Skocz do zawartości

Style is War!

  • wpisy
    44
  • komentarzy
    128
  • wyświetleń
    44729

Wystawa Indyków #1: Drób w natarciu


JackReno

1238 wyświetleń

Produkcje niezależne podbijają świat, stąd tez zdecydowałem się popełnić wpis, w którym przybliżę nieco trzy ciekawe i godne zainteresowania tytuły. Bez zbędnej gadaniny, przystąpmy do sedna sprawy.

HOARD

HOARD dostarczył mi wystarczająco wiele rozrywki, bym mógł w końcu oderwać się od zabawy i napisać krótką recenzję dziecka ze stajni Big Sandwich Games. Bez wątpienia pozycja warta jest naszej uwagi, bowiem wyróżnia się nawet na tle rozlicznych tytułów niezależnych, których to opisywana produkcja jest dzielnym reprezentantem. Czym zaskakuje, a czym rozczarowuje?

BAJKA O SMOKACH

Rzecz dzieje się w fantastycznych czasach, gdy na ziemi rządzą bohaterscy rycerze, pięknie księżniczki czekają na swoich wybawicieli w zamkowych wieżach, a w powietrzu unosi się odór siarki spowodowany obecnością smoków. Nie, tym razem nie przyjdzie nam wcielić się w dzielnego, zapuszkowanego bohatera, lecz staniemy po smoczej stronie mocy. Będziemy palić miasta, ubijać aroganckich śmiałków na koniach i porywać co rusz piękniejsze dziewki. Wszystko po to, by nasz tytułowy stos powiększał się o kolejne skarby.

Tak w wielkim skrócie prezentuje się zabawa z HOARD. Nie ma tu żadnej kampanii fabularnej, twórcy nie pokusili się o wymyślenie nawet najprostszej historii, co mnie dotkliwie rozczarowało tym bardziej, iż gra aż się prosi, by wkleić do niej jakąś zabawną historyjkę i okrasić kilkoma misjami z określonymi wytycznymi. Tego jednak zabrakło, w zamian Big Sandwich Games zaserwowało trzy tryby rozgrywki różniące się nie tyle gameplayem, co warunkiem wygranej.

Pierwszym z nich jest tryb Treasure, który polega na zgromadzeniu jak największej ilości skarbów przed upływem czasu. W tym celu siejemy spustoszenie w miastach, eliminujemy rycerzy i ich twierdze, napadamy na podróżujące karawany oraz likwidujemy magiczne wieże będące istną kopalnią drogocennych kryształów. Nie jest to jednak takie proste, bowiem miasteczek strzegą łucznicy gotowi w każdej chwili posłać w nasza stronę śmiercionośne strzały. W grze nie można jednak całkowicie zginąć, kiedy tylko nasz pasek zdrowia osiągnie magiczną cyfrę zero, smok automatycznie leci do swojego stosu, by raz-dwa zregenerować siły. Wraz z upływem określonego czasu nasz potencjalny wynik jest liczony podwójnie lub potrójnie, jednakże jeśli latająca bestia otrzyma zbyt wiele obrażeń albo jakiś podstępny złodziejaszek wykradnie nieco z naszego skarbca, mnożnik jest natychmiastowo wyzerowany. Kolejną przeszkodą są inne smoki, które stają z nami w szranki o miano najbogatszego gada na planszy. Oponenci potrafią nas bezczelnie zaatakować i jeśli ich ofensywa się powiedzie, zagarną dzierżone przez nas skarby i dostarczą do własnego stosu. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy i my nieco przypiekli wrogom łuski. W zależności od tego jaki rezultat na koniec osiągniemy, otrzymamy określony medal (lub nie dostaniemy go wcale, jeśli wynik jest naprawdę żałosny).

hoard2.jpg

BAJKA O KSIĘŻNICZKACH

Dugim trybem jest Princess Rush. W przeciwieństwie do Treasure, tutaj zawsze będziemy musieli rywalizować z przedstawicielami naszego gatunku. Celem zabawy jest pojmanie piętnastu księżniczek przed upływem określonego czasu. Na tego typu levelach aż roi się od jeźdźców w srebrnych i czarnych zbrojach, dlatego trzeba się mieć na baczności. Tym bardziej, że jak tylko pochwycimy piękność w różowej sukni, ci ruszają w naszą stronę. Możliwe jest też odbicie księżniczki ze stosu oponenta (pod warunkiem, ze tego akurat nie ma w swoim siedlisku). Co ciekawe, gra nie każe nas w przypadku, gdy wróg szybciej wykona wytyczne i istnieje szansa, iż otrzymamy medal nawet w wypadku niepowodzenia. Nie do końca jest to zrozumiałe, ale mniejsza o to.

