Jump to content
  • entries
    286
  • comments
    1,809
  • views
    445,448

Warhammer 40.000: Space Marine - recenzja


otton

771 views

 Share

Podobno znakomita seria strategicznych tytułów zamienia się w mocno nasyconego elementami shooterów hack?n slasha? Czy to w samej historii, jej bohaterach leży cały sekret uniwersum Warhammera? Czy seria jest tak elastyczna, że sprawdzi się również w nowej, mocno odmiennej roli? Na te pytania wam nie odpowiem gdyż, jako ignorant, który nie miał nigdy wcześniej nie miał do czynienia z serią miałbym niewiele do powiedzenia. Jednak spróbuję ocenić Space Marine przede wszystkim jako grę.

ocb? Co się stało ?

Takie wrażenie towarzyszyło mi po odpaleniu tytułu. Latają jakieś statki kosmiczne, zielone brzydale wysiadają na planecie przemysłowej i ogólny zamęt. Jednak wbrew pozorom odnalezienie się w tym świecie nowicjuszom nie jest w istocie takie trudne. Armia orków zaatakowała planetę, a ludzie wpadli w zamęt, gdyż kilkumilionowy batalion zielonych paskud przewyższał ich liczebność kilkukrotnie. Tak więc zadzwonili po kosmicznych Marines, by ci przyjechali zrobić porządek. Siły obu armii odwróciły się, bo choć wojowników przybyło trzech to przecież każdego trzeba policzyć miliard razy.

z10129740Q,WH40k--Space-Marine.jpg

Ogólnie fabuła to raczej tylko zapychać do esencji gry, o której za chwilę. Mimo pozornej prostoty opowieści znajdzie się jednak miejsce na pewien zwrot akcji i okaże się, że wizyta orków była tylko pretekstem, by kosmateusz (czy jak tam go programiści nazwali) korzystając z chaosu mógł opanować świat. Tak naprawdę wojny z zielonymi to tylko preludium do głównego celu ? skopania d*py ognistym.

Widowiskowa, brutalna śmierć ? zabij 2500 wrogów

Następujące osiągnięcie wylądowało w moim steamowym profilu mniej więcej po 14 (na 17) poziomie gry. Ogólnie cała kampania wiąże się z uśmierceniem około 3000 niemilców. Trup ściele się gęsto i ochoczo pada pod ostrzałem. To właśnie główny element tej produkcji. Cała fabuła jest zaledwie pretekstem do krzywdzenia bliźniego. Uzbrojenie jakie w tym celu użyjemy to raczej klasyczny zestaw karabinów pistoletów, wyrzutni rakiet czy mojej ulubionej snajperki. Do tego dochodzą jeszcze bronie działające dzięki laserowi ? od strzelby spalającej wrogów przez pistolet aż po karabin. Na raz możemy nosić pięć zabawek. Pierwsza kategoria to pistolety (na amunicję/laser), które cechują się nieskończoną amunicją. Mamy też miejsce na zwykłe karabiny oraz broń zasięgową i zabawki, które co prawda są wyposażone w 300 pocisków, ale strzelamy z nich setkami lub woogóle.

Na deser dochodzą jeszcze dające najwięcej przyjemności topory, młoty energetyczne czy miecze z wbudowaną piłą. To one najbardziej uprzyjemniają całą młóckę. Serii z karabinu może towarzyszyć cios młotem. Wymieniona w poprzednim zdaniu broń jest wyraźnie potężniejsza od kolegów z danej podgrupy, ale uniemożliwia wyjęcie snajperki, gdy chcemy ją schować za pas.

Od n00ba do bossa

O ile wiele starć jest po prostu o wiele przyjemniejsze z ich użyciem to jednak bez karabinu się nie obejdzie ze względu na zróżnicowanie przeciwników. Na początku krzyżujemy ogień z samymi lamami, które padają od dwóch pocisków, ale następnie pojawiają się żywe bomby, które choć mało wytrzymałe potrafią napsuć krwi. Istoty te jak pies podbiegają do naszych wojowników, a następnie same wysadzają się w powietrze. O ile także giną niewielkim nakładem amunicji, o tyle spotkanie takiego przy pustym magazynku jest już mniej przyjemnym doznaniem. Oczywiście to nie koniec bestiariusza i pojawią się także snajperzy (z bazookami a jakże) oraz inni marines. Żeby zrozumieć pojawienie się tych ostatnich trzeba zagłębiać się w fabułę i spolerować, tak więc to pozostawiam już własnym obserwacjom.

