Gdyby Jensen mówił po Polsku ? - kilka słów o polskim dubbingowaniu
Co by nie mówić o Polakach, do jednego zawsze mamy talent. Wystarczy przejść się po kilku Empikach czy tam Saturnach i obejrzeć pudełka różnych tytułów, by zauważyć polską flagę - zwykle w lewym dolnym rogu tuż nad znaczkiem osiemnastki. Czy jednak jest to propozycja dla wszystkich, czy raczej dla tych, którzy mają problem (czyt. lenia) i nauka języka obcego (w grach wystarczy w zupełności angielski) jest dla nich za trudna? Cóż widząc jakość wielu polonizacji odnoszę wrażenie, że jest to robione od tak ? aby było. Chciałbym aby to był jedyny wniosek w temacie, ale zdarza mi się odejść z takim wrażeniem od tytułu Made In Poland ? to już większy kłopot. Przyznajmy sobie szczerze, że czego jak czego, ale dubbingowania to Polak nie potrafi zrobić dobrze ? oczywiście .
Skąd ja go znam ?
Tutaj dochodzimy do pierwszego zasadniczego problemu. Często polski dystrybutor dochodzi do wniosku, że grę łatwiej będzie sprzedać na nazwisko aktora, który podkłada głos głównej postaci. Zarzucę w tym momencie nasuwającym się od razu przykładem Battlefielda: Bad Company 2. Owszem lubię Cezarego Pazurę i po dziś dzień wracam bardzo często do komedii z jego udziałem. Jednak do roli żołnierza pasuje nieszczególnie. Uważam, że twórcom udało się nawet lekko popsuć i tak z góry niepoważny klimat produkcji. W tym przypadku jeden aktor psuje wszystko.
Włodzimierz Szaranowicz i Dariusz Szpakowski duetem komentującym zostali po raz pierwszy podczas nagrywania komentarza do Fify. Niestety polskie kwestie zawsze były w tejże serii mniej liczne niż te oryginalne. Cała ta rozbudowana mechanika sprawiała, że słuchało się ich całkiem dobrze, ale czasami zdarzało im się palnąć potworne głupstwo. Pamiętam jak mnie sfaulowano pod moim polem karnym, do bramki przeciwnika około 80 metrów, więc na strzał zbyt daleko, ale ?Darku oni mają w drużynie kilku speców od takich pozycji?. Gdyby strzał miał paść w drugą stronę nie odczułbym zdziwienia. Jednak nawet tak dobremu komentatorowi zdarza się pomylić kierunki. Och to takie realistyczne i typowe, gdy kawy\ kwestii dialogowych mało. Oczywiście każda edycja ewoluuje pod tym względem, ale i tak angole znają się na piłce troszkę lepiej.
Polak Polakowi
Jest to problem nie tylko zagranicznych produkcji. Również produkcje Polskie cierpią na ten grzech. Tutaj zarzucę przykładem produkcji, której akurat osobiście nie ogrywałem, ale filmiki z Internetu wystarczają, by zauważyć kiepszczyznę jaką prezentuje Afterall: In Sanity (czy jakoś tak). Pomijam tu oczywiście kwestie techniczne (nie o tym przecież piszę), skupiając się na samym dubbingu. Już od razu widać, że wybrany po nazwisku Żebrowski nie próbuje nawet udawać, że głos pochodzi od samego bohatera, a nie tylko od aktora w dodatku czytającego z kartki.
Był sobie Wiedźmin i był polski dubbing. Chwalono go w wielu recenzjach i słusznie, ale mi niezbyt pasowały głosy niektórych postaci. O ile główne postacie brzmiały nieźle (oschły, zmęczony życiem Geralt; zakapiorowaty Letho), o tyle np. taka smokobójczyni brzmiała jak dziecko, którego rodzice zorientowali się, że ich pociecha wie gdzie przechowują cukierki i na złość jej schowali je w inne miejsce. Jej wrzask pod Vergen (i do tego pani ?kapitan?) nie zagrzewał mnie do boju, ale raczej śmieszył. Cóż warto dodać jeszcze, że wchodząc do niektórych karczm zawsze słyszeliśmy tą samą rozmowę dwóch krasnoludów. Po trzydziestej wizycie (najpierw po zadanie, potem po nagrodę i tak kilka razy) potrafiłem już zacytować całość z pamięci. To już jednak problem zbyt małej liczby nagranych kwestii.
Chlubne wyjątki, a tych mało
Żeby nie zarzucić was toną przykładów kiepskiego użytkowania mikrofonu przez polskich aktorów warto wspomnieć też o tym, co wyszło. Tutaj przychodzi mi na myśl bardzo przeze mnie lubiane Brothers In Arms. To jeden z niewielu przypadków bezbłędnego dobrania głosów postaci. To nieliczny przypadek, gdy twórcom udało się sprawić, że nie przełączyłem się na oryginalną ścieżkę dźwiękową. Jednak i tu nie było najpiękniej. O ile Road to Hill 30 było świetne pod tym względem (Earned In Blood miało tylko napisy), o tyle w trójce przesadzono z aktorstwem, co spowodowało, że po krótkiej sesji z Polskimi głosami wróciłem jednak do oryginału.
Piąta odsłona Cywilizacji także miała niezłego narratora, ale tu akurat sztuka była prostsza, gdyż tylko jeden mówca jest tu w każdej wersji (pomijam tu ojca i syna w intrze, które idzie przeklikać).
Klimat Czarnobyla
Wielu gier nie można po prostu spolszczyć całkowicie, bo są produkcje, gdzie głosy postaci mają wpływ na klimat. I tak na przykład ?
? dobrze, że S.T.A.L.K.E.R.A (no przynajmniej jedyne znane mi Czyste Niebo) ominął inny kontakt z ekipą przystosowującą tytuł dla Polaków, niż lektor. Naprawdę dobre było tu to, że podchodząc do grupki Rosjan słyszymy w tle oryginalny język mieszkańców Ukrainy. Mimo, iż nie rozumiałem co do mnie mówili, to jednak nadawało to grze autentyczności. Teraz wyobraźcie sobie podmienienie tej postaci np. na Cezarego Pazurę. Który wariant ma więcej klimatu ? to pytanie chyba retoryczne.
Co zamiast dubbingu?
Wielu twórców ogranicza swe zapędy do polskich napisów i uważam to za zdrowy rozsądek. Pomijając zwykle kiepski dobór aktorów, to jednak często bywa po prostu, że oryginalny głos pasuje do postaci tak dobrze, iż przyzwyczajenie się do innego jest kwestią trudną i zawsze większość będzie wolała głos oryginalny. Na przykład nie wyobrażam sobie, co by było gdyby Jensen mówił po Polsku. W tym konkretnym przypadku aktor spisał się tak dobrze, że już po kilku zdaniach byłem całością oczarowany. Słysząc tę postać przepełniało mnie uczucie, iż jest lekko (a nawet troszkę bardziej) rozgoryczony tym, co go spotyka (mimowolne drutowanie i podjęcie decyzji w jego imieniu). Takie gry po prostu nie powinny być przerabiane na język polski.
Uważam, że napisy to najmniej zbrodnicza forma przysposabiania gier dla językowych leniów. Dobrze, że jednak taki sposób jest tym najbardziej popularnym. Pomijając to, że niektórzy aktorzy działają mi jako graczowi na nerwy, to często decyzja o dubbingu jest atakiem na klimatyczność tytułu. O ile jeszcze czytanie z kartki można jako tako podarować, o tyle za niszczenie choćby grama pracy twórców powinno być karalne.
18 komentarzy
Rekomendowane komentarze