I bądź tu ojcem...
Chciałbym w przyszłości móc szczerze powiedzieć że mój syn lubi ze mną spędzać czas.
Chciałbym być takim ojcem, który zamiast wrzeszczeć że znowu syn traci czas przy konsoli, sam chwyci pada i zacznie grać.
Chciałbym...
Tyle że wiem jak trudno o takie relacje z synem.
Boję się źle wychować syna. Taka prawda. On ma dopiero dwa lata, a ja już wyliczam co zrobiłem źle i co jeszcze mogę spartolić.
Całe to gadanie o złym wpływie gier wkładam raczej między bajki, ale na własnej skórze przekonałem się jak bardzo pochłonąć może dobra gra. Syndrom "jeszcze jednego meczu/levelu/misji" bywa u mnie silny. I o ile sam jestem już w stanie się ograniczyć (ewentualnie robi to moja ukochana żona), o tyle mogę sobie wyobrazić jakie podejście będzie miał dziesięciolatek (oczywiście zakładając, że w ogóle grami zainteresowany będzie). I moja głowa w tym żeby go dobrze ukierunkować. Może być to dość trudne, jako że sam nie czułem się zbytnio "ukierunkowywany". Niemniej, wykonanie questu z kumplami nie może być ważniejsze od czasu spędzonego z rodziną. Mogę oczywiście założyć, że tak naprawdę mój syn będzie widział gdzie leży granica. Ale jeśli tak nie będzie? Jeżeli moja pasja do gier odbije się na nim negatywnie. Chyba sobie tego nie wybaczę...
Ostatnio oglądałem "Salę samobójców". Sama historia, choć pełna stereotypów, w połączeniu z dramatycznym zakończeniem zrobiła na mnie wrażenie. Z przerażeniem oglądałem interakcje głównego bohatera z rodzicami. Przeraziło mnie to jak mało wiedzieli o swoim synu. O jego zainteresowaniach. Jak bardzo ich świat był odległy od jego. Przeraziła mnie ich nieporadność oraz metoda walki z depresją syna i jego uzależnieniem od internetu/gier...
Czy moje doświadczenie jako gracza daje mi przewagę nad tymi rodzicami z filmu?
Znam się na grach. Jestem, i mam nadzieję że za kilka lat ciągle będę, na bieżąco jeżeli chodzi o nowości. Jestem w stanie powiedzieć jaka różnica w brutalności jest między Minecraft a Manhunt, tak więc nie zgłupieję podczas przed świątecznych zakupów. Dodatkowo poza obserwowaniem jak moje dziecko gra czy na konsoli czy na PC, mogę z wielką chęcią przyłączyć się do zabawy. Sprawi mi to prawdopodobnie tyle samo przyjemności co i jemu.
I tu właśnie jest problem. Po części ciągle jestem takim dziesięciolatkiem. Jak nie wychować nałogowca, jeżeli samemu ciężko momentami się opamiętać? Jak zbudować autorytet? Wygrana w Goldeneye chyba nie wystarczy.
Niemniej ciągle mam nadzieję, że znajdę złoty środek i za kilka lat, w chłodny piątkowy wieczór, ja i mój pierworodny usiądziemy razem przy Tekkenie, a on opowie mi co wydarzyło się w szkole ostatnio. Może i jest w tym trochę dziecinności, ale cóż... Taki już jestem.
12 komentarzy
Rekomendowane komentarze