objęć kapitana.

         -  Minęło sporo czasu – stwierdził Jean, przyglądając się mundurowi gada – Należysz teraz do tych cholernych zabójców?

         -  Należę – potwierdził obcy, nie bez satysfakcji – A ty? Widzę, że to ciebie wzięli to tej waszej nowej jednostki. Sekcja Gamma, nowa elita?

         -  Jean? – odezwał się niepewnie Matson.

         Perrin spojrzał na przełożonego, nie przestając się uśmiechać.

         -  Panie majorze, to jest Kilai Indene – wyjaśnił, wskazując na jaszczura, który skinął łbem – Poznaliśmy się lata temu, na Bethorze III.

         -  Nie wiedziałem, że znasz jakichś Sorevian – rzekł Richard, nie kryjąc zdumienia.

         -  Przecież panu mówiłem, że należałem kiedyś do tych oddziałów samoobrony, które założyli – przypomniał Perrin.

         -  Ale nic nie wspominałeś o tym, że miałeś wtedy jakichś przyjaciół wśród tych jaszczurów.

         -  Bo nigdy mnie o to nie pytaliście – Jean wzruszył ramionami – Kiedy poznaliśmy się z Kilaiem, był jeszcze kapitanem Strażników. A teraz jest… zabójcą…

         -  … drugiej klasy – dokończył Sorevianin – Gildia Gromu.

         -  Pan wybaczy, majorze – rzucił Perrin przepraszającym tonem, po czym ponownie skupił swoją uwagę na starym przyjacielu – Chodź no, napijmy się i pogadajmy. Tyle ci mam do powiedzenia…

         -  Założę się, że tak – skomentował Kilai, otaczając go ramieniem i idąc wraz z nim w stronę baru – Wciąż jeszcze opowiadasz dowcipy, z których nikt się nie śmieje?

         Ani człowiek, ani jaszczur nie zwracali najmniejszej uwagi na fakt, że wszyscy gapią się na nich, jak na coś nadprzyrodzonego. Chociaż Terranie i Sorevianie byli sojusznikami, błędem byłoby stwierdzić, że są przyjaciółmi. Toteż takie relacje, jak te łączące Jeana i Kilaia, nie należały do często spotykanych.

         Pierwsze obserwację tego zjawiska przerwały dwa pozostałe jaszczury oraz Jaworski – ten jako jedyny spośród ludzi nie wyglądał na szczególnie zdumionego całą sytuacją.

         -  Wiedziałeś? – Matson zwrócił się do niego z pytaniem, zasiadając na swoim miejscu.

         -  Nie – odrzekł kapitan – Po prostu wiem, komu zawdzięczam to, że wciąż żyję. To nie jest dla mnie takie nieprawdopodobne.

         -  Dobrze powiedziane! – zawołała dobitnie Sorevianka, która najwyraźniej słuchała ich rozmowy – Wiem, że większość z was czeka, aż przyjdziemy z przeprosinami za to, że nie daliśmy się po prostu pozabijać.

         Mówiąc to, zabójczyni patrzyła nie na Jaworskiego, lecz na Matsona. Wciąż miała na twarzy drapieżny uśmiech, tak pełen złośliwości, że major poczuł się nieswojo. Sprawę tylko pogarszał obnażony przez jaszczurzycę komplet ostrych zębów.

         -  A ty kim jesteś? – zapytał, nie dbając o uprzejmość; w tej chwili niemal wszyscy obecni w klubie Terranie spoglądali na nią nieprzychylnym wzrokiem, ale zachowywali rozsądne milczenie.

         -  Przepraszam – rzekła Sorevianka, całkiem nieźle udając przepraszający ton – Zera Idrack, zabójczyni Genisivare pierwszej klasy.

         -  Czy ty i twój kolega na pewno jesteście oficerami? – rzucił Richard – Bo to przecież klub oficerski.

