Od przynajmniej 30 lat trwa w naszym państwie społeczna debata na temat energetyki jądrowej. Jako orędownik technokratyzacji i unaukowiania, naturalnie stoję po stronie zwolenników budowy elektrowni atomowej w Polsce. Nie to jest jednak przedmiotem tekstu. Pewnie zdecydowana większość z Was, bez względu na swoje zdanie w tym temacie, nie zastanawiała się nigdy nad prawnymi podstawami tego typu inwestycji. Dotychczas nie zastanawiałem się i ja, ale zainspirowany (czyt. zmuszony) zajęciami z prawa zagospodarowania przestrzennego, postanowiłem wziąć pod lupę tę właśnie kwestię.
Państwowa Agencja Atomistyki
Tradycja rodzimej atomistyki sięga lat '50 ubiegłego wieku. Już wtedy zdolni polscy naukowcy wspomagani przez przyjaciół ze wschodu, uruchomili eksperymentalny - wodny - atomowy, reaktor EWA. Zresztą, nawet obecnie, pod nieświadomymi nosami Warszawiaków, działa napędzany paliwem uranowym reaktor Maria. Nie możemy też zapomnieć o ciągle powracającym temacie elektrowni w Żarnowcu. Każdy z tych obiektów został zaprojektowany, wzniesiony i oddany do użytku, w zgodzie ze sztywną literą prawa.
Organem rządowym odpowiadającym za porządek w naszej polityce nuklearnej jest Państwowa Agencja Atomistyki, na czele z Prezesem. Prezes PAA to jednak nie byle poseł i musi posiadać zarówno wykształcenie wyższe, 6-letni staż, jak i wiedzę z zakresu spraw należących do właściwości Prezesa Agencji (czyt. powinien być fizykiem jądrowym). Dopiero taką osobę pan Tusk, na wniosek ministra środowiska, może powołać na ten zaszczytny urząd. Wśród podstaw prawnych natomiast, centralną rolę pełni ustawa Prawo Atomowe (Dz. U. z 2004 r., Nr 161, poz.1689 i Nr 173, poz. 1808). W niej to możemy poczytać o zezwoleniach w zakresie bezpieczeństwa jądrowego i ochrony radiologicznej, zasadach stosowania promieniowania jonizującego w celach medycznych, materiałach i technologiach jądrowych, regulacjach dotyczących źródeł promieniowania jonizującego, odpadów promieniotwórczych i wypalonego paliwa jądrowego, transportu i tranzycie takich odpadów oraz o postępowaniu w razie zdarzeń radiacyjnych.
Budujemy elektrownię!
Dla nas najbardziej interesujący jest rozdział 4: Obiekty jądrowe. Już na wstępie dowiadujemy się, że nie będziemy mogli wybudować, ani dokonać rozruchu żadnego obiektu napędzanego energią nuklearną, jeżeli nie spełnimy wymagań bezpieczeństwa jądrowego, ochrony radiologicznej, ochrony fizycznej lub zabezpieczeń materiałów jądrowych. Rzecz to ważna, bowiem za ewentualne problemy odpowiada kierownik i niezależnie odeń wszyscy inni uczestnicy inwestycji. Zresztą, każdy ma prawo do uzyskania od kierownika dokładnej, pisemnej informacji o stanie bezpieczeństwa jądrowego.
Wniosek o pozwolenie na budowę obiektu jądrowego, inwestor składa ministrowi wł. do spraw gospodarki. W dokumencie tym należy zawrzeć:
1) charakterystykę obiektu energetyki jądrowej, w tym określenie:
a) planowanej łącznej mocy zainstalowanej - w przypadku elektrowni jądrowej,
b) planowanego okresu eksploatacji obiektu; (...)
(art. 23 Ustawy o przygotowaniu i realizacji inwestycji w zakresie obiektów energetyki jądrowej oraz inwestycji towarzyszących, Dz. U. z dnia 30 czerwca 2011 r.)
Zakładając, iż spełniamy wszelkie wymagania dotyczące wzniesienia obiektu jądrowego, rozpoczynamy poszukiwania gruntów pod zabudowę. Ustawa w tym elemencie jest bardzo restrykcyjna, co powinno ucieszyć wszystkich atomowych sceptyków. Przed wyborem lokalizacji obiektu inwestor bada i ocenia teren pod kątem: warunków sejsmicznych, tektonicznych, geologiczno-inżynierskich, hydrogeologicznych, hydrologicznych i meteorologicznych; a także gęstości zaludnienia i sposobu zagospodarowania okolicy. Nie wiem czy Japończycy w swoim prawie posiadają klauzule podobne, ale jestem pewny, że Fukushima nie spełniłaby już pierwszego wymagania, dotyczącego warunków sejsmicznych. Cieszy również to, że elektrowni legalnie nie usadowimy w śródmieściu Warszawy. Plakaty propagandowe przedstawiające przyjazną elektrownię nuklearną w sąsiedztwie domków jednorodzinnych trzeba również włożyć między bajki. Dla ciekawostki mogę podać, iż za wydanie wyprzedzającej opinii dotyczącej planowanej lokalizacji elektrowni, inwestor wnosi opłatę w wysokości prawie 200 tyś. złotych, co stanowi dochód budżetu państwa. Dopiero po tych pomiarach, tworzony jest raport lokalizacyjny, podlegający ocenie Prezesa Państwowej Agencji Atomistyki, który może wydać zezwolenie na budowę obiektu jądrowego.