Pojawi się także kilka pojedynków z bossami, jednak nie ma co liczyć na naprawdę wielkie wyzwanie podczas walki z nimi. Żaden nie wymaga stosowania jakiegoś nadzwyczajnego sposobu. Wszystkie opierają się na tym samym schemacie ? wpakuj 50 magazynków w każdego i wygrałeś. Jedynie ostatnia walka jest trochę inna, ale sekwencja QTE, w dodatku banalna to też nic oryginalnego, prawda?

z8801244Q,Warhammer-40K--Space-Marine.jp

Zróżnicowanie ?

? to zdecydowanie nie jest najmocniejsza strona Space Marine. Całość opiera się na schemacie ? kilka metrów do przodu, kilkaset przeciwników i tak w kółko. Czasami postrzelamy z działka stacjonarnego, a raz przelecimy się statkiem. Od razu ostudzam zapędy ? w roli strzelca. Pojawiają się też trzy sekwencje powietrzne. Dostajemy wtedy plecak odrzutowy, który daje nowe możliwości taktyczne. Wzbijamy się w powietrze i lądujemy na grupce wrogów. Jednak z 6-9 godzin jakie zajmuje kampania (w moim przypadku 7,5h na normalnym) większość zaliczamy na piechotę. Zanim się w taką powietrzną sekwencję człowiek wczuje to już się paliwo skończyło.

Całość sunie w stronę jednego, słusznego zakończenia, a konstrukcja kampanii przypomina z grubsza serię Call of Duty. Mamy tu 5 aktów i 17 poziomów (po 3-4 misje na akt). Całość jest spójna chronologicznie, nie ma tu żadnych przeskoków czasowych w stylu ?2 dni później?, a każdy etap zaczyna się w tej sekundzie, w której skończył się poprzedni. Na pochwałę zaskakuje również fakt, że ekrany ładowania widzimy tylko na początku każdego aktu (jeżeli akt I ma 4 poziomy i chcemy go całego łyknąć na raz to takowych nie zobaczymy).

Ależ piękna planeta

Zanim napiszę jeszcze kilka słów o oprawie audio-wideo napiszę jeszcze parę słów o tym, co w tej produkcji i tak było dla mnie ważniejsze od kampanii i od czego zacząłem zabawę czyli trybów sieciowych. Żeby zamknąć historię single playera wypada jeszcze napisać słowo o mapach. To będzie część wspólna recenzji, gdyż lokacje do walki ?po kablu? i dla tych, których odcięło od sieci są takie same. Przyznam się, że podczas tych 7,5 godziny samotnej zabawy odczuwałem kilkukrotnie nudę. Całość jest bardzo długą (jak na współczesne standardy) produkcją i kilkukrotnie odczuwałem znudzenie krajobrazem. Jednak producent starał się całość urozmaicić ? a to dając nową broń po kilku etapach, a to zmianą lokacji. Znajdziemy tu kilka przeplatających się ze sobą grup. Są to odpowiednio: lokacje w budynkach, zabudowane ulice, okopy czy sanktuaria.

Te miejsca w singlu przeplatają się i nawet jeżeli nie chce nam się iść dalej przez tak samo wyglądający korytarz warto postawić jeszcze te kilka kroków, bo za rogiem czeka odmiana. Jednak za te chwile znudzenia wyceniłbym kampanię na tylko na 6+. Bardzo się cieszę, że i tak ją przeszedłem, bo o ile w solowe RPG potrafię grać samotnie setki godzin, o tyle ?strzelaki? cenię wyłącznie za Multi.

Można to było zrobić lepiej

Tutaj mamy już klasyczny model znany choćby z Call of Duty. Jedyna różnica to kamera i kilka mniej przemyślanych rozwiązań. Po pierwsze zapomnijcie o perkach za serię zabójstw. Po drugie jeżeli kupujecie SM kilka miesięcy po premierze, liczcie na solidny łomot.

To zresztą najgorzej przygotowany element produkcji. W zaproponowanej sieciówce lepsze bronie dostajemy dopiero po dłuższej sesji, a i SM korzysta z tego schematu. Jednak brak tu sensownego wyważenia, a wojacy łykają ołów kilogramami. Gra może przez to odrzucić, gdyż dłużej grający (nie znaczy lepsi) mają istotną przewagę. Ich broń jest dużo mocniejsza, więc nieraz strzelamy w takiego z pięciu metrów, zużyjemy trzy magazynki i gdy załadowujemy czwarty on pokonuje nas serią z dużo mocniejszego karabinu.

