Skocz do zawartości

Nocnik

  • wpisy
    16
  • komentarzy
    58
  • wyświetleń
    9131

Hotelowa Kaczka rozdział 3 i 4


Gravedigger15

217 wyświetleń

Rozdział 3 ? Czego się napijesz?

Rozglądnąłem się w około. Była noc. Tylko piasek i pustynia. Niedaleko była mała górka, postanowiłem na nią wejść i się rozglądnąć. Chwila i już byłem na górze. Z niej zobaczyłem małe miasteczko prawie jak z westernu jakiś kilometr ode mnie. Ruszyłem szybkim krokiem,a w mojej głowie obijało się pełno pytań. Gdzie ja jestem, skąd się tu wziąłem, kim był ten facet, czy ja śnię. Na to ostatnie chyba miałem odpowiedź. Nie śniłem. Nie wiem czemu ale to wiedziałem, tak po prostu to się czuje. Doszedłem do miasteczka. Była tam jedna główna ulica. We wszystkich domach były zgaszone światła, tylko w jednym budynku na samym końcu głównej drogi świeciło się światło. Ruszyłem długą drogą przez miasteczko. Jakby miasteczko duchów, ani żywej duszy. Zbliżając się do budynku coraz głośniej słyszałem śpiewy, okrzyki, wystrzały i dźwięk uderzania o siebie kufli. Zobaczyłem wielki szyld z napisem ?Salon? i przez klasyczne westernowe drzwi wszedłem do środka. Był to widok nie do opisania. Ludzie pijący litrami alkohol, krzyczący, półnagie kobiety w ramionach rewolwerowców. Jakby kadr z westernu. Unikając bijących się facetów i spadającego z żyrandolu jakiegoś pasterza krów, podszedłem do baru.

-Czego się napijesz? ? powiedział wesoło barman i nie czekając nalał mi szklankę whisky. Nie czekając wypiłem szybko i zapytałem.

-Gdzie ja jestem?

-W miasteczku ForeverFun! ? powiedział ucieszony jeszcze bardziej jakby to pytanie sprawiło mu ogromną przyjemność, a sam nalał mi kolejną szklankę, którą szybko wypiłem.

-Ale? ja nie wiem skąd się tu wziąłem! ? krzyknąłem gdy nalewał mi kolejną szklankę.

-A kto wie? ? zapytał z uśmiechem i w tym momencie dostał butelką od chłopaka który zajął miejsce pasterza na żyrandolu.

Poczułem ciepłą dłoń na moim ramieniu. Odwróciłem się. Była to Jean. Ubrana w strój typowy dla dam z tamtego czasu, złapała mnie za rękę i pociągnęła na schody. Potem do pokoju. Byłem w nią wpatrzony, nie widziałem niczego innego niż ona, ani bezzębnego faceta ścigającego prostytutki po korytarzy, ani chłopaka który wyglądał na 12 lat a wsadzał głowę w piersi 50 letniej prostytutki.

Weszliśmy do pokoju.

-Jean co tu się- zacząłem lecz ona rzuciła mnie na łóżko, położyła się na mnie i zaczęła całować.

Rozdział 4 ? Baw się, nie pieprz głupot!

Obudziłem się. Leżałem chwilę z zamkniętymi oczami modląc się żeby to wszystko było tylko dziwnym snem. Otworzyłem oczy. Leżałem sam w łóżku w którym przed chwilą kochałem się z moją sąsiadką Jean, ubraną w westernowską sukienkę. ?Genialnie? pomyślałem gdy ubierałem spodnie. Spojrzałem przez okno i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu okazało się że dalej jest noc. Spojrzałem na mój zegarek. Nie wskazywał godziny, nie było wskazówek. Wyszedłem z pokoju i doznałem kolejnego szoku. Jakby nic się nie zmieniło w całej scenie zabawy w salonie. Wszyscy pili, krzyczeli i bawili się.

-Hej Jon! Tutaj! ? usłyszałem krzyk z końca Sali. Pośpiesznie zszedłem ze schodów i zobaczyłem że pod samą ścianą siedzi owy jegomość z telewizora, ten od cylindra, hotelowych kaczek i cygara ? Muszę Ci powiedzieć jesteś szybki! Pierwsze 30 min w nowym życiu a już pierwsze wrażenia miłosne masz za sobą!

