Skocz do zawartości

PoLitBlog

  • wpisy
    87
  • komentarzy
    233
  • wyświetleń
    42610

Wilszczur - część III


XMirarzX

428 wyświetleń

WILSZCZUR  

1 użytkownik zagłosował

  1. 1. Zamieścić kolejny fragment Wilszczura?

    • Nie
      0
    • Tak
      1

Kolejna część Wilszczura. Mam nadzieję, że wciąż chcecie poznać dalsze losy Uwięzionej mimo "wspomnienia we wspomnieniu" wink_prosty.gif Miłej lektury!

Płakała. Nadal. Od jej przebudzenia minęły już trzy godziny; przez cały ten czas leżała skulona na posadzce, pogrążona w ciemnościach.

Ogarnęło ją całkowite zwątpienie: w sprawiedliwość, ludzi, mężczyzn, świat i szansę na wydostanie się stamtąd za życia. No bo jakżeby inaczej? Nigdzie nie było drzwi do jej przeraźliwie wysokiej, wręcz przepastnej celi; nie pamiętała nic po rozprawie, prócz kolejnego ciosu w twarz. Samo skazanie jej na to więzienie było wręcz absurdalne, nie dano jej dojść do głosu, a całemu ?procesowi? przewodniczył tamten drań w czarnym płaszczu. Nie mogło być inaczej, musiała zostać uwięziona, nie miała żadnych szans, by wydostać się z opresji. Najlepszy adwokat by jej nie wybronił, nie kiedy miała przeciw sobie Trybunał, a zwłaszcza trzecią najsilniejszą i trzecią liczącą się w państwie osobę ? Pyrvusa Melfera. Jego wredny uśmieszek i okrutne, bezwzględne spojrzenie nadal nie dawały jej spokoju; widziała je za każdym razem, kiedy zamykała oczy. Słyszała jego słowa, odbijające się w ciszy od kamiennych ścian, nie burząc przerażającej ciszy mrocznej celi, wprowadzając w błąd jej słuch i doprowadzając ją do obłędu.

Teraz jej życie nabrało sensu, nawet więzienie, choć nie było żadnych szans na wyjście na wolność, zdawało się mieć sens.

Wcześniej, przed uwięzieniem, sens jej życiu nadawała miłość: jej serce ogrzewał cudownie rozkoszny żar płomienia odwzajemnionego uczucia. Teraz jej jaźń rozjaśniało potężny płomień nienawiści, krwawy ogień pragnienia zemsty, za którym krył się arcyksiążęcy syn, ze swoim krwiożerczym uśmiechem i błękitnymi oczami. To głównie oczy widziała, gdy powracało koszmarne wspomnienie rozprawy. Zamierzała im pokazać, do czego zdolna jest nienawidząca kobieta; zwłaszcza niesłusznie oskarżona.

Usłyszała gdzieś nad sobą potworny zgrzyt, zaś chwilę potem brzęk i tykanie ogromnego mechanizmu. Usiadła na lodowatej podłodze, wpatrując się z przerażeniem w górę. Serce waliło jej jak oszalałe; czyżby to było coś, co miało ją zabić? Jakieś wymyślne, przerażające narzędzie tortur?

? Mam nadzieję, że nie obudziłem ? rozległ się kpiący głos następcy tronu. Był zniekształcony przez echo i hałas z góry, ale rozpoznałaby go wszędzie. Obok strachu zaczął rosnąć w niej gniew? i nienawiść. ? Niemniej mam nadzieję, że dobrze się spało? w miarę.

Hałas nasilał się z każdą chwilą; był coraz bliżej, to było jasne. Tykanie doprowadzało ją swym spokojem i miarowością do szaleństwa. Budziło w niej lęk głównie dlatego, że nie wiedziała, co tak tyka i czemu ma służyć. Nie chciała się przekonywać, co to mogło być. Ani teraz, ani nigdy. Dopiero teraz doszedł do niej z góry ogłuszający syk.

? Wiesz dobrze, czemu cię tu zamknięto. Daj mi, czego chcę, a puszczę cię wolno.

Jego głos był zimny. On nie prosił; składał propozycję, której odrzucenie mogło kosztować ją życie.