Jeżeli przejdziemy przez te trudy wtedy dołączamy do grupy pogromców n00bów (których niestety jest mało) i wtedy szanse się wyrównują. Jednak pamiętam jak na początku cieszyłem się ze zdobytego po pięciu meczach zabójstwa. Dodam, że w sieciowych FPSach nie jestem już chłopcem do bicia, któremu szło tak słabo, bo nie umiał wycelować. Po prostu gra zbyt silnie promuje tych, co mają więcej czasu na liczniku.

Szkoda tym bardziej, gdyż mapki są całkiem niezłe i po przebrnięciu przez okres przymusowego zasilania kont masterów zabawa jest wcale przyjemna. Niestety wiem już, że spędzę raczej więcej czasu na serwerach produkcji Infinity Ward i DICE. Warhammer: Space Marine przegrywa z nimi ilością trybów, nie oferuje takiego rozbudowania i przede wszystkim osiągnięcie maksymalnego 41 lvl nie zajmuje tyle czasu. Jednak grę zostawiam na dysku, gdyż będzie miłą przerwą w osiąganiu maksymalnego poziomu w BF3 (na razie 18) i MW3 (na razie 51). Niestety nie jest to główne danie w tej produkcji (ledwie trzy tryby, więcej w DLC).

Space_Marine_screen.jpg

Oprawa audio-wideo

Graficznie gra nie błyszczy. Podobała mi się pewna matowość, oprawa była lekko brudna. Nie ma też powodu zbytnio czepiać się o słabe tekstury (choć możnaby). Najlepiej wypadły jednak modele postaci i ich całkiem niezła animacja. Za to słabo wygląda tryskająca z wrogów jucha i efekty wybuchów. W rywalizacji z Battlefieldem 3 produkcja nie ma żadnych szans, ale jednak cieszę się, że nie zrobiono jej na Frostbite 2. Pierwszym argumentem jest znaczne zagęszczenie przeciwników, które nawet przy obecnym wyglądzie ma prawo dławić komputery. Cieszy to, że całość jest płynna nie tylko na najszybszych maszynach. Nie przypominam sobie też żeby przez cały czas spędzony ze SM spadła poniżej poziomu grywalności.

Audio to zaś przebłyskujący gdzieś tam przez tumany kurzu patos. Nie zwróciłem na nie szczególnej uwagi, ale też nie drażniło mnie zbytnio. Dobrze wypadł też angielski dubbing i polskie napisy. Dobrze, że nasi aktorzy nie zabrali się za całość, bo pewnie skończyłoby się to udawaną chrypą. Angielskie głosy brzmią jak zwykle dobrze i naturalnie. Szkoda tylko, że twórcy nie pokusili się o zatrudnienie kilku gitarzystów i przygotowanie naprawdę mocnej ścieżki na granicy death metalu. Choć nie jest to mój ulubiony gatunek (wolę spokojniejszy Hard Rock), o tyle polecam wrzucić na słuchawki Megadeth. Rodzi to mordercze skłonności ?

Ocena 7+/10

Grywalność 7+/10

Wideo 6+/10

Audio 7/10

Plusy:

Dobra optymalizacja

Daje okazje, by się wyżyć

Całkiem sensowna fabuła

Koniec końców przyjemne Multi ?

Minusy:

? ale per aspera ad astra tu obowiązuje

Przestarzała grafika

Potrafi znudzić

Kampania na raz ?

? a Multi tylko jako przerywnik, a nie danie główne

 Share

2 Comments


Recommended Comments

Strategie na konsolach to rzadkość i zazwyczaj słabo się sprzedają, więc logicznym pozostaje fakt, że przemianowali to na grę akcji. Jeżeli dodać do tego oczywistość, że większość przychodów jest z konsol, to nagle wszystko staje się jasne jak słońce.

Mnie ta gra w ogóle nie przekonuje. Szkoda mi czasu i pieniędzy na (prawie) bezmyślną łupankę. Jak już naprawdę chcę pograć w coś niekoniecznie skomplikowanego, to wolę FPSa pokroju F3AR.

Link to comment

A ja kocham takie "łupanki", po prostu czerpię radość z miażdżenia głów i odcinania kończyn przeciwnikom. :P Mam zamiar kupić to w najbliższej przyszłości razem z Saints Row: The Third.

Link to comment
Guest
Add a comment...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...