Skocz do zawartości

Res Publica Cynica

  • wpisy
    8
  • komentarzy
    36
  • wyświetleń
    5370

Jak rzucić palenie? (skuteczność 100%, Chimek tested&approved)


Chimaira

1206 wyświetleń

Ludziom, którzy mnie znają - tak, to prawda. Rzuciłem palenie. Tak, wiem że "niepalący chimek" to tak jak "racjonalny muzułmanin" albo "uczciwy prawnik". Rzuciłem pierwszy raz w życiu i prawdopodobnie ostatni, ponieważ realistycznie zakładam, że do nałogu nie wrócę. Teraz, wzorem setek psychologów-amatorów, przedstawię wam mój sposób - w odróżnieniu jednak od wszelakiego coachingu, na który zaciągacie kredyt, ja robię to za darmo (i jestem dostępny nawet w święta!).

JRPSC100 - czyli Jak Rzucić Palenie Sposobem Chimka na 100%.

Od razu zaznaczam - nie jestem faszystą. Nie jestem niepalącym neofitą. W ogóle uważam, że najwyższą wartością w życiu człowieka powinna być wolność. Nie mam zamiaru nikomu jej ograniczać. Jeśli nie chcesz (prawdopodobnie "jeszcze") rzucić palenia, potraktuj to jako zbiór anegdotek i dykteryjek. Jeśli chcesz - może taki tekst uświadomi Ci parę rzeczy. Ja nie mam zamiaru powiedzieć "rzuć palenie", ew. "rzuć palenie, bo". To tylko i wyłącznie Twoja sprawa. Twoja decyzja. Nikt jej za ciebie nie podejmie, a jeśli tego próbuje - jestem pewien, że budzi naturalne próby oporu. Wiem, bo tak to odczuwałem przez wiele lat.

Paliłem 16 lat. Zacząłem jako smarkacz - w 12 roku życia, odpalając Sobieskiego czerwonego na ławeczce przed blokiem na KSM-ie, kieleckim osiedlu. Przez rok po wypaleniu więcej niż jednego papierosa, rzygałem jak kot. Czemu paliłem? Peer pressure. Potem przyszło liceum, czas buntu, gdzie papieroski były jak znalazł, zwłaszcza, że wbiłem się w coś, co można z grubsza nazwać kontrkulturą. Na studiach już rozpędem. I zacząłem dorabiać do tego ideologię. W pewnym momencie papieros stał się moim idee fixe, o czym wiedzą choćby moi znajomi z tego forum. Papieros, jako esencja wyprzedzał moją egzystencję, to on mnie definiował.

Pierwszego października roku 2011 rzuciłem palenie. Dlaczego?

Kiedyś, jeszcze za czasów bycia redaktorem naczelnym pewnego portalu dla graczy, wiadomo - byłem na dość sporej, ciągłej dawce kortyzolu. Palenie było naturalne. Podczas tour de Pologne gdy odwiedzaliśmy ludzi z redakcji, u pewnego kolegi wyszedłem na balkon zajarać. Rozmawialiśmy o różnych small talkowych sprawach, m.in. o tym, jak rzucił palenie.

Powiedział mi, że nie przez kasę. Bo kasa zawsze się znajdzie na fajki. Nie przez zdrowie, bo jako palacz - i tak a priori masz w dupie swoje zdrowie. Powiedział "nie chciałem być już niewolnikiem". Bardzo mi się to spodobało, ale mimo wszystko potraktowałem to tak, jak pewnie teraz wy - jako fajną anegdotkę do opowiadania w towarzystwie.

Rzuciłem, wydawałoby się, ze względu na zdrowie.

Od... Właściwie nie wiem kiedy, na pewno ponad roku każdy poranek zaczynał się od ciężkiego oddechu. Potem zapalałem pierwszego papierosa, głodny po nocy. Gdy tylko go odpalałem, zacząłem się krztusić. Gasiłem fajkę często już w połowie. Potem intensywne plucie czarną flegmą, aż wykrztusiłem wszystko, co zebrało się przez noc w oskrzelach i już tylko kaszel do końca dnia. Na noc - kamień na klatkę piersiową i rano zaczynamy od początku.

Można by powiedzieć, że chciałem być zdrowy i dlatego rzuciłem. Jest to jakiś sposób. Ale mnie nie o to poszło. Ja generalnie jestem hedonistą. Żyję jako w miarę zadowolony z siebie frustrat w kraju niezadowolonych frustratów. Pochodzę z miasta, które tak ładnie opisał Witkacy. Mieszkam w Warszawie, która jest takim polskim Nowym Jorkiem - tyglem wielu społeczności i różnych ludzi. Niemniej, jest to Polska i trzeba być zdegustowanym. Cierpieć. Opłakiwać. Oddawać się zadumie.

A ja jestem hedonistą. Libertynem.

Libertynizm z reguły ogranicza się do nie uznawania żadnych (a zwłaszcza katolickich) świętości i chodzenia nago po domu, zaś hedonizm przykłada do folgowania sobie od czasu do czasu w kwestii bezużytecznych przyjemności (swoją drogą - jakże przyjemność miałaby być użyteczna?!). Nie lubię cierpieć. Myślę, że każdy zdrowy na umyśle człowiek woli przyjemności od cierpienia.

To dlatego 1 października 2011 stwierdziłem, że czas przestać się umartwiac. Rano miałem pojechać na al. Krakowską do Decathlonu. Mieszkam na Mokotowie, więc to kawałek. Nie wziąłem ze sobą fajek, stwierdziłem, że zobaczymy - jak wytrzymam. Po kilku godzinach wróciłem do domu, ciągle pokasłując, siadłem przed laptopem i pomyślałem sobie "no, to zajaram ostatniego i koniec".

I to był ten moment, kiedy zdałem sobie sprawę, że zawsze będzie okazja, że zawsze będzie ostatni. I mam do wyboru cierpienie (niefajne) albo jego brak (bardzo fajne). Spakowałem kilka paczek fajnego, importowanego tytoniu (w tym nowy, jabłkowy Mac Baren - wiecie, że musiałem sprawdzić nazwę? A minęły dopiero trzy miesiace ;)), bibułki, filtry. Zjechałem rozklekotaną windą na dół i wypieprzyłem wszystko do śmieci. Wróciłem do pokoju, usiadłem do laptopa i zająłem się pracą.

Od 1 października nie czuję w ogóle parcia na tytoń. Nie wkurza mnie palenie. Papierosy i tytoń po prostu nie istnieją w moim życiu - na powrót, bo jednak stan nie palenia jest stanem pierwotnym. ;) Nie wkurzają mnie palacze. Tzn. z reguły, bo jak ktoś nawali dymu w niewietrzonym pomieszczeniu, zaczynam bić po twarzy. Ale tak samo było, jak paliłem - bo wspomniałem przecież, nie lubię cierpieć. ;)

Po około dwóch dniach od rzucenia palenia poczułem że żyje mi się nieco lepiej. Po tygodniu - wykrztusiłem ostatni czarny glut z oskrzelików. Być może zdążyłem na czas przed rozwinięciem COPD (chroniczna obturacyjna choroba płuc). Zdołałem sobie także uświadomić, że nasze ciało to jednak cud natury.

Ponieważ jeszcze nie miałem poważnych zmian w płucach, gdy wyplułem całą smołę, po jakimś czasie przestałem kaszleć i wszystkie moje "statsy" wróciły do normy. Troszkę przytyłem, ale to powiedział Jack Nicholson - nie da się zrobić omletu, nie rozbijając kilku jajek. ;)

Zdałem sobie też sprawę, jakie moje życie było zabawne. Zauważyłem te wszystkie sytuacje, do których wcześniej "musiałem zapalić". Wstajesz rano - fajka. Wracasz z dwójki - fajka. Udało się zapiąć budżet redakcyjny - fajka. Słońce świeci - fajka. Nie świeci? Nie szkodzi, też zajaram.

Dlatego, mimo że palenie papierosów fajnie nam robi na poziom dopaminy (i pewnie receptor D2, ale może się mylę, niech mnie medyk poprawi jakiś ;)) i receptor, który zgarnia właśnie nikotynę (ale i muskarynę, czyli to co siedzi w muchomorku), mimo że istnieje pogląd jakoby palenie uzależniało fizycznie - ja poprzez empirię dowiodłem że to mit.

Wszystko było w bańce. Nie czułem i nie czuję żadnego głodu, mimo że myślałem że będzie inaczej. Że mi receptory zwariują. Nic takiego się nie stało. Myślę, że tu clou całej sprawy to pewna świadomość. Nie że ktoś mnie zmusza do rzucenia palenia (bez względu na argument). Nie, że boję się o swoje zdrowie (przyjemność a zdrowie to często rzeczy rozłączne). Nie, że kasy mi szkoda czy brak.

Świadomość "I'm making the call here". To ja, tylko ja decyduję. I robię to w jednej chwili, w jednej aktualizującej się teraźniejszości. Nie obiecuję sobie na zasadzie IF THEN. Robię to. No zen normalnie. ;)

Potem przeczytałem jakieś statystyki, że ponoć 90% osób, które rzucają palenie "z chwili na chwilę" nie wraca już nigdy do nałogu.

Do z®obaczenia.

7 komentarzy


Rekomendowane komentarze

@up

Zależy w jakim środowisku się obracasz. W gimnazjum palenie było co prawda dla młodzieży bardziej "elitarne"(fuj) niż teraz, pod koniec szkoły średniej, ale to wciąż żadna ujma w tej zamkniętej grupie 16-19. Tzn. dla mnie trochę jest, bo śmierdzi i nie lubię takich używek.

Link do komentarza

Heh, ja miałem takie postanowienie noworoczne, weszło w życie co prawda dopiero od 6 stycznia i już niemal tydzień bez, ale przybierałem się do tego w pytkę czasu, jest ciężko.

Link do komentarza

Człowiekiem silnego charakteru wybitnie nie jestem, ale w tym punkcie peer pressure na mnie nie zadziałał. Mimo tego, że w liceum wśród płci brzydkiej było więcej palących niż nie. Co ciekawe - wychodziłem z innymi 'na fajkę', ale tylko po to, żeby pogadać.

W życiu nie zapaliłem ani jednego papierosa.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...