Hałas przybierał na sile z każdą sekundą; przypominał tykanie ogromnego zegara. Coraz głośniejszy stawały się też szum i zgrzytanie. Odsuwała się, póki plecy nie napotkały kamiennej ściany; wtedy pozostało jej już tylko uniesienie głowy i oczekiwanie na rozwiązanie zagadki opuszczanego urządzenia. Nie mówiła kompletnie nic. Pomimo narastającej nienawiści, przerażenie okazało się silniejsze. Czuła się upokorzona. Strach powstrzymywał ją przed wyrzuceniem z siebie potoku wyzwisk pod adresem księcia.

? Jesteś bardzo milcząca ? zauważył z wyraźną nutą satysfakcji w głosie Pyrvus. ? Lubię takie. To niefortunne, że spotykamy się w takich akurat okolicznościach. Tak piękna kobieta doskonale odnalazłaby się w dworskim życiu, byłabyś adorowana przez wszystkich najważniejszych ludzi w Felmerii. Może nawet? dostałabyś propozycję małżeństwa od jakiejś koronowanej głowy?

Z góry rozległ się jego okropny śmiech. Najbardziej zaskoczyło ją to, że był? szczery.

? O tak, wiele tracisz, odmawiając złożenia zeznań, na których nam zależy. Twój upór szkodzi tylko tobie. Nie nam, nie państwu, nie twojej rodzinie ani przyjaciołom, ale tobie. Dlatego powtarzam: powiedz nam tylko to, czego od ciebie oczekujemy. Wtedy będziesz wolna.

Zgrzytanie, szczękanie i szum były coraz bliżej. Wczepiła się palcami w kamienną ścianę.

Najgorszy jest strach przed nieznanym.

Tak zawsze mawiał jej ojciec: przed pierwszym dniem w szkole dla dziewcząt, kiedy nie chciała spróbować nieznanej jej do tej pory potrawy? aż w końcu, pewnego słonecznego, wiosennego dnia, sam dał się ponieść temu najgroźniejszemu ze wszystkich rodzajów strachu.

? Nadal milczysz ? powiedział Melfer z lekkim zaskoczeniem i być może też? rozdrażnieniem? ? Więc dobrze. Sądzę, że już niedługo. Nie bój się jednak, nie będziemy cię torturować fizycznie. Za często?

Niespodziewanie szum i zgrzytanie chwilowo przybrały na sile, zagłuszając monotonne tykanie; widziała jakiś majaczący wysoko nad środkiem celi obiekt o w miarę regularnych kształtach. Skoro nie zamierzali jej tutaj torturować, to czemu służyło wiszące nad nią ustrojstwo?

Hałas ustał. Rozległo się teraz z kolei potworne, ogłuszające zgrzytanie, a gdzieś zza niego głos okrutnego członka rodziny arcyksiążęcej:

? Do zobaczenia na najbliższym przesłuchaniu, śpij dobrze! O ile zdołasz zasnąć?

Przez zgrzyt rozległ się okrutny śmiech Pyrvusa. O dziwo, przerażająco dobrze współbrzmiał z owym straszliwym, mechanicznym hałasem. Jego śmiech rozbrzmiewał z góry do momentu, kiedy ustał zgrzyt, a zamiast niego rozległ się krótki, ale wyraźny odgłos zakleszczania się dwóch grubych, stalowych płyt.

Gdy echo ucichło, pośród morderczej ciszy pozostało tylko tykanie. Wpatrywała się w ciemny, niemal niewidoczny kształt nad sobą.

Niespodziewanie padł na nią szeroki, żółtawy promień światła. Oślepił ją, ostry ból przeszył jej oczy, głowę rozsadzał ból, którego samo centrum umieszczone było pomiędzy brwiami; upadła na kolana, zakrywając twarz dłońmi, zaciskała powieki, tarła je, krzyczała z bólu i zaskoczenia.

Tymczasem pięć lub więcej metrów nad posadzką i kulącą się z bólu kobietą ogromna machina rozbłysła światłem; miała kształt stalowego sześcianu o zaokrąglonych kantach, doskonale widoczne były nity i łączenia, dzięki którym cała bryła trzymała się w jednym kawałku.