         -  My nie należymy do regularnych sił zbrojnych – odezwał się Zhack – W tego typu lokalach mamy więc status gości. Poza tym, my oboje byliśmy oficerami, zanim wstąpiliśmy do Genisivare. Nadal mamy patenty.

         Matson przypuszczał, że Khesarian wystąpił na równi w obronie podwładnej, jak i z próbą zapobiegnięcia ewentualnej kłótni.

         -  A jeśliby żandarmi mieli was wyprosić? – zasugerował major.

         Jaszczurzyca wybuchła pogardliwym śmiechem. Przypominało to Matsonowi rytmiczne powarkiwanie.

         -  Chciałabym zobaczyć, jak próbują to zrobić – oznajmiła.

         -  Zera, przestań – powiedział Zhack stanowczo.

         Zabójczyni w odpowiedzi machnęła niezobowiązująco ręką, jednak nic więcej już nie powiedziała. Matson pokręcił głową, po czym zwrócił się do Scotta.

         -  Wygląda na to – stwierdził ponuro – że nie my jedni mamy w swoich szeregach trudne charaktery.

         -  To mnie miało pocieszyć? – rzekł James ironicznie – Że niby nie jestem jedyny?

         -  A żebyś, k***a, wiedział, Jim – odparł Matson ze skąpym uśmiechem.

 

To be continued...

8 komentarzy


Rekomendowane komentarze

(...) wziąłem się wespół z innym jaszczurofanem - znanym zresztą bywalcom FA - za prace nad cross-overem naszych uniwersów.

Hm, czy mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy, z kim konkretnie robisz ten projekt? I w jakiej właściwie formie ma być ten crossover - to ma być opowiadanie czy co innego (yyy... komiks?)?

Widzę zresztą, że w końcu udało Ci się wypuścić następny rozdział - ja wciąż jeszcze walczę z kryzysem twórczym... Od razu mówię, że jeśli chodzi o konkrety, to oprócz jednej rzeczy, o której za chwilę, nie mam się do czego przyczepić - dlatego napiszę krótko o bzdetach. ;)

McReady?m

Ten apostrof jest niepotrzebny.

...Dobra, miało być z początku więcej, ale się przeliczyłem. Ten rozdział całkiem mi się podobał - widać, że większe skupienie się na postaciach robi swoje, bo przynajmniej mam poczucie, że każda z nich jest "jakaś". Nie do końca przypadła mi do gustu jedynie Zera - rozumiem, że złośliwa jaszczurzyca z niej, ale odniosłem wrażenie, że przynajmniej w jednym miejscu zdrowo przesadziła.

- Dobrze powiedziane! ? zawołała dobitnie Sorevianka, która najwyraźniej słuchała ich rozmowy ? Wiem, że większość z was czeka, aż przyjdziemy z przeprosinami za to, że nie daliśmy się wam po prostu pozabijać.

Pomijam już to, że z początku tę kwestię (a właściwie ostatnią jej część) zrozumiałem inaczej. Dziwię się, że żaden z tutejszych Terran nie zareagował na to bardziej żywiołowo - a przynajmniej ja w pierwszej chwili odebrałbym coś takiego za ewidentną prowokację.

No ale, ale. Osobiście w pewnych dawkach lubię takie gadanie o niczym - tzn. niby nic się nie dzieje, a jednak postacie, rozmawiając ze sobą, pokazują się z niego głębszej strony. Nie wiem, czy dobrze przekazałem, o co mi chodziło, bo jest już późno. x] W każdym razie podoba mi się i znowu wyczekuję ciągu dalszego.

Link do komentarza

No, myślałem już, że się odezwiesz dopiero w maju.

Hm, czy mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy, z kim konkretnie robisz ten projekt? I w jakiej właściwie formie ma być ten cross-over - to ma być opowiadanie czy co innego (yyy... komiks?)?

Oczywiście, że opowiadanie (czy raczej powieść) - nie wyobrażam sobie, abym miał uczestniczyć w robieniu komiksu. Aczkolwiek noszę się z zamiarem zaproponowania mu, aby jedną scenkę narysował.