-Ale, co ja tu robię? Czemu mnie tu przysłałeś? ? zadawałem pytania lekko zhisteryzowanym głosem. Usiadłem na wysuniętym krześle i pochyliłem się w jego stronę. Gdybym był jakimś siłaczem albo chociaż dobry w szkolnych bójka zaraz bym go sprał. Lecz nie byłem.

-Cóż to jest Twoje wymarzone życie, nieprawdaż? Tego chciałeś, zabawy bez zobowiązań, bez konsekwencji, ciągle i ciągle. Jak widzisz tu zawsze jest noc więc nie ma pory na pracę, na pójście do kościoła, na odpoczynek od szklanki. Ci wszyscy ludzie są uwięzieni w błogiej zabawie. Nie sądzę żeby którekolwiek z nich pamiętało inne życie.

-Ale Jean jest moją sąsiadką. Ją też tu ściągnąłeś? ? zapytałem a krew zaczęła się we mnie gotować. Facet wywozi mnie do zapętlonego w czasie miasteczka i wywozi jeszcze dziewczynę która jest najważniejsza w moim życiu.

-Nie- powiedział z powagą składając ręce przed sobą jak lekarz mówiący choremu wyrok. Z jednej strony lekarz jest człowiekiem i współczuje choremu, z drugiej fascynuje go ta choroba jak i reakcja na wieść o niej ? Ty sam ją tu ściągnąłeś.

-Ja?

-Tak Ty. Widzisz tutaj ? pokazał jakby chciał objąć całą salę swoimi rękami ? spełniają się wszystkie marzenia. Te najskrytsze. Ty chciałeś puknąć swoją sąsiadkę, Bill chciał pić bez przerwy ? pokazuje na gościa który przyssał się do beczki piwa i pije z małego kraniku. Był gruby i wyglądał tak jakby spędził w tej pozycji parę lat.

-Ale? jak stąd uciec?

-Uciec? Jon! Jak to powiedział kucharz jej królewskiej mości ?Baw się, nie pieprz głupot!?. Cóż potem królowa skazała go na ścięcie głowy za to że przepieprzył zupę? biedny? wybrałeś sobie takie życie. Już go nie chcesz?

- Nie chcę! Chcę stąd wrócić do domu! Do mojego mieszkania!

-Hmmm? - zamyślił się nieznajomy i zapalił cygaro. Czekałem z napięciem co powie, czy mnie stąd zabierze ? czasem? nie wystarczy zapakować jednej małpy do klatki, tylko całe stado ? co mówiąc uderzył dłonią od góry swój cylinder, który jakby zaczął go pożerać. Najpierw głowa potem tułów, aż nie zostało nic tylko cylinder na krześle. Cylinder beknął, zawinął się i jakby zjadając sam siebie zniknął.

-Genialnie! ? krzyknąłem. To na pewno ułatwiało mi zadanie. Co on powiedział? A tak:

?czasem nie wystarczy zapakować jednej małpy do klatki, tylko całe stado?. Hm. Co to może znaczyć?

