Skocz do zawartości

Reckowaty blog

  • wpisy
    22
  • komentarzy
    98
  • wyświetleń
    14028

Taniec ze Smokami cz.1 - recenzja


0wuw0

568 wyświetleń

Witam Was po długiej przerwie zastoju na tym blogu, a to wynikało ze sprawdzianów przedświątecznych (chemia - brrrrr...), zaś później tylko z mojego lenistwa - Święty Rów de ferd czekał, podobnie jak Skyrim i nie było czasu ani chęci aby tutaj coś napisać. No cóż, mogę tylko przeprosić i zapraszam do czytania - tym razem znów nieco inaczej, bo

jest to recenzja książki, nie gry, lecz to się zmieni wraz z następnym wpisem!

Taniec ze Smokami - George R.R. Martin

Z serią zapoczątkowaną przez Martina książką "Gra o Tron" zapoznałem się rok temu i, szczerze powiedziawszy, wszystkie dotychczasowe części cyklu wprost "połknąłem" - do tego czasu nie spotkałem się z tak dobrą zagraniczną literaturą fantasy, jak w tym wypadku. Dla każdego polskiego fana tego typu dzieł wiadomym jest, iż znakomita większość tych lektur autorstwa ludzi nie pochodzących z naszego kraju lub innych krajów słowiańskich jest bardzo "grzeczna" - opisy walk w porównaniu z chociażby takim "Sztejerem" są sztuczne i nudne, w niektórych sytuacjach bohaterowie zachowują się komicznie wręcz "dwornie" - tutaj tego nie ma. Całe szczęście.

Nie jest to rzecz jasna jedyny argument przemawiający za moją miłością do wszystkich części "Pieśni Lodu i Ognia" - to również niesamowicie dobrze poprowadzona fabuła, splatające się ze sobą wątki i niekiedy zaskakujące zwroty akcji. Niestety, przez kilka mankamentów to zaczyna być już nużące. Wyjaśnię dlaczego.

Już na samym wstępie autor tłumaczy nam, iż "Taniec ze Smokami" to nie następna pod względem czasu do poprzedniczki książka, lecz rozgrywająca się w tych samych chwilach co "Uczta dla Wron", część. To, co się zmienia, to oczywiście bohaterowie, jakich "brakowało" uprzednio - Tyrion Lannister, Bran Stark, Jon Snow oraz Daenerys Targaryen. Na korzyść Martina przemawia fakt, że ten pierwszy zawsze był moją ulubioną postacią ze względu na dynamizm towarzyszący jego historii oraz poczucie humoru karła. Także niewiele czasu poświęconego dla Brana jest dla mnie niewątpliwym plusem - ten chłopiec od samego początku zanudzał mnie na śmierć swymi dziejami i niestety nic się w tej kwestii nie zmieniło. Co do reszty występujących na kartach powieści bohaterów - wszyscy oni (prócz małego Starka) są mymi ulubionymi protagonistami i ich przygody mnie urzekły.

Po przeczytaniu książki byłem bardzo zadowolony - nowa część cyklu była wciągająca i na pewno lepsza aniżeli "Uczta dla Wron". Pomimo tego, czuję się poniekąd oszukany

i zniesmaczony - to dlatego, iż Martin po raz kolejny opisuje wszystkie sceny drobiazgowo, nie pomijając żadnego szczegółu. Oczywiście - to pozwala wczuć się w bohaterów, zobaczyć wszystko własnymi oczyma, lecz ogromna część tego dzieła to właśnie wszelkiego rodzaju zobrazowanie otoczenia i ludzi jakich napotykamy na stronicach Georg'owych "wypocin".

Warto wspomnieć, iż przez czas czytania całkowicie oddalamy się od Żelaznego Tronu, wszelkich spisków z nim związanych, a zamiast tego udajemy się na południe do niewolniczego miasta (do niedawna) Meeren, płyniemy do Żółtego Miasta Volantis, czujemy zimne podmuchy wiatru na Murze oraz przemierzamy lodowe pustkowia Kraju Za Murem z Branem i Zimnorękim.