Rąbka tajemnicy, mówisz... na pewno jest to jaszczurofan, o którym wspominałem w rozmowach z tobą, na twoim blogu.

Pomijam już to, że z początku tę kwestię (a właściwie ostatnią jej część) zrozumiałem inaczej. Dziwię się, że żaden z tutejszych Terran nie zareagował na to bardziej żywiołowo - a przynajmniej ja w pierwszej chwili odebrałbym coś takiego za ewidentną prowokację

Bo to była prowokacja. Zera nie jest do końca normalna i zapewne liczyła po cichu, że któryś z Terran okaże się na tyle głupi, by spróbować ją "ręcami" sprowadzić do parteru. Pozostali zaś nie zareagowali - no, bo co mieli zrobić? Bić się z nią? Woleli zachować rozsądne milczenie, szczególnie że Zhack uciszył Zerę, zanim się rozkręciła, a poza tym trudno było odmówić słowom Zery słuszności - gdyż rzeczywiście irracjonalny jest fakt, że ludzie odnoszą się do jaszczurów w taki sposób, jak gdyby to one wywołały tę wojnę. Podczas gdy to Terranie chcieli Sorevian wymordować.

Skupiałem się w tamtym fragmencie na przeżyciach samego Matsona - mogę ewentualnie umieścić jakąś wzmiankę, że pozostali w klubie spojrzeli na nią nieprzychylnie, czy coś w ten deseń.

Link do komentarza
No, myślałem już, że się odezwiesz dopiero w maju.

Hm, skąd takie przypuszczenie?

Oczywiście, że opowiadanie (czy raczej powieść) - nie wyobrażam sobie, abym miał uczestniczyć w robieniu komiksu. Aczkolwiek noszę się z zamiarem zaproponowania mu, aby jedną scenkę narysował.

Rąbka tajemnicy, mówisz... na pewno jest to jaszczurofan, o którym wspominałem w rozmowach z tobą, na twoim blogu.

Dobra, to już wiem na 100%, o kogo Ci chodzi.

Przyszedł mi do głowy komiks na zasadzie takiej zależności, że np. Ty mógłbyś wymyślać historię, a druga osoba rysowałaby kadry... Wydawało mi się to całkiem naturalne. ;)

Bo to była prowokacja. Zera nie jest do końca normalna i zapewne liczyła po cichu, że któryś z Terran okaże się na tyle głupi, by spróbować ją "ręcami" sprowadzić do parteru. (...)

Cóż, nie spodziewałem się, że zaczną się bić (w końcu byli w klubie oficerskim) - zdziwiło mnie tylko, że nikt na słowa Zery, bez względu na to, czy miała rację, czy nie, nie zareagował w żaden konkretny sposób (szczególnie Scott, który, o ile dobrze zauważyłem, nie kryje swojej niechęci do sivantien). Myślę, że rzeczywiście przynajmniej drobna wzmianka na ten temat by się przydała.

Dodam przy okazji, że z tutejszych postaci tylko kapitan Jaworski jakoś niczym mi się nie wyróżnił... No ale to dopiero początek, więc jeszcze zaczekam z ocenianiem.

Link do komentarza
No, myślałem już, że się odezwiesz dopiero w maju.

No, bo żeś nic nie mówił :unsure: .

Przyszedł mi do głowy komiks na zasadzie takiej zależności, że np. Ty mógłbyś wymyślać historię, a druga osoba rysowałaby kadry... Wydawało mi się to całkiem naturalne. ;)

To też nie jest takie proste, bo ja nie "czuję" cudzego uniwersum, tak jak jego autor. Kiedy się ten cross-over już tak pisze, to ja tworzę rozdziałki z punktu widzenia swoich postaci, a on z punktu widzenia swoich.