Ostatnim trybem dla pojedynczego gracza jest tytułowy HOARD, choć jego nazwa jest myląca, bowiem tutaj wszystko opiera się na zasadach survivalu. Naszym zadaniem jest przetrwać za wszelką cenę i muszę przyznać, ze jest to nie lada wyzwanie. Już po upływie pierwszej minuty zewsząd jesteśmy atakowani przez licznych rycerzy, magiczne wieże strzelające błękitnymi kulami wyrastają jak grzyby po deszczu, a zdobycie księżniczek, które tutaj pełnią rolę apteczek staje się karkołomnym zadaniem. Co jakiś czas smok otrzymuje bonus do parametrów i stosunkowo szybko osiąga maksymalny poziom poszczególnych umiejętności, jednakże przetrwanie wciąż nie jest takie proste, gdyż bestia nie może regenerować swoich sił w siedlisku. Kolor medalu jaki otrzymamy zależy od długości naszych zmagań. Musze przyznać, że swego czasu cieszyły mnie brązy, bo osiągnięcie srebrnej nagrody to już wyczyn wymagający długiej praktyki z tytułem.

BAJKA O SKARBACH

Nasz gadzi podopieczny może rozwijać swoje umiejętności, pod warunkiem, że zbierze określoną ilość skarbów. Są cztery smocze skille. Współczynnik szybkości determinuje prędkość poruszania się, siła ognia zwiększa moc i wydłuża czas trwania płomienia, rozwinięty udźwig zapewni dużą ilość skarbów dzierżonych w tym samym czasie, z kolei obrona określa naszą wytrzymałość na ataki przeciwników wszelkiej maści. Rozwój protagonisty jest bardzo ważny dla efektów naszych wypraw po wielkie skarby, jednak nie trzeba obchodzić się z nim jak z jajkiem i rozdawanie punktów metodą "do wszystkiego po trochu" często się sprawdza.

hoard1.jpg

Do designu plansz nie można się przyczepić. Poszczególne levele są tak zaprojektowane, aby graczom zbytnio nie ułatwiać zdobywania skarbów, ale też nie przychodziło to im z potworną trudnością. W niektórych miejscach można natrafić na pojawiające się od czasu do czasu power-upy dające bonusy w postaci lodowego oddechu, przyspieszenia lub resetowania mnożnika punktacji wroga. Co ciekawe, sami możemy zdecydować w jakiej scenerii ma się rozgrywać akcja. Podstawka zawiera krajobraz letni i zimowy, po zakupie odpowiedniego DLC możemy jeszcze bawić się w pustynnej aranżacji. Grafika w HOARD jest ładna i przyjemna dla oka, wszystko obserwujemy z rzutu izomerycznego. Choć do oprawy wizualnej nie mam szczególnych zastrzeżeń, to jednak nie uzasadnia ona przesadzonych i zbyt wygórowanych (jak na taką produkcję) wymagań sprzętowych. Muzycznie tytuł nie wyróżnia się szczególnie na tle innych, jednak utwory prezentują się ciekawie i słuchanie ich nie powoduje chęci wyłączenia głośników.

HOARD to naprawdę ciekawa gra zręcznościowa, którą warto się zainteresować. Ciekawy gameplay, możliwość współpracy ze znajomymi, ładna grafika i spora grywalność są wystarczającą rekomendacją, by sięgnąć po ten tytuł. Twórcy przygotowali także tryb kooperacji maksymalnie dla czterech graczy. Sama zabawa w singlu dostarcza sporo frajdy, jednak ze znajomymi pokłady grywalności szybują w górę. Czasami jednak ciężko znaleźć chętnych do gry w sieci i niestety nierzadko musiałem namawiać kumpli do wspólnych sesji z grą. W sumie co-op oferuje wszystko to, z czym mamy do czynienia w czasie godzin spędzonych w trybach single. Duży wpływ na ocenę końcową ma brak kampanii fabularnej oraz wysokie wymagania sprzętowe w stosunku do jakości technicznej. Przydałby się także edytor map, ale to już czepianie się na siłę. Mimo wszystko siedem punktów należy się tej produkcji.

OCENA: 7/10

Mechanic Infantry

Z Mechanic Infantry mam mały problem ? z jednej strony to produkcja wciągająca i dająca sporo zabawy, z drugiej jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, ze tytuł jest wtórny względem znanego niezależnego hitu Super Meat Boy. W zasadzie MI opiera się na identycznych zasadach co tytuł grupy Team Meat, z taką różnicą, że jest uboższy i charakteryzuje się mniejszym stopniem trudności.

