Subiektywne podsumowanie roku 2011

Rok 2011 dla gamingu był bardzo pozytywny, mnóstwo premier świetnych gier, zapowiedzi kolejnych, przedstawienie PS Vita i Wii U, kolejne rekordy pobite przez Steam. Zajmijmy się jednak tym pierwszym czynnikiem, który wpłynął na pomyślność tego okresu dla graczy - premierami. Jedne lepsze, drugie gorsze, ale ja postaram się opisać te, które moim zdaniem wybijają się ponad przeciętność.
Mój mały plebiscyt zaczynamy nieco krwawo. Wyłapałem ten tytuł zupełnie przypadkiem, przeglądałem sobie Allegro i znalazłem aukcję za 40zł, musiałem zareagować. Fabuła jest nijaka, postacie i ich animacje twarzy również, a questy banalne. Ale to nie o to chodzi! Nie, jeśli ktoś uważa, że to dramatyczna historia o utracie bliskich oraz własnego człowieczeństwa, jest w wielkim błędzie, ale nie winię go jeśli przedtem obejrzał

Pewnie niewielu słyszało o tym tytule, ja również pewnie nigdy bym się o nim nie dowiedział gdyby nie fakt, że pojawił się w jednej z edycji Indie Royal. Nawet nie chciałoby mi się jej uruchomić, gdyby nie fakt, że po jakimś czasie dodali klucz do Steama. Pobrałem, odpaliłem i nie mogłem domknąć szczęki. Już samo interaktywne intro rozłożyło mnie na łopatki, a jak pojawiła się plansza tytułowa aż przeszły mnie ciarki. Jak na przygodówkę, Gemini Rue jest bardzo rozbudowane i posiada udźwiękowienie godne oskara - aktorzy są równie realistyczni jak ci z L.A. Noire, a muzyka? Czysty cyberpunk, wystarczy przesłuchać
Dlaczego dopiero 6? Powodów jest parę, ale najważniejszy z nich to po prostu fakt, że w 2011 wyszły lepsze tytuły od mocno przereklamowanego Wieśka 2. Rozumiem szum jaki wywołał wśród mediów, ale żeby trąbić o tym cały ruski rok, wręczyć grę Barackowi Obamie i głosować na ślepo na niego we wszystkich możliwych plebiscytach? Ludzie, pohamujcie trochę emocje, to już prawie 8 miesięcy od premiery, a wszyscy nadal się podniecają. Ja również, byłem podekscytowany, przed premierą i miesiąc po zakończeniu rozgrywki, ale potem zacząłem dostrzegać wady. Oczoje*na, kolorowa grafika zrywająca z bardziej mrocznym "Sapkowskim" klimatem z pierwszej części; zbyt zręcznościowa mechanika walki z dosyć głupio wyglądającym turlaniem się po ziemi; konieczność wejścia w tryb medytacji przed wypiciem eliksirów; umowna liniowość, gra wydaje się ograniczona i ciasna (wyłączając akt 1); mało zadań pobocznych, a wszystkie i tak nawiązują w mniejszym lub większym stopniu do głównego wątku (tak jak wcześniej - nie licząc aktu 1); baaaardzo krótka; przeciętna oprawa dźwiękowa w porównaniu z "jedynką", żaden utwór nie utkwił mi w pamięci; zupełnie niepotrzebna gałąź rozwoju - alchemia. Na pewno jeszcze by coś się znalazło, ale tylko te aspekty zaważyły na jedynie 6 miejsce w moim osobistym TOP 2011. Jeszcze nie grałem w Battlefielda 3, ale coś czuję, że wybiłby Wieśka z tej pozycji.
Bezapelacyjnie najlepsza strategia roku. Więc znowu - dlaczego tylko 5? Bo nie jestem fanem tego gatunku, mam tylko kilka takich tytułów (Supreme Commander, World in Conflict, Age of Empires III, Warcraft 3, seria HoM&M) i gram w nie pobieżnie... Poza Shogunem 2, który wciąga jak porządny kombajn ruskiej produkcji. Nie ma nic lepszego niż wielka batalia z udziałem rusznic, zimą. Nie zagłębiałem się w tryb wieloosobowy, zwyczajnie mnie nie kręcił, wolałem spokojnie przechodzić kampanię i zwyciężać bitwy historyczne. Nawet na najniższym poziomie trudności, gra stanowi pewne wyzwanie, nie daje się przejść jednym kliknięciem myszy jak Modern Warfare 3, za to ją cenię. Nie potrafię szerzej jej opisać, bo jak już wspomniałem, to nie mój gatunek.