(szczególnie Scott, który, o ile dobrze zauważyłem, nie kryje swojej niechęci do sivantien)

Scott pochodzi z Caliban IV, więc to zrozumiałe. Naturalnie, mam zamiar później elaborować na temat tej planety - a także na temat tego, co spotkało Jaworskiego. Chwilowo rozmyślnie unikam wyjaśnień.

Dodam przy okazji, że z tutejszych postaci tylko kapitan Jaworski jakoś niczym mi się nie wyróżnił...

Jaworski to akurat taki ponurak. Dziwi mnie tylko, że nie zwróciły twojej uwagi wzmianki o jego dawnych przeżyciach, powiązanych z jaszczurami.

Link do komentarza
No, bo żeś nic nie mówił .

Yyy... Nadal nie rozumiem, ale już nieważne. :P

To też nie jest takie proste, bo ja nie "czuję" cudzego uniwersum, tak jak jego autor. Kiedy się ten cross-over już tak pisze, to ja tworzę rozdziałki z punktu widzenia swoich postaci, a on z punktu widzenia swoich.

*kiwa głową* To też ma ręce i nogi.

Jaworski to akurat taki ponurak. Dziwi mnie tylko, że nie zwróciły twojej uwagi wzmianki o jego dawnych przeżyciach, powiązanych z jaszczurami.

Może mi umknęły? Czytałem to przedwczoraj przed południem, kiedy jechałem na zajęcia, więc możliwe, że standardowo nie do końca kontaktowałem. ;) Ale serio, nic z tego nie pamiętam (nawet teraz, jak spojrzałem pobieżnie na ten rozdział, nic o tym nie znalazłem).

Dobra, przypomniałem sobie, jaki jeszcze błąd z gatunku drobnych chciałem wytknąć. ;]

Akode ? odprowadzany wzrokiem przez większość obecnych w klubie ludzi ? podszedł do swojego pobratymcy

Właściwsze wydawałoby mi się napisać "pobratymca".

Link do komentarza
Ale serio, nic z tego nie pamiętam (nawet teraz, jak spojrzałem pobieżnie na ten rozdział, nic o tym nie znalazłem).

To bardzo dziwne, że nie znalazłeś, bo było o tym wspominane - dość enigmatycznie, ale jednak - kilkukrotnie.

" - Tylko błagam, Jim ? odezwał się Jaworski tonem skargi ? Daruj sobie te swoje cholerne zwierzenia.

- Wcale nie zamierzałem się zwierzać ? mruknął Scott ? Kiedy o tym mówię, i tak mi się zawsze rewanżujesz tym, co widziałeś tutaj, na Aratronie..."

Albo:

" - Wiedziałeś? ? Matson zwrócił się do niego [Jaworskiego] z pytaniem, zasiadając na swoim miejscu

- Nie ? odrzekł kapitan ? Po prostu wiem, komu zawdzięczam to, że wciąż żyję. To nie jest dla mnie takie nieprawdopodobne."

Link do komentarza

Hym. O ile to pierwsze rzeczywiście mi umknęło (chociaż przypominam sobie, że jeden z nich właśnie wspominał tu coś o Aratronie...), o tyle to drugie jakoś nie sugerowało mi wspomnień z przeszłości (widzę to dopiero teraz).

Swoją drogą, na forum Ogame zauważyłem wzmiankę, że skończyliście już dwa rozdziały tego crossovera. Kiedy i gdzie można się ich spodziewać? (O ile chcecie wypuszczać to w "odcinkach"...).

<Off-top: minął mi kryzys twórczy, więc następny rozdział swojego opowiadania wypuszczę najpewniej jeszcze w tym tygodniu...>

Link do komentarza
Swoją drogą, na forum Ogame zauważyłem wzmiankę, że skończyliście już dwa rozdziały tego crossovera. Kiedy i gdzie można się ich spodziewać? (O ile chcecie wypuszczać to w "odcinkach"...).

To muszę ustalić z HidesHisFace. Wypuścić na pewno gdzieś wypuścimy - nie ma sensu pisać dla samych siebie.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...