W podstawie sześcianu umieszczona była wielka, oświetlona tarcza zegarowa; gdyby tylko mogła spojrzeć w górę, zobaczyłaby, jak porusza się ogromna wskazówka sekundowa przy wtórze głuchego, intrygującego w tych warunkach odgłosu. Z przeciwległych ścian machiny wystawały pracujące tłoki, rzucające cień na ściany; z drugiej pary boków dobywało się światło poprzez obracające się zębatki mechanizmu zegarowego, rzucające fantastyczne cienie.

Mechanizm umieszczony był na niknącej w ciemnościach, teleskopowej rurze, po której spływały pojedyncze kropelki wody. Spomiędzy poszczególnych elementów wysięgnika czasem wydobywały się obłoczki pary przy akompaniamencie krótkiego, ostrego syku. Para czasem dobywała się też z samego zegara, buchała ze ścian przez otwory na wielkie zębatki i spomiędzy tłoków.

Mechanizm nie był jednak doskonały ? jakiś element uderzał co pewien czas w jedną ze stalowych ścian, łomocząc straszliwie, przy czym ów hałas rozlegał się nieregularnie, doprowadzając ją po dłuższym pobycie tam nieomal do obłędu. Teraz o tym nie myślała, obchodził ją tylko straszliwy ból oczu i głowy od zalewu żółtego, brudnego, sztucznego światła; miała wrażenie, że pęknie jej głowa, jej czaszka eksploduje, rozsiewając mózg na ściany i posadzkę, rosząc zimne, wilgotne kamienie krwią.

Pod zaciśniętymi powiekami widziała w chwilach największego bólu lodowate oczy i szyderczy, podły uśmiech następcy tronu arcyksiążęcego. Wtedy przepełniał ją nie tylko fizyczny ból, ale też bezsilna wściekłość: samo wspomnienie tych niesamowitych, okrutnych oczu i przerażającego, szaleńczego, sadystycznego śmiechu, który rozbrzmiał na sam koniec rozprawy w pogrążonej w półmroku sali nieokreślonych rozmiarów.

Moment odzyskania przez nią przytomności zapisał się w jej pamięci przede wszystkim, a być może nawet ? wyłącznie dzięki niesamowitej, niemal namacalnej ciszy, panującej w pomieszczeniu. Siedziała pomiędzy dwoma żołnierzami na drewnianej ławie, pierwszej spośród przynajmniej sześciu rzędów. Nad środkiem sali wisiał wielki kandelabr, i choć widziała na nim mnóstwo nadtopionych świec, z których zaschnięty wosk utworzył obrzydliwe, tłuste sople, zwisające nad obradującymi w komnacie, zapalona była zaledwie co trzecia świeca; do tego z szesnastu świec, umieszczonych w uchwytach w kształcie smoków, paliły się tylko cztery, rozmieszczone strategicznie ? tak, by widzieć tylko najważniejszy obiekt w komnacie i właściwie nic poza tym. Obiektem tym był ogromny, nakryty czerwonym obrusem stół w kształcie podkowy, za którym siedziało trzynastu ludzi. Rozstawione z rzadka na blacie świeczniki oświetlały twarze siedzących migotliwym, niepewnym blaskiem, zaś ona, przerażona, bez trudu rozpoznała skrytą w cieniu twarz siedzącego na honorowym miejscu mężczyzny. Głowa dumnie podniesiona, skierowana w jej stronę, oraz niewątpliwie wykwitły na jego ustach szeroki uśmiech nie dawały jej złudzeń co do jego osoby.

Jedna z kilku głów przez przypadek lub nie odwróciła się w jej stronę. Zobaczywszy, iż siedząca między żołnierzami zdezorientowana kobieta odzyskała przytomność i rozgląda się z niepokojem po pomieszczeniu, obwieściła wszystkim obecnym:

? Oskarżona się obudziła!

Do tej pory niespokojni ławnicy przestali kręcić głowami, rozglądać się i szeptać między sobą. Siedzący po lewej stronie oprawcy mężczyzna o siwych, matowych włosach skierował na nią swoje przenikliwe spojrzenie zielonych oczu.