TECHNOLOGICZNE ZACOFANIE

Postacią, którą będziemy animować podczas zabawy jest bezimienny kineskopowy telewizor. Jego zadaniem jest podróż przez kolejne plansze w celu uwolnienia z klatek swoich pobratymców ? mniejszych telewizorków różniących się od głównego bohatera obecnością śmigła, miast anteny. Gra to typowa platformówka polegająca na ciągłym bieganiu, skakaniu i unikaniu przeszkód. Jeśli graliście w Super Meat Boy, doskonale wiecie na czym polega gameplay. Główny zamysł rozgrywki różni się jednak kilkoma szczegółami, o których powiem za chwilę. Szkoda tylko, że gracz nie ma zielonego pojęcia po co to wszystko robi, bowiem fabuła w tej produkcji praktycznie nie istnieje.

Na nasz telewizor będą czyhały rozmaite pułapki rozmieszczone po planszach. Są to pola energetyczne , lasery uaktywniające się co jakiś czas i działka namierzające. Jednak najważniejszym i najbardziej uprzykrzającym życie oponentem jest złomiarka. Już od pierwszych kroków jesteśmy zmuszeni nabrać rozpędu i gnać przed siebie, gdyż wróg bez zastanowienia za nami podąża i nie spocznie, póki nie dopadnie animowanego sprzętu RTV. Mechanic Infantry wymaga od nas sporej zręczności, bowiem czując zapach smaru złomiarki na kineskopie, musimy jeszcze omijać sprytnie rozstawione przeszkody. Z tego względu śmierć naszego podopiecznego będzie czymś naturalnym, a wielokrotne powtarzanie etapu to absolutny. Trzeba jednak zaznaczyć, że produkcja ze stajni Slak Games jest dużo prostsza od SMB.

Mechanic-Infantry2.jpg

Jako, że MI jest platformówką 2D, jesteśmy w stanie poruszać się w standardowych kierunkach. Większe przeszkody mamy szansę pokonać za pomocą dwuskoku, natomiast by wspiąć się na wyższe partie planszy, telewizor jest w stanie (niczym Książę Persji!) odbijać się od ścian. Te rozwiązania są jednak do bólu klasyczne i niczym nie zaskakują. Choć z drugiej strony recenzowana pozycja z pewnością zaskakiwać nie miała.

5 KOLOROWYCH ŚWIATÓW

Podczas rozgrywki dane nam będzie zwiedzić pięć światów różniących się od siebie kolorystyką, rodzajem złomiarek oraz występowaniem przeszkód. Każdy świat jest podzielony na dziesięć plansz, w których mamy do uratowania po pięć telewizorków. Wystarczy, że uda nam się wyzwolić połowę braci (licząc z głównej puli) ? wtedy kolejny świat stoi przed nami otworem i nie musimy brnąć dalej. Na końcu każdej krainy istnieje level specjalny polegający tylko i wyłącznie na ucieczce przed złomiarką i omijaniu przeszkód. Niestety, tych różnic jest za mało i w końcu dochodzimy do wniosku, że wszystko jest strasznie powtarzalne, a maglowanie w kółko tego samego bez powodzenia ? frustrujące.

Mechanic-Infantry.jpg

Oprawa graficzna w Mechanic Infantry jest kolorowa i przyjemna dla oka, choć istnieje szansa, że niektórych szybko znuży. W tej materii nie uświadczymy żadnych fajerwerków, lecz stonowane kolory nie powodują zgrzytu zębami. W aspekcie dźwięku również nie ma rewelacji, choć nie można tez powiedzieć o tragedii ? lekkie, mechaniczne plumkanie nieco w staroszkolnym stylu naprawdę może się spodobać.

Na podsumowanie tej krótkiej recenzji mogę śmiało powiedzieć, że tytuł jest naprawdę grywalny i potrafi wciągnąć. Z drugiej strony nie ma w nim niemalże nic (prócz złomiarki) czego nie widzielibyśmy chociażby w Super Meat Boy. W zasadzie jedynym oryginalnym elementem produkcji jest postać głównego bohatera. Mimo to polecam, bo Mechanic Infantry potrafi dostarczyć nieskomplikowanej, choć czasami frustrującej, rozgrywki. Tym bardziej, ze nic nie stoi na przeszkodzie, by powrócić do znanych już plansz i śrubować wyniki.

OCENA: 7/10

Tesla: The Weather Man

Sięgając po Teslę byłem psychicznie gotowy przyjąć na barki kolejne godziny spędzone z crapem, przy którym wypuszczę salwy śmiechu nabijając się ze wszelkich bugów, niedoróbek i nietrafionych pomysłów. Okazuje się, że The Weather Man błyskawicznie wkupił się w moje łaski nietypowymi pomysłami, nienachalnym humorem i naprawdę wciągającym gameplayem. Czym mnie uwiódł facet od pogody?