Muszę wyjaśnić, iż moje "zniesmaczenie", jak to ująłem kilka linijek wyżej, nie wynika w żadnym razie tylko z bardzo szczegółowego przedstawienia świata, lecz przede wszystkim z niesamowicie wolną narracją w przypadku Daenerys (ileż można myśleć o tym samym?! - porażka na całej linii, jak dla mnie) oraz Brana (ale o tym już wspomniałem). Również Jon Snow ledwie się broni przed moją krytyką. Co do Tyriona - ironiczny, inteligentny przebieg akcji w jego przypadku ujął mnie za serce. Kolejny minus to oczywiście brutalne "ucięcie" "Tańca" - tak jak w przypadku "Uczty dla Wron", tak i tutaj Martin podzielił go na połowę - argumentem przemawiającym za tą decyzją jest objętość książki oraz wyjaśnienie autora na początku, iż w kontynuacji wątki Westeros oraz innych bohaterów się połączą i zaczną "płynąć" równym torem czasowym. Takie nagłe zakończenie historii wszystkich postaci tutaj przedstawionych w momencie, kiedy ich przygody się właśnie "rozkręcają" nie wpływa pozytywnie na odczucia czytającego. Zwłaszcza iż "następca" jeszcze w Polsce nie wyszedł (na chomikuj.pl jest już od dawna po polsku :D).

Czytelnik mojej recenzji może odnieść niesłuszne wrażenie, iż cała ta książka to pomyłka i nie warto jej kupować - nic bardziej mylnego! To oczywiście nadal świetna powieść fantasy, musiałem jedynie ją "ukarać" za brak klimatu pierwszych trzech części i popełnianych przez Georg'a nagminnie tych samych błędów.

Zostawmy jednakże wady, przejdźmy do zalet. Tych jest nadal sporo - pierwsza to długość czytania, objętość księgi oraz nieoszukana czcionka - to gwarantuje długie godziny spędzone nad lekturą. Tak jak wspomniałem na początku, ogrom świata i złożoność, powiązanie wszystkich wydarzeń i wątków potrafi przyprawić o opad szczęki, zwłaszcza jeżeli to wszystko podlane jest sosem o nazwie "klimat" - ten może nie jest tak atrakcyjny jak w "Grze o Tron", ale nadal można go poczuć. Co do samych bohaterów - wykreowani są oni naprawdę świetnie (prócz jednego, ale o tym później), mają złożone charaktery, zaskakują ich "człowieczeństwem", są prawdziwi i nie można tej cechy odmówić żadnemu z nich. Nie zaryzykuję stwierdzeniem iż postać Fetora wyszła Martinowi GENIALNIE - aż ciarki przechodzą po plecach, kiedy czytamy jego reakcje na jakiekolwiek pozytywne uczucia ze strony innych - taki obraz złamanego człowieka można zobaczyć oczami wyobraźni tylko dzięki tej książce.

Jeżeli zaś chodzi o nowości to zaliczają się do ich ujęcia z perspektywy oczu bohatera - znamy ich myśli, wiemy co czują i dzięki temu możemy zespolić się z nimi. Mnie najlepiej udało się to osiągnąć z Tyrionem, którego wątek przedstawiono bardzo realistycznie, podobnie jak i Jona Snow - dylematy młodego dowódcy Nocnej Straży są naprawdę dobrze ujęte, jak chociażby czy okazać litość odmawiającemu przyjęcia rozkazu podwładnemu, czy też go ściąć (a ten "podwładny" to w tym wypadku nie byle kto).

Niestety, bardzo surrealistycznie wypadł wątek Daenerys - prócz Tyriona była to moja ulubiona postać serii, a po tej części niesamowicie nisko spadła w notacji. Do tej pory ta młoda władczyni była zdecydowana, inteligentna i wojownicza, a teraz.... sama robi sobie wrogów, nie słucha rad przyjaciół, rozczula się nad każdą dotkniętą przez zły los istotą i nie może zdecydować się na żaden poważny krok. Osobiście jako jej sojusznik odwróciłbym się od niej już po trzech rozdziałach jej poświęconych, jako od osoby chorej na umyśle. Nie potrafiłem zrozumieć jak Martin mógł zniżyć się do takiego jej odmienienia - to bardzo wpływa na komfort czytania po znakomitej historii Targaryen'ówny w częściach poprzednich.

Warto także rzucić okiem na krótki rozdział poświęcony Melisandre - do tej pory zimna, nieczuła kobieta może się w naszych oczach znacznie zmienić - to ciekawe doświadczenie, żeby tylko było tak dalej.

Ogólnie rzecz biorąc, ta część cyklu jest ciekawsza aniżeli "Uczta dla Wron", lecz na pewno gorsza od trzech pierwszych, świetnych w moim mniemaniu, książek. Warto kupić i się z nią zapoznać, ale liczę na więcej.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...