? Arsegato Mortag, zostałaś oskarżona o przynależność do niebezpiecznej, nielegalnej grupy religijnej o charakterze skrajnie antypaństwowym, udział w obrzędach magicznych, spisek przeciwko arcyksięciu Felmerii, miłościwie nam panującemu Jego Oświeconej Wysokości Siegemundowi Melferowi, opór przy aresztowaniu oraz? ? rzucił ciężkie spojrzenie siedzącemu z pochyloną głową, jakby rozkoszującemu się każdym słowem aktu oskarżenia młodzianowi ? ?obrazę majestatu. Czy masz coś na swoją obronę?

Nie odpowiedziała. Była zszokowana, zdezorientowana i przede wszystkim ? pewna, że tak czy inaczej wyrok w żadnej mierze nie będzie łagodny. O uniewinnieniu nie mogło być mowy, dopóki między nimi siedział ten zawzięty padalec.

Mężczyzna zwrócił się do niej po raz kolejny:

? Arsegato Mortag, czy masz coś na swoją obronę?

Nie odezwała się ani słowem, sądząc, że to tylko jakiś koszmar. Siedziała między dwoma żołnierzami, przed nią siedziało trzynastu ludzi, którzy bez względu na wszystko wydadzą wyrok skazujący, ponieważ jednym z nich jest Pyrvus Melfer.

Nie doczekawszy się odpowiedzi, mężczyzna już otwierał usta, by zadać jej ponownie pytanie o zeznania, jednak szybszy okazał się książę ? wstał z miejsca i zwrócił się do siedzących za stołem sędziów:

? Sędziowie Trybunału! Sądzę, że nie ma sensu prosić jej o usprawiedliwienie tych odrażających zbrodni, których zdążyła się dopuścić w ciągu swego krótkiego życia. Fakt, że należy do grupy otwarcie krytykującej nie tylko rządy mego ojca, Radę Państwową Najwyższą i służby, utrzymujące porządek w całym państwie, ale też samą formę ustroju panującego w naszym kraju, mało tego! Zarzuca instytucjom państwowym liczne kłamstwa, nieprawidłowości oraz subiektywność wydawanych przez nie decyzji, ale, co najgorsze, brała czynny udział w obmyślaniu działań, mających na celu sterroryzowanie kraju poprzez sparaliżowanie tych instytucji w sposób niebezpieczny dla obywateli oraz obalenie obecnego rządu i arcyksięcia na drodze krwawej rewolucji bądź za sprawą serii zamachów, których celami mieliby być najważniejsi działacze państwowi, sprawia, że przepełnia ją wstyd ? z powodu popełnionych czynów lub tego, że została pojmana, dlatego nie odezwie się ani słowem.

? Książę, wybacz moją śmiałość ? odezwał się ktoś ? ale nie możemy stwierdzić, co ta grupa zamierza zrobić, a co za tym idzie: jak. Aby się tego dowiedzieć, musimy zdobyć zeznanie oskarżonej. Z tego, co słyszałam, została potraktowana w sposób, który wyklucza zaskoczenie zachowaniem siedzącej na tej ławie kobiety.

Głowy wszystkich sylwetek poruszyły się nerwowo, szepcząc między sobą i rzucając niespokojne, pełne ciekawości spojrzenia to w stronę młodego Melfera, to na osobę, która właśnie skrytykowała najbardziej chyba niebezpieczną osobę w państwie.

Melfer sam także odwrócił się do przedmówczyni.