GENIUSZ KONTRA GENIUSZ

Dwóch mężczyzn żyjących na przełomie XIX i XX wieku zrewolucjonizowało świat na zawsze odciskając na nim piętno (w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Mowa tu o Nicola Tesli i Tomaszu Edisonie ? to właśnie o ich konflikcie traktuje ta zabawna produkcja. Po dość nieprzyjemnej wymianie zdań ich kłótnia przybiera absurdalne rozmiary ? wynalazca żarówki tworzy silną armię robotów i niszczy laboratorium oponenta. Tesla nie może długo patrzeć na tę zniewagę i wyrusza w poszukiwaniu zemsty. Całą fabuła przedstawiona jest w postaci (a jakże) statycznych plansz, których niestety mam już serdecznie dość.

tesla1.jpg

Recenzowana produkcja należy do gatunku gier logicznych z elementami zręcznościowymi. Naszym zadaniem jest przedostanie się z jednego końca planszy na drugi. Oczywiście nie jest łatwo ? prócz robotów Edisona musimy pokonać przeszkody naturalne w postaci dołów, wzniesień, płonących kaktusów czy też zabójczych rozpadlin. Główny bohater dysponuje jednak niebywałym narzędziem ? specjalną rękawicą pozwalająca używać supermocy do kontrolowania pogody i grawitacji. Tych jest pięć rodzajów: przywołana błyskawica idealnie nadaje się do niszczenia mechanicznych przeciwników i podpalania dynamitu. Dzięki lewitacji z łatwością przesuniemy skrzynkę i umieścimy ją na wygodnym dla nas miejscu. Możemy także wywołać deszcz, aby wypełnił pusty dół i przedostać się na drugi brzeg przeskakując po pudłach. Jako, że Tesla musi mocno ograniczać swój kontakt z wodą (rękawica najwyraźniej cierpi na hydrofobię) z pomocą przychodzi sposobność do sprowadzenia na ziemię promieni słonecznych, by te raz-dwa osuszyły dany teren. Ostatnią mocą, jaką dysponuje bohater jest wezwanie opadów śniegu, dzięki którym woda zamarza tworząc lodowe mosty. W grze jest masa kombinowania i bez odpowiedniego łączenia poszczególnych zdolności nie ma szans, byśmy dotarli do końca etapu. Tak, produkcja wymaga od nas logicznego myślenia.

CHORŃMY ŚRODOWISKO

Odpowiednie wykorzystanie otoczenia również odgrywa wielką rolę w grze i często jest kluczowym czynnikiem powodzenia naszych działań. Trzeba tutaj zwrócić uwagę na świetną fizykę, za którą twórcy muszą otrzymać należne laury. Płonące skrzynie w kontakcie z wolnymi od ognia powodują natychmiastowe podpalenie tych drugich. Gdy jednak za pomocą lewitacji umieścimy je w wodzie lub przywołamy deszcz, płomienie zgasną. Skrzynie, choć drewniane, są niezniszczalne i choćby godzinę były trawione przez czerwone jęzory, nigdy nie ulegną destrukcji co jest nieco niekonsekwentne ze względu na fakt, że przywiązano sporą uwagę do wiernego odwzorowania praw natury. Często przyjdzie nam także utorować sobie drogę otwierając drzwi za pomocą przycisków. Niekiedy wystarczy jednorazowe nadepnięcie na takowe, czasami jednak będziemy zmuszeni postawić na nich skrzynie, aby pozostały wciśnięte na długi czas. Przyznam, że zabawa z guziczkami nieco nuży, ale tylko wtedy, jeśli nieumiejętnie dawkujemy sobie sesje spędzone z Teslą.

tesla2.jpg

Tytuł nie ujmuje grafiką, choć ta jest dość oryginalna. Prostota zarówno oprawy jak i animacji nie jest jakąś szczególną wadą ? nie o to przecież chodzi w grach logicznych. W materii audio nie mam zastrzeżeń ? utworów jest co prawda mało, ale ich jakość nie pozostawia wiele do życzenia. Muzyki słucha się naprawdę z przyjemnością. Jeśli macie ochotę ruszyć głową, koniecznie sięgnijcie po Teslę ? gwarantuję, że nie będziecie żałować wydanych pieniędzy. To kolejna udana produkcja niezależna.

OCENA: 8/10

8 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Wrr, już wczoraj miałem coś dopisać, bo wisi fajny artykuł promowany, a tu głucho. Te tytuły sobie zapamiętam, zwłaszcza Hoard mnie jakoś przekonuje. Choć i Tesla vs. Edison może być całkiem dobrym pomysłem na wieczór :-D.

Link do komentarza

A jak się w Hoard zmienia wystrój plansz? Ciągle gram na zimowej i chcialbym spróbować innych :) Jak na razie, 10 godzin łącznie w to grałem (wg. steama) i jest bardzo przyjemnie. 76 osiągnięć nabiłem, ale gra ma taką lekkość rozrywki, zę moim zdaniem, to praktycznie nie odczuwamy znużenia.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...