Dla porządku i uspokojenia powiem też, że na tym nie koniec procedur weryfikacyjnych. Odpowiednie rozporządzenie Rady Ministrów nakłada obowiązek składania okresowych raportów opiniujących stan bezpieczeństwa. Zagrożenia takie jak: trzęsienia ziemi, niestabilne zbocza lub skarpy, zalania i podtopienia terenu, dokonywana jest zarówno z punktu widzenia rozwiązań technicznych i organizacyjnych jak i charakterystyki danej lokalizacji w odniesieniu do prawdopodobieństwa i skali wystąpienia zjawisk. W uzasadnieniu do rozporządzenia czytamy, że tego typu działania są tym ważniejsze, po awarii w Fukushimie.
Odpadki
Rzeczywistą bolączką eksploatacji elektrowni nuklearnych, jest utylizacja zużytego paliwa jądrowego (np. zubożonego uranu). Obecnie w Polsce działa jedno składowisko odpadów jądrowych - Krajowe Składowisko Odpadów Promieniotwórczych w Różanie, lecz budowa nowych reaktorów niewątpliwie zwiększyłaby zapotrzebowanie na tego typu obiekty. Ustawa stanowi, że odpady promieniotwórcze i wypalone paliwo jądrowe przechowuje się w warunkach umożliwiających ich segregację oraz w sposób zapewniający ochronę ludzi i środowiska. Znów uspokajam - jeżeli składowisko jest utrzymane w dobrym stanie, okoliczni mieszkańcy nie doznają żadnego uszczerbku na zdrowiu. W Różanie nie zaobserwowano żadnej zwyżki nowotworów, czy też innych schorzeń.
Oczywiście, gwarancją bezpieczeństwa jest właściwe ulokowanie składowiska. Śmieci mało lub średnio radioaktywne można bez większych obaw chować w zakładach powierzchniowych. Wymagania są analogiczne, do tych jakie stawia ustawa przed budową elektrowni - na czele ze stabilnością geologiczną. Istnieje nawet specjalna tabela punktująca dane cechy terenu i ranking ewentualnych lokalizacji. (Przykładowo: obszar o zaludnieniu poniżej 60 osób na km2 otrzymuje 4 punkty, a powyżej 120 tylko 1 punkt). Największy rygor dotyczy oczywiście składowisk odpadów o wysokiej radiacji. Taki obiekt musi być otoczony należytą barierą naturalną (np. stara kopalnia, ale z daleka od wód podziemnych) bądź inżynierską. Nie wszędzie przepisy są jednakowe. W Niemczech, wszystkie nieczystości, zarówno nisko jak i wysoko radiacyjne, muszą być składowane pod ziemią. Natomiast Związek Radziecki prowadził paskudną praktykę zatapiania niektórych odpadów w Morzu Arktycznym.
Odpady można składować wyłącznie w stanie stałym, w opakowaniach zapewniających bezpieczeństwo ludzi i środowiska pod względem ochrony radiologicznej. Unieszkodliwianie odpadów promieniotwórczych rozpoczyna się już w miejscu powstawania, gdzie się je ładuje do specjalnych opakowań ochronnych. Zdecydowana większość jądrowych śmieci ma postać ciała stałego i wymiary umożliwiające umieszczenie je w ocynkowanych dwustronnie hobokach. Co bardziej niebezpieczne odrzuty zostają sprasowane lub pocięte, wsadzane do grubych bębnów i zalewane betonem. W niektórych przypadkach, po okresie kilku lub kilkunastu miesięcy aktywność odpadów może obniżyć się tak bardzo, że możliwe jest przekwalifikowanie ich do odpadów niepromieniotwórczych.
A jak pierdyknie?
Wyobraźmy sobie sytuację mało prawdopodobną, by nie rzec niemożliwą. Gdzieś w Europie wschodniej spada meteoryt naruszając strukturę tektoniczną terenu i powodując serię trzęsień ziemi. Uderzenie było zaskakujące, więc nim zdołaliśmy zareagować, nasza nowiutka elektrownia wypuszcza w świat ogromne ilości śmiercionośnego promieniowania. Śmierć, ciemno, psy wyją. Co teraz?
Przede wszystkim prawo rozróżnia rodzaje zdarzeń radiacyjnych, ze względu na obszar skażenia. W podanym przykładzie możemy mówić o zagrożeniu terytorium całego kraju, a więc akcją likwidacji zagrożenia i usuwania skutków zdarzenia pokieruje minister wł. do spraw wewnętrznych przy pomocy Prezesa PAA. Wnet pan Tusk powinien wydać rozporządzenie określające plan postępowania awaryjnego, oraz wartości poziomów interwencyjnych dla poszczególnych rodzajów działań interwencyjnych. Po przekroczeniu odpowiednich progów radiacji, zarządzona zostanie ewakuacja, a następnie nakaz nie opuszczania budynków i ograniczenie spożywanej żywności, która przecież mogła zostać napromieniowana. W dalszej perspektywie możemy się spodziewać rozdawnictwa preparatów odkażających, podobnych do słynnego płynu Lugola, z czasów katastrofy w Czarnobylu. Jeżeli zagrożenie okaże się jeszcze niebezpieczniejsze, to ustawa przewiduje czasowe, a nawet stałe przesiedlenie ludności (!). Co ważne, osoba eksploatująca obiekt jądrowy w zasadzie ponosi odpowiedzialność, za każde zdarzenie radiacyjne. Jedynym wyjątkiem jest tu uszkodzenie powstałe podczas działań wojennych.
Jak widzicie, nie ma się czego bać. Ustawodawca o wszystko zadbał. Koniec nudzenia, możecie się rozejść.
18 komentarzy
Rekomendowane komentarze