? Droga pani sędzio ? zaczął uprzejmie, choć w jego głosie dało się słyszeć wyraźnie napastliwy ton i zapowiedź jadu, mającego w sposób jak najbardziej subtelny, ale zauważalny dosięgnąć kobietę za ławą Trybunału. ? Oczywiście, że wiemy. Gdybyśmy nie wiedzieli, my, a także i ta kobieta, byśmy tu nie siedzieli. Kilku działaczy owego zbrodniarskiego, niemoralnego ugrupowania zostało już pojmanych, i choć część ich zeznań jest ze sobą zbieżna, to druga część budzi wątpliwości pewnymi nieścisłościami, i musimy te właśnie nieścisłości wyjaśnić. Ponieważ została wymieniona jako jedna z działaczek owej grupy, znalazła się tutaj. Mało tego! Została wskazana jako jedna z głównych aktywistek, biorących udział w spiskowaniu przeciw koronie. Ponieważ nie chce odpowiedzieć, oznacza to, iż zapisana w jej zbrodniczych, występnych genach zatwardziałość kryminalisty nie pozwala jej przyznać się do winy, nawet, jeśli oznacza to dla niej mniejsze cierpienia i łagodniejszy wyrok. Czasem mam wrażenie, że jest pani za mało obiektywna, pani sędzio, jednak ten temat przemilczę, jeśli pani pozwoli, i powrócę do sprawy milczenia tej kobiety. Spiskowała ? wiemy o tym i my, i ona, ale nie chce się przyznać, gdyż wtedy zawiedzie siebie i zdradzi tych łajdaków, nie obchodzi jej zupełnie, że uchroni tym państwo przed całkowitym upadkiem ? i władzy, i moralnym, o gospodarce i kondycji morale oraz patriotyzmie nie wspominając. Wie, że wszystko, co zostało jej zarzucone, to szczera prawda, więc będzie szła w zaparte; spodziewałem się tego i na mocy danej mi przez arcyksięcia Felmerii kazałem umieścić ją na Poziomie Czwartym tego więzienia. Zostanie tu do czasu, gdy złoży zeznania? lub postrada żywot. Co do tego chyba nie ma pani zastrzeżeń, czy mam może przyprowadzić tu także pani syna? ? Uśmiechnął się przebiegle.

Tamta zesztywniała. Odwróciła się powoli do Arsegaty.

? Arsegato Mortag, czy masz coś na swoją obronę? Książę Melfer zwierzył się nam, iż najchętniej posłałby panią na długie, bolesne tortury, by w ten sposób wyciągnąć z pani odpowiednie zeznania.

? Wyrok będzie łagodny ? wtrącił się błyskawicznie Melfer ? jeśli podasz nam nazwiska pozostałych członków sekty. Zdradź nam wasze plany, przyznaj się do spiskowania przeciw państwu i pomóż nam wyłapać ten zepsuty, zdradziecki element. Opisz, co robiliście podczas ceremonii. Kto brał w tym udział. Gdzie i kiedy się spotykaliście. O czym rozmawialiście. Powiedz nam to, a wyrok będzie łagodny.

? Panno Mortag ? powiedziała kobieta, próbująca nie tyle pomóc Arsegacie, co pokrzyżować szyki Melferowi i nie dopuścić, by w trakcie przesłuchania doszło do kolejnego ?niefortunnego zejścia śmiertelnego?. ? Proszę powiedzieć, czy ma pani coś na swoją obronę?

? Tak ? wybełkotała Arsegata. Nadal była mocno zdezorientowana. ? Owi więźniowie kłamali bądź to państwo się pomylili, bo choć faktycznie jestem Arsegatą Mortag, to nie brałam nigdy udziału w żadnych tajnych spotkaniach, ceremoniach czy tym bardziej...

? Kłamiesz! Mamy świadków!

? Kogo? Pijaczków? Okolicznych bezdomnych, zdolnych powiedzieć wszystko, co im każecie z obawy o własne zdrowie i życie?

? TO ZNIEWAGA! ZNIEWAŻYŁA TRYBUNAŁ! ? W głosie Melfera brzmiała kpina. ? Straże! Uciszyć ją!

Arsegata poczuła kilka ciosów na twarzy, dostała nawet kopa w brzuch.

? Dobrze, dosyć już ? rozległ się głos księcia, zaś strażnicy natychmiast odstąpili od bicia kobiety i usiedli znów po obydwu jej stronach. ? Teraz Trybunał podejmie decyzję w sprawie wyroku.

Członkowie Trybunału zaczęli gorączkowo szeptać między sobą, lecz do pobitej, zdezorientowanej Arsegaty docierały tylko szumy i fragmenty wyrazów, które nijak nie mogły jej pomóc w ocenieniu swoich szans na uniewinnienie. Zamknęła oczy w oczekiwaniu na decyzję Trybunału.

Błagam, żeby wyrok był uniewinniający. Żeby mnie uniewinnili, błagam, błagam, błagam?

Jakie uniewinnienie? Tam jest Melfer. Na uniewinnienie nie ma szans. Pójdziesz do więzienia, a potem na tortury.

? Arsegato Mortag!

Otworzyła oczy; książę górował nad członkami Trybunału, stojąc za wielką ławą. Jego podniesiony głos napełnił ją lękiem, wiedziała bowiem, co powie.

? Zostałaś skazana na czterdzieści lat więzienia w Samotni na Poziomie Czwartym, bez prawa do widzeń i wszelkiego kontaktu ze światem zewnętrznym. ? Jego pogrążona w cieniu twarz przybrała tryumfalny, przebiegły wyraz: uniósł głowę wyżej, a ogólny zarys fizjonomii wskazywał na szeroki uśmiech. ? Chyba, że powiesz nam wszystko, co chcemy wiedzieć. Wtedy zostaniesz nie tylko zwolniona ze skutkiem natychmiastowym, ale ? co ważniejsze ? z pewnością dożyjesz w spokoju swoich dni. Tutaj nie dożyjesz końca wyroku, zadbam o to, i tego możesz być pewna. ? Chwycił jeden ze świeczników i przybliżył go sobie do twarzy, tak, by dobrze go widziała: jego roziskrzony wzrok i szeroki, okrutny uśmiech. ? Wydaj nam innych członków sekty. Tylu, ilu pamiętasz. Daj nam ich nazwiska i adresy. Powiedz, o czym rozmawialiście. Jak wyglądały ceremonie i obrzędy, w których braliście udział. Zdradź nam szczegóły spisku. Powiedz nam to, a zobaczysz swoje wnuki w dniu, kiedy pójdą do szkoły. Jeśli zdecydujesz się za późno, możesz nie mieć nawet dzieci, dlatego zastanów się dobrze. Podpisz te dokumenty, podaj nam nazwiska działaczy sekty, a będziesz wolna.

? Ale ja nie należę do żadnej sekty! ? Arsegata zerwała się z ławy oskarżonych, jednak dwaj żołnierze błyskawicznie złapali ją za ręce i przytrzymali. ? To kłamstwo! Nie należę do żadnej sekty! Nie znam nikogo, należącego do jakiejkolwiek nielegalnej organizacji!

? W takim razie pozostaje nam tylko jedno ? skwitował Melfer. ? Straże! Zabrać ją na Poziom Czwarty!

Arsegata zaczęła wyrywać się z rąk żołnierzy jeszcze żywiej. Chciała dopaść do stołu, za którym siedział Trybunał z Melferem na czele. Chciała dopaść tego drania i udusić go gołymi rękoma, za wszystkie zęby, których brak wyczuła w trakcie rozprawy. Za krew, lepiącą jej włosy, za zdemolowanie jej domu, ba! Doprowadzenie go do kompletnej ruiny! Wiedziała, że nie ma szans tam wrócić, ale sądziła, że gdyby jakimś cudem udałoby jej się tego dokonać, zastałaby nie dom, kupiony za ciężko zarobione pieniądze, ale opustoszały, pozbawiony drzwi i okien budynek, będący od czasu jej aresztowania hotelem dla żebraków, uliczników, bezdomnych, drobnych złodziejaszków i wędrownych alkoholików. Pewnie znalazłoby się tam i kilku opiumistów. Diabli z całą pewnością wzięli porcelanę, którą dostała z okazji rocznicy podjęcia pracy w dotychczasowym miejscu jej zatrudnienia?

? NIE! ? krzyczała, walcząc z silniejszymi żołnierzami. ? NIE! NIE MOŻECIE MI TEGO ZROBIĆ! NIE! NIE MOŻECIE! NIE MACIE PRAWA!

Pyrvus nadał stał, patrząc na zakrwawioną, szamoczącą się kobietę. Skinął głową na żołnierzy, by przyprowadzili ją do niego. Ci natychmiast wykonali rozkaz i przywlekli ją brutalnie przed oblicze arcyksiążęcego syna. Nadal próbowała wyrwać ręce z uścisku żołnierzy, jednak zapał jej znacznie ostygł, znalazłszy się tak blisko znienawidzonego młokosa. Wpatrywała się w jego pogrążoną w mroku twarz, w miejsce, gdzie powinny być oczy.

? Panno Mortag ? powiedział spokojnym, przymilnym tonem Wielki Książę Felmerii, przybliżając twarz do twarzy roztrzęsionej, okrutnie zbitej kobiety, chwytając najbliższy świecznik i przysuwając go do siebie tak, by oświetlona została jego twarz. ? Została pani skazana? praktycznie na dożywocie. Możesz się wykupić tylko w jeden sposób. A tymczasem? miłego gnicia w lochach Samotni!

Roześmiał się okrutnie. Śmiał się i śmiał, a ona, odciągana od niego przez żołnierzy wpatrywała się wściekle, milcząc, w jego lodowate oczy. Nie przymknął ich bowiem, śmiał się prawie bez opamiętania, z szeroko otwartymi oczyma, jakby nie chciał stracić ani sekundy z tej właśnie chwili.

Nie chciała zostać wywleczona z tej sali w ten sposób. Nie chciała, by w jakikolwiek sposób wzięli ją za słabą.

? NIC WAM NIE POWIEM! NIC! SŁYSZYCIE? NIC!

Zaczęła się wyrywać, szarpała się, miotała, wrzeszczała, ile sił w płucach? a Melfer tylko stał i śmiał się z niej, słysząc jej wściekłe krzyki. Jego śmiech odbijał się echem po komnacie i w jej głowie, doprowadzając ją do jeszcze większej furii. W końcu Pyrvus swym nieprzerwanym śmiechem tak ją rozwścieczył, że o mały włos nie wyrwała się mundurowym.

? No, uciszcie ją, znacie się na tym ? zakrzyknął do żołdaków arcyksiążęcy syn, ledwo opanowując atak śmiechu. ? Polecam cios kolbą karabinu w twarz.

Przy wtórze na nowo rozlegającego się okrutnego śmiechu Pyrvusa na twarz Arsegaty spadł cios pięścią, ułamek sekundy zaś potem po raz kolejny w tak krótkim czasie poczuła zimne uderzenie kolby.

Wyniesiono ją bez większych problemów z komnaty.

Śmiech Melfera nie ustawał.

Ciąg dalszy (może) nastąpi

3 komentarze


Rekomendowane komentarze

Cóż, odnośnie do wstępu przed "tekstem właściwym" - mój główny zarzut do drugiej części dotyczył nie tyle "retrospekcji w retrospekcji" (choć nie ukrywam, że to też mnie zirytowało), co tego, że ten fragment nie wnosił absolutnie nic do fabuły.

Tu jest IMO o wiele lepiej. W końcu wiadomo, jak ta kobieta się nazywa i co się jej zarzuca - i co ona ma na swoją obronę. W sumie nie potrafię wskazać niczego, co by mi szczególnie zgrzytało. Może oprócz jednego detalu.

Tymczasem pięć lub więcej metrów nad posadzką i kulącą się z bólu kobietą ogromna machina rozbłysła światłem; miała kształt stalowego sześcianu o zaokrąglonych kantach, doskonale widoczne były nity i łączenia, dzięki którym cała bryła trzymała się w jednym kawałku.

"Sześcian o zaokrąglonych kantach", czyli kula? Mógłbyś mi konkretnie wyjaśnić (albo podać coś dla porównania)? Nie potrafię sobie wyobrazić, jak to miałoby wyglądać.

Na powrót jestem ciekaw, jak to się rozwinie. ;] To jedno "tak" w ankiecie jest ode mnie.

Link do komentarza

Nie kula, po prostu kanty były "spiłowane", obłe; dla porównania - zwykła kostka do gry.

Postaram się coś naskrobać, wielkie dzięki ;) Mam nadzieję, że część jeszcze nienapisana także Ci się - jako tako xD - spodoba ;)

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...