Subiektywny przegląd gier indie, cz. 1
Rynek gier Indie rozwija się bardzo prężnie, a nowe tytuły, choć nieraz oparte na prostych założeniach, są często znacznie ciekawsze niż gry z zestawu AAA. Dlatego też postanowiłem zacząć serię wpisów, w których będę informował o co bardziej interesujących nowościach, z którymi miałem styczność. Wpisy te nie będą miały charakteru recenzji, a tylko krótkiego opisu. Często bowiem prawdziwe perełki znikają w natłoku informacji o tytułach, których jedyną przewagą jest ilość pieniędzy wydanych na marketing. Jeśli uda mi się wzbudzić wasze zainteresowanie którąś grą, to z pewnością więcej informacji wyszukać można chociażby na YT, przeglądając gameplaye.
Na początek dwie gry, zbudowane na bazie mocno zmodyfikowanej koncepcji Tower Defense.
Orcs Must Die zostało zrecenzowane w ostatnim CDA, dlatego też ograniczę się do krótkiej wzmianki. Przy tej grze ubawiłem się bardziej niż przy kilku ostatnich tytułach wysokobudżetowych. Jest dynamiczna, zabawna i potrafi być wymagająca. Zdecydowanie polecam, osobiście wystawiłbym jej ocenę nawet wyższą niż 8. Szkoda tylko, że kampania jest stosunkowo krótka i brak trybu multiplayer. Z drugiej strony pojawiło się tanie DLC, zawierające dodatkowe mapy, także jest spora szansa na dalsze rozbudowanie tej świetnej gry.
Dungeon Defenders, w przeciwieństwie do tytułu przedstawionego powyżej, stawia na kooperację. W trybie multiplayer spotkać się może do czterech graczy, wybierając jedną z dostępnych klas: wojownika, łowcę, maga i mnicha. Każda z nich różni się stylem walki umiejętnościami i możliwością budowy fortyfikacji. Graficznie DD nie jest zbyt zaawansowane, ale zastosowany tutaj luźny styl pozwala przymknąć na to oko. Ilość przeciwników i trudność starć jest dostosowywana dynamicznie, także można grać z drużyną mniejszą niż czteroosobowa, aczkolwiek najlepsza zabawa jest przy pełnym składzie.
Obydwie gry są bardzo dobre i wybór między nimi sprowadza się głównie do decyzji, w jakim trybie chcemy grać. Jeśli preferujecie walczyć sami, to Orcs Must Die będzie lepszym wyborem, natomiast Dungeon Defenders jest świetne w trybie wieloosobowym.
Na koniec coś z zupełnie innej beczki. Binding of Isaac to gra twórców Super Meat Boya, czyli dość hardocorowej platformówki. Tak jak w poprzedniej produkcji, tak i tutaj gra potrafi gracza bezpardonowo rozjechać. W tym wypadku mamy do czynienia z typową produkcją typu roguelike, czyli serią losowo generowanych obszarów, stosunkowo krótkim czasem pojedynczego przejścia i tylko jednym życiem, przy braku zapisów. Kilka postaci do wyboru, sporo rzeczy do odblokowania i wiele sekretów powoduje, że w Binding of Isaac można grać wielokrotnie bez znużenia.
Tym, co wyróżnia ten tytuł jest bardzo, ale to bardzo pokręcony klimat. Gra nawiązuje do biblijnej sceny, w której Abraham gotów jest poświęcić swego syna, by udowodnić oddanie Bogu; powstrzymuje go jednak anioł. W tej, nieco bardziej współczesnej wersji, samotna matka słyszy głosy, które nakłaniają ją do zabicia swego syna. Ucieka on jednak do piwnicy, gdzie czekają na niego wszelkie potworności. Wiele mówi fakt, że podstawową bronią chłopca są jego?łzy. Do tego wystarczy dołożyć niezwykle nastrojową muzykę Danny?ego Baranowskiego i dostajemy coś bardzo wyjątkowego. Od strony mechaniki gra jest prosta, a przy tym miejscami naprawdę wymagająca. Przede wszystkim jednak, warto jednak się z nią zapoznać ze względu na klimat. A soundtrack można kupić już za 1 dolara.
Kolejny przegląd już wkrótce, jak tylko wynajdę parę kolejnych perełek.
1 Comment
Recommended Comments