Ja jestem jedną małpą, to pewne. Głupią małpą która dała się nabrać. Ale skąd mogłem pomyśleć że facet wyśle mnie do innego świata czy życia? Stado. Cóż to pewnie oni wszyscy. Może nic mu nie da jeśli ja się stąd wyrwę tylko mam nawrócić innych? Cóż będzie to trudne, bo od Billa który żłopie nieskończone piwo, po tego dwunastolatka zabawiającego się z prostytutką nie ma nikogo kto chciałby takie życie przerwać. A co mnie oni! Zdenerwowany wybiegłem z salonu i zacząłem biegnąć prosto przed siebie najpierw główną ulicą, potem przez pagórek, i przed siebie. Musi być coś dalej, coś co jest bardziej z mojego świata. Dobiegłem do jakiegoś kaktusa i zatrzymałem się. Na kaktusie była tabliczka ?Zajęte?. Kaktus stał na namalowanej farbą grubej czerwonej linii. Gdy odpocząłem chciałem ruszyć dalej, przełożyłem już nogę przez linię, lecz z niewyjaśnionych mi powodów stałem znów naprzeciw kaktusa. Był on podobny do człowieka trzymającego ręce do góry ( jak przy napadzie na bank ). Cóż może się jakoś przesunąłem? Poszedłem kilka kroków w prawo, i ku mojemu zdumieniu kiedy chciałem przejść linię znów natrafiłem na kaktus. Na tabliczce był dalej ten sam napis ?zajęte?. Odszedłem kilka kroków i szybkim biegiem wyznaczyłem sobie bezpieczną, bez-kaktusową drogę przez czerwoną linię. Gdy już myślałem że przebiegnę bez problemu z nikąd wyrósł kaktus i mocno nadziałem się na jego igły. Igły były jak z żelaza. Pokłuty, odchodząc od czerwonej linii, zdałem sobie sprawę że nie ucieknę z tego okropnego świata. Skierowałem się w stronę salonu opłakując w duszy moją sytuację. Kiedy odchodziłem rzuciłem jeszcze jedno wrogie spojrzenie na kaktusowego strażnika, a na jego tabliczce był napis ?Ha ha, mówiłem że zajęte??. Stojąc już na głównej drodze, zobaczyłem że na prawo od salonu był mały, drewniany, biały kościółek. Rzuciłem mu posępne spojrzenie i wszedłem do ogarniętego zabawą i krzykiem salonu. Zobaczyłem że dobrze wybrałem, bo ksiądz był w salonie, a nie w kościele. Siedział z jakimiś oprychami pod ścianą i rżnął w pokera. Miał pokerową czapeczkę, palił cygaro i sączył koniak. Może on mi pomoże, w końcu to duchowny.

-Proszę księdza- zacząłem niepewnie, lecz on nawet nie zerknął na mnie- co tu się dzieje przecież ksiądz nie może!

-odejdź nie widzisz że gram?- powiedział ksiądz zamyślonym głosem, myśląc zapewne nad doborem kart.

-Ale proszę księdza tak nie może być! ? krzyknąłem na niego łapiąc go za jego cuchnącą koniakiem i cygarem sutannę i podniosłem go do góry ? I Ty na to pozwalasz? ? wkurzyłem się. Byłem chyba gotów nawet go pobić. Był silniejszy niż myślałem i zauważyłem jego pięść lecącą w moją głowę. Zrobiłem unik a on odpychając mnie krzyknął:

- Co Ty wiesz o moralności? O życiu? Ja tu jestem księdzem i ja wyznaczam co jest w dobrym smaku a co nie ? usiadł i po chwili dodał ? Jeszcze raz Ci mówię! Baw się, nie pieprz głupot!

Byłem w dużym szoku. Doczołgałem się do lady. Barman postawił mi kieliszek. Wypiłem bez gadania. Czekałem na następnego lecz wąsaty barman zamiast nalewać, przybliżył swoją twarz do mnie.

-słyszałem że chcesz opuścić ten świat?

-tak- odpowiedziałem sucho. Choć byłem zmęczony walką z kaktusem i księdzem, w moim sercu mały meksykanin o nazwie ?Nadzieja? podniósł łeb i patrzył się z nadzieją spod sombrero na barmana.

-i chcesz żeby wszyscy przestali się bawić? Żeby się uwolnili?

-tak.

-zatem- powiedział i schylił się pod ladę. Ku mojemu wielkiemu zdumieniu wyciągnął dwa rewolwery i oba wymierzył w moją pierś ? muszę bronić swojej fuchy chyba rozumiesz? To nic osobistego, tylko biznes ? mówił jak prawdziwy zabijaka z filmów. Nie uśmiechała mi się rola trupa, a na pewno nie w tym świecie, gdzie będą tańczyć i rozlewać piwo na moje gnijące ciało kolejni zabawowicze. Rzuciłem się do wyjścia, gdy usłyszałem strzał. Kula świsnęła mi koło ucha. Z impetem wpadłem na salonowe drzwi i wybiegłem na główną ulicę. Widziałem jak barman wychodzi spokojnie zza lady mówiąc do jakiegoś pryszczatego pijanego dzieciaka ?Przejmij interes, zaraz wracam?. Strzelanie do mnie nie było miłe z jego strony. Od razu zobaczyłem gdzie mam uciekać, jakby lekko oświetlony jedną z gwiazd kościół rozjaśniał na końcu głównej drogi. Biegłem do niego ile tylko sił w nogach. Gdy usłyszałem parę strzałów za plecami. Poczułem ból w lewym ramieniu.

-Postrzeliłeś mnie! Ty gnoju! ? krzyknąłem ściskając ramię i biegnąc dalej ile tchu.

-A co Ty myślisz, po co ja do Ciebie strzelam!? ? odkrzyknął i strzelił jeszcze dwa razy. Nie trafił.

Drzwi kościoła były otwarte, wpadłem i zamknąłem je szybko, gdy kolejne dwie kule uderzyły w nie. Jedna kula przebiła drzwi i wbiła się prosto w ranę na boku metalowego Jezusa na krzyżu, który stał na ołtarzu. Szybko przebiegłem przez kościół i znalazłem jakieś drzwi, a za nimi schody. Pewnie prowadziły na wieżę z dzwonem. Nie było czasu na zmianę zdania bo już słyszałem odkopywane ze złością główne drzwi kościoła. Schody były szerokie, jak sama wieża. Nawet z dołu widać było wielki jak na takie małe miasteczko dzwon. Wpadłem na samą górę i usłyszałem jak kula uderza z charakterystycznym dźwiękiem w dzwon. Rozglądnąłem się. Nikt mi nie biegł na pomoc, nie było gdzie uciec.

-Niech pan stoi spokojnie ? powiedział barman za moimi plecami ? nie chcę marnować kul.

-Niestety drogi barmanie ? powiedziałem z lekkim uśmieszkiem. Zawsze byłem dobry z matmy i szybko liczyłem, ale nie wiedziałem że przyda mi się to w takiej sytuacji- wystrzeliłeś już wszystkie swoje kule. Trzeba było je oszczędzać wcześniej.

Barman nacisnął spust. I wtedy zwolnił czas a mój umysł zalały wątpliwości. Czy dobrze słyszałem, czy dobrze policzyłem? Dwa rewolwery, każdy po 6 nabojów, czyli 12 strzałów było dwanaście? około. To około było moim być albo nie być, czy będę leżał z kulką w głowie i połamanymi kośćmi pod kościołem czy nie. I świat przyśpieszył. Dobrze policzyłem.

Nie czekając skorzystałem z zamyślenia barmana nad tym jak roztrwonił swoje tak drogocenne naboje i rzuciłem się na niego. To nie było mądre, był większy i silniejszy, szybko złapał mnie za szyję i wystawił za krawędź barierki. Barierki dzielącej mnie od życia i śmierci. Zawsze zastanawiało mnie czemu na filmach nikt nie wkłada sobie palców do oczu. Nawet jak już prawie umierają, główny bohater wykonuje skomplikowany chwyt, rzut lub cios i wygrywa dobry. Ja nie byłem bohaterem filmu więc bez skrupułów wsadziłem oba swoje palce do oczu barmana. Ten odleciał do tyłu, potknął się i uderzając głową w dzwon spadł przez klatkę schodową wierzy na sam jej dół. Nie słyszałem upadku. Zagłuszył go wściekle bijący dzwon. Wtedy zobaczyłem że coś się dzieje. Z salonu zaczęli wylegać na główną ulicę ludzie. Jakby w przyśpieszonym tempie noc znikła, a słońce wspięło się na błękitne i wolne od chmur niebo. Spojrzałem na zegarek. Byłą dziewiąta. Zobaczyłem jak ksiądz wyrzuca karty, cygaro i czapeczkę pokerzysty i wchodzi do kościoła. A za nim każdy, już nie myślący o zabawie tylko o modlitwie. Porzucali swoje marzenia i wchodzili jeden za drugim. Kula z mojego ramienia wyleciała i wesoło niczym pszczoła na wiosnę zabzyczała i odleciała, a rana od razu się zagoiła. Usłyszałem organy i jakąś pieśń religijną. ?Udało mi się? pomyślałem.Chciałem zadowolony z siebie zbiec na dół, lecz uderzyłem głową w dzwon i wywijając orła na schodach straciłem przytomność.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...