Odstawmy na bok wszystkie fakty dotyczące studia Bondi i tego jak traktowano ich pracowników. Oceńmy grę. Niektórzy twierdzą, że ta produkcja jest schematyczna, a jej jedyną mocną stroną jest nowatorska technologia przedstawiania twarzy. Nie można być bardziej mylnym, to niesamowity "symulator detektywa"/sandbox w klimacie noir z bogatą fabułą i wciągającą rozgrywką. W L.A. Noire wbrew pozorom nie polega wszystko na jeżdżeniu z miejsca do miejsca, badaniu dowodów i przesłuchiwaniu podejrzanych. W pewnym momencie sprawy stają się coraz bardziej osobiste, akcja nabiera tempa, ilość pościgów (i pieszych i samochodowych) wzrasta. Wtedy dalszą fabułę poznaje się, czując, jakby oglądało się naprawdę dobry film. Tak, gra jest liniowa, ale z założenia, nie stara się na siłę dawać jakichś możliwości, które i tak niewiele by zmieniły. Poza głównym wątkiem, można również odpowiadać na komunikaty z radia policyjnego i brać udział w "pobocznych" akcjach, które sprawiają, że akcja nie zwalnia i wciąż chce się grać. Pościgi sprawiają masę radości, a strzelaniny jeszcze więcej, nie mówiąc już o zbieraniu achievementów. Na PC w przeciwieństwie do konsol, kupując podstawową wersję dostajemy "Complete Edition" z paroma dodatkowymi garniturami, broniami i co najważniejsze - śledztwami. Podsumowując, doskonale zrealizowana z niesamowitą narracją i wciągającą historia zwykłego policjanta z Los Angeles, który staje się szanowanym, jednym z najlepszych detektywem. Klimat noir można ax... przestrzelić kulami kalibru .45!
Jak widać, nie jestem fanbojem Skyrima, wbrew przypuszczeniom po zobaczeniu mojego miejsca szóstego. Byłem na ten tytuł strasznie napalony, mimo że poprzednie części były dla mnie zbyt sztywne i plastikowe, żebym mógł w nie grać i jednocześnie odczuwać z tego jakąś przyjemność. Tutaj jest inaczej, feeling walki jest po prostu idealny, widok 3-cio osobowy jest równie świetny jak 1-szo, czego nie można było powiedzieć o Oblivionie. A potyczki ze smokami są po prostu LEGEN... wait for it... DARY! Do tego ten surowy, epicki, nordycki, mroźny klimat (oooj, wymyśliłbym jeszcze więcej przymiotników). Aż chce się grać zimą... No właśnie, kluczowa sentencja - "chce się grać". Nie zawsze to działa, na razie naliczyłem sobie prawie 30 godzin i musiałem zrobić sobie przerwę, bo zaczęło mnie to nużyć. Choć myślę, że po kolejnym ukończeniu Metro 2033, zabieram się za dalszą rozgrywkę. Co jeszcze? Niesamowicie otwarty świat (choć i tak wymięka przy Daggerfallu); alchemia, kowalstwo, garbarstwo i zaklinanie; możliwość dostania się do praktycznie każdego miejsca na mapie; wiele ukrytych smaczków dla poszukiwaczów; rozbudowane budowanie postaci; wiele wątków i stron po których można się opowiedzieć (gildia magów i złodziei, cesarscy i gromowładni, itd.). Wiem, że wciąż jest sporo niedoróbek technicznych, ale co z tego? Co z tego, jeśli gra sprawia tyle czystego "funu"? To jest właśnie wizytówka Bethesdy, te niedoróbki techniczne, które i tak zostają przyćmione ogromem zalet. [FANBOY MODE OFF] No dobra, nieco zaleciało fanbojstwem, w zamian teraz wspomnę o wadach. Zdaję sobie sprawę z tego, że fabuła nie jest zbyt wysokich lotów, choć i tak bije Obliviona na łeb. Przez tyle różnych wątków, ciężko to zauważyć, ale ten pierwszy, główny jest dosyć prosty i krótki. Poza tym większość technicznych niedociągnięć zostaje zniwelowana przez modderów, z jednej strony to dobrze, ale z drugiej strony to nie do końca pozytywnie świadczy o twórcach Skyrima. A co może okazać się jeszcze gorsze, Bethesda na tym przystanie i przy wszystkich kolejnych produkcjach będzie polegać na autorów modów. Nieco mroczna wizja przyszłości, ale cóż... Lepiej się tym na razie nie przejmować i zarżnąć parę smoków w akompaniamencie pięknych tekstur w rozdzielczości 4x4K.
Counter-Strike? Precz! Half-Life? Naaah, to nie dla mnie. Left 4 Dead 2? Cieplej, cieplej... Portal? OMFG!!!!!11!!1!!!oneone!one11 Jak widać, żywię pewne uczucia do tej "serii" logicznych gier z widokiem FPP produkcji studia Valve, autorów przełomowego silnika Source. Jedynkę kupiłem w pudełku w dzień premiery. Nie nie nie, nie Orange Boxa, "Portala", tak mnie zachwyciły zapowiedzi, że postanowiłem wydać 110zł w Empiku za pojedynczą grę, a wtedy to była dla mnie niewyobrażalnie wielka kwota. I nie zawiodłem się, choć przeszedłem ją w 4 godziny. Dlaczego? Bo to były jedne z najlepszych 4 godzin w moim życiu. Dziwne, że podobnie nie postąpiłem z kontynuacją. Może dlatego, że przez pierwszą połowę 2011 miałem coś w rodzaju "growej posuchy", nie miałem ochoty w nic grać i przez to nic nie kupowałem. Portala 2 miałem dopiero przyjemność przejść w okresie świątecznym, nabyłem go za śmieszne 25zł podczas Holiday Sale na Steamie. Singla przeszedłem w mgnieniu oka (jakieś 7-8 godzin), ale za to wciąż cieszę się świetnym co-opem z bratem. Wróćmy jednak do singla - tak, jest krótki, ale lepszy niż we wszystkich odsłonach serii Call of Duty razem wziętych! Narracja jest po prostu mistrzowska - cięte żarty, charakterystyczny humor, starcia pomiędzy Wheatleyem i GLaDOS, postać Cave'a Johnsona i Caroline, w pewnym sensie urocze wieżyczki. To już nie dwugodzinna gierka logiczna, to poważna produkcja z bardzo rozbudowanym światem! Jednak było coś jeszcze lepszego od tego...
Uwaga! Werbel proszę! Tamtarararararararararara....
Deus Ex: Human Revolution to zdecydowanie moje the best from the best from the best from the best roku 2011, pewnie w 2012 również jej nic nie pobije. Świetna, nieliniowa fabuła; finishery; spora liczba różnorodnych augmentacji; niesamowite rozmowy z innymi postaciami/bossami i to zakończenie. Wciągnęło mnie tak, że przeszedłem ją w ciągu dwóch sesji w 25h i właśnie jestem w trakcie The Missing Link. A Adam Jensen to prawdziwy badass ("I didn't ask for this" i brrrr, aż ciarki przechodzą). Tego nie można dostatecznie dobrze opisać, w to po prostu trzeba zagrać. Nie wiem tylko o co chodzi mniemanym fanom części pierwszej, twierdzą, że to tylko marny naśladowca i nawet nie dorasta do pięt oryginałowi. Wot?! Grałem we wszystkie części serii Deus Ex (poza Project Snowblind, choć nie jestem pewien czy można powiedzieć, że toto należy do serii) i uważam, że to świetny naśladowca. Serwuje to co pierwsza odsłona, ale w większych ilościach z lepszymi rozwiązaniami, grafiką, perkami, dialogami. Niesamowity renesansowo-cyberpunkowy klimat, bardzo ciekawa fabuła, najlepszy system perków ever i doskonale zrealizowane skradanie, złota gra!
5 Comments
